"Gdyby tak, nie daj Panie Boże, niczego złego nie życzę, ale może też [Pierwsza Prezes SN] umrzeć i wtedy według (...) mediów niechętnych rządowi, w dalszym ciągu pełniłaby tę funkcję co dotychczas" - dowcipkował Kaczyński w TVP. Miało to obrazować oczywistą oczywistość, że skrócenie sześcioletniej kadencji prof. Gersdorf w niczym nie narusza Konstytucji RP
Poniższe zbliżenie na twarz Jarosława Kaczyńskiego pochodzi z samej końcówki programu "Gość Wiadomości" TVP 26 lipca 2018, w którym wylewał kubeł za kubłem pomyj na polskich sędziów i polskie sądy. I przekonywał, że PiS "uzdrawiając wymiar sprawiedliwości" ani razu nie naruszył Konstytucji. W szczególności nie zrobił tego skracając ustawą o Sądzie Najwyższym zapisaną w Konstytucji sześcioletnią kadencję I Prezes SN Małgorzaty Gersdorf.
Zanim przedstawimy wywody Kaczyńskiego skoczymy na sam koniec wywiadu. Mówiąc o ewentualnych zmianach w rządzie (raczej nie będzie) prezes PiS nieoczekiwanie wrócił do kwestii kadencji prof. Gersdorf:
"[minister] może się na przykład rozchorować,
to dotyczy także Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, który też się może rozchorować, nie daj Panie Boże, niczego złego nie życzę, ale może też umrzeć i wtedy według tych twierdzeń, które na poważnie prezentowane są w mediach niechętnych rządowi, w dalszym ciągu pełniłby tę funkcję co dotychczas".
"Tak to niektórzy interpretują" - westchnął ze zrozumieniem kolega dziennikarz TVP Michał Adamczyk.
"Che, che, che" - zaśmiał się prezes.
Makabryczna facecja Kaczyńskiego - pomijając jej poziom i stosowność - miała obrazować upór i brak rzeczowych argumentów tych wszystkich, którzy twierdzą, że PiS naruszył Konstytucję skracając kadencję prezes Gersdorf i że w świetle prawa jest ona nadal pierwszym prezesem SN. Tego zdania są autorytety prawa w kraju i zagranicą, ale Kaczyński zaśmiał się im w nos.
"Che, che, che".
Jak jednak uzasadnić skrócenie sześcioletniej kadencji prezes Małgorzaty Gersdorf przy pomocy ustawy obniżającej wiek emerytalny sędziów?
Kwestia kadencji jest w Konstytucji RP uregulowana precyzyjnie w osobnym artykule 180 o Sądzie Najwyższym: "Pierwszego Prezesa SN powołuje Prezydent RP na sześcioletnią kadencję" .
Zgodnie z tym zapisem kadencja prof. Gersdorf trwa 6 lat, do 29 kwietnia 2020 roku.
Prezes nie posunął się (jak wielu jego akolitów), do tezy, że obowiązująca od 3 lipca ustawa obniżająca wiek przejścia w stan spoczynku sędziów do 65 lat, unieważnia w przypadku prof. Gersdorf zapis konstytucyjny o sześciu latach, bo sędzia ma 66 lat. Kaczyński chyba jeszcze pamięta, że zgodnie z art. 8 Konstytucji:
"Konstytucja jest najwyższym prawem RP" a jej "przepisy stosuje się bezpośrednio, chyba, że Konstytucja stanowi inaczej".
Prezes podjął się zatem wywodu, że Konstytucja stanowi inaczej niż stanowi i że na jej gruncie stojąc można legalnie skrócić kadencję prezes SN naruszając przy okazji fundamentalną dla państwa prawa zasadę nieusuwalności sędziów.
Zadanie karkołomne i taki był wywód oparty na wykręcaniu na wszystkie strony dwóch ustępów art. 180 Konstytucji.
Kaczyński powołuje się na ust. 5 art. 180, twierdząc, że
Konstytucja przewiduje głęboką reformę sądownictwa i stwierdza, że sędziowie mogą być wtedy przenoszeni w stan spoczynku. To jest wyjątek od ustępu 1 art. 180, że sędziowie są nieusuwalni, co dotyczy oczywiście także Pierwszej Prezes SN
Kaczyński dokonuje tu prostej manipulacji mówiąc o "głębokiej reformie", podczas gdy Konstytucja dopuszcza "przenoszenie sędziego do innego sądu lub w stan spoczynku" tylko "w razie zmiany ustroju sądów lub zmiany granic okręgów sądowych".
Ustawodawca miał tu na myśli wyjątkowe sytuacje np. zmiany struktury sądownictwa. Tymczasem trudno uznać, by ustawa o SN wprowadzała zmianę ustroju Sądu Najwyższego. Nowe izby nie oznaczają jeszcze nowego "ustroju". Chyba, że za zmianę ustroju uznamy ustawowe obniżenie wieku emerytalnego,
ale wtedy uzasadnieniem dla obniżenia wieku emerytalnego stałoby się ... obniżenie wieku emerytalnego.
Nawet gdyby jednak uznać, że zachodzi stan "zmiany ustroju" i można sędziów usuwać, pozostaje jednoznaczny zapis artykułu 183 o sześcioletniej kadencji I Prezesa SN, który nie zawiera żadnych "okoliczności łagodzących": sześć lat, to sześć lat.
A tutaj jest jeszcze druga przesłanka z art. 180 ust. 4, że parlament określa wiek, w którym przechodzi się na emeryturę
Kaczyński argumentuje, że ustawa o SN - zgodnie konstytucją - określiła wiek emerytalny na 65 lat i tym samym sędzia Gersdorf (rocznik 1952) przeszła w stan spoczynku, przestała być czynną sędzią SN i prezesem być nie może.
Kaczyński nie zauważył jednak, że cytowany zapis - w odróżnieniu od ust. 3 (m.in. o chorobie) i 5 (zmiana ustroju lub granic)
nie mówi o możliwości p r z e n o s z e n i a sędziego w stan spoczynku.
Daje ustawodawcy jedynie prawo do zmiany wieku przejścia w stan spoczynku. Nie przypadkiem zapis o zmianie wieku emerytalnego znalazł się w art. 180 o nieusuwalności sędziów. Jak piszą eksperci Fundacji Batorego, zapis z ust. 4 art. 180
nie może znaleźć zastosowania do urzędujących sędziów, gdyż wówczas oznaczałby ich usunięcie w sposób naruszający zasadę nieusuwalności sędziów opisaną w ust. 1.
Takie usytuowanie w Konstytucji zapisu o wieku przejścia w stan spoczynku (który określa ustawa) ma dawać czynnemu sędziemu pewność, że do momentu osiągnięcia tego wieku będzie mógł orzekać w sposób niezależny i niezawisły. Reguły gry nie zmienią się w trakcie gry.
Jeszcze inaczej,
parlament (i prezydent) mogą zmienić wiek emerytalny, ale to nie może prowadzić do usunięcia sędziów, którzy już zostali powołani, bo oznaczałoby to naruszenie zasady nieusuwalności i tym samym naruszenie niezależności sądów.
Ponadto, prof. Gersdorf jest - mówiąc kolokwialnie - nieusuwalna podwójnie. Nie tylko jako czynny sędzia, ale także jako Pierwsza Prezes SN. Ma zagwarantowaną sześcioletnią kadencję. PiS może sobie zmieniać wiek emerytalny sędziów, ale nie może zmienić konstytucyjnego zapisu o sześciu latach.
Wskazawszy na dwa powyższe "wyjątki", które miałyby uzasadniać skrócenie kadencji prof. Gersdorf, Kaczyński odnosi się do argumentu, że nawet gdyby można było skrócić kadencję sędziego w trakcie służby, to nie można skrócić sześcioletniej kadencji prezesa SN, ustanowionej w odrębnym artykule 183. Kaczyński na to:
"Gdyby ustawodawca przewidywał, że w wypadku I prezesa SN sprawa emerytury czy sprawa reformy [ustroju sądów] nie jest przesłanką przerwania kadencji, to musiałoby to być w jakiś sposób określone w konstytucji. Jest wiele metod, jak można by to zrobić, ale tego nie zrobiono".
Powiedzieć, że to sofistyka w najgorszym tego słowa znaczeniu, to nic nie powiedzieć. Przecież kadencję I Prezesa SN reguluje nie art. 180, ale odrębny art. 183, który nie opisuje żadnych wyjątków. Właśnie dlatego, że ustawodawca chciał zadbać o gwarancje niezależności tego organu, na wypadek zakusów takich, jak ustawy PiS.
Art. 180 jest konstytucyjną formą obrony pozycji Prezesa przed takimi prezesami jak Kaczyński.
Zapisanie sześcioletniej kadencji Pierwszego Prezesa SN stanowi jedną z konstytucyjnych gwarancji niezależności Sądu Najwyższego.
Uregulowanie kwestii kadencji w Konstytucji RP, a nie w ustawie o SN miało zapewnić, by większość parlamentarna, która nie ma mandatu do zmiany Konstytucji, nie mogła w drodze ustawy skrócić kadencji urzędującego Pierwszego Prezesa SN i tym samym znieść gwarancji jego niezależności.
Kaczyński mówi ni mniej, ni więcej, że skok na kadencję Pierwszego Prezesa SN jest możliwy dlatego, że ustawodawca w innym artykule (180) nie przewidział, że ktoś wpadnie na taki pomysł. Faktycznie tak dalece wyobraźnia twórców Konstytucji III R nie sięgała. W ogóle demokracja jest bezradna wobec tych, którzy gwałcą jej zasady.
W całym występie w "Wiadomościach TVP" Kaczyński konsekwentnie stosował strategię odwracania kota ogonem (spokojnie, to metafora, kot prezesa nie ucierpiał!). Zapytany o zarzuty opozycji, że PiS przejmuje polityczna kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości i łamie zasadę trójpodziału władzy, oświadczył bez zająknienia:
"Cała ta opowieść, która w tej chwili krąży po Europie i po świecie jest – można powiedzieć – zupełnym odwróceniem faktów. To my zabiegamy o to, żeby sądy nie były upolitycznione, żeby były obiektywne".
Potem rozwodził się, jak dotychczasowe sądy były "bardzo mocno podporządkowane tzw. mainstreamowi, a reprezentantem mainstreamu w życiu publicznym była kiedyś Unia Demokratyczna, później trochę SLD, a później Platforma. Jeżeli można mówić o podporządkowaniu, to niewątpliwie właśnie tym formacjom, a nie tej formacji, którą reprezentuję".
I dla wszelkiej jasności:
"Z całą pewnością żadne podporządkowanie nie nastąpi, natomiast zostanie zniesione to podporządkowanie, które zresztą było widoczne, choćby ten sędzia na telefon".
Wcześniej uznał, że wyrazicielem mainstreamu była "Gazeta Wyborcza", jak wiadomo, ulubiony dziennik prezesa.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze