0:00
0:00

0:00

„Po tych czterech latach jest nie tylko grupa »PiS« i »anty-PiS«, ale też ogromna grupa osób zmęczonych tym ciągłym sporem” - mówi OKO.press Dorota Olko, rzeczniczka partii Razem, "jedynka" Lewicy (KW Sojusz Lewicy Demokratycznej) w okręgu 18 (Siedlce).

Kandydatka Lewicy mówi również:

  • Największym zaskoczeniem była dla mnie rozmowa z młodymi wyborcami. Cały czas przewijał się temat pracy: niska jakość pracy, niskie płace i drogie mieszkania.
  • Lewica jest opozycją dla ludzi, którym nie do końca podobały się rządy Platformy, dla ludzi, którzy rozumieją, że rządy PiS są trochę efektem tego, co było wcześniej.
  • Ostatnio jedna pani powiedziała, że pewnie nie chcemy nawet na nią patrzeć, bo ona głosuje na PiS. Odpowiedziałam, że ludzie rozmawiają ze sobą, nawet jak mają inne poglądy.
  • Bardzo szanuję Kamilę Gasiuk-Pihowicz [bezpośrednia kontrkandydatka Doroty Olko w okręgu siedleckim] za walkę o praworządność, za to, że jest w tym merytoryczna. Wiele osób mówi o niej z uznaniem. Ale kojarzy się głównie z tym tematem. Często można odnieść wrażenie, że to wizerunek całej Koalicji Obywatelskiej i że ludziom przestało to wystarczać. Spotykam osoby zniechęcone tym, że Platforma kłóci się z PiS-em, ale słabo rozumie codzienne problemy ludzi i nie ma pomysłów na rozwiązania.
  • Wszelkie koalicje [powyborcze] muszą opierać się na wspólnych postulatach - tak jak wyborcze porozumienie Lewicy. Dziś nie jestem pewna, jakie będzie stanowisko KO w różnych kwestiach za kilka tygodni, bo Grzegorz Schetyna jednego dnia mówi jedno, drugiego coś przeciwnego. My mówimy jasno chcemy europejskiego państwa dobrobytu. Więc gdyby np. KO chciała w sferze gospodarczej realizować program prof. Rzońcy, to ciężko o pole do współpracy.

Rozmowa z Dorotą Olko jest kolejną w naszym przedwyborczym cyklu rozmów politycznych. Poprzednio rozmawialiśmy z Katarzyna Piekarską (KO, Warszawa). Wkrótce rozmowy z Tomaszem Leśniakiem (Lewica, Kraków) i Franciszkiem Sterczewskim (KO, Poznań).

Agata Szczęśniak, OKO.press: Kandydujesz w okręgu, w którym w poprzednich wyborach PiS miał 51 proc., Platforma tylko 13, SLD 4, a Razem niecałe 3. Jak się robi kampanię w takim miejscu?

Dorota Olko, Lewica/KW SLD: Bardzo chciałam kandydować tutaj, choć gdzie indziej pewnie łatwiej o mandat. Jestem stąd, zależy mi na budowaniu lewicowej współpracy na wschód od Warszawy, chcę walczyć o rozwój średnich i mniejszych miejscowości. I jak na razie jestem pozytywnie zaskoczona — coś się zmienia. Już na pierwszej imprezie, na której byliśmy z naszym lewicowym namiotem, wiele osób mówiło: „Lewica, to moja opcja” albo „Czekaliśmy na was”. Wieloletni działacze SLD mówią, że osiem i cztery lata temu było trudniej.

Ludzie zaczynają być zmęczeni dominacją prawicy.

Ale oczywiście czuć też ostrą polaryzację. Kiedy na ryneczku rozdaję gazetkę, zdarza się, że ktoś najpierw ją bierze, a potem zwraca — kiedy zorientuje się, że to lewica. Wtedy podchodzi ktoś z drugiej strony i krzyczy: „O! Lewica! To ja wezmę”. Reakcje są dwubiegunowe, albo entuzjastyczne, albo bardzo niechętne.

Rozczarowani polityką

Rozmawiasz z wyborcami PiS?

Zdarza się. Czasami jestem bardzo zaskoczona. Ostatnio jedna pani powiedziała, że pewnie nie chcemy nawet na nią patrzeć, bo ona głosuje na PiS. Odpowiedziałam, że ludzie rozmawiają ze sobą, nawet jak mają inne poglądy.

I udała się rozmowa?

Nie bardzo. Zaczęła rzucać oskarżeniami, przypomniała sok z buraka. Ludzie są bardzo pozamykani w swoich bańkach i nastawieni wrogo.

A z kim najczęściej rozmawiasz?

Z osobami zniechęconymi do polityki. Po tych czterech latach jest nie tylko grupa „PiS” i „anty-PiS”, ale też ogromna grupa osób zmęczonych tym ciągłym sporem. Najciekawsze rozmowy się odbywają na bazarku. Ostatnio pani powiedziała, że wyłącza telewizor, jak jest polityka, bo wszyscy na siebie szczekają. Mówię, że jak się tam siedzi, a często chodzę do telewizji, to też jest to ciężkie do wytrzymania. I poczułyśmy jakąś wspólnotę doświadczeń. Opowiedziała mi, że jak na ryneczek przychodzą ludzie, to jest tak samo, też mają pretensje o wszystko, o to, że drogo.

I tak sobie ponarzekałyście?

Właśnie nie! Kiedy zobaczyłam, że coś nas łączy, zaczęłam mówić o naszych propozycjach programowych. Ta pani była zdziwiona, że rozmowa o polityce może wyglądać inaczej, że nie wytykam nikomu, czego nie zrobił, co zepsuł.

Zagłosuje?

Nie wiem, czy takie osoby pójdą na wybory. Ale mam nadzieję, że chociaż pojawiła się iskra, że polityka może wyglądać inaczej.

Udało Ci się przekonać kogoś z PiS, żeby rozważył głosowanie na ciebie?

Są osoby, które mówią, że się zastanowią. Ludzie rzadko deklarują wprost, że zmienią zdanie. Wydaje mi się, że jest grupa, która niekoniecznie przyznaje się do głosowania na PiS - ta spoza tożsamościowego trzonu elektoratu partii rządzącej. To daje się wyczuć w trakcie wywiadów badawczych, ale i w rozmowach na ulicy. Można więc tylko podejrzewać, że to wyborcy, którzy do ostatniej chwili będą się wahać. Ale czuje się jakiś rodzaj zmęczenia i rozczarowania.

Polityką?

Tak. Ale też rządami PiS, tymi wszystkimi aferami. Ludzie jednak mówią o aferach. Nie potrafią wymienić konkretnych, ale mają poczucie nastroju wiecznej afery i wiecznej wojny.

Mieszkania, zdrowie i Łupaszka

A o czym ludzie spontanicznie mówią na tych bazarkach?

O drożyźnie. Ale największym zaskoczeniem była dla mnie rozmowa z młodymi wyborcami. Cały czas przewijał się temat pracy: niska jakość pracy, niskie płace i drogie mieszkania.

Jako Razem mówicie o tym lat, wiecie, że to są problemy. To zaskakujące, że o tym mówią?

Zawsze jest wahanie: a może ludzie są już pogodzeni z tym, jak jest? Może uwierzyli, że są skazani na kredyty na 30 lat, albo na wynajem za chore pieniądze. Okazało się, że dla nich to chora sytuacja. Zwłaszcza tu, na Mazowszu, które staje się sypialnią Warszawy.

Coraz więcej ludzi dojeżdża do pracy w stolicy. Przywożą warszawskie pensje, więc ceny mieszkań idą w górę. A pensje pracujących tutaj, w Siedlcach, Mińsku Mazowieckim czy Wyszkowie, stoją w miejscu. Ludzie nie chcą luksusów, ale nie chcą się zastanawiać w sklepie, czy jak kupią ubranie, to starczy im do pierwszego.

Jeszcze inna rzecz mnie zaskoczyła.

Przy wielu złych rzeczach, które robi PiS, ludzie zobaczyli, że od państwa można czegoś oczekiwać. Ono w wielu sferach zawodzi, tak jak w sferze mieszkaniowej, ale są jakieś skrawki polityki społecznej, które działają. Ludziom, zwłaszcza młodym, zapaliła się lampka: państwo może coś dawać.

A jednocześnie nie wierzą, że ktokolwiek rozwiąże problemy ochrony zdrowia.

To prawda. Wszystkie rządy ich zawodziły. W rozmowach ludzie wymieniają zdrowie jako jedną z najważniejszych wartości i palący problem. Nawet bardzo młodzi.

Mam taką obserwację: kiedy przestaje się krytykować, a zaczyna się mówić o rozwiązaniach, ludzie reagują bardzo pozytywnie. Na spotkanie w Węgrowie przyszli przedstawiciele zawodów medycznych. Mieliśmy bardzo podobne spostrzeżenia, co zmienić, żeby uprościć specjalizację, sprawić, żeby szpitale powiatowe uczyły zawodu. My proponujemy dodatkową, uproszczoną certyfikację, żeby po skierowanie na badania i receptę nie zawsze trzeba było iść do specjalisty.

Jeszcze coś Cię zaskakuje w tych rozmowach?

Tak, ludzie spontanicznie mówią o polityce historycznej. Nie sądziłam, że to jest aż tak ważny temat, a już zwłaszcza, że będą o tym mówić do mnie na ulicy. A ludzie są wkurzeni kultem żołnierzy wyklętych, tym, że zamiast historii bohaterów AK jest kult zbrodniarzy wojennych.

Naprawdę mówią o tym na spotkaniach wyborczych?

Tak. To pewnie specyfika regionalna pogranicza Podlasia i Mazowsza, okolic Ostrołęki, tam ludzie się wkurzają, że mają rondo Łupaszki. Pytają: jak to w ogóle możliwe? Bardzo często, jeśli na spotkania przychodzą starsi sympatycy SLD, pojawia się temat emerytur mundurowych, odpowiedzialności zbiorowej. Ludzie opowiadają osobiste historie: „Nic nie miałem wspólnego z żadną ubecją, a nagle obcięto mi emeryturę”. Opowiadają całe biografie, otwierają się, widać, że mają potrzebę, żeby o tym pogadać, bo to są historie krzywdy. W tym wszystkim są pozytywne reakcje na międzypokoleniowy sojusz.

Dość ryzykowny sojusz. Ty jesteś z partii Razem, która budowała się w opozycji do SLD. Teraz uśmiechacie się szeroko na konwencjach.

Mam pozytywne doświadczenia ze współpracy z SLD w moim regionie. Dziś doceniam wieloletnie struktury SLD i ludzi, często po 70., którym chce się coś robić, organizować spotkania. Okazuje się, że o postulatach socjalnych myślą podobnie jak my.

Widzę coraz mniej sprzeczności w tym, że my krytykowaliśmy otwarcie SLD, a teraz współpracujemy. Często spotykam emerytów, którzy mówią, że kiedyś głosowali na SLD, potem się rozczarowali, a teraz wspólna lista Lewicy przywróciła im nadzieję. Takich sytuacji jest mnóstwo. „Ta lewica to się stała taką mniej lewicą”.

Wymieniają dwie rzeczy: że SLD zaczęło zbyt mocno trzymać się z Kościołem i że skręciła w kierunku liberalizmu w polityce gospodarczej. Mówią: nie mam nic przeciwko Kościołowi, ale powinien być jasny rozdział państwa od Kościoła i lewica powinna tego pilnować.

Wczoraj rozmawiałam z panem, który mówił, że zawsze był lewicowy, ale ta lewica to się taka neoliberalna zrobiła. I to jest coś, co ludzi cieszy w naszym porozumieniu: powrót do lewicowych postulatów.

Ludzie pozytywnie reagują na to, że potrafiliśmy się cofnąć o krok i docenić jakieś zasługi SLD, a jednocześnie gwarantujemy, że to będzie naprawdę lewicowy program.

Nie wierzę, że są same pozytywne reakcje. Ludzie pamiętają aferę Rywina, aferę Starachowicką, Magdalenę Ogórek.

Zdarza się, że ktoś krzyczy: „Jak pani nie wstyd, pani jest młoda i ładna, a z takimi oszustami się pani trzyma, złodziejami”. Ale mam wrażenie, że takie osoby nie głosowały na lewicę. Są mocno uprzedzone do SLD, ale na Razem też by nigdy nie zagłosowały.

Naprawdę więcej jest głosów pozytywnych. Wczoraj w Węgrowie jedna pani mówi, że jej koleżanka, dentystka, nie mogła przyjść, ale bardzo prosiła, żeby przekazać, że jest fanką pana Adriana. I że dzięki temu, że ta lewica się zjednoczyła, ona już nie ma dylematu, jak głosować. Mniej więcej od roku ciągle słyszeliśmy: „czemu nie połączycie sił?”. Nie mogliśmy tego ignorować, nie robimy polityki dla siebie, tylko dla ludzi.

Małe miasta są wkurzone

Mówi się, że jedno z najważniejszych napięć w Polsce jest pomiędzy małymi miastami a wielkimi ośrodkami. Twój okręg to w większości mniejsze miasta. Widzisz jakieś poczucie pozostawienia? Dystansu do metropolii?

Inaczej bym to nazwała.

Mniejsze i średnie miasta są wkurzone i upominają się o godność. Ludzie są wkurzeni, że próbuje się z nich robić prowincję. Są wkurzeni brakiem stabilności zawodowej i możliwości rozwoju.

Mniejsze i średnie miejscowości się rozwijają, wyglądają coraz ładniej, jest coraz więcej usług. Ludzie to widzą, sama to widzę. W porównaniu z tym, jak chodziłam do liceum, a to było raptem kilkanaście lat temu, jest o wiele więcej możliwości kulturalnych, konsumpcyjnych, kina, teatry, baseny. Tylko dużej części mieszkańców na to nie stać. Ludzie mi o tym mówią. Chcieliby zarabiać godnie, chcieliby, żeby pracodawca ich traktował dobrze. Mówią wprost:

„W mniejszych miejscowościach i w mniejszych firmach kodeks pracy nie obowiązuje. Nie mamy zdolności kredytowej, nie mamy umowy o pracę”.

U mnie w Siedlcach jest jeden publiczny żłobek. Jeden. Na miasto prawie 80 tys. mieszkańców. Prywatne żłobki kosztują kilkaset złotych, nawet 500 plus nie wystarczy, żeby za dziecko zapłacić. Jeżeli pracujesz na miejscu, a nie w Warszawie, to cię nie stać.

PiS nie mówi o małych miastach jako o prowincji, docenia je, politycy PiS tam jeżdżą. I daje 500 plus.

Nie chcę tego deprecjonować. Młody człowiek, pracownik fizyczny, mówił mi, że budżet ledwie mu się spina i nie wie, ile tak pociągnie, ale dzięki 500 plus mógł opłacić nianię, bo dziecko nie dostało miejsca w żłobku. Nie mam wątpliwości, że to jest bardzo ważna pomoc. Jeżeli dzieci z mniej zamożnej rodziny pierwszy raz pojechały na obóz w wakacje, to jest super ważne.

Tylko że to nie załatwia wszystkiego. Ten młody człowiek w tym miesiącu opłacił nianię, ale nie wie, co będzie za miesiąc czy dwa.

Prawdziwą stabilność dają usługi publiczne: miejsce w żłobkach, tańsze mieszkania, wyższe płace w budżetówce, która jest kluczowym pracodawcą w średnich i mniejszych miejscowościach.

Domy kultury, świetlice wiejskie, szkoły, przychodnie — powinny zapewniać płace, które starczą na godne życie. A jeśli tam będą dobre kadry, dzięki wyższym płacom, to będziemy mieć lepsze usługi i skorzystamy z nich wszyscy.

I wreszcie transport. Siedlce mają bardzo dobre połączenie z Warszawą, coraz więcej ludzi jeździ koleją, to jest najlepiej skomunikowany kierunek na Mazowszu. Ale żeby się przemieścić między miastami w moim okręgu, to jest koszmar. Do Węgrowa, który jest oddalony o 30 km, po godzinie 16.00 nie da się dojechać, jak się nie ma samochodu. Nastolatki nie mogą uczestniczyć w zajęciach pozalekcyjnych, nie pójdą do kina ze znajomymi ze szkoły, jeśli nie ma ich kto zabrać. Nie będzie trwałej zmiany bez inwestycji w transport, w służbę zdrowia, w mieszkania.

W jaki sposób na to odpowie państwo zarządzane przez lewicę?

W naszym programie kluczowa jest m.in. kwestia mieszkaniowa.

Nawet PiS na tym poległ.

Mam wrażenie, że nikt nigdy tej kwestii nie traktował poważnie. My mówimy jasno, że trzeba stworzyć publicznego dewelopera, który wyłoży pieniądze na tanie mieszkania, przede wszystkim na wynajem, ewentualnie na sprzedaż na raty od państwa. Nie będzie dofinansowywać deweloperów. Zadba o pustostany, one też w mniejszych miastach, a samorządy nie mają pieniędzy na remonty.

Ceny mieszkań szybują w górę nie tylko w dużych miastach. W Siedlcach mieszkań zwyczajnie brakuje. Szef mojego sztabu jest związany rodzinnie z okolicami Siedlec, ale na co dzień mieszka w Warszawie. Chciał wynająć mieszkanie w Siedlcach i ofert było bardzo mało, większość bardzo droga. Przy przeciętnych zarobkach tutaj to jest koszmar.

Krytykowaliśmy w OKO.press Wasz pomysł centralnego przedsiębiorstwa mieszkaniowego. Obawiamy się, że chcecie stworzyć giganta państwowego. Mówicie też o wykupie na własność, sensowniejsze ekonomicznie wydaje się budowanie na długoterminowy wynajem.

W Razem zawsze stawialiśmy na budowę mieszkań na wynajem. Lewicowe porozumienie idzie w podobnym kierunku: chcemy, żeby większa część mieszkań budowanych w ramach programu była przeznaczona na wynajem. To konieczne, bo w porównaniu z krajami Europy zachodniej na polskim rynku mieszkaniowym mamy dziś nadreprezentację mieszkań własnościowych.

A centralne zarządzanie tym programem przez jeden podmiot?

Duży podmiot to większe know how i mniejsze koszty. Ale oczywiście musi być współpraca z samorządami, innej opcji nie ma.

Koalicja Obywatelska cały czas krzyczy

Wiele osób ma dylemat, czy głosować na was, czy na Koalicję Obywatelską.

Widzę to na ulicach. Czasem nasze stoiska sąsiadują ze sobą, ludzie podchodzą i do nas, i do KO, biorą materiały od nas i od KO, zastanawiają się, analizują, porównują.

My jesteśmy opozycją dla ludzi, którym nie do końca podobały się rządy Platformy, dla ludzi, którzy rozumieją, że rządy PiS są trochę efektem tego, co było wcześniej. Nie było myślenia o zwykłym człowieku i odpowiedzialności państwa w zakresie usług publicznych, zaspokajania podstawowych potrzeb. Moje pokolenie to czuje.

Są ludzie, którzy doceniają 500 plus, ale na PiS nie zagłosują, bo im się nie podoba to, co PiS robi z państwem, z praworządnością, że dzieli ludzi, że prowadzi katastrofalną politykę zagraniczną. Głosują na Platformę, ale czują, że Platforma nie ma żadnych rozwiązań. Jest duża grupa osób, które głosowały na Platformę trochę z przyzwyczajenia, trochę z braku alternatywy, poddawali się narracji, że inaczej ich głos będzie stracony. Naprawdę mnóstwo osób wcześniej mówiło: macie rację, ale nie macie szans. To dobre doświadczenie wreszcie tego nie słyszeć. Tym razem ani razu mi się to nie zdarzyło.

KO ma rozwiązania — niektóre nawet bardzo podobne do Waszych: alimenty ściągane jak podatki, podwyżka płacy minimalnej.

To normalne, że niektóre rozwiązania pokrywają się w programach różnych partii. I dobrze. Uważam, że takie rzeczy jak walka o ściągalność alimentów w XXI wieku powinny być oczywistością nie tylko dla lewicy, ale także dla chadeków czy konserwatystów. Ja weszłam do polityki, bo chcę walczyć o to, czego KO nie załatwi: o tanie mieszkania bez kredytu na 30 lat, leki po 5 zł czy miejsce w żłobku dla każdego dziecka. O to, żeby ludzie w budżetówce zarabiali 3500 zł brutto na starcie. O rozwój średnich miast dzięki przenoszeniu urzędów centralnych poza Warszawę i wspieraniu uczelni regionalnych; o realny rozdział państwa i kościoła i o prawa kobiet. Platforma pokazała wielokrotnie, że to nie są jej priorytety. Moje tak.

A z tą podwyżką płacy minimalnej w wydaniu Platformy to nie żartujmy. Płaca minimalna już dziś wynosi dziś ponad 47 proc. średniej krajowej, a Platforma chcę ją zamrozić na poziomie 50 proc. Za często rozmawiam z ludźmi, dla których tylko podwyżka płacy minimalnej oznacza podwyżkę pensji (bo zarabiają właśnie minimalną), żeby uznać, że propozycja KO jest ok. Polska jest w ogonie Europy, jeśli chodzi o udział płac w PKB, to niesprawiedliwe i czas to zmienić. Dlatego Lewica stawia sobie ambitniejsze cele: będziemy dążyć do płacy minimalnej na poziomie 60 proc. średniej krajowej.

Twoją bezpośrednią konkurentką z KO jest Kamila Gasiuk-Pihowicz.

Bardzo ją szanuję za walkę o praworządność, za to, że jest w tym merytoryczna. Wiele osób mówi o niej z uznaniem. Ale kojarzy się głównie z tym tematem. Często można odnieść wrażenie, że to wizerunek całej Koalicji Obywatelskiej i że ludziom przestało to wystarczać. Spotykam osoby zniechęcone tym, że Platforma kłóci się z PiS-em, ale słabo rozumie codzienne problemy ludzi i nie ma pomysłów na rozwiązania.

A wracając do samej Kamili Gasiuk-Pihowicz, to podoba mi się to, że w kampanii wychodzi do ludzi. Kilka razy mijałyśmy się na różnych wydarzeniach w regionie, witałyśmy się między rozmowami z wyborcami.

Za to ani razu nie spotkałam w takiej roli kandydatów PiS albo PSL. Czasami na dożynkach mówią tylko ze sceny, czasami ktoś czyta ich list.

Na listach KO też są osoby o lewicowych poglądach. Ostatnio Katarzyna Piekarska przekonywała w OKO.press, że trzeba głosować na ludzi lewicy bez względu na to, na której są liście.

Nie do końca to rozumiem. Lewicowa lista jest gwarancją tego, że będziemy realizować lewicowe postulaty. Wypracowaliśmy wspólny program. Nie rozumiem, czemu Katarzyna Piekarska startuje z jednej listy z Joanną Fabisiak.

Nie dostała propozycji od was, tak twierdzi.

O ile mi wiadomo, było trochę inaczej. Ale ja Katarzyny Piekarskiej nigdy nie miałam nawet okazji poznać osobiście, więc nie mnie się na ten temat wypowiadać.

Uważam, że ludzie na jednej liście powinna łączyć wspólna wizja państwa, wspólna wizja przyszłości. Mogą się różnić w kwestii szczegółowych rozwiązań, kłaść nacisk na różne sprawy w programie, ale nie może być tak, że głosujesz na kogoś i dzięki twojemu głosowi wchodzi do Sejmu osoba o poglądach przeciwnych. A Joanna Fabisiak to jest totalnie konserwatywne skrzydło tego obozu, ona głosowała przeciwko temu, o co Katarzyna Piekarska i Barbara Nowacka walczyły przez lata.

System wyborczy czemuś służy, temu, żeby wyborcy mieli gwarancje, że jeżeli dana osoba do Sejmu nie wejdzie, to inna z tej samej listy będzie dbała o realizację przynajmniej większości tych interesów, za jakimi się opowiedzieli. A przypadku tak szerokiego porozumienia, jak KO, nie mam takiej gwarancji.

Oczywiście mam nadzieję, że osoby lewicujące będą stanowiły jak największą część reprezentacji KO, ale nie rozumiem tego ruchu i wydaje mi się, że dla wyborców też może być trudny do zrozumienia.

Robert Kwiatkowski będzie realizował dokładnie postulaty, co ty?

Nie wiem, czy dokładnie te…

Kwiatkowski jest jedynką w Toruniu, ma większą szansę na mandat niż Ty.

Pracowałam z Robertem Kwiatkowskim w sztabie, w zespole strategicznym. Sporo dyskutowaliśmy i nie było momentu, żebym czuła, że coś nas różni tak, że idziemy w przeciwne strony. Spieraliśmy się, jakie rozwiązania są najlepszym środkiem do celu, który nas łączy, na przykład w służbie zdrowia. Mądrość tej koalicji polega też na tym, że korzystaliśmy z mocnych stron, z dobrych pomysłów tych trzech organizacji. Na tyle, na ile udało mi się poznać Roberta Kwiatkowskiego, mam wrażenie, że w tym momencie jego życia więcej nas łączy niż dzieli. To się okaże w przyszłym Sejmie.

W tej koalicji daliśmy sobie kredyt zaufania. Z dużym przekonaniem zgodziliśmy się na wspólny program i strategię. Pewnie każda partia chciałaby czegoś jeszcze, np. w kwestii energetyki w Razem jesteśmy przekonani do atomu, Wiosna nie, ale wiemy, że kierunek odchodzenia od węgla jest oczywisty. Szczegóły mogą nas różnić, ale wszyscy patrzymy w tę samą stronę.

Koalicja Lewicy z KO? Najpierw zgoda programowa

Lewica powinna stworzyć z KO koalicję po wyborach, jeśli będzie szansa na wspólne rządy?

Dajmy najpierw zdecydować wyborcom, kto będzie miał większość w Sejmie. Teraz każdy stara się przekonać wyborców do swojego programu i uważam, że to dobrze, bo na tym trzeba się skupiać w kampanii, zamiast fantazjować o podziale ministerstw. Wszelkie koalicje muszą opierać się na wspólnych postulatach - tak jak wyborcze porozumienie Lewicy. Dziś nie jestem pewna, jakie będzie stanowisko KO w różnych kwestiach za kilka tygodni, bo Grzegorz Schetyna jednego dnia mówi jedno, drugiego coś przeciwnego. My mówimy jasno chcemy europejskiego państwa dobrobytu. Więc gdyby np. KO chciała w sferze gospodarczej realizować program prof. Rzońcy, to ciężko o pole do współpracy.

Mimo że mielibyście szanse na wspólne rządzenie przeciwko PiS?

Według mnie nie rządzi się przeciwko czemuś, tylko po coś. Logika rządzenia “przeciwko komuś” to przecież logika PiS-u! Nie wierzę w to, że można stworzyć dobry rząd, jeżeli ciągnie się w przeciwne strony. Ale jasne, trzeba rozmawiać, przekonywać do swoich postulatów. Musi być zgoda na jakieś minimum programowe. Bo odsunięcie PiS od władzy to jeszcze nie wszystko.

Będziecie rządzić dopiero wtedy, kiedy będziecie mogli rządzić samodzielnie?

To się okaże. Ale jedno jest pewne: Razem nie przyłoży ręki do polityki zaciskania pasa, do prywatyzacji służby zdrowia czy do przymykania oczu na unikanie podatków przez zagraniczne korporacje.

Razem będzie we wspólnym klubie lewicy w parlamencie?

To rozmowa na po wyborach. Decyzja partii będzie w dużej mierze uzależniona od tego, jak ta współpraca układała się w kampanii i jak silną reprezentację wspólnie wprowadzimy do Sejmu. Nie chcę dzielić skóry na niedźwiedziu ani zamykać żadnych drzwi. Tak ważną decyzję podejmiemy wspólnie, Razem jest demokratyczną organizacją.

Jak obstawiasz wyniki?

Nie chcę wróżyć. Czuję optymizm, ale też dużą odpowiedzialność. Walczymy do końca.

;
Na zdjęciu Agata Szczęśniak
Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze