Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Sąd w Suwałkach w trzecim już procesie w głośnej sprawie działaczy KOD, którzy w marcu 2016 zakłócili otwarcie wystawy o Władysławie Andersie, uznał ich pierwszy raz za winnych. A jednocześnie przyznał im rację, że wystawa była elementem senackiej kampanii wyborczej córki generała - Anny Marii Anders. I odstąpił od wymierzenia kary
Sprawa sądzonych w suwalskim sądzie działaczy KOD stała się głośna na cały kraj. A to, co się dzieje wokół niej i wokół sędziów, którzy wydawali kolejne orzeczenia, pokazuje, do czego była potrzebna PiS reforma sądów. Dlatego na czwartkowy (24 maja 2018) wyrok oczekiwano z niepokojem, zwłaszcza po tym, jak sędzia Dominik Czeszkiewicz, który w marcu 2016 roku wydał pierwszy wyrok uniewinniający, dostał zarzuty dyscyplinarne, a sędzia Jacek Sowul, który uchylił wyrok uniewinniający został powołany na prezesa Sądu Okręgowego w Suwałkach (szczegóły - niżej).
Te obawy częściowo się potwierdziły, choć wyrok z 24 maja ma pozory "salomonowego".
Sąd Rejonowy w Suwałkach uznał za winnych troje działaczy KOD, którym policja postawiła zarzut zakłócenia porządku publicznego podczas otwarcia wystawy o gen. Andersie. Ale nie wymierzył im kary.
Otwarcie wystawy zorganizowano w Archiwum Państwowym w Suwałkach, 4 marca 2016 roku - na dwa dni przed odbywającymi się na Podlasiu wyborami uzupełniającymi do Senatu, w których startowała Anna Anders, córka zasłużonego generała. Uczestniczyli w nim politycy PiS, m.in. Mariusz Błaszczak, wówczas szef MSWiA i jego ówczesny zastępca - Jarosław Zieliński.
Działacze KOD tłumaczyli w sądzie, że zakłócili uroczystość, bo według nich była częścią kampanii wyborczej Anny Anders, a na terenie instytucji państwowych - do których należą archiwa państwowe - nie wolno prowadzić agitacji. Protestowali więc przeciwko łamaniu prawa krzycząc: „Tak dla uroczystości muzealnych, nie dla wieców w tym miejscu. To jest bezprawie!”.
Sędzia Tomasz Szeligowski uznał, że otwarcie wystawy w archiwum faktycznie było elementem kampanii wyborczej Anny Anders i partii, którą reprezentowała, czyli PiS.
"Świadczy o tym termin otwarcia wystawy, która odbyła się na 11 godzin przed ciszą wyborczą, obecność ministra z PiS, lista gości i osobiste zaangażowanie tego dnia w otwarcie wystawy kandydatki do Senatu" – wyliczał.
Sędzia wskazał jednak, że prawo wyrażania opinii i poglądów - na które powoływali się działacze KOD - może być ograniczone. Powołał się na Europejską Konwencję Praw Człowieka. Jak mówił - artykuł 10 paragraf 1 tej konwencji gwarantuje prawo do wyrażania poglądów (na tej podstawie warszawskie sądy umarzały procesy przeciwko Obywatelom RP), ale art. 10 paragraf 2 wprowadza ograniczenia w korzystaniu z tego prawa, m.in. ze względu na bezpieczeństwo publiczne i konieczność zapobieżenia zakłócaniu porządku publicznego lub przestępstw.
Sędzia Szeligowski uznając winę działaczy KOD, w ustnym uzasadnieniu wyroku podkreślał, że mimo wezwań do zachowania spokoju nadal wydawali oni okrzyki, głośno komentowali, gwizdali, „kontynuowali ekscesy”. "Godzili się na to, by wzrastało napięcie, harmider. To trwało około 5 minut".
Sędzia odstąpił jednak od ukarania kodowców. Pod uwagę wziął właśnie to, że wystawa była elementem kampanii wyborczej PiS i to w reakcji na takie wykorzystanie państwowego archiwum, działacze KOD zachowywali się emocjonalnie.
Choć dodał, że to „nie usprawiedliwia ich zachowania”, a obwinieni zakłócili porządek publiczny. "Może być prawo do krytyki, ale na sali w archiwum były też inne osoby, bo wstęp na wystawę był wolny. Te osoby były zaniepokojone sytuacją. Dobrze, że nie doszło tam do popełnienia przestępstwa" - podkreślał.
Obecny na sali podczas ogłoszenia wyroku Marcin Skubiszewski, jeden z obwinionych działaczy KOD, nie krył rozgoryczenia:
"Ten wyrok to wynik politycznej presji. Jestem wściekły i oburzony. My nie zgadzaliśmy się na łamanie prawa" - zwracał się do dziennikarzy.
Wyrok jest nieprawomocny, działacze KOD mogą się jeszcze od niego odwołać. To trzeci już wyrok w sądzie I instancji w tej sprawie.
Wcześniej w tej sprawie Sąd Rejonowy w Suwałkach dwa razy uniewinniał działaczy KOD, ale korzystny dla nich wyrok był dwukrotnie uchylany w tamtejszym sądzie okręgowym. Ostatni raz - w październiku 2017 roku. Sąd utrzymał wówczas uniewinnienie dwóch działaczy, a wobec pozostałych trzech nakazał wszczęcie ponownego procesu.
Ta sprawa pokazuje jak w soczewce czym może się skończyć podporządkowanie sądów przez władzę. Politycy PiS od początku publicznie domagali się ukarania działaczy KOD.
Sędzia Dominik Czeszkiewicz, który w marcu 2016 roku wydał pierwszy wyrok uniewinniający kodowców, ma dziś zarzuty dyscyplinarne za rzekomą złą pracę. Do postępowania dyscyplinarnego doprowadził nowopowołany prezes Sądu Okręgowego w Suwałkach - Jacek Sowul. To on w kwietniu 2017 roku uchylił w sądzie odwoławczym wyrok wydany przez Czeszkiewicza. Uzasadniał wówczas, że nie mieli prawa zakłócić wystawy, bo „wolność nie jest przecież nieograniczona, gdyby tak było, przerodziłaby się w anarchię”.
Jak ujawniło TVN24, kilka dni przed wydaniem orzeczenia Sowul spotkał się w Wilnie z wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem, który jest uważany za kadrowego w sądach. A wkrótce po uchyleniu wyroku dotyczącego działaczy KOD dostał nominację z resortu ministra Ziobry na prezesa Sądu Okręgowego w Suwałkach.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze