„System opieki zdrowotnej leży, a my staramy się w tych ruinach pomagać, gdzie się jeszcze da. Proszę, nie utrudniajcie nam tego, nie zaogniajcie sytuacji, nie odbierajcie myśli, że ktoś jeszcze za nami stoi" - apeluje dr Piotr Malec po artykule o „drugim obiegu szczepień"
"Nie ma czegoś takiego jak »lewe skierowanie« - rozporządzenie od początku dopuszcza szczepienie osób spoza »grup« w sytuacji gdy należałoby wyrzucić dawkę" - krytykuje nasz tekst o chaosie w szczepieniach dr Piotr Malec, onkolog ze Śląska.
Dr Malec, regularny czytelnik OKO.press, wyjaśnia: "Jestem lekarzem onkologiem, biorę udział w akcji szczepień na różnych poziomach - szczepiłem personel dużego instytutu, kwalifikowałem w NZOZ [Niepublicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej - red.], uczestniczę w szczepieniu pacjentów onkologicznych".
Poniżej cały list dr Malca, a także drugi głos krytyczny czytelnika z Warszawy. I odpowiedzi redakcji na oba listy.
Piszecie Państwo o temacie szczepień i wydaje się, że poznaliście rozmiar bałaganu i festiwalu nieporozumień, który nam towarzyszy. Częściowo jest to ujęte w artykule, ale ogólny wydźwięk jest bardzo obciążający lekarzy.
Sformułowanie o "wystawianiu lewych skierowań" jest oburzające.
Słusznie w innych artykułach zauważacie Państwo problemy, z jakimi mierzy się personel ochrony zdrowia - permanentne niedofinansowanie, dramatyczny brak kadry i wszechobecna propaganda.
Do tego doszło wiele nowych obowiązków i obostrzeń.
Osobiście biorąc udział w tym - nie sposób tego nazwać inaczej - cyrku, wystawiłem wiele skierowań w sytuacjach, gdy o 20:30 zostawało 7 dawek, gdy z dnia na dzień z 80 zapisanych pacjentów 40 dzwoniło, że "nie chcą Astry i nie przyjdą" itp.
Według oficjalnych danych prawie 8 tys. dawek szczepionki zostało zutylizowanych. Uważam, że ta liczba powinna wynosić równe zero. To jest zbyt cenne dobro, żeby je wylewać do zlewu. I trzeba zrobić wszystko, żebyśmy jako lekarze chronili każdą szczepionkę. Trzeba robić wszystko, żebyśmy się tego nie bali.
Druga sprawa. Skierowanie na szczepienie wystawiane jest na podstawie nie takiego czy innego rozporządzenia, ale na podstawie przesłanek medycznych - potrzeby szczepienia, którą spełnia każdy obywatel, bo każdy jest zagrożony chorobą.
Po raz kolejny zrzucono na głowę nas, lekarzy, odpowiedzialność za coś, co nie powinno nas dotyczyć. Podobnie jest z określaniem poziomu refundacji leków, ja jestem od tego, by wybrać odpowiednie leczenie, a nie wskazywać, ile pacjent ma zapłacić.
Skierowanie na szczepienie powinien mieć systemowo każdy obywatel, a egzekwowanie kolejności to rzecz administracyjna.
Niestety, obarczono tym nas, a artykuły w takim tonie jak tekst o "Drugim obiegu szczepień" tylko zaostrzają problem i pogarszają warunki pracy.
Bo to my jesteśmy wyzywani od najgorszych:
Piszecie Państwo, że wiecie o tym i rozumiecie, ale mam wrażenie, że nie do końca. Podkreślę - system opieki zdrowotnej leży a my staramy się w tych ruinach pomagać, gdzie się jeszcze da.
Proszę, nie utrudniajcie nam tego, nie zaogniajcie sytuacji, nie odbierajcie nam tej myśli, że ktoś jeszcze za nami stoi i nas wspiera, zamiast dokładać problemów.
Dziękujemy za list. Opisaliśmy rzeczywistość szczepień, która zupełnie nie pasuje do oficjalnej rządowej wersji, zgodnie z którą szczepią się kolejne roczniki według zasady - bardziej zagrożeni najpierw.
Pana stanowisko, że szczepienie należy się każdemu i że nie jest zadaniem lekarza pilnować kolejności, daje nam do myślenia. Zwłaszcza w warunkach bałaganu i chaosu organizacyjnego wydaje się uzasadnione.
Ale nawet na gruncie obowiązujących przepisów opisane przez nas realia szczepień pozostają zgodne z ostatnią wersją rządowego rozporządzenia z 1 kwietnia, według którego do kolejki zostały wstawione osoby w wieku 40-59 lat i to - żeby było śmieszniej - przed nauczycieli, którzy już kończą/skończyli szczepienia oraz mundurowych, którzy są w trakcie.
Ponadto, rozporządzenia rządu "w sytuacji ryzyka niewykorzystania szczepionki, dopuszcza szczepienie osób wchodzących w skład grup w ramach jednego etapu, lub różnych etapów" (czyli etapu 0 i etapu 1).
O błędach systemu pisaliśmy w tekście. Opisaliśmy chaos informacyjny i błędy w dystrybucji szczepionek, które sprawiają, że - jak mówi cytowany przez nas (za "Wyborczą") dr Adam Paszkowski, który w Bielanach Wrocławskich prowadzi prywatną praktykę i zgłosił ją jako punkt szczepień:
„Przyznaję, że zdarzyło się mi się zaszczepić pacjentów spoza listy, np. syna czy córkę seniora, który przyszedł na szczepienie, aby nie zmarnowała się żadna dawka".
Dalej opisuje sytuację, kiedy wskutek błędu Systemu Dystrybucji Szczepionek otrzymał dwukrotnie więcej szczepionek niż miał zarejestrowanych pacjentów. "Musiałem błyskawicznie znaleźć 30 osób do zaszczepienia partią rozmrażających się szczepionek. Do dziś nie musiałem utylizować nawet jednej". To podobna sytuacja do opisanej przez Pana Doktora, gdy został Pan po południu z 40 dawkami AstraZeneki.
Dr Paszkowski - o czym już nie pisaliśmy - nie dostaje też refundacji szczepionek z NFZ; w lutym zaproponowano mu pieniądze za... 8 (osiem) ze 120 wykonanych szczepień. Zdesperowany lekarz prosi szczepionych przez siebie pacjentów, by zapłacili za nie i z fakturą, którą im wystawia, sami zwrócili się po refundację do Funduszu.
To wszystko było w tekście.
Staraliśmy się opisać jak to działa, zabrakło - ma Pan Doktor rację - empatii i podziwu wobec lekarzy, którzy próbują ratować kulejący system i szczepić, jak tylko się da, żeby nie zmarnować szczepionek.
Dostawaliśmy sygnały, że osoby przez 40-tką, które według rządowych rozporządzeń powinny czekać, aż skończy się I etap szczepień i zaczną tzw. szczepienia populacyjne, załatwiają sobie "po znajomości" e-skierowania z tytułu "chorób zwiększających ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19”, których na prawdę nie mają. Lista takich chorób jest w Polsce skandalicznie uboga, co jest inną sprawą.
Ktoś opowiedział nam nawet, że był odpytywany w punkcie szczepień, na co choruje i na poczekaniu wymyślił cukrzycę, której nie ma na liście chorób uprawniających do szczepienia, ale nie zostało to skomentowane.
W rozmowie z OKO.press dr Malec podkreśla jednak, że na e-skierowaniu, które może wypełnić każdy lekarz nie ma miejsca na wpisanie takich informacji. Obowiązkowe rubryki to
Tak wygląda całe e-skierowanie.
Jeżeli tak, to nasze stwierdzenie o wystawianiu "lewych skierowań po znajomości" mogło dotyczyć wyłącznie sytuacji, gdy trwał etap 0 albo sam początek etapu I, gdy prawo do szczepień mieli tylko seniorzy 80 plus.
Natomiast w opisanej przez nas sytuacji zaszczepionej w Warszawie 38-latki z kolejki wystawiając post factum e-skierowanie lekarz nie musiał podawać żadnych fałszywych informacji, po prostu wpisywał dane tej osoby (jak wyżej).
OKO.press z dużą gorliwością tropi błędy w komunikacji i w działaniach władz i ostatnią rzeczą, jaką chcielibyśmy zrobić, to obciążać lekarzy, którzy probują dla ratowania ludzi przed zakażeniem szukać rozwiązań w warunkach, jakie im stwarza rząd.
Nawet jeśli "lewe skierowania" się zdarzały, stanowiły margines legalnych sposobów wyjścia z sytuacji bez wyjścia. Pozostaje pytanie, co robić dalej, skoro:
Jak doprowadzić do tego, by nie zmarnowała się ani jedna szczepionka?
To pytanie należy zaadresować do rządu. Władze mają dwa rozwiązania:
Można być przy tym pewnym, że rozwiązanie (A) nigdy, a zwłaszcza na początku i przy rosnącej skali szczepień, nie zadziała w 100 procentach i dlatego warto wydać rozporządzenie (B), traktując je jako zabezpieczenie przed marnowaniem szczepionek. Lekarze nie będą go przecież nadużywać jeśli będą mieli dostateczną liczbę zapisanych pacjentów.
Po przeczytaniu artykułu "Drugi obieg szczepień" jestem zdegustowany Waszą pracą dziennikarską. W jakim celu wymienialiście konkretne punkty szczepień?
Ja sam jestem zaszczepionym szczęśliwie pacjentem (de facto z chorobą przewlekłą, autoimmunologiczną, której Minister Adam Niedzielski nie był łaskaw umieścić na liście priorytetowej), który się zaszczepił w jednym z wymienionych punktów.
Skoro piszecie Państwo, że sami się zaszczepiliście, dobrze wiecie, że lekarze proszą, by nie rozpowszechniać na szerszym forum faktu szybszych szczepień w tym nadmiarowych szczepionek, albowiem sobie nie poradzą z napływem osób.
Jak Państwo wyobrażacie sobie teraz szczepienia, po publikacji artykułu? Dziennie pozostaje kilka szczepionek, pojawiało się kilka osób z błagalnym wzrokiem - albo łapali się wszyscy, albo szczepiący musieli wybierać.
Po Państwa publikacji, gdy stawi 100 osób. jak personel ma sobie z tym poradzić? Zrobić losowanie? Czy sprawiedliwie... szczepionki do zlewu?
Po drugie, wymieniając dane punktów szczepień, narażacie te punkty na szykany ze strony Ministerstwa. Dziennikarstwo to jednak odpowiedzialna funkcja i zanim się opublikuje to i owo, należy zastanowić się nad konsekwencjami. Artykuł bynajmniej nie straciłby na wartości, gdyby nie pojawiły się dane identyfikujące punkty szczepień.
Nazwisko i imię znane redakcji
Pisaliśmy o trzech punktach szczepień, podkreślając, że dwa z nich postępują całkowicie zgodnie nie tylko z interesem publicznym, ale i rozporządzeniami rządowymi, po prostu zapisują pacjentów z e-skierowaniami na swoje pierwsze wolne terminy.
Wątpliwości mogłoby budzić działanie trzeciego punktu, który szczepił ludzi w kolejce, także młodszych niż 40 lat po to, by nie zmarnować niewykorzystanych szczepionek. Zgoda, niepotrzebnie podaliśmy nazwę dzielnicy Warszawy, gdzie się mieści.
Publikując tekst byliśmy przekonani, że niemożliwością jest, by komukolwiek groziły "szykany" za działania na rzecz zdrowia obywateli w trosce o jak najlepsze wykorzystanie szczepionek. Rząd nie ośmieliłby się tak postąpić.
Inna rzecz, że faktycznie kolejka oczekujących na szansę zaszczepienia po publikacji naszego artykułu była większa niż poprzednio.
Artykuł miał zwrócić uwagę na absurd sytuacji, w której działają dwa systemy: oficjalny, zgodnie z którym szczepi się rocznik po roczniku i faktyczny, w którym do punktów szczepień zgłaszają się chętni spoza rocznika, a personel decyduje się ich szczepić, by nie marnować cennych dawek.
Mamy nadzieję, że jego wynikiem będzie uświadomienie opinii publicznej i władzom, jak wyglądają szczepienia w Polsce i uregulowanie sytuacji, zgodnie z propozycjami, które przedstawiliśmy wyżej.
Piotr Pacewicz, Dominika Sitnicka
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze