Prezydent Duda niemal wzruszył się wspominając "przerażenie pierwszych miesięcy 2020 roku, gdy z wielką nadzieją czekaliśmy na powstanie szczepionki, która chroniłaby nas przed chorobą". Może i czekaliśmy z nadzieją (choć nie wszyscy), ale on sam - Andrzej Duda - nie czekał i te nadzieje gasił
"My", którym operuje w Nowym Jorku Duda, obejmuje też z pewnością jego "ja" - zaniepokojonego obywatela i prezydenta wyczekującego z nadzieją na szczepionki przeciw COVID-19 w poczuciu odpowiedzialności za zdrowie swego narodu. Zdumiewające przekłamanie.
Zasadniczą część swego przemówienia w debacie generalnej 76. sesji Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych 21 września 2021 prezydent Andrzej Duda poświęcił pandemii i reakcji świata na nią. Przedstawił siebie jako jednego z 200 milionów (faktycznie jest ich 207 mln) ozdrowieńców, a Polskę jako ofiarę epidemii.
"Straciliśmy w ciągu 20 miesięcy 75 tys. osób, zachorowało prawie 3 miliony z 38 milionów mieszkańców naszego kraju" - mówił, ograniczając się do zdiagnozowanych śmierci na COVID-19 i nie uwzględniając kilkudziesięciu tysięcy nadmiarowych zgonów jako wyniku zapaści systemu opieki zdrowotnej i niezdiagnozowanych przypadków koronawirusa.
Prezydent nie uwzględnia też danych GUS, według których w 2020 roku zmarło na COVID-19 o 12,8 tys. osób więcej niż według ministerstwa zdrowia (co w OKO.press analizowała Miłada Jędrysik).
Duda podał kilka przykładów polskiej pomocy dla krajów Południa, wyolbrzymiając nasz udział w globalnej solidarności.
Ale najbardziej zaskakujący był fragment, w którym prezydent opowiadał o grozie, jaka zapanowała, gdy na początku 2020 roku wybuchła epidemia (pierwszy przypadek w Polsce 4 marca) i o powszechnej nadziei w oczekiwaniu na szczepionkę:
Każdy z nas pamięta to przerażenie pierwszych miesięcy 2020 roku, to z jak wielką nadzieją czekaliśmy na powstanie szczepionki, która chroniłaby nas przed chorobą.
Duda mówił z właściwą sobie emfazą, jakby poruszony tym wspomnieniem, przedstawiając je jako własne. Ale jego teza jest fałszywa.
Po pierwsze, nadzieje na szczepionkę nie były w polskim społeczeństwie — stosunkowo sceptycznym wobec szczepień — aż tak powszechne. Wskaźniki zaszczepienia we wrześniu 2021 wciąż należą do najniższych w Unii Europejskiej, m.in. dlatego, że władze — w tym prezydent Duda — nie potrafią zdobyć się na odważną politykę proszczepionkową i np. wprowadzić paszporty covidowe.
Najbardziej uderzające jest jednak co innego: Duda w ONZ przedstawia samego siebie jako narodowy podmiot zbiorowy.
"My", którym operuje obejmuje też z pewnością jego "ja", zaniepokojonego obywatela i prezydenta odpowiedzialnego za zdrowie swego narodu.
Ten obraz jest głęboko fałszywy, bo prezydent odegrał wręcz odwrotną rolę, wzmacniając wątpliwości wobec szczepień. A już na pewno nie umacniał nadziei na ich dobroczynne skutki.
Przykładem jest wypowiedź z 10 lipca 2020 w programie Imponderabilia. Na dwa dni przed II turą wyborów prezydenckich Duda mówił:
„Miałem złe doświadczenia związane ze szczepionką przeciw grypie wśród moich kolegów, którzy się szczepili i bardzo ciężko przechodzili grypę. Stwierdziłem, że to nie ma sensu, bo
po co eksperymentować na sobie, po co brać jakieś iniekcje do swojego organizmu, a potem to i tak nie przynosi to żadnego efektu i człowiek ciężko choruje”.
Mówił o grypie, ale kontekst Covid-19 był oczywisty. Padło więc pytanie, czy zamierza się zaszczepić przeciwko COVID-19, gdy taka szczepionka się pojawi.
Duda: „Jeżeli by się okazało, że jest bardzo bardzo sprawdzona i nie ma poważnych przypadków skutków ubocznych, to byłbym w stanie to rozważyć”.
Trudno to uznać za "wielką nadzieję na powstanie szczepionki, która chroniłaby nas przed chorobą".
Na debacie w Końskich przed II turą wyborów prezydenckich (też w lipcu 2020) Duda twierdził:
"Absolutnie nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych. Powiem państwu otwarcie: ja osobiście nigdy się nie zaszczepiłem na grypę, bo uważam, że nie".
I dalej: "Miałem oczywiście różne szczepienia jako dziecko i później jako dorosły chłopak, ale na grypę się nigdy nie szczepiłem i nie chcę się szczepić”.
Prezydent ponownie otarł się o sceptycyzm szczepionkowy. Lekarze od lat apelują o szczepienie się na grypę, a w 2020 roku apelowali szczególnie — ograniczenie zachorowań na grypę mogło pomóc w walce z pandemią COVID-19.
Szczepionek na COVID-19 jeszcze wtedy nie było, nie było też wiadomo, kiedy taka szczepionka powstanie, ale wypowiedź prezydenta budziła sceptycyzm wobec szczepień w ogóle.
W grudniu 2020 szczepionka już była i cała Europa czekała na pierwsze dostawy, które w pierwszym półroczu 2021 roku uratowały życie tysiącom ludzi. A prezydent swoje.
„Nie jestem w ogóle zwolennikiem, jeżeli ktoś operuje igłą w okolicach moich ramion, przedramion czy jakiejkolwiek części ciała. Nie lubię tego. Taka jest prawda i wszyscy ci, którzy kiedykolwiek pobierali ode mnie krew, doskonale to wiedzą i znają mnie od tej strony”- zwierzył się w Polsat News.
Dodał, owszem, że szczepić się trzeba, że to patriotyczny obowiązek, ale opowiadanie dyrdymałów o prezydenckim lęku przed strzykawką mogło wzmacniać irracjonalne obawy i pseudoargumenty przeciwko szczepieniom.
Po kolejnych sześciu miesiącach, już zaszczepiony pierwszą dawką Astra Zeneki, Duda znienacka podał w wątpliwość jej skuteczność:
„Czy możemy mówić o tym, że jeżeli liczba zachorowań dziennie w moim kraju, czyli w Polsce, spadła w tej chwili do takiego poziomu, jaki notowaliśmy dokładnie rok temu, czyli między 200-400 przypadków każdego dnia – to
czy rzeczywiście możemy się cieszyć, że jest to efekt szczepienia, czy też jest to efekt po prostu tego, że mamy takie, a nie inne warunki atmosferyczne, pogodowe, że taka jest pora roku.
W zeszłym roku nie mieliśmy szczepionki, a tych przypadków było tyle samo” - rozmyślał Duda w czerwcu 2021 podczas międzynarodowej konferencji GLOBSEC.
To była najgorsza z wypowiedzi Dudy, wpisująca się — zupełnie wprost — w jeden z najważniejszych "argumentów" denialistów szczepionkowych, czyli osób, które nie chcą się szczepić, zaprzeczając, że ma to jakikolwiek sens medyczny.
I wreszcie najnowsza wypowiedź. 30 lipca prezydent w Polsat News został zapytany o wprowadzenie obowiązkowych szczepień: „Każdy z tych pomysłów [z innych krajów – przyp. red.] będzie wzbudzał kontrowersje. Warto, by na ten temat dyskutowano. U mnie także trwają dyskusje na te tematy. Jestem bardzo wstrzemięźliwie nastawiony wobec jakiejkolwiek obowiązkowości, jeżeli chodzi o szczepienia. Wielokrotnie to deklarowałem.
Sam się zaszczepiłem, bo uważam, że taka była konieczność związana też z pełnioną przeze mnie funkcją – czy mi się to podoba, czy nie. Natomiast jestem przeciwnikiem tego, by zmuszać ludzi do podejmowania takich decyzji”.
Sformułowanie "czy mi się to podoba, czy nie" jest w ustach prezydenta skandalicznie niefrasobliwe.
Na pytanie, czy grupy zawodowe powinny mieć obowiązek szczepienia, powiedział: „To kwestia wolnej woli człowieka. I dlatego jestem za tym, by mobilizować, namawiać, ustanawiać na tę okoliczność również różnego rodzaju akcje promocyjne, by ułatwiać dostęp, tłumaczyć. Ale jestem bardzo wstrzemięźliwie nastawiony wobec wprowadzania tu jakiegokolwiek obowiązku”.
W kolejnych krajach wprowadzane są obostrzenia dla osób niezaszczepionych, a także (ostatnio we Włoszech) po prostu obowiązek szczepienia się. Swoboda decyzji i wolność wyboru, do której odwołuje się Duda, jest ulubionym argumentem antyszczepionkowców.
Swoboda nieszczepienia się oznacza jednak także wolność zarażania innych — czego prezydent Duda nie rozumie lub nie chce zrozumieć w obawie przed antyszczepionkowymi nastrojami prawicowych elektoratów.
Panie Przewodniczący, Szanowni Państwo,
taję przed Państwem jako przywódca 38-milionowego Narodu, który podobnie jak wszystkie nasze Państwa przez ostatnie blisko dwa lata stawiał czoła niespotykanej do tej pory pandemii ze wszystkimi tego konsekwencjami –
straciliśmy w ciągu 20 miesięcy 75 tys. osób, zachorowało prawie 3 miliony z 38 milionów mieszkańców naszego kraju.
Nasza silna gospodarka, choć dzielnie stawiała czoła kryzysowi i dziś wróciła do niezwykle dynamicznego wzrostu, to w pierwszym roku pandemii po raz pierwszy od niemal 30 lat takiego wzrostu nie odnotowała. Nie muszę mówić Państwu, przywódcom krajów, co to oznacza dla milionów rodzin, bo sami Państwo doskonale znają tę sytuację.
Staję przed Państwem jako jeden z ponad 200 milionów ozdrowieńców, tych którzy chorowali na koronawirusa i udało im się wyzdrowieć. Jak zapewne wielu z tu obecnych przeszedłem tę chorobę, która atakuje ludzi niezależnie od ich funkcji, statusu, religii, przekonań, orientacji i światopoglądu.
Te 20 miesięcy walki z pandemią przypomniało nam o słowie, które my w Polsce znamy od kołyski – słowie „solidarność”. Wielu z Państwa wie, o czym mówię. Tak w naszej historii nazwany został wielki niezależny związek zawodowy, który w 1980 roku stworzyli polscy robotnicy w zakładach strajkujących przeciwko komunistycznemu reżimowi, i który w latach 80. i 90. był inspiracją dla milionów ludzi na całym świecie walczących o swoje prawa demokratyczne lub pracownicze. To słowo stało się symbolicznym wyznacznikiem naszej polityki, stało się jej ideałem.
Gdy mówię solidarność, myślę także o solidarności w kontekście COVID-19. I nie jest to wcale łatwa refleksja. Zwłaszcza pod adresem nas, przywódców bogatego świata, jak niektórzy mówią – bogatej Północy.
Czy byliśmy należycie solidarni? Czy ludzkość w walce z wirusem zachowała się rzeczywiście tak jak powinna? Czy świadczyliśmy sobie wzajemnie pomoc tak, jak oczekuje od nas podstawowy instynkt moralny człowieka? No cóż, można mieć co do tego poważne wątpliwości.
Czy my, bogata Północ (bo przecież mój kraj, mimo wszystkich codziennych problemów, należy do nielicznego w sumie grona państw zamożnych), okazaliśmy należną solidarność z państwami Południa? Czy mieliśmy równy dostęp do szczepionek i innych środków zapobiegających rozprzestrzenianiu się choroby?
Gdy przyszło zagrożenie i w pierwszym odruchu wszyscy zaczęliśmy się od siebie izolować. W Europie znów pojawiły się granice. Oczywiście były to działania uzasadnione – nikt z nas nie wiedział bowiem wówczas, co tak naprawdę nam grozi. Sytuację dodatkowo potęgowały doniesienia o dziesiątkach tysięcy zarażonych i ofiar śmiertelnych.
Każdy z nas pamięta to przerażenie pierwszych miesięcy 2020 roku, to z jak wielką nadzieją czekaliśmy na powstanie szczepionki, która chroniłaby nas przed chorobą.
Ale to dziś, po prawie dwóch latach, gdy ponad 4 i pół miliona osób straciło życie, powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, jak zdaliśmy ten test z solidarności?
Szanowni Państwo! Dostojni Przywódcy! Dostojni delegaci!
Chwała tym, którzy w laboratoriach wygrali bitwę o szczepionkę i tym, którzy z narażeniem zdrowia i życia zaszczepili setki milionów współmieszkańców naszej planety! Ale czy dostęp do szczepionek był sprawiedliwy? Czy nie zapomnieliśmy, że w sytuacji pandemii szczepionka jest raczej prawem człowieka niż towarem podlegającym zasadom rynku?
Chciałem, by Polska od początku była krajem solidarnym, by nie kierowała się zasadą, że słabszy musi umrzeć.
Dlatego staraliśmy się z jednakowym zaangażowaniem chronić każde życie. Dlatego, gdy tylko mogliśmy, staraliśmy się być solidarni z innymi narodami, które potrzebowały w danym momencie pomocy.
Nie jestem w stanie powiedzieć, czy zrobiliśmy wszystko co możliwe, ale staraliśmy się np. wysyłając lekarzy do naszych przyjaciół w Tadżykistanie, Kirgistanie, a także w USA czy w cierpiących w Europie Włoszech. Jestem przekonany, że część krajów bogatej Północy zachowało się podobnie jak
Polska, która oddała 6 milionów dawek szczepionek m.in. naszym partnerom z Południa.
Ale czy to było wystarczające, by zniwelować oczywistą różnicę w dostępie do szczepionek, które w jednych krajach były marnowane, podczas gdy w innych krajach były niedostępne? Wydaje mi się, że nasza część ludzkości wciąż powinna mieć sobie sporo do zarzucenia.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze