0:000:00

0:00

Politycy Prawa i Sprawiedliwości w weekend 7-8 lipca 2018 znów ruszyli w Polskę. W mniejszych i większych miejscowościach przekonywali, że „Nie ma znaczenia, czy ktoś żyje w Szczecinie, Kołobrzegu, Warszawie czy Gościnie, Wartkowie”, bo „Polska jest jedna”.

Minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński na zjeździe byłych pracowników PGR przekonywał: „Tu bije dziś serce Polski. W Wartkowie, na terenach popegeerowskich, tak obśmiewanych, tak krytykowanych. Dopiero powoli wstajecie z kolan”. A wieczorem chwalił się na Twitterze zjadaną kiełbasą („kalorie policzę jutro”). Premier Morawiecki zajechał do Częstochowy (gdzie odbywała się 27. pielgrzymka słuchaczy Radia Maryja i pierwszy Marsz Równości) i opowiadał o podkopie pod Polską (pisaliśmy o tym tutaj), Zbigniew Kuźmiuk udał się do Mikluszowic. Była premier Beata Szydło, najbardziej aktywna, na Lubelszczyźnie objechała kilka miejscowości: Chełm, Urszulin, Krasnystaw.

Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński odwiedził kujawsko-pomorskie. W Tucholi wygłosił mowę na temat stanu polityki.

Dowodził, że:

  • (zwykli) ludzie wycofują się z polityki;
  • robią to, bo spór polityczny jest (zbyt) ostry;
  • a jest taki, bo „podbijany jest przez emocjonalne prowokowanie”, w czym celuje opozycja…
  • …która ucieka się do emocji, nie ma bowiem programu,
  • a PiS program ma i go realizuje.

Zdaniem Piotra Glińskiego PiS od opozycji odróżniają trzy kwestie:

1. suwerenność - PiS o nią walczy, a poprzedni rząd „trzymał się spódnicy pani kanclerz”;

2. podział państwowych zasobów - PiS jest za sprawiedliwością (500 plus, stawka godzinowa, pomoc niepełnosprawnym), poprzednicy byli za państwem minimum;

3. tożsamość - „My uważamy, że wartości wynikające z polskiej historii, wartości tożsamościowe są istotne i należy o nie dbać, preferować je oraz o nich edukować” - mówił, rządząca poprzednio koalicja nie uważała tego wszystkiego za szczególnie potrzebne;

4. rozwój demokracji partycypacyjnej - poprzednicy wspierali swoich.

Nie lubimy polityków. Wina Tuska?

Piotr Gliński zwraca uwagę na ciekawy problem: spada społeczny prestiż zawodu polityka, a sfera spraw publicznych jest porzucana przez obywateli. Przytoczmy dwa fragmenty jego wypowiedzi w całości:

„W Polsce mamy do czynienia z bardzo ostrym sporem politycznym. On przybiera formy agresywne i nieprzyjemne. To powoduje, że wiele osób wycofuje się z polityki, z myślenia o polityce i zaangażowania w sprawy publiczne, gdyż zaczyna to być sfera podwyższonego ryzyka. Denerwuje nas polityka i bywa nieznośna, ale jest to rzecz niezbędna i oczywista. Każde państwo musi się organizować wokół spraw politycznych”.

„Polityk - to zawód, który jest najniżej w hierarchii prestiżu m.in. z tych powodów, o których powiedziałem. Nie ma jednak dobrego zorganizowania społeczeństwa bez polityki. Są ludzie, którzy odpowiadają, że ruchy społeczne mogą zastąpić organizacje polityczne, ale tak nie jest. To właśnie retoryka polityczna z ich strony, udawanie, że się nie uprawia polityki, bo ona jest źle oceniana”.

Gliński ma rację - prestiż zawodu polityka jest niski, jednak winy za to nie ponosi polska obecna opozycja, jak sugeruje profesor socjologii i wicepremier w jednym. To trend trwający od lat - nie tylko w Polsce.

Popatrzmy na dane:

W 2016 roku badani przez CBOS Polacy wystawili najniższą ocenę politykom w kategorii „uczciwość i rzetelność ludzi wykonujących różne zawody”.

Politycy w skali ocen (od 1 do 5) dostali średnio dwóję z niewielkim plusem (2,12) - byli na ostatnim miejscu w tabeli, wypadli gorzej niż działacze związkowi (2,64), bankowcy (2,71), księża (2,83), sędziowie (2,85), urzędnicy miejscy (2,94), prywatni przedsiębiorcy (2,96) i dziennikarze (2,99). Najlepiej wypadli naukowcy (3,73), pielęgniarki (3,71) i informatycy (3,56).

Czy to nowy fenomen? Nie. Zawód „działacz partii politycznej” cieszył się bardzo niskim prestiżem i w roku 1991, i w 2008 - pokazują badania Polskiej Akademii Nauk.

Zaufanie do polityków od 15 lat utrzymuje się na jednym z najniższych poziomów w Europie. Pokazują to dane Europejskiego Sondażu Społecznego (ESS). Wykres pochodzi z bloga fińskiego uniwersytetu Tampere.

Czy to polska specyfika? Też nie.

Na wykresie powyżej widać, że o politykach mają lepsze zdanie mieszkańcy krajów skandynawskich, a obywatele dawnego bloku wschodniego i europejskiego południa - gorsze.

Również w Wielkiej Brytanii politycy cieszą się najniższym zaufaniem spośród zawodów, o które pytał w 2016 roku IPSOS. Podobnie jak w Polsce - na najwyższych miejscach są pielęgniarki i lekarze, nauczyciele i naukowcy.

W Stanach Zjednoczonych zaufanie do kolejnych rządów jest coraz niższe:

Polityka z tabloidu i Facebooka

Powody, dlaczego tak jest, są liczne i nie sprowadzają się one do „gorącego sporu politycznego” ani zachowania polskiej opozycji.

Jedno z wyjaśnień to kultura przesycona niechęcią do osób zajmujących się polityką.

Polityka jest zła, politycy są źli - to domyślny przekaz współczesnej kultury popularnej. Kolejne popularne filmy i seriale kreują obraz polityki jako skorumpowanej, cynicznej i niemającej nic wspólnego z dobrostanem obywatelek i obywateli (House of Cards, Gra o tron, Skandal, Idy marcowe… - lista tytułów jest bardzo długa). Politycy są negatywnymi bohaterami w tabloidach. Polityka służy tabloidom do „zbudowania opowieści związanej z moralnością lub poczuciem sprawiedliwości” - wyjaśniała „Gazecie Wyborczej” socjolożka, dr Helena Chmielewska-Szlajfer. I politycy są tymi, na których to poczucie sprawiedliwości się ćwiczy - są przedmiotem moralnych połajanek, oburzenia, krytyki. Niezwykle rzadko przykładem godnym pochwały.

Niektóre badania pokazują, że zaufanie do polityków i instytucji jest związane z tym, jakimi mediami się posługujemy. Ci z nas, którzy przede wszystkim oglądają telewizję, ufają politykom mniej. Czytelnicy gazet - bardziej. Badania w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii pokazują, że ludzie bardziej ufają informacjom z mediów społecznościowych niż z tradycyjnych mediów - to też może wpływać na zaufanie do polityków.

To nie koniec: zaufanie do polityków wiąże się też z wykształceniem i ideologią, która jest nam bliska. Osoby bardziej konserwatywne są też bardziej podejrzliwe.

"Sfera podwyższonego ryzyka"

Czy obywatele wycofują się „z myślenia o polityce i zaangażowania w sprawy publiczne, gdyż zaczyna to być sfera podwyższonego ryzyka”, jak mówi wicepremier Gliński? Polski przykład pokazuje coś wręcz przeciwnego. Czarne protesty, wielotysięczne manifestacje KOD, obrona Puszczy Białowieskiej, protest osób z niepełnosprawnościami, protest rezydentów, wreszcie: gromadzące tłumy protesty w obronie praworządności i niezależnego sądownictwa.

Nigdy w historii III RP tak wiele osób nie angażowało się publicznie - w protesty, pisanie petycji, zakładanie nowych instytucji. To, co Gliński nazywa "ostrym sporem politycznym", a inni niszczeniem podstaw demokracji i państwa prawa nie zniechęciło ludzi do udziału w polityce. Inna sprawa, że "podwyższone ryzyko" nie polega tylko na ostrej wymianie słów (choć ta może być psychicznie wyniszczająca). Udział w demonstracjach to również ryzyko fizyczne i nie dotyczy to tylko takich osób jak Władysław Frasyniuk, ale tysięcy ludzi, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z policją. Zaś przykład posła Krzysztofa Brejzy, który ujawnił nagrody dla polityków Zjednoczonej Prawicy pokazuje, że ryzyko dotyczy również rodziny zaangażowanych osób (posłowi podpalono dom).

Pomimo wszystko zaangażowanie jest. Pytanie, jak długo obywatelki i obywatele w tym zaangażowaniu wytrwają.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze