Akty agresji wobec świątyń, nie tylko katolickich, to odpowiedź na odkrycie w pobliżu prowadzonych przez kler szkół z internatem grobów ponad tysiąca dzieci. O tym, dlaczego papież Franciszek nie przeprasza za kolonialne zbrodnie Kościoła, rozmawiamy z prof. Arkadiuszem Stempinem
Szkoły dla rdzennych mieszkańców Kanady stworzone były przez rząd, ale prowadzone przez kościoły chrześcijańskie, ich celem była adaptacja dzieci do dominującej kanadyjskiej kultury. W praktyce były miejscami, w których panowała strukturalna przemoc – dzieci bito, głodzono, gwałcono; wychowanków dziesiątkowały również choroby. Według raportu kanadyjskiej Komisji Prawdy i Pojednania takich nieoznaczonych, zapomnianych lub ukrywanych grobów może być w całym kraju 3,2 tys.
W czerwcu ekipy archeologiczne ustaliły miejsca pochówku około tysiąca dzieci przy czterech szkołach rezydencjalnych. To odkrycie wywołało falę antykolonialnych i antykościelnych emocji. 1 lipca, w Dzień Kanady, zrzucono z piedestałów pomniki królowych Wiktorii i Elżbiety II oraz kpt. Jamesa Cooka. Gniew protestujących obrócił się także przeciwko Kościołom, które prowadziły szkoły rezydencjalne. Zaczęły się podpalenia świątyń katolickich i protestanckich, głównie na terytoriach ludów tubylczych.
Proces ujawniania zbrodni i nadużyć, jakich dopuszczono się wobec rdzennych mieszkańców Kanady trwa już od kilkunastu lat. Zgodnie z rekomendacją Komisji Prawdy i Pojednania Kościoły, które prowadziły szkoły rezydencjalne, powinny przeprosić za nadużycia, jakie tam miały miejsce. Dotychczas nie uczynił tego Kościół katolicki, administrator dwóch trzecich z tych placówek. Jak pisze Joanna Gierak-Onoszko, autorka książki „27 śmierci Toby'ego Obeda" o rozliczaniu się Kanady z tą nie tak dawną przeszłością, na mocy porozumienia zawartego pomiędzy 86 tys. dawnych dzieci ze szkół rezydencjalnych, a kanadyjskim rządem i Kościołami, każdy z nich miał również zebrać proporcjonalną do swego udziału sumę na rekompensaty dla ofiar. I w tym przypadku dotychczas nie uzbierał odpowiedniej sumy tylko Kościół katolicki.
O tym, dlaczego Kościół nie przeprasza, a papież Franciszek unika wyraźnych deklaracji w sprawie szkół rezydencjalnych OKO.press rozmawia z prof. Arkadiuszem Andrzejem Stempinem, historykiem Kościoła, wykładowcą WSE im. ks. Tischnera w Krakowie i na Uniwersytecie we Freiburgu.
Miłada Jędrysik, OKO.press: Kiedy trudno już sobie wyobrazić, jakie jeszcze szkielety wyjdą z kościelnej szafy, pojawia się nowy: postkolonialny. W jakim stopniu winę za cierpienie dzieci w Kanadzie ponosi kolonialny system, który chciał siłą akulturować rdzennych mieszkańców, a w jakiej same Kościoły (nie tylko katolicki)?
Prof. Arkadiusz Andrzej Stempin: Tej odpowiedzialności nie można linearnie oddzielić. Państwo tworzyło ramy, Kościół przejmował rolę edukacyjną, wychowawczą, kulturową. Zresztą sojusz tronu i ołtarza jest wpisany w tradycję Kościoła do II soboru watykańskiego (1962-1965). Nawracanie pogan od XVI wieku odbywało się w ramach misji cywilizacyjnej Europejczyków, prowadzonej na wszystkich kontynentach. W oparciu o pogląd, który dziś nazywamy rasistowskim.
Misji nauczania i zbawienia maluczkich?
Europejczycy widzieli społeczeństwa analfabetów, bez znajomości osiągnięć epoki oświecenia. Kościół z kolei spoglądał na autochtonów jak na niegodziwców, którzy nie znali Prawdy Objawionej. Jej przekazanie urastało do nakazu chwili. Nowotestamentowe wyzwanie z ewangelii Mateusza „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody aż po krańce ziemi” rozumiano jako święty obowiązek. Życie poza ramami zbawienia dla katolików nie było nic warte. Jeśli ginęli poganie, którzy odrzucali naukę Chrystusa, to bluźnierstwo legitymizowało ich eliminację.
Nawracanie siłą kojarzy nam się z epoką średniowiecza, krucjatami, paleniem czarownic na stosach. Nic bardziej mylnego. Do XIX wieku obowiązywały te same kulturowe ramy moralne i etyczne. Dzisiejsze kategorie praw człowieka z trudem przebijały się od epoki oświecenia do „Realpolitik”.
Powiedziałam wcześniej, że to nowy front oskarżeń wobec Kościoła katolickiego, ale miałam na myśli opinię publiczną w Polsce. W Kanadzie proces gojenia ran i zadośćuczyniania rdzennym społeczeństwom trwa już od kilkunastu lat. O nadużyciach w szkołach mówi się od lat 90., o tych grobach było wiadomo już dawno. Kościoły protestanckie, które brały udział w tym procederze, przeprosiły. Kościół katolicki nadal tego nie zrobił.
Zalecenie przeprosin przez głowę Kościoła katolickiego sformułowała jako jeden z 94 postulatów kanadyjska Komisja Prawdy i Pojednania. Premier Kanady Justin Trudeau przedłożył tę prośbę papieżowi podczas wizyty w Watykanie w 2017 roku. Rok później episkopat Kanady oświadczył jednak, że Franciszek nie przeprosi, choć niesprawiedliwość wobec Indian potępia.
Ale dlaczego? Zostawiając już na boku wymiar moralny, to dla Kościoła wizerunkowy cios. Znów pokazuje się jako nieczuły na cierpienie i– najpierw długo milczał ws. molestowanych dzieci, teraz ws. rdzennej ludności.
„Kultura przeprosin” za kolonialną przeszłość jest cywilizacyjnym osiągnięciem najnowszej epoki. Lista przepraszających byłaby długa, a opór wobec przeprosin silny. Turcja do dziś zaprzecza ludobójstwu Ormian. Nie brak więc w Watykanie oponentów, którzy pytają, dlaczego Kościół katolicki ma wychodzić przed szereg. Odzwierciedla to jednak myślenie kategoriami racji stanu instytucji, nie kategoriami moralnymi.
Wiemy, że Franciszek rozmawiał o tej sprawie z dwoma kurialnymi kardynałami z Kanady: Marcem Ouelletem z Kongregacji ds. Biskupów i Michaelem Czernym z urzędu ds. migracji i uchodźców. Ale treści tych rozmów nie znamy. Wyznaczył też nowego nuncjusza w Kanadzie, Iwana Jurkowiča ze Słowenii, który do tej pory był stałym obserwatorem Watykanu przy genewskich agendach ONZ: WTO i IMO (ds. migracji).
I powiedział publicznie, że „z bólem śledzi doniesienia z Kanady", wzywając władze cywilne i kościelne do wyjaśnienia sprawy.
Prawdopodobnie papież czeka na „niezbite dowody” winy, czyli wyniki oficjalnego śledztwa w sprawie grobów, którymi zamknie usta swoim wewnętrznym przeciwnikom, bo ci niezmiennie dybią na to, by go odsunąć od władzy. I twierdzą, że przeprosiny papieża ucieszą jedynie odwiecznych wrogów Kościoła.
Czy Jan Paweł II nie odniósł się do zarzutów o maltretowanie dzieci z tego samego powodu?
Przeprosił bardzo ogólnie za historyczne grzechy KK (krucjaty, inkwizycja, Luter) w 2000 roku. I też musiał o to staczać boje. A jednocześnie nie przyznał mieszkańcom Ameryki Południowej prawa do walki z niesprawiedliwością społeczną w oparciu o wykładnię religijną. I nie wiemy do dziś, co myślał, kiedy dowiedział się o zabójstwie abp. Oscara Romero, który tę wykładnię zastosował i dlatego zginął. A miesiąc wcześniej osobiście w Watykanie prosił papieża o wsparcie.
Tymczasem to wcale jeszcze nie musi być koniec skandali z przeszłości. Ile jeszcze takich szkieletów się znajdzie w tym światowym procesie emancypacji ofiar? Kogo jeszcze oszczędza społeczny gniew? Misjonarzy w Afryce?
Afryka była od XIX wieku trzecim z kolei, po Ameryce łacińskiej i Azji, celem misyjnym Kościoła katolickiego, głównie francuskich misjonarzy. Ale krytyczna historia katolickich misji we francuskiej Afryce jest jeszcze niewystarczająco przebadana. Inaczej niż np. udział kościoła protestanckiego w ludobójstwie 90 tysięcy autochtonów z plemion Herrero, Nama i Damara w imperium niemieckim w Namibii (1904-08). Tam postawa misjonarzy była zróżnicowana: od identyfikacji z potęgą kolonialną po solidarność z miejscową ludnością.
Nie wiem, czy musimy sięgać aż 100 lat wstecz: i dziś mamy doniesienia o misjach takich jak ojca Godawy, który również traktuje miejscowe kameruńskie dzieci jak „niewyuczalnych tubylców”.
To są już aberracje. Dzięki mediom i powstaniu w latach 50. światowej opinii publicznej, cywilizacyjnym zdobyczom ludzkości, są one wychwytywane, upubliczniane i trafiają pod pręgierz. Podobne patologie na naszych oczach działy się i w Polsce – choćby przypadek wychowanków domu dziecka w Zabrzu, kierowanego przez siostry miłosierdzia i siostrę Bernadettę.
Nie są jednak normą jak historyczny rasizm doby kolonialnej, kiedy urzędnik państwowy, żołnierz i duchowny kroczyli w jednym szeregu, wyposażeni w mandat władzy, kropidło i karabin.
A jakie sprawa kanadyjska może mieć znaczenie globalnie dla Kościoła katolickiego? Były już sierocińce irlandzkie, były skandale pedofilskie, ale nie palono jeszcze kościołów – czy to początek kolejnego etapu erozji wpływu KK, czy może odwrotnie – konsolidacji wiernych?
Kościół traci Amerykę Południową, której chrystianizacja przebiegała przecież podobnie. Analogiczne jak w Kanadzie odkrycia uszczuplą jeszcze bardziej ten katolicki kontynent. Istniejące silne i zorganizowane ruchy protestu wśród indiańskich autochtonów w Boliwii, Meksyku i Ekwadorze, a w nieco mniejszym stopniu w Kolumbii i Gwatemali już wstrząsnęły pozycją Kościoła katolickiego. W Ameryce Południowej protestantyzm nie jest obciążony hipoteką kolonialną i dlatego tam się rozwija, wypierając katolicyzm. A manifestacją realnych wpływów ewangelikalizmu jest kariera brazylijskiego prezydenta-populisty Jaira Messiasa Bolsonaro.
W tym kontekście Kościół katolicki wyrządził sobie niedźwiedzią przysługę, tępiąc „teologię wyzwolenia” – ruch, w którym szeregowe duchowieństwo solidaryzowało się z rdzenną ludnością.
Ta ostatnia do dziś sytuuje się na dole społecznej piramidy, podczas gdy hierarchia katolicka trzyma z klasą latyfundystów. To pokłosie doby kolonialnej, a dziś pocałunek śmierci dla Kościoła.
Czyli zmniejszanie się globalnego znaczenia Kościoła katolickiego jest nieuchronne?
Z wielu względów – sekularyzacji i kolejnych skandali – Kościół będzie tracił wyznawców. Tej wizji nie bał się papież Benedykt XVI: liczbowo skromnego Kościoła katolickiego trzymającego się tradycji, ale wolnego od aberracji, homoseksualizmu duchownych, czy sojuszu tronu i ołtarza. Odwrotnie do wizji masowego Kościoła Jana Pawła II, z miliardem wyznawców, milionowymi mszami papieskimi i wielkimi publicznymi wydarzeniami jak np. Światowe Dni Młodzieży.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze