0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.plGrzegorz Skowronek /...

Pojawiły się już w starożytności, w wielu kulturach. Dzwonów i dzwonków używano nie tylko w Azji i Europie, ale także w Afryce i Ameryce. Najmocniej rozbrzmiały na Starym Kontynencie, gdzie począwszy od średniowiecza ich dźwięk stał się nieodłącznym elementem obrzędów i ceremonii chrześcijańskich.

Dochodziły do tego zastosowania niemające związku z praktykami religijnymi, a bardziej z bezpieczeństwem świątyń i wiernych. W średniowieczu to z kościelnych dzwonnic sygnalizowano, że zbliża się wróg, wybuchł pożar, nadciąga fala powodziowa itp.

Dzwony zaczęto przy tym otaczać wielką czcią, ozdabiać i nazywać (zdarza się, że najsłynniejsze z nich – np. wawelski Zygmunt – odzywają się tylko przy szczególnych okazjach). Trudno było wyobrazić sobie bez nich życie.

„Dźwięk dzwonów bijących na Anioł Pański miał stać się dla miast i wsi świata zachodniego chrześcijaństwa tym, czym głos muezina jest dla świata muzułmańskiego. Świat średniowieczny był światem pozbawionym tła dźwiękowego. Nie było ani fabryk, ani maszyn, ani radia, ani hałaśliwej muzyki. Dźwięk nie zdążył się jeszcze zdewaluować. W wąskich, zatłoczonych uliczkach malutkich miast nawoływania sprzedawców mieszały się z odgłosami dochodzącymi z warsztatów rzemieślników. Ale w otwartym krajobrazie wsi na ogół nic nie zakłócało odgłosów przyrody Jedyną poważną konkurencją dla dzwonów wzywających na Anioł Pański był wiatr w gałęziach drzew, ryk bydła i dźwięk kowalskich młotów” – pisze historyk Norman Davies w swojej „Europie”.

Dzwony biją do dziś – z wielu powodów, o różnych porach. W Kościele katolickim przede wszystkim wzywają wiernych, by odmawiali wspomnianą przez Daviesa modlitwę Anioł Pański (Angelus) w godzinach 6:00, 12:00 i 18:00. Ponadto odzywają się na krótko przed mszami i nabożeństwami. Panuje również zwyczaj, iż uderza się w dzwony podczas wyprowadzania ze świątyni trumny czy urny ze szczątkami zmarłego.

W dzisiejszej Polsce trudno wyobrazić sobie godzinę dwunastą w południe bez dzwonów, bijących częstokroć nader intensywnie.

Skąd dokładnie wziął się ten charakterystyczny zwyczaj? Okazuje się, że przyniosła go... wojna. Rywalizacja między dwoma cywilizacjami i religiami.

Przeczytaj także:

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Jak z Konstantynopola na Rzym, to przez Belgrad

Kiedy w 1453 roku upadł Konstantynopol, zaatakowany przez Turków, chrześcijańska Europa była w ciężkim szoku. Metropolia nad Bosforem tyle razy wcześniej broniła się przed atakami, w tym także najazdami muzułmańskich wojsk, że wydawała się wręcz nie do zdobycia.

Tymczasem Turcy zdołali wedrzeć się do stolicy Cesarstwa Bizantyjskiego, pieczętując tym samym upadek tysiącletniej ostoi wschodniego chrześcijaństwa. Co więcej, mieli apetyt na kolejne zdobycze w Europie. Sułtan Mehmed II myślał nawet o dotarciu do Rzymu, stolicy chrześcijan zachodnich, łacińskich.

Dlatego trzy lata po zdobyciu Konstantynopola wojska tureckie podeszły pod mury Belgradu. To z Serbii otwierała się bowiem droga przez Węgry (znacznie wówczas większe niż dzisiaj, regionalne mocarstwo) w stronę Italii.

Madziarzy od lat ścierali się już z wojskami Imperium Osmańskiego. Pamiętali, jak próbowali zastopować Turcję wcześniej, m.in. dziesięć lat przed upadkiem Konstantynopola – walczyli wtedy pod wodzą króla Polski i Węgier z dynastii Jagiellonów Władysława Warneńczyka, przy wsparciu wojsk polskich.

Niestety w 1444 roku pod Warną koalicja wojsk chrześcijańskich poniosła klęskę, a młody Jagiellończyk poległ (lub, jak chcą niektórzy poszukiwacze tajemnic, uciekł ze wstydu i został pustelnikiem). Resztki armii koalicyjnej uratował wtedy wojewoda siedmiogrodzki János Hunyady.

Po latach prawie siedemdziesięcioletni wódz zyskał okazję do rewanżu na Turkach: to właśnie on w 1456 roku przyszedł z pomocą Belgradowi, oblężonemu przez wojska sułtańskie. Kibicowała Hunyady’emu cała chrześcijańska Europa. I właśnie tutaj kryje się geneza bicia w kościelne dzwony w samo południe.

Papież od modlitwy i propagandy

Sytuacji na Bałkanach przyglądał się z niepokojem ojciec święty Kalikst III, pochodzący ze słynnego hiszpańskiego rodu Borgiów. Był on notabene wujem Rodriga Borgii, późniejszego papieża skandalisty rządzącego pod imieniem Aleksandra VI.

To właśnie Kalikst III wprowadzał siostrzeńca do polityki i na wysokie kościelne urzędy. Choć tak skażony nepotyzmem, ów ojciec święty myślał także intensywnie o sprawach globalnych. Mianowicie Kalikst III bardzo obawiał się dalszych tureckich podbojów.

Gdy więc zanosiło się, że pod Belgradem dojdzie do walnego starcia wojsk chrześcijańskich i islamskich, wszczął wielką akcję propagandową. Wykorzystał metodę zastosowaną już kilkaset lat wcześniej przez papieża Urbana II, który nawołując do pierwszej krucjaty pod koniec XI wieku, nakazał wiernym odmawiać trzykrotnie Anioł Pański w tej intencji.

W kościele katedralnym pod wezwaniem św. Piotra we francuskim Saintes ów apel wzbogacono o innowację: bicie w dzwony przed Angelusem. Zwyczaj ten w kolejnych stuleciach się rozszerzał, a Kalikst III dodał mu impetu.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Katedra św. Piotra w Saintes. Foto: GO69, CC BY-SA 4.0,

To w obliczu belgradzkiej batalii postanowił wykorzystać siłę, jaką wywierało na ówczesnych wiernych połączenie potężnego dźwięku dzwonów oraz wiary w realną siłę modlitwy.

W liście z 29 czerwca 1456 roku Kalikst III zalecił wszystkim duchownym, by podczas nabożeństw prosili Boga o wsparcie wojsk chrześcijańskich w walce z „poganami zadufanymi we własnej dzikości”, kusił przy tym wiernych odpustami za modlitwy, a ponadto polecił bić obficie w dzwony – zwłaszcza na Anioł Pański.

Czy to prawda?

Dzwony w kościołach dudnią w południe, ponieważ to środek dnia. Poza tym o tej porze odmawiany jest w katolickich kościołach Anioł Pański. No i zwołują wiernych na msze.

Sprawdziliśmy

Bicie w dzwony związane jest przede wszystkim ze słabo już dzisiaj pamiętaną bitwą z XV wieku. Nakazał je papież Kalikst III w liście z 29 czerwca 1456

Ludowa krucjata „bicza na Hebrajczyków”

Kilka dni później, 4 lipca, licząca nawet sto tysięcy żołnierzy armia sułtańska przystąpiła do boju o Belgrad, broniony przez kilka tysięcy zbrojnych. Rzekami przypłynęło pod miasto dwieście tureckich okrętów. Pod Belgradem stanęło też trzysta sułtańskich armat, wśród nich działa odlane ze stopionych posągów, krzyży – i dzwonów! – z Konstantynopola.

Tymczasem z odsieczą nadciągał Hunyady. Miał ze sobą rycerzy i najemników, w tym – jak twierdzą źródła z epoki, zebrane przez Jamesa D. Mixsona w książce „The Crusade of 1456. Texts and Documentation in Translation” (University of Toronto Press, 2022) – kilkuset krzyżowców rodem z Polski oraz sporą grupę polskich kuszników.

Kuszę częstokroć uznawano za broń nierycerską, która nie powinna być stosowana w walkach pomiędzy prawymi chrześcijanami. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, by używać kusz w walkach z „niewiernymi”.

Tyle że sami profesjonalni żołnierze Hunyady’ego niewiele by pewnie wskórali pod Belgradem, gdyby nie kilkudziesięciotysięczna masa pospólstwa uzbrojona w kosy i widły. Tę ludową krucjatę przywiódł Hunyady'emu franciszkański kaznodzieja Jan Kapistran (Giovanni da Capestrano).

Ten specjalny wysłannik papieża pochodził z Italii. Był inkwizytorem, znanym wrogiem heretyków i innowierców, zwano go ponoć „biczem na Hebrajczyków”. Dziś zarzuca mu się m.in. inspirowanie antyżydowskich pogromów we Wrocławiu i Krakowie, do których doszło parę lat przed batalią belgradzką.

Kościelni badacze z tymi zarzutami się nie zgadzają i twierdzą, że Kapistrana bezzasadnie się oczernia. Jakkolwiek działał przed 1456 rokiem, w obliczu bitwy z Turkami wydał zaskakujący apel. Uczestników swojej ludowej krucjaty pouczył, że sojusznikami w walce mogą być wszyscy – nawet heretycy, schizmatycy i Żydzi. Każdy mógł się przyłączyć, byleby chciał bić się z wojskami sułtana.

Odsiecz Hunyady’ego dla Belgradu rozpoczęła się od walk flot 14 lipca. Turcy ponieśli w niej spore straty, a do oblężonego miasta trafiły posiłki, zapasy broni i żywność. Poirytowany sułtan 21 lipca nakazał wziąć Belgrad szturmem.

Jak pisze Richard J. Overy w zbiorze „A History of War in 100 Battles” (Oxford University Press, 2014), janczarzy wdarli się przez wyłom w murze do dzielnicy portowej i centrum miasta. Obrońcy walczyli jednak dalej na murach. Co więcej, wzniecili w mieście ogień, oddzielając nim janczarów od reszty sił sułtańskich i urządzając otoczonym rzeź.

Tyle że owi janczarzy stanowili jedynie fragment sił tureckich. Armia sułtana była liczna i nadal miała szansę na wygraną. Lecz wówczas do boju ruszyła nagle gromada chłopów Kapistrana, atakując tyły i obóz sułtana. Widząc, jak przybiera fala atakujących „amatorów”, a rośnie rozgardiasz wśród Turków, Hunyady rzucił do boju swoich „profesjonalistów”, żołnierzy z krwi i kości.

Turcy zostali rozbici, a raniony strzałą w udo Mehmed II zarządził odwrót.

Oblężenie Belgradu. Malarz nieznany, XIX wiek. Wikipedia, Domena publiczna

Pozostały tylko dzwony

Wieść o zwycięstwie rozniosła się po Europie. Także z dźwiękiem dzwonów. Zapewne w niektóre odległe miejsca katolickiego świata nie dotarły jeszcze zalecenia papieża dotyczące modlitw o zwycięstwo, gdy stało się już ono faktem.

Tak czy owak, dzwoniono – bardziej już na wiwat niż na trwogę. Alzacki duchowny i kronikarz Johann Burchard, który zrobił karierę na dworze papieskim pod koniec XV wieku, pisał, że

pamięć o osobie Kaliksta III nierozerwalnie połączono z biciem w dzwony w południe.

Nawet jeśli nie był to w stu procentach pomysł papieża, bo wykorzystał przecież wcześniejsze zwyczaje, zaczęto mu tę ideę przypisywać. Okazała się ona zresztą dużo trwalsza niż skutki samej belgradzkiej batalii.

Bo bitwa w rzeczy samej ledwie opóźniła podboje Turków, a zwycięzcy nie wykorzystali dobitnie sukcesu. W ich szeregach wybuchła bowiem zaraza. Zmarli na nią zarówno Hunyady, jak i wyczerpany siedemdziesięcioletni Kapistran.

Syn zwycięskiego wodza, Maciej Korwin, został wprawdzie – za sprawą wpływowych madziarskich możnowładców – królem Węgier i rządził do 1490 roku, jednakże nie doczekał się legalnego następcy. Na tronie znów zasiedli wtedy Jagiellonowie: najpierw Władysław II, potem jego syn Ludwik II. Ich rządy zakończyły się fatalnie.

W 1521 roku Turcy zdobyli Belgrad, którego los nikt już w zachodniej Europie nie interesował, ponieważ głównym tematem, rozpalającym władców i poddanych była wtedy reformacja w Kościele. Pięć lat później wojska sułtana Sulejmana Wspaniałego (tego od słowiańskiej sułtanki Roksolany z serialu „Wspaniałe stulecie”) rozgromiły Węgrów pod Mohaczem. W bitwie poległ młody Ludwik II Jagiellończyk.

A co stało się z pamięcią o Janie Kapistranie?

VLUU L110, M110  / Samsung L110, M110
Ołtarz św. Jana Kapistrana z krakowskiego kość. oo. bernardynów na Stradomiu, domena publiczna

Franciszkański kaznodzieja został po wiekach kanonizowany, zaś Jan Paweł II ogłosił go w roku 1984 patronem wojskowych kapelanów. Ze względu na kontrowersje dotyczące udziału Kapistrana w prześladowaniach heretyków i Żydów, nie jest jednak świętym zbyt popularnym. I nikt nie kojarzy go z biciem w dzwony na Anioł Pański.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze