0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dominik Gajda / Agencja Wyborcza.plDominik Gajda / Agen...

Z wypadkami w kopalniach jest trochę tak, jak z wypadkami samochodowymi czy lotniczymi. Zwykle nie ma jednej, konkretnej przyczyny, a jest to splot okoliczności. Oczywiście od tej zasady są wyjątki, ale czy tak było w Pniówku i Zofiówce? Nie jestem tego pewna - pisze Karolina Baca-Pogorzelska.

Ostatni tydzień to czarna seria dla Śląska. Na dziś w katastrofach w kopalni Pniówek i Zofiówka zginęło 12 górników, a 11 jest zaginionych. Przy czym siedmiu w kopalni Pniówek, gdzie akcja ratownicza ze względu na bezpieczeństwo ratujących musiała zostać zatrzymana.

Przypomnijmy: w kopalni Pniówek doszło do kilkunastu wybuchów metanu w okolicy ściany wydobywczej 1000 m pod ziemią. Bilans ofiar śmiertelnych to 7 osób.

Zaraz po tej tragedii doszło do wstrząsu wysokoenergetycznego wraz z wypływem metanu na przodku, 900 m pod ziemią, w kopalni Zofiówka (kilkanaście kilometrów od Pniówka), gdzie utracono kontakt z 10 górnikami, ale 6 ofiar zostało już odnalezionych. Tu akcja ratownicza trwa.

Przeczytaj także:

Czy obu wypadków można było uniknąć?

Tego na razie nie wiemy, bo przyczyny zbada specjalna komisja Wyższego Urzędu Górniczego. Górnicy nie chcą mówić, ratownicy nie chcą mówić. I nie jest to nic nowego, bo odkąd pamiętam, wyglądało to podobnie.

W 2006 roku mieliśmy do czynienia z największą katastrofą współczesnego górnictwa po wybuchu metanu i pyłu węglowego w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej. Zginęły 23 osoby.

Nieprawidłowości związane m.in. z przewieszaniem czujników metanu ujawniły się niemal od razu. Ale procesy sądowe trwały latami. Podobne zarzuty, które się jednak nie potwierdzały, pojawiały się w 2009 roku, gdy w ruchu Śląsk kopalni Wujek zginęło 20 górników.

No więc jeszcze raz – czy wypadków w kopalniach można uniknąć?

Wielu unikać się udaje, bo spółki węglowe naprawdę wydają miliardy, nie miliony na BHP. To konieczne biorąc pod uwagę skalę zagrożeń w kopalniach węgla kamiennego w Polsce oraz głębokości, na jakich pracują górnicy. Kilometr pod ziemią to dziś niemal norma, a najgłębszy poziom wydobywczy na węglu to 1290 m pod ziemią w kopalni Budryk w Ornontowicach.

Czarna seria JSW

Sęk w tym, że w ostatnim tygodniu czarna seria padła na Jastrzębską Spółkę Węglową. Największego w Unii Europejskiej producenta węgla koksującego, bazy do produkcji stali.

Ten surowiec jest na liście surowców krytycznych, strategicznych w UE w przeciwieństwie do węgla energetycznego, który jest raczej na czarnej liście.

Co więc stało się w Jastrzębiu? Myślę, że prawdy długo się nie dowiemy. A co z faktami?

Zwolnienie dyrektora

W Pniówku trzy tygodnie przed wypadkiem zwolniono dyrektora, który miał jakieś 30 lat doświadczenia w pracy. Z relacji naszych rozmówców wynika, że związki zawodowe domagały się jawnie zwolnienia jego zastępcy, na co on nie przystał, więc dostał z centrali „propozycję nie do odrzucenia”.

Dlatego w spółce krąży historia o jego rezygnacji, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Prawdą jest jednak, że Pniówek nie miał dyrektora w momencie, w którym doszło do wybuchu metanu. Wtedy poszkodowane były trzy osoby, którym na pomoc ruszyły dwa zastępy ratowników dyżurujących w kopalni.

Wysłanie ratowników

Czy powinni iść? Czy akcja była zgłoszona? Czy były przesłanki, że dojdzie do wybuchu (wybuchów) wtórnego? Tego nadal nie wiemy, bo JSW bardzo oszczędnie dawkuje nam informacje. W przeciwieństwie do katastrofy na Zofiówce w 2018 roku, gdy w zasadzie co kilka godzin my dziennikarze, a wcześniej rodziny, mieliśmy wszystkie informacje.

Zaraz po Pniówku doszło do tragedii na Zofiówce. Takiej serii nie pamiętają najstarsi górnicy. Biorąc pod uwagę wstrząs na Zofiówce w 2018 roku naprawdę można mieć déjà vu.

Były sygnały ostrzegawcze

Czemu o tym piszę? Bo od kolegów z Pniówka i Zofiówki słyszę, że były sygnały ostrzegawcze.

  • Że w Pniówku wywalało czujniki metanu tydzień przed katastrofą (czyli były wykazywane wyższe stężenia niż dopuszczalne).
  • Że na Zofiówce trzy dni przed wypadkiem były silniejsze wstrząsy. W końcu załoga, która była na dole, miała prowadzić tzw. strzelanie profilaktyczne, czyli takie, gdzie używa się materiałów wybuchowych pod kontrolą. Po to, by rozprężyć zaciskający się górotwór, by ten nie miał okazji do podziemnego trzęsienia ziemi. Nie zdążyli. I 10 z nich zostało w przodku.

Czy można było tego wszystkiego uniknąć?

Naprawdę nie znam odpowiedzi na to pytanie, a chciałabym. Wiele wskazuje na to, że o ile może nie dało uniknąć się samych zdarzeń naturalnych (bo tak traktujemy wybuchy metanu i podziemne wstrząsy wysokoenergetyczne), tak może obecności ludzi w tych rejonach dało się uniknąć, a przynajmniej ograniczyć?

Czy to może mieć związek ze skutkami wojny w Ukrainie?

Polska w wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę nakłada sankcje na węgiel z Rosji. Pojawiają się głosy, że te wypadki mogą mieć z tym związek.

Pragnę przypomnieć, że Polska importuje z Rosji węgiel energetyczny, głównie niskosiarkowy potrzebny ciepłownictwu i odbiorcom indywidualnym (i można go zastąpić np. węglem z Kolumbii).

Kopalnie, w których doszło do ostatnich katastrof, wydobywają przede wszystkim węgiel koksujący, będący bazą do produkcji stali. Jego nie można tak prosto zamienić na inny surowiec, jak w przypadku węgla energetycznego.

Poza tym węgla koksującego nie importujemy z Rosji. My go eksportujemy, w tym również do Ukrainy, co pozwala wierzyć w teorie o ciśnięciu na dobowe wydobycie w kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej (Pniówek miał mieć zadanie 15-16 tysięcy ton na dobę).

Sama JSW bardzo ostrożnie dawkuje informacje o obu wypadkach, niemniej jednak już wiadomo, że sprawą będzie się zajmować nie tylko komisja WUG, ale i prokuratura.

Górnicy muszą zacząć mówić

Jeśli jednak sami górnicy i ratownicy nie zdecydują się mówić o tym, co stało się pod ziemią, jeśli trwać będzie obowiązująca od lat w kopalniach zmowa milczenia, to prędzej czy później powrócimy do tej dyskusji przy kolejnej górniczej tragedii.

Przypomnę tylko, że umowa społeczna rządu z górnikami o zamknięciu kopalń do 2049 roku nie obejmuje JSW – właśnie dlatego, że jej kopalnie produkują głównie węgiel koksujący, bazę do produkcji stali, a nie węgiel energetyczny, piętnowany przez UE.

W kontekście planowanego embarga UE na surowce z Rosji jeszcze wiele w tej kwestii może się zmienić. Natomiast szans na zamknięcie kopalń węgla koksującego dziś nie ma. I dobrze, pod warunkiem, że naprawdę solidnie zadba się tam o bezpieczeństwo załóg.

Karolina Baca-Pogorzelska jest dziennikarką „Wprost”

;
Karolina Baca-Pogorzelska

Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) – absolwentka Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, dziennikarka i autorka książek, inżynier górniczy drugiego stopnia. Współpracowała z „Rzeczpospolitą” i „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Jest współautorką książek (wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim) "Drugie życie kopalń", "Babska szychta" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa". Od 2017 roku z Michałem Potockim badała sprawę importu antracytu z okupowanego Donbasu. Za ten cykl reportaży otrzymali Grand Press 2018 w kategorii „dziennikarstwo specjalistyczne” i Nagrodę im. Dariusza Fikusa, wyróżnienia w Ogólnopolskim Konkursie Dziennikarskim im. Krystyny Bochenek i w konkursie o Nagrodę Watergate Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także nominacje do MediaTorów i Nagrody Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Książka "Czarne złoto" (napisana z Michałem Potockim) została nominowana do nagrody Grand Press dla Książki Reporterskiej Roku 2020. Obecnie dziennikarka "Wprost"

Komentarze