Podczas uroczystości zaprzysiężenia nowych ministrów Andrzej Duda oznajmił wszem i wobec, że zostali - tak jak on - wybrani przez wyborców, bezpośrednio. Chciał chyba umocnić demokratyczną legitymację rządu i przy okazji premiera Morawieckiego, który osobiście był wybrany tylko na radnego AWS, ale przy okazji ośmieszył swój własny mandat
Rekonstrukcja rządu jest w dużej mierze wynikiem tego, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego 26 maja mandat europosłów uzyskało aż siedmioro członków rządu – Joachim Brudziński, Beata Szydło, Beata Mazurek, Justyna Kopcińska, Elżbieta Rafalska, Justyna Kopcińska i Beata Kempa.
Rząd postanowił ogłosić nazwiska nowych ministrów 4 czerwca, dokładnie w dniu 30. rocznicy wyborów parlamentarnych 1989 roku, które doprowadziły do odsunięcia komunistów od władzy. PiS nie czuje się spadkobiercą tradycji Okrągłego Stołu i starał się stworzyć medialną kontrnarrację dla obchodów rocznicowych w Gdańsku.
Nowi ministrowie to:
Przysięgę od nich odebrał prezydent Andrzej Duda. Jego pięciominutowa mowa ograniczyła się do rytualnych i banalnych życzeń powodzenia byłym ministrom w Parlamencie Europejskim typu
„zmierzają do nowych zadań, zadań europejskich, innych zadań, nowych zadań, ciekawych zadań”, „To jest pewna przemiana i pewna zmiana”.
Duda dorzucił też kilka patetycznych zdań o powadze „służenia Rzeczpospolitej”.
Zwracając się bezpośrednio do siódemki nowych ministrów Duda powiedział:
Chociaż ta nominacja ma charakter pośredni, to jednak bezpośrednio jesteście państwo wybrani przez wyborców, tak jak i ja jestem wybrany przez wyborców.
O ile prezydent jest rzeczywiście wybieramy w wyborach powszechnych, to cały rząd - od premiera po najniższe stanowiska w ministerstwach - wybierany jest w sposób pośredni. Wynik wyborów parlamentarnych decyduje, kto ma parlamentarną większość, a większość parlamentarna ustala skład rządu.
W Polsce nie wybieramy ministrów bezpośrednio, chyba prezydent o tym wie?
Konstytucja w artykule 154 jasno określa, w jaki sposób wybierani są ministrowie:
"Prezydent Rzeczpospolitej desygnuje Prezesa Rady Ministrów, który proponuje skład Rady Ministrów. Prezydent Rzeczpospolitej powołuje Prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami Rady Ministrów w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów i odbiera przysięgę od członków nowo powołanej Rady Ministrów".
Nawet jeżeli prezydent Duda miałby na myśli to, że wszyscy spośród nowych ministrów zostali kiedykolwiek wybrani w jakiś wyborach, to również jest nieprawda. Marian Banaś nigdy nie został wybrany, Michał Woś nie był posłem, a jedynie radnym sejmiku śląskiego.
Wobec słów prezydenta Dudy, nieswojo mógł się poczuć także premier Morawiecki. Jego jedyny "osobisty" mandat pochodzi z 1998 roku, kiedy został wybrany radnym AWS w wyborach samorządowych.
W całym rządzie Mateusza Morawieckiego ośmiu z 24 ministrów (plus premier) - jedna trzecia - nie zostało wybranych spośród posłów.
Oczywiście nie ma w tym nic niezwykłego. Podobnie było w gabinecie Ewy Kopacz. Tam spośród 23 członków rządu, siedem osób nie było posłami.
Premier nie musi być wybrany z grona posłów, chociaż zwykle tak właśnie bywa. Problemem jest ciągłe powoływanie się przez PiS na wolę narodu, „suwerena”. Prezydent Duda wpisuje się w tę narrację, próbując podkreślać, że ministrowie mają dodatkową legitymację.
Tymczasem siła legitymacji PiS nie jest przesadnie duża. Na partię Kaczyńskiego w wyborach parlamentarnych głosowało 37,58 proc. osób głosujących. W dwóch wcześniejszych wyborach na rządzące PO i PSL głosowało w sumie więcej - 50,42 proc. (2007) i 47,54 proc. (2011).
Na dziewięć wyborów parlamentarnych od 1989 do 2015 roku, wynik PiS jest dokładnie w środku - piąty. Co ilustruje wykres przedstawiający wynik wyborczy zwycięskiego ugrupowania i odsetek miejsc w Sejmie. Ułożyliśmy je w kolejności od najlepszego wyniku (Komitet Obywatelski w 1989, zdobył wszystkie 35 proc. mandatów objętych wolnym wyborem) do najgorszego (Unia Demokratyczna w 1991 roku).
Rząd Mateusza Morawieckiego uzyskał drugie najsłabsze wotum zaufania w historii III RP. W grudniu 2017, przy okazji zmiany premiera z Beaty Szydło na Mateusza Morawieckiego, za jego rządem zagłosowało 243 posłów.
Rok później, gdy premier poprosił o weryfikację swojego wotum zaufania, za było już tylko 231 osób. Mniej (225) uzyskała tylko Hanna Suchocka. Co nie zmienia faktu, że rząd Morawieckiego ma stabilne poparcie większości sejmowej i tym samym demokratyczną legitymację do rządzenia, choć suweren ani premiera, ani rządu nie wybierał.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze