0:000:00

0:00

Prezydent Duda ewidentnie nie jest w stanie przeżyć, że Polskę obiegło zdjęcie pokazujące polskiego prezydenta zgiętego w dziwnej pozycji nad biurkiem, kiedy amerykański przywódca siedzi. Na swoim oficjalnym Twitterze zamieścił nawet przeróbkę tej fotografii, na której Trump stoi, a Duda siedzi.

View post on Twitter

“Padłem ;-)))” — skomentował prezydent, puszczając oko do twitterowiczów. Niby żart, a świadczy jednak o pełzającym poczuciu, że coś nie wyszło tak jak trzeba. Do tego stopnia, że prezydent tłumaczył się obszernie najbardziej życzliwym rozmówcom na świecie - braciom Karnowskim z prorządowego tygodnika “Sieci” - już na początku wywiadu, którego im udzielił (nr 40, 1-7 października).

Przeczytaj także:

Wszystkiemu winna rozmowa

Dlaczego więc polski prezydent stał, podczas gdy amerykański siedział? Wszystkiemu winna była - według Dudy - „mocna, szczera, konkretna rozmowa”, która przeciągnęła się dłużej, niż planowano. Zacytujmy:

„Rozmowa była tak dobra, że znacząco się przeciągnęła. Zrezygnowaliśmy z przechodzenia do innej sali. Cel osiągnąłem. Jak ktoś woli się skupiać na tym, że nie siedziałem na złotym tronie, to trudno. Obiecywałem Polakom prezydenturę skuteczną, a nie celebrującą. Słowa dotrzymuję”.

Zwróćmy uwagę na retorykę prezydenta: „byłem skuteczny”, „liczą się wyniki, a nie formy”. Przy wielkim sukcesie wizyty skupianie się na tym, kto siedział, a kto stał, jest według Dudy po prostu małostkowe (mniejsza o to, że - jak pisaliśmy w OKO.press - tych sukcesów Duda nie odniósł).

Ułamek sekundy wystarczył

Potem jednak prezydent wydaje się odrobinę żałować, że z całej wizyty pozostało w oczach opinii publicznej głównie to zdjęcie:

„Ułamek sekundy wystarczył, by w świat poszło podobne zdjęcie pokazujące w dziwnej relacji prezydenta Trumpa i prezydenta Macrona. Bo jeden odwrócił się do kamer wcześniej niż drugi. Dziś technika jest taka, że nawet z bardzo dobrej rozmowy można wybrać takie zdjęcia, które sugerują kłótnię albo, w zależności od zapotrzebowania, miłą pogawędkę”.

Duda mówi więc tyle, że dziś można każdą sytuację zmanipulować - podając jednak mylący przykład. Macron mógł odwrócić się wcześniej do kamery, ale francuski prezydent nigdy nie zgodziłby się na fotografię w sytuacji, w której tak jaskrawo widać jego podporządkowaną pozycję innej głowie państwa.

Duda w „Sieciach” przekonuje później - chociaż nie robi tego wprost - że podobne sytuacje, plus 2 mld dol. za budowę bazy amerykańskiej, to nie jest wygórowana cena za polskie bezpieczeństwo. W tej sprawie można mieć różne opinie. Jeżeli jednak polski prezydent uważa, że w celu stałej obecności amerykańskich wojsk w Polsce warto zrobić wszystko - wliczając w to publiczne okazywanie podległości wobec USA - mógłby ten argument sformułować wprost.

Bo to biznesmen był

Duda mówi później jeszcze o samym Trumpie, mijając się przy okazji z prawdą - ale również zdradzając pewien dyskomfort w kontaktach z amerykańskim przywódcą.

„Trzeba pamiętać, że on [Trump] wyszedł z wielkiego biznesu, gdzie obraca się miliardami dolarów. Za tym idzie pewien styl zarządzania i poczucie osobistej wartości. To jest człowiek amerykańskiego sukcesu (…) Moje doświadczenie życiowe jest inne (…).”

Jakie są zalety Trumpa według Dudy?

„Twardo stawia sprawy, jak na standardy polityki nawet czasami zdumiewająco bezpośrednio i ostro, jednak nie czyni tego w sposób, który by kogokolwiek obrażał, który by łamał jakieś ogólne normy. Jest wyrazisty, ale kocha przede wszystkim swój kraj, walczy o niego, lubi konkret, a nie wodolejstwo, dotrzymuje słowa”.

W OKO.press wczuwamy się w tym miejscu trochę w sytuację prezydenta Dudy. Głowa państwa polskiego nie może powiedzieć - zgodnie z prawdą - że Donald Trump notorycznie łamie normy dobrych obyczajów, że mija się z prawdą kilka razy dziennie i że obraża bardzo różne grupy etniczne. Gdyby Duda powiedział coś takiego, wywołałby międzynarodowy skandal.

"Dorobek" Trumpa

Mógłby jednak chwalić Trumpa bardziej wstrzemięźliwie i w mniej jawnie oderwany od rzeczywistości sposób.

Przypomnijmy więc, że prezydent USA:

  • ma zarzuty molestowania seksualnego postawione przez 22 kobiety;
  • w czasie kampanii wyborczej obrażał m.in. niepełnosprawnych i Meksykanów (których nazwał gangsterami, gwałcicielami i handlarzami narkotyków);
  • w ciągu niecałych 2 lat sprawowania urzędu minął się z prawdą w publicznych wypowiedziach ponad 5 tys. razy;
  • notorycznie obraża swoich przeciwników politycznych na Twitterze;
  • czuje sympatię i podziw wobec dyktatorów, takich jak Kim Jong Un, dyktator Korei Północnej, czy Władimir Putin, rosyjski prezydent;
  • krytykuje publiczne przywódców demokratycznych sojuszników USA (m.in. kanclerz Niemiec Angelę Merkel i Justina Trudeau, premiera Kanady);
  • kwestionował wielokrotnie i publicznie sens istnienia NATO, które jest gwarantem polskiego bezpieczeństwa;
  • podważa często oficjalne ustalenia własnej administracji, np. kwestionując liczbę 3 tys. ofiar huraganu w Puerto Rico (Trumpa krytykowano za spóźnioną i nieudolną reakcję).

Pomińmy już inne cechy charakteru amerykańskiego prezydenta, którego najbliżsi współpracownicy (co zostało dobrze udokumentowane) nazywali „idiotą” czy „głąbem” (ang. moron) o „zdolności koncentracji pięciolatka”.

Rozumiemy, że Polska musi układać się z USA niezależnie od tego, kogo Amerykanie wybrali na prezydenta. Nie jest to jednak powód, żeby polska głowa państwa zginała się w uniżonych ukłonach i prawiła Amerykaninowi niezasłużone komplementy.

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze