0:00
0:00

0:00

3 lutego 2022 hiszpański Kongres Deputowanych (odpowiednik polskiego Sejmu) przegłosował prawo, które wprowadza odpowiedzialność karną (od 3 do 12 miesięcy lub prace społeczne) za nękanie kobiet, które udają się do klinik aborcyjnych, żeby przerwać ciążę. Nowe prawo ma też chronić przed prześladowaniami pracowników i dyrektorów tych placówek.

Hiszpańska prawica protestuje, uważając nowy przepis za atak na wolność słowa. Zawrzała też polska prawica, nie tylko skrajna. "Do więzienia za modlitwę" - podsumował na swoim Tweeterze Patryk Jaki, linkując tekst portalu Niezależna: „Więzienie za walkę o prawo do życia! Hiszpańskie sądy będą karać modlących się pod klinikami aborcyjnymi”. Poparł go Radosław Sikorski: „Zgadzam się, że to przegięcie”.

View post on Twitter

Hiszpania przegięła, a antyaborcjoniści to niewinne grupy modlitewne?

Cel: zatrzymać kobietę w drodze do kliniki

Przeciskanie się przez grupę obrońców płodów to stały etap dostawania się do wielu klinik aborcyjnych w Hiszpanii. Kobiety, które idą przerwać ciążę, atakuje się zdjęciami płodów, zawstydzającymi pytaniami, obelgami lub coraz głośniejszą modlitwą, jakby razem z nimi zbliżał się sam szatan. Tych "grup zorganizowanego nękania", jak nazywa je El pais, jest wiele. Hiszpańska gazeta wymienia najważniejsze.

Jedna z grup organizuje 40 dni modlitw pod klinikami z okazji postu. Codziennie od trzech do dziesięciu osób. Każda zmiana ma kapitana, organizują się na Whatsappie. To nie spontaniczna, oddolna akcja, ale silna międzynarodowa organizacja 40 Days for Life, która działa w 64 krajach, kręci własne filmy dokumentalne, ma wielu menadżerów i została publicznie poparta przez Donalda Trumpa.

"Ratownicy" to inna grupa, zorganizowana przez lekarza Jesúsa Povedę, który stworzył nawet własną szkołę "ratowania". Tu też obowiązują zmiany - po dwie osoby dyżurują pod kliniką przy prywatnej karetce ze sprzętem do USG. W materiałach szkoleniowych cel mają jasno określony: zatrzymać kobietę w drodze do kliniki, nawet jeśli nie ma tego dnia zabiegu. Wolontariusze nie dają jej przejść, kiedy stara się ich ominąć, znowu zachodzą drogę, atakując pytaniami. Takie wymijanie trochę trwa, jedyne, przed czym wolontariusze mają ustępować, to krzyki i groźby zdenerwowanej kobiety.

Jeśli zwątpi, ustąpi, da się zagadać i zaprowadzić do karetki, robi się jej USG i zaprasza na chwilę rozmowy przy kawie. Jeśli się zapomni i ją wypije - sukces, aborcji już tego dnia nie zrobi. Musi przyjść na zabieg na czczo.

Oprócz wszystkich tych grup z odgórną organizacją i materiałami szkoleniowymi są jeszcze samotni i nieprzewidywalni bojownicy.

Lucia Franco z El Pais tak opisuje sobotę pod madrycką kliniką Dator.

"Po jednej stronie ulicy modlą się wolontariusze 40 dni dla życia; naprzeciwko wejścia karetka i ratownicy. A po drugiej stronie mężczyzna w wojskowym stroju, z dziesięcioma bransoletkami [red. ultraprawicowej] partii Vox na każdym nadgarstku i w kapeluszu z flagą Hiszpanii oferuje swoje osobliwe wsparcie dla sprawy. Konfrontuje się z niektórymi kobietami usiłującymi wejść do kliniki, czasem obrzucając je przy tym obelgami".

Cała ta armia psychologicznego nacisku nie rozróżnia nawet, do kogo strzela. A zdarza im się trafić w kobietę, która wciąż jest w rozpaczy, bo kilka dni wcześniej dowiedziała się, że przez wady płodu wyczekiwanego dziecka mieć nie może.

W takiej sytuacji była Estefanía, która szła z mężem do prywatnej kliniki, bo lekarze w szpitalu wymówili się klauzulą sumienia. "A przecież tak cudownie jest mieć dziecko, wydać na świat nowe życie" - zauważyli obrońcy życia, którzy zagrodzili im drogę. "Nawet ich nie obchodzi, jaką traumę wywołują" - komentowała Estefania, która nie była w stanie im odpowiedzieć.

Przeczytaj także:

Co mówi nowy przepis?

Przepis zaproponowany przez PSOE (Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza), który przegłosowała na razie tylko Izba Deputowanych, dodałby do Kodeksu Karnego nowy zapis. "Kto w celu utrudnienia realizowania prawa do dobrowolnego przerwania ciąży nęka kobietę poprzez dokuczliwe, obraźliwe, zastraszające lub naruszające jej wolność działania przymusowe, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do roku lub prac społecznych od 31 do 80 dni". W wyniku debat parlamentarnych objęto taką ochroną również personel pracujący w klinikach oraz ich dyrektorów.

W poważnych przypadkach sąd mógłby ponadto orzekać zakaz zbliżania się do określonych miejsc na okres od sześciu miesięcy do trzech lat. Do ścigania sprawców tego rodzaju nękania nie byłaby wymagana skarga samej osoby pokrzywdzonej. To konieczny zapis, bo a) w tak wrażliwym i czasem trudnym momencie życia pewnie niewiele kobiet miałoby siłę na składanie zeznań i proces; b) wiele osób może nie chcieć publicznie przyznawać się do aborcji, która wciąż jest tematem tabu.

Czy socjaliści wyciągnęli ten przepis z kapelusza? Nie, jest on dość naturalną konsekwencją istniejącego prawa.

Wprowadzone w 2010 w Hiszpanii prawo aborcyjne zakłada, że do 14. tygodnia każda osoba w ciąży może ją dobrowolnie przerwać, lekarzom również nie grozi za takie zabiegi odpowiedzialność karna. Minęło 12 lat, a Hiszpanki wciąż walczą o darmowy i bezpieczny dostęp do aborcji w ramach publicznej opieki zdrowotnej. Na razie przez tzw. klauzulę sumienia i niedostępność usług w szpitalach, zmuszone są do korzystania z prywatnych klinik. A tam, przed drzwiami czekają na nie strażnicy cudzych sumień.

Raport Stowarzyszenia Klinik Akredytowanych do Przerwania Ciąży z 2018 roku informuje, że z zapytanych 300 kobiet, które przerwały ciążę w różnych klinikach na terenie kraju, 89 proc. czuło się nękanymi, a 66 proc. zagrożonymi przez protestujące grupy.

Sprawą zgłaszanych przez kliniki w całej Hiszpanii przypadków nękania zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich. Uznał, że zagwarantowanie bezpiecznej przestrzeni wokół klinik, która zapewniałaby prywatność, wolność oraz bezpieczeństwo jest niezbędne, żeby zagwarantować kobietom prawa seksualne i reprodukcyjne. Prawo z 2010 roku również w jednym z zaleceń precyzuje się, że zmuszanie do trwania w niechcianej ciąży, opóźnianie lub uniemożliwianie bezpiecznej aborcji albo prześladowanie kobiet i dziewczynek szukających informacji o zdrowiu reprodukcyjnym i usługach medycznych to formy przemocy ze względu na płeć.

Propozycji zmiany w kodeksie karnym nie jest więc fanaberią, tylko dość spóźnioną reakcją na ograniczanie praw. Tak uznała też większość posłów i posłanek. Głosów na tak było 204, na nie: 144. Za propozycją prawa zagłosowały wszystkie ugrupowania z wyjątkiem prawicowych partii Vox i PP (Partia Ludowa). Jakie argumenty padały z obu stron?

"Wiedźma", "Spójrzcie na Polskę"

"Decyzja o naszym macierzyństwie, teraźniejszości i przyszłości należy tylko do nas, kobiet" - tłumaczyła we wrześniu 2021 raz jeszcze posłanka Laura Berja z PSOE. "Intencją tych zorganizowanych grup jest wystawienie na publiczne szyderstwo seksualności i życia intymnego kobiet. Wiem, że ta debata państwa z prawicy denerwuje, bo te grupy są wam bardzo bliskie poglądami" - zwróciła się do Vox i PP. "Wasz model społeczeństwa utrzymuje mężczyznę w absolutnym centrum, więc prawa kobiet są dla was zbędnym wydatkiem".

"Wiedźma" - skwitował wystąpienie jeden z posłów Vox. Prawica próbowała dwukrotnie odrzucić projekt, argumentując, że uderza w osoby "mające odmienne zdanie", których działalność to "oferowanie pomocy i informacji". Vox w swojej poprawce odrzucał też prawo aborcyjne z 201o roku, a aborcję nazywał "końcem życia nienarodzonego".

Podczas końcowych obrad Sejmu 3 lutego prawica znów argumentowała, że nowy przepis jest "ideologicznie odchylony" i stanowi zamach na tolerancję i wolność obywatelską. "Nie ma na celu rozwiązania realnego problemu, tylko ograniczenie wolność słowa i zgromadzeń" - zapewniała posłanka PP Teresa Angulo. Oburzał ją też pomysł, żeby nękania pod kliniką nie trzeba było zgłaszać. "Pozbawiają mnie jako kobietę zdolności do powiedzenia, czy ​​czułam się nękana otrzymaniem broszury".

Posłanka Lourdes Méndez Monasterio z Vox poszła jeszcze dalej. "Moi drodzy, od teraz będzie zaszczytem bycie uważanym za przestępcę przez rząd, który paktuje z terrorystami, a do więzienia wsadza tych, którzy ratują życia". Tłumaczyła też, że prześladowanie grup, których praca polega na "pomaganiu, informowaniu, pocieszaniu i modleniu się przed klinikami aborcyjnymi — a raczej, centrami eksterminacji, atakuje nasze państwo prawa i demokrację".

Isabel Pozueta Fernandez z mównicy ironicznie doceniła zdolność prawicy do "przekręcania każdej narracji, tak by wyglądać na obrońców wolności, podczas gdy wasze działania polityczne polegają na ciągłych próbach jej ograniczania". "Modlitwa nie jest wolnością słowa, jeśli jej celem jest wytykać i wywołać presję" - mówiła posłanka Unidas Podemos Martina Velarde.

Poseł partii Podemos Roberto Uriarte precyzował: "wyrażanie i manifestowanie sprzeciwu wobec konkretnego przepisu prawa, to jedno. Czymś zupełnie innym jest zastraszanie, naciskanie, nękanie i wytykanie konkretnych osób, które korzystają z przyznanego im prawa. Działanie w roli moralnej policji, nie jest wolnością słowa. Nie jest nią także dopytywanie i nauczanie kobiet, które nie prosiły ani o wasze modlitwy, ani rady. Celowe, zorganizowane i długotrwałe nękanie też nie jest wolnością słowa. Nie ma na nie miejsca w państwie prawa".

Tragizm całej, trwającej od miesięcy debaty, podsumowała posłanka Pilar Vallugera z ERC (Republikańskiej Lewicy Katalonii).

"Zrobiliśmy bardzo niewiele kroków i wszystkie wydają się odwracalne, gdy tylko zmienią się warunki. Nie byliśmy w stanie ustanowić i wystarczająco umocnić świadomości, że to kwestie powiązane z prawami człowieka, które my jako kobiety mamy na tym świecie".

"Spójrzcie na Polskę. Niedawno kobieta zmarła, bo nie przeprowadzono aborcji, której potrzebowała. Umarła, bo prawa kobiet są dziś koniem bitewnym prawicy i ultraprawicy. To jest prawdziwy dramat. Oni grają naszymi życiami".

Vox i PP osobno spotkały się z grupami antyaborcyjnymi, każda z partii zapowiedziała też, że zgłosi przepis do Trybunału Konstytucyjnego, bo uważa go za niezgodny z konstytucją. Projekt reformy czeka teraz droga przez Senat.

Na zdjęciu ilustrującym artykuł protest przed kliniką Dator w Madrycie.

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze