Europoseł PiS uważa, że Unia Europejska już w tym momencie ma problem ze spłatą długu zaciągniętego na stworzenie Funduszu Odbudowy. Posłowie PE w rezolucji wyrażają zaniepokojenie sytuacją finansową. Ale na horyzoncie nie ma katastrofy wieszczonej przez Rzońcę
11 maja rano w Polskim Radiu 24 europoseł PiS Bogdan Rzońca był w katastroficznym humorze.
„Unia Europejska ma potworny problem już w tej chwili ze spłatą tego, co już pożyczyła. Proszę pamiętać, że na ten pocovidowy program odbudowy UE bierze 750 mld euro pożyczki.
Na to nie ma pieniędzy, żeby spłacić tę pożyczkę. Jest to takie koło zadłużenia, które zakręci całą Unią Europejską
Bogdan Rzońca ma rację, jeśli chodzi o źródło finansowania Funduszu Odbudowy. To dług na 750 mld euro.
Na potrzeby Funduszu Unia zadłuża się na rynkach finansowych, emitując obligacje od kilkumiesięcznych do nawet trzydziestoletnich. Razem z tradycyjnym budżetem UE na 2021-2027 to łącznie 1,8 biliona euro na siedem lat funkcjonowania Unii. Reszta (poza Funduszem Odbudowy) pochodzi jednak przede wszystkim ze składek, a poza tym z tak zwanych zasobów własnych, czyli różnego rodzaju opłat i podatków.
Zadłużenie się przez UE, by stworzyć Fundusz Odbudowy, nie było samozwańczym pomysłem Komisji Europejskiej, przeprowadzonym ponad głowami europosłów. W UE nie da się w ten sposób podejmować tak dużych decyzji. Była to wspólna decyzja wszystkich państw członkowskich, w tym Polski.
Za tym pomysłem był także polski rząd, na czele z Mateuszem Morawieckim. Swój sprzeciw zgłaszała Solidarna (dziś Suwerenna) Polska. Ziobryści ze swojego sprzeciwu wobec Funduszu Odbudowy uczynili jeden z głównych punktów sprzeciwu wobec rządu, by pokazać się jako partia silnie antyunijna.
Tak w kwietniu 2021 roku europoseł Rzońca mówił o Funduszu Odbudowy w Radiu Wnet:
„Mamy szansę w najbliższych latach pokonać kolejne kraje, jeśli chodzi o średnią PKB w UE. Uważam, że te środki są dobrze zadedykowane. (...) Dzięki tym pieniądzom nowe pokolenie Polaków zobaczy inną, lepszą Polskę”.
Dwa lata temu nie wspominał o kosztach zadłużenia, o ryzykach związanych z tak dużym kredytem dla wspólnoty. Gdy PiS z chęcią promowało przyjęty również przed siebie program, z partii płynęły same dobre słowa.
Później rząd dobrowolnie zgodził się na powiązanie wpłat z rozwiązaniem problemów z praworządnością w Polsce. Nie udało się ich rozwiązać, pieniądze wciąż są zatrzymane. A politycy PiS zaczęli mówić o Funduszu Odbudowy inaczej.
Faktem jest, że część europosłów jest zaniepokojona rosnącymi kosztami spłaty długu. Temu między innymi poświęcona była debata w Parlamencie Europejskim w Strasburgu 10 maja.
Parlament przegłosował rezolucję, która jest apelem do Komisji o przedstawienie zaktualizowanych informacji o kosztach obsługi długu w tym i następnym roku, oraz o rewizję budżetu na lata 2021-2027.
W rezolucji czytamy:
„Parlament Europejski jest głęboko zaniepokojony tym, że bez podjęcia odpowiednich działań, rosnące koszty zadłużenia mogą znacznie ograniczyć możliwości finansowania przez budżet UE unijnych priorytetów i odpowiadania na nowe potrzeby. PE podkreśla, że wpływ rosnących kosztów zadłużenia występuje razem z wysoką inflacją, która zmniejsza realną wartość unijnego budżetu. Występując łącznie, oba te efekty ograniczają możliwości unijnego budżetu do reakcji na potrzeby obywateli i odpowiadania na stojące przed Unią wyzwania”.
Koszty europejskiego zadłużenia rzeczywiście rosną. To w dużej mierze efekt podniesienia stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny. 4 maja EBC podjął decyzję o kolejnym podniesieniu stóp: Stopa refinansowa wynosi teraz 3,75 proc., stopa kredytu 4 proc., a depozytowa 3,25 proc. To znacząco niżej niż polska stopa referencyjna. Ta od września 2022 wynosi 6,75 proc.
Wzrost kosztów unijnego zadłużenia można łatwo prześledzić na podstawie transakcji sprzedaży obligacji unijnych. W maju 2022 roku UE sprzedawała obligacje trzyletnie o rentowności 0,82 proc. i trzydziestoletnie o rentowności 1,84 proc.
Rok później, w maju 2023, w momencie transakcji, rentowność obligacji trzyletnich wynosiła 2,84 proc., trzydziestoletnich – 3,48 proc. Wyższa rentowność to problem – oznacza, że tym, którzy takie obligacje kupili, będzie trzeba zapłacić więcej. Według portalu Euroactiv taki wzrost rentowności obligacji może dla UE oznaczać rocznie koszt kilku miliardów euro.
To oczywiście niemały koszt, ale nie powinien on przekraczać możliwości Unii Europejskiej.
Krytyka UE od tej strony jest też ze strony przedstawiciela PiS zaskakująca. Bo rośnie też koszt obsługi polskiego zadłużenia. A rentowność polskich obligacji jest wyższa. Rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich jest od października w trendzie spadkowym. O ówczesnym, krótkotrwałym kryzysie pisaliśmy wówczas tutaj. Wówczas rentowność na moment przekroczyła dziewięć procent. Dziś jest już niższa niż sześć procent.
Identycznie zachowują się rentowności innych obligacji. W przypadku unijnych mówiliśmy o trzylatkach, dla porównania analogiczne polskie obligacje osiągają dziś rentowność w okolicach 5,7 proc. Czyli ponad dwukrotnie wyższa niż unijnych trzylatek. Rząd jednak słusznie nie bije na alarm w analogiczny sposób, w jaki europoseł Rzońca mówi o zadłużeniu unijnym. Jest to oczywiście problem, który i rząd, i UE muszą przełknąć. Rentowności są najwyższe od lat, co wymusza nieco inne myślenie o planowaniu finansowania państwa i UE. Ale nie oznacza to, że w Polsce czy w Unii jesteśmy na skraju katastrofy. Inaczej myśli o tym jednak europoseł Rzońca.
W Polskim Radiu mówił też:
„Najlepszym dowodem na stan finansów Unii Europejskiej pod rządami liberałów i lewicy jest inny dokument, który został przyjęty. Chodzi o przyszłość finansową Unii Europejskiej, tak zwane nowe zasoby własne, czyli nowe podatki.
W pierwszym zdaniu tej rezolucji jest napisane, że Unia Europejska jest w stanie katastrofy finansowej.
„To przegłosowali między innymi polscy posłowie z EPP” – zakończył europoseł z uśmiechem na ustach. Uśmiech brał się stąd, że EPP to grupa, w której zasiadają europosłowie Platformy Obywatelskiej. Niewypowiedziana sugestia jest jasna: nawet w Platformie Obywatelskiej wiedzą, że Unia jest w fatalnej sytuacji finansowej.
Tymczasem 10 maja Parlament Europejski przegłosował jedną rezolucję dotyczącą zasobów własnych. Jej pierwsze zdanie (po długim wstępie, gdzie cytuje się wszystkie podstawy prawne i założenia) brzmi:
„Parlament Europejski stwierdza, że finanse UE są w krytycznym punkcie, w którym zaniechanie reformy miałoby bardzo szkodliwe skutki dla przyszłości Unii Europejskiej i jej strategii politycznych, celów oraz dla zaufania obywateli i inwestorów do Unii”.
Nie ma tutaj mowy o katastrofie finansowej. Rezolucja mówi o krytycznym punkcie, w którym trzeba podjąć działania. A jeśli się ich nie podejmie, skutki mogą być szkodliwe.
Jest w niej też mowa o rozczarowujących dotychczas działaniach w celu stworzenia nowych zasobów własnych. Podstawowym zasobem własnym UE są składki członkowskie i to one w większości odpowiadają za dochody unijnego budżetu. Ale coraz większe znaczenie mają kolejne nowe podatki. Najnowszym zasobem własnym jest podatek od plastiku. Opodatkowane są plastikowe opakowania – 80 eurocentów za każdy kilogram tworzyw sztucznych, które nie zostaną poddane recyklingowi.
Projektowane są kolejne zasoby własne. UE chce przejąć 25 proc. dochodów z systemu ETS, czyli opłat za prawa do emisji dwutlenku węgla. Dziś cały dochód idzie do krajowych budżetów państw członkowskich. Prace nad tym rozwiązaniem idą jednak powoli. I właśnie o ich przyspieszenie apeluje między innymi wspomniana rezolucja. PiS jest w PE w opozycji, dlatego pozwala sobie na histeryczny i przesadzony ton krytyki. Ale histeria nie jest tutaj ani uzasadniona, ani wskazana.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze