0:000:00

0:00

We wtorek (23 października 2018), gdy w Polsce trwało liczenie głosów po niedzielnych wyborach samorządowych, Andrzej Duda wraz z małżonką udali się z wizytą do Niemiec. Tam prezydent wygłosił ostre przemówienie, w którym oskarżył Unię Europejską o to, o co można oskarżyć ewentualnie władze Niemiec.

W oficjalnym wystąpieniu w obecności prezydenta Niemiec Franka-Walthera Steinmeiera, Duda ostro skrytykował projekt gazociągu, mówiąc, że to „projekt absolutnie o charakterze politycznym i strategicznym, a nie biznesowym”, który „zaburzy w przyszłości stosunki energetyczne w Europie” i „powoduje dominację na rynku europejskim jednego dostawcy”.

Duda daleko zaszedł, ale się nie zatrzymał i krytykę rozszerzył z Niemiec na instytucje UE, oskarżając zjednoczoną Europę o „trudny do zrozumienia” brak solidarności z państwami Europy środkowej i wschodniej. Ta wypowiedź, choć nie tak śmieszna, jak niemądre słowa o żarówkach, może być politycznie bardziej kosztowna.

Wyrażamy zdziwienie, że instytucje europejskie, takie jak Komisja Europejska, nie zajęły jednoznacznie negatywnego stanowiska [w sprawie Nord Stream 2], że nie było zmiany dyrektywy energetycznej
Fałsz. Gdyby Duda się przygotował, nie musiałby wyrażać zdziwienia
Konferencja, Niemcy,23 października 2018

Przeciwko temu, co Duda opowiadał w obecności niemieckiego prezydenta, świadczy nie tylko cała seria wypowiedzi przedstawicieli unijnych instytucji (również Komisji Europejskiej), ale przede wszystkim to, że instytucje Unii Europejskiej nadal rozważają, jak zablokować Nord Stream 2 jako projekt niezgodny z zasadami polityki energetycznej. Jest to jednak dużo trudniejsze, niż wynikałoby z wypowiedzi Andrzeja Dudy.

Gdyby prezydent Duda lub ktoś z jego kancelarii zadał sobie trud sprawdzenia wypowiedzi członków Komisji Europejskiej na temat planowanego gazociągu, omawiane tu zdanie zostałoby wykreślone z wystąpienia prezydenta.

Jednym z najostrzejszych krytyków projektu jest wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, Słowak Maroš Šefčovič, komisarz ds. unii energetycznej. W lutym 2018 roku w rozmowie z łotewskim portalem „Latvijas Avīze” mówił, że „sprawa [Nord Stream 2] będzie mogła trafić do sądu, w tym do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości” bo „każdy nowy gazociąg na terytorium Unii Europejskiej powinien w pełni podlegać prawu europejskiemu. I tak samo podchodzimy do Nord Stream 2”.

W marcu 2018 poszedł jeszcze dalej – w rozmowie z austriackim dziennikiem „Die Presse” nazwał Nord Stream 2 „projektem o charakterze bardzo politycznym i wprowadzającym podziały” oraz pytał, dlaczego UE „z jednej strony pomaga Ukrainie stanąć na nogi miliardami euro wsparcia strukturalnego, a z drugiej strony ma wesprzeć projekt, który odbiera krajowi dwa miliardy w opłatach tranzytowych?".

W kwietniu 2018 roku na konferencji prasowej w Kijowie Nord Stream 2 skrytykował dyrektor generalny dyrektoriatu ds. energii w Komisji Europejskiej Dominique Ristori, który powiedział, że „budowa Nord Stream 2 nie odpowiada wielu celom, jakie stawia sobie Unia Europejska” i będzie „będzie naruszać zasady przejrzystości oraz niedyskryminującego i równego dostępu”.

"Nasze stanowisko jest jasne: uważamy, że Nord Stream 2 nie przyczyni się do dywersyfikacji źródeł i tras dostaw gazu. Ten gazociąg nie będzie popierany przez Komisję Europejską" – mówił Ristori.

Andrzej Duda niesłusznie oskarżył więc Komisję Europejską o brak krytyki Nord Stream 2.

Za mało Europy na blokadę

Rzecznikami rury są przede wszystkim tworzący kolejne rządy chadecy i socjaldemokraci z Niemiec (Zieloni i FPD krytykują rurę) oraz Austria. Przekonują, że projekt ma charakter biznesowy i nie wpłynie na objętość tranzytu gazu przez Ukrainę, bo Europa będzie go potrzebować z czasem coraz więcej. Jeden z niemieckich menedżerów projektu Klaus Schaeffer w „Energy Post” przekonywał, że Europa w ciągu 15 lat straci 20 proc. gazu w wyniku zmniejszenia własnego wydobycia, podczas gdy zapotrzebowanie na surowiec będzie rosło. W żaden sposób nie wyklucza to tego, że Rosja będzie wykorzystywać infrastrukturę w celu wywierania wpływu politycznego – a rurociąg poważnie osłabia ekonomiczną opłacalność alternatywnych metod transportu gazu.

Dlatego Komisja Europejska podjęła wiele prób zgodnego z prawem zablokowania budowy Nord Stream 2 jako projektu łamiącego zasady unijnej unii energetycznej.

Politycznie to działanie ma poparcie dużej części krajów UE - przede wszystkim tych z Europy środkowo-wschodniej i Skandynawii – natomiast problemem jest zbyt niski poziom integracji politycznej, prawnej i ekonomicznej kontynentu.

W 2017 roku Komisja Europejska chciała uzyskać od państw UE mandat na prowadzenie z Rosją negocjacji w sprawie reżimu prawnego budowy Nord Stream 2 – chciały tego Szwecja i Dania, które szukają sposobu na odmówienie Rosji prawa do ułożenia elementów gazociągu na ich wodach terytorialnych.

To się nie udało – na wniosek Niemiec projekt mandatu negocjacyjnego zbadali eksperci z Sekretariatu Rady UE. Ich wnioski były jednoznaczne: Komisja Europejska nie ma podstawy prawnej do prowadzenia negocjacji z Rosją, a planowana inwestycja nie tylko nie zagraża – jak twierdzi Komisja – bezpieczeństwu energetycznemu UE, ale wręcz je zwiększa.

Drugim pomysłem była przedstawiona w listopadzie 2017 roku zmiana unijnej dyrektywy gazowej, by gazociąg Nord Stream 2 został objęty unijnym prawem antymonopolowym. To również rozbiło się o prawo: w marcu 2018 roku Reuters opisał opinię prawników Rady Europejskiej, którzy uznali, że objęcie unijnymi regulacjami gazociągu idącego przez wody międzynarodowe byłoby niezgodne z prawem przyjętym na poziomie Organizacji Narodów Zjednoczonych i doprowadziłoby do wygranej Rosji przed międzynarodowymi arbitrami.

„UE nie ma uprawnień, by stosować prawo energetyczne (…) do rurociągów przechodzących przez strefy ekonomiczne państw członkowskich” – uznali prawnicy.

Wątek amerykański

Andrzej Duda, krytykując Niemcy (słusznie) i Unię Europejską (niesłusznie), zapomniał o jeszcze jednym elemencie globalnej układanki, czyli Stanach Zjednoczonych, z którymi Polska podobno ma wyjątkowe relacje. W sierpniu 2018 „Wall Street Journal” napisał, że amerykańska administracja chce nałożyć na spółki biorące udział w inwestycji sankcje – byłby to rzeczywiście wyraz troski o bezpieczeństwo energetyczne krajów Europy środkowej i wschodniej.

Tak się jednak nie stało - we wrześniu, podczas wizyty Andrzeja Dudy w USA,

Donald Trump ogłosił, że sankcji nie będzie, choć Nord Stream 2 w ocenie Trumpa jest „absurdalny”. Na stanowisko wpłynęła Angela Merkel,

która po latach zwodzenia Stanów Zjednoczonych zdecydowała, że Niemcy zbudują i będą subsydiować terminal pozwalający na odbiór skroplonego gazu, co umożliwi amerykańskim firmom eksport surowca na niemiecki rynek drogą morską.

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze