0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Przemek Wierzchowski / Agencja GazetaPrzemek Wierzchowski...

W poniedziałek 10 stycznia , podczas 81. miesięcznicy smoleńskiej, kontrdemonstranci ze stowarzyszenia Obywatele RP zagłuszyli Jarosława Kaczyńskiego. Skandując "ręce precz od grobów" i "katastrofa to nie zamach", doprowadzili do tego, że prezes PiS wygłosił jedno z najkrótszych przemówień w historii tych demonstracji.

„Jesteśmy blisko, coraz bliżej prawdy i tego dnia, w którym staną tutaj pomniki. I żadne działania, które zmierzają ku temu, aby się temu przeciwstawić, nic nie pomogą. Zwyciężmy. Jeszcze raz powtarzam: zwyciężymy, dojdziemy do prawdy, także do tej prawdy, która jest w grobach” - mówił prezes, kiedy Obywatele RP pozwolili mu dojść do głosu. Zaskoczony ta akcja Kaczyński dodał: - „Przyjdzie dzień, w którym Polska będzie ostatecznie uwolniona od tego wszystkiego, od tej choroby, którą tutaj dzisiaj także widzimy. I żadne krzyki, żadne wrzaski, żadne syreny tego nie zmienią. Polska zwycięży wbrew swoim wrogom, wbrew zdrajcom”.

Pojawienie się Obywateli RP i akceptacja tej - bardzo ofensywnej przecież - formy protestu przeciwko PiS można opisać pojęciem "radykalizacja". Rozwinął je w słowniku filozofii politycznej Martin Malia w książce "Lokomotywy Historii". Opisał tam proces ewolucji poglądów rewolucyjnych w przestrzeni pojęciowej kluczowych rewolucji religijnych świata nowożytnego, które śledził od husyckich Czech, przez reformację w Niemczech i rewolucję francuską po bolszewicką rewoltę w Rosji.

Pojęcie radykalizacji pozwoliło Malii pokazać, jak stopniowo rozwijały się pojęcia do poziomu wystarczającego by opisać sprzeczności obalanego systemu.

Odnosząc tę siatkę pojęciową do Polski czasów PiS, można powiedzieć, że reakcje na działania władzy są obecnie w fazie drugiej radykalizacji.

Pierwszy, "zerowy" poziom protestu tworzyły spontaniczne demonstracje przeciwko zawłaszczaniu przestrzeni publicznej przez PiS po wyborach. Chodziło przede wszystkim o Trybunał Konstytucyjny, a efektem były wyjątkowo kulturalne protesty, które dały start Komitetowi Obrony Demokracji. Symbolicznym ujęciem tego sposobu demonstrowania stało się zdjęcie z marca 2016 roku, na którym demonstranci KOD pracowicie omijają trawnik na warszawskim Placu na Rozdrożu.

"Jaro, wyłaź!" czyli pierwsza radykalizacja

Pół roku później Prawo i Sprawiedliwość zignorowało sygnały zwiastujące potężne niezadowolenie społeczne poparciem posłów PiS dla planów zaostrzenia prawa antyaborcyjnego. PiS postanowił dopuścić do prac parlamentarnych projekt całkowitego zakazu aborcji, przygotowany przez radykalnie katolicki Instytut Ordo Iuris.

Obecnie aborcja jest legalna w przypadku ciąży zagrażającej życiu lub zdrowiu kobiety, w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu oraz w przypadku ciąży będącej wynikiem gwałtu i kazirodztwa.

Wybuchła prawdziwa burza, między pierwszymi protestami zimą i wiosną 2016 roku a jesienią, kiedy odbywał się "czarny protest", nastąpiła radykalizacja społecznego oporu przeciw PiS. Kulturalni demonstranci KOD byli na tych demonstracjach obecni, ale - doskonale widać w materiale Roberta Kowalskiego z demonstracji młodzieży pod siedzibą Prawa i Sprawiedliwości

- do głosu doszedł gniew, przed którym PiS się ugięło, błyskawicznie uchwalając w Sejmie odrzucenie projektu Ordo Iuris i komitetu "Stop aborcji".

Radykalizacja wywołała nawet oburzenie części opozycyjnej opinii publicznej na ostrzejsze feministyczne hasła - na transparentach widać było słowa "macica" oraz "cipka". Falę oburzenia wywołała m.in. opowieść Natalii Przybysz o zrobionej przez nią aborcji na Słowacji.

"Ręce precz od grobów!", czyli druga radykalizacja

Korzenie drugiej radykalizacji sięgają decyzji PiS o wyjęciu z grobów ciał wszystkich ciał ofiar katastrofy smoleńskiej - również tych, na których ekshumacje nie zgadzały się rodziny. Stowarzyszenie Obywatele RP zaczęli osiągać sukcesy - w grudniu m.in. zarejestrowali zgromadzenie w czasie miesięcznicy smoleńskiej, przez co Jarosław Kaczyński przemawiał w innym miejscu niż zwykle.

Sukcesem w sumie nielicznej grupy Obywateli RP jest to, że bezpośrednia konfrontacja w przestrzeni publicznej okazała się dla PiS nie do wytrzymania - Mariusza Błaszczaka zupełnie poniosły emocje, kiedy nazwał kontrdemonstrantów "przejawem prostactwa i zdziczenia obyczajów".

Sukcesem było też to, że PiS aby pozbyć się niewygodnego dla siebie zjawiska napisał nowelizację prawa o zgromadzeniach. I dostarczył Obywatelom RP nowego paliwa i uwiarygodnił sens prowadzonych przez nich działań.

W nowelizacji planowano m.in. wprowadzenie "zgromadzenia cyklicznego" oraz zakaz organizacji kontrdemonstracji, ponieważ zgromadzenia musiałaby dzielić odległość nie mniejsza niż sto metrów. Ostatecznie Andrzej Duda odmówił jej podpisania i skierował do Trybunału Konstytucyjnego (już przejętego przez PiS).

16 grudnia pod Sejmem okazało się, że druga radykalizacja jest faktem - zarówno opozycja sejmowa, jak i obywatele byli gotowi na działania, które rok wcześniej były nie do pomyślenia.

Zarówno blokada mównicy sejmowej, jak i blokowanie wyjazdu polityków z Sejmu to arsenał politycznej konfrontacji, który pokazuje, że ci, którzy nie zgadzają się na władzę PiS uczą się i coraz skuteczniej angażują społeczeństwo w proces czynnego oporu przeciwko zawłaszczaniu państwa przez partię Jarosława Kaczyńskiego.

Obywatele RP, jeszcze niedawno - jesienią 2016 roku - opisywani byli jako skrajni radykałowie, których działania bardziej szkodzą niż pomagają walczyć z PiS, w ciągu kilku miesięcy stali się "głównym nurtem", odnoszącym sukcesy w działaniom przeciwko władzy Jarosława Kaczyńskiego.

Zdarzenia pod Sejmem otwierają pytanie o kolejną radykalizację. Jej zapowiedzi na razie nie widać - ale rok temu zaskoczenie budziły spokojne demonstracje KOD. O "czarnym proteście" i Obywatelach RP jeszcze nikt wówczas nie myślał.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze