0:000:00

0:00

Przy okazji wizyty 1 września 2019 w Polsce kanclerz Angeli Merkel i prezydenta Franka-Waltera Steinmeiera politycy PiS przypomnieli sobie o reparacjach, o których na co dzień pamięta tylko poseł Arkadiusz Mularczyk.

30 sierpnia, dwa dni przed obchodami rocznicy wybuchu II Wojny Światowej Andrzej Duda w niemieckiemu tabloidzie "Das Bild" mówił:

"Reparacje to kwestia odpowiedzialności i moralności. Wojna, o której dziś mówimy, spowodowała w Polsce ogromne straty" i dodał "Straty Polski nigdy nie zostały wyrównane. Polski parlament szacuje straty i wystawi Niemcom rachunek".

W październiku 2018 mówił "Bildowi": "Moim zdaniem kwestia reparacji nie jest rozstrzygnięta (…) Ustalenia parlamentarnej grupy ekspertów potwierdzają, że poniesione przez nas straty nie zostały zrekompensowane. Jest to zatem kwestia prawdy i odpowiedzialności".

22 sierpnia premier Morawiecki skarżył się koncernowi medialnemu Funke: "Polska nie otrzymała od Niemiec odpowiedniej rekompensaty za okrucieństwa II wojny światowej. Straciliśmy sześć milionów ludzi - dużo więcej niż inne kraje, które dostały wysokie reparacje. To nie jest sprawiedliwe. Nie może tak zostać".

Niemiecki rząd zazwyczaj unika odpowiedzi na takie dictum. Jednak 30 sierpnia 2019 rzecznik Steffen Seibert, w odpowiedzi na wywiady Morawieckiego i Dudy powiedział:

"Z naszego punktu widzenia, prawnie i politycznie (sprawa reparacji) jest zamknięta.

Nigdy nie zostanie zamknięta natomiast pamięć o zbrodniach, o cierpieniach. Wynika z tego zobowiązanie do pracy na rzecz dobrej teraźniejszości i przyszłości obu narodów, które dziś na szczęście są zaprzyjaźnione i złączone partnerstwem".

Twarzą w twarz z rządem niemieckich politycy PiS nie są tak stanowczy. 1 września 2019 na Westerplatte Morawiecki wspomniał jedynie o zadośćuczynieniu: "Trzeba pamiętać o tamtych ofiarach, bo z nich zrodziła się dzisiejsza Polska; trzeba mówić o tamtych stratach, domagać się prawdy i zadośćuczynienia".

To nie będzie Blitzkrieg

Strategię PiS wyjaśnił szef parlamentarnego zespołu ds. reparacji, poseł PiS Arkadiusz Mularczyk: "Postrzegam tę sprawę jako proces, który musi się toczyć przez dłuższy okres czasu.

Na pewno to nie będzie Blitzkrieg, ale raczej proces rozłożony na zdobycie poparcia społecznego w Polsce i za granicą dla polskich roszczeń. Też budowania takiego napięcia czy presji na państwo niemieckie, że powinno tę sprawę uregulować".

Poseł PiS chce uprzedzić ewentualną krytykę rządu, który o reparacjach mówi, ale na szczeblu międzynarodowym niewiele z tym robi.

Mularczyk zastrzega, że droga jest długa i wyboista, a w pierwszej kolejności trzeba do reparacji przekonać społeczeństwo - co usprawiedliwia ciągłe wałkowanie tematu w mediach polskich, a czasami i w niemieckich.

Według sondażu CBOS z listopada 2017 r. 54 proc. Polaków popiera starania o wypłacenie reparacji. 36 proc. jest temu przeciwna. Za są głównie wyborcy PiS (90 proc.) i Kukiz'15 (71 proc.). Wyborcy PO są temu przeciwni - 72 proc. uważa, że Polska nie powinna się domagać reparacji.

Inaczej na tę sprawę zapatrują się Niemcy. W sondażu instytutu badania opinii społecznej YouGov 68 proc. Niemców uważa, jak niemiecki rząd, że sprawa reparacji jest zamknięta. Tylko 7 proc. uważa, że można na ten temat jeszcze negocjować. 11 proc. oddałoby sprawę międzynarodowemu trybunałowi.

Gliński: "bardzo duże szanse", niemieccy dziennikarze: "zero szans".

Wśród polskich polityków opinie się podzielone. 2 września prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta i doradca szefa prezydenckiego BBN, przekonywał, że, choć szanse na uzyskanie reparacji są niewielkie, to

"gdyby nie była podniesiona przez nas sprawa reparacji, która ma duży potencjał rezonansu międzynarodowego, to prezydent Steinmeier tych ważnych słów mógłby nie powiedzieć".

Zupełnie inaczej widzi to wicepremier Piotr Gliński: "Polska ma bardzo duże szanse na uzyskanie reparacji wojennych, zwłaszcza po jasnych deklaracjach prezydenta Niemiec. Oczekujemy dalszego ciągu".

Trudno powiedzieć, która deklaracja prezydenta Niemiec była "jasna". Podczas przemówienia w Wieluniu i na pl. Piłsudskiego w Warszawie Frank-Walter Steinmeier kilkakrotnie powtórzył, że Niemcy biorą na siebie winę za II wojnę światową.

Nie wspomniał jednak nic o reparacjach. Co jest zgodne ze stanowiskiem niemieckiego rządu - moralna odpowiedzialność tak, finansowa nie.

O opinie poprosiliśmy niemieckich dziennikarzy. Podczas Polsko-Niemieckich Dni Mediów Bartosz Dudek, kierownik redakcji polskiej Deutsche Welle stwierdził: "Są wzmianki, ale dla dzisiejszych Niemiec to temat odległy i egzotyczny. Moim zdaniem jest to typowe zagranie na użytek polityki wewnętrznej - w ten sposób PiS gra na karcie antyniemieckiej.

Realne szanse na reparacje są równe zeru. Możliwy jest jakiś symboliczny gest, np. utworzenie funduszu do wykupywania skradzionych dzieł sztuki. Ale to są dyskusje, które toczą się wśród ekspertów, a nie na forum opinii publicznej".

Natalie Steger, korespondentka ZDF (Zweites Deutsches Fernsehen – drugi program niemieckiej telewizji publicznej) mówi OKO.press : "Pewnie media będą o tym mówić, gdy zostaną przedstawione oficjalne żądania. Na razie to nie jest ważny temat."

Mówią do swoich i do siebie nawzajem

Nie wiadomo zresztą dlaczego tak ważny dla PiS temat nie stanął jeszcze w oficjalnej agendzie, choć poruszany jest często w polskich mediach. "Newsweek" twierdzi, że

"Warszawa nie wpisała problematyki roszczeń do oficjalnej międzyrządowej agendy polsko-niemieckiej. "Traktujemy to jako temat bardziej skierowany do Polaków niż do nas – mówi polityk, zajmujący się relacjami polsko-niemieckim".

W roku 2017 powstał Parlamentarny Zespół ds. Oszacowania Wysokości Odszkodowań Należnych Polsce od Niemiec za Szkody Wyrządzone w trakcie II wojny światowej. Wyliczył odszkodowanie na 850 mld dolarów. Opinię przedstawiło też Biuro Analiz Sejmowych: "Zasadne jest twierdzenie, że Rzeczypospolitej Polskiej przysługują wobec Republiki Federalnej Niemiec roszczenia odszkodowawcze, a twierdzenie, że roszczenia te wygasły lub uległy przedawnieniu jest nieuzasadnione".

2 września 2019 "Fakty" TVN pokazały, jak zmieniała się data publikacji raportu, który miał przygotować zespół Mularczyka. Miał zostać opublikowany w 2018, potem na początku 2019 roku. W maju 2019 poseł PiS przekonywał, że raport już jest gotowy. Do dziś jego treść nie jest znana.

I oficjalnej noty do rządu w Berlinie także nie ma.

Jeżeli jednak PiS chce miękkimi metodami - przy pomocy mediów i presji międzynarodowej - przekonać Niemców do wypłacenia reparacji, to dlaczego uporczywie obraża niemieckich partnerów i wznieca nastroje antyniemieckie? Chyba, że własnie o to chodzi, a mówienie o reparacjach ma także umacniać ksenofobiczne uprzedzenia.

Antyniemiecka retoryka

Z zaskakującym zaangażowaniem antyniemieckie nastroje buduje sam Jarosław Kaczyński.

11 grudnia 2015 w TV Republika mówił: „Niemcy są nam winni bardzo dużo w każdym wymiarze, począwszy od moralnego, a skończywszy na ekonomicznym.

Rachunek krzywd jest ogromny.

Kampania, która jest w tej chwili w Niemczech, te wszystkie lata wyśmiewania Polaków przypomina Republikę Weimarską, a przypominam co z tego wyszło”.

W kwietniu 2016 roku prezes PiS stwierdził, że w Niemczech "demokracja została właściwie zlikwidowana".

Retoryka antyniemiecka towarzyszyła ponownemu wyborowi Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej w marcu 2017. W wywiadach tuż po wygranej Tuska Jarosław Kaczyński oskarżał Niemcy o działanie "zawsze przeciwko naszym interesom", o Brexit, o wymuszenie głosowania na Tuska, o dyktatorskie zapędy. Także wtedy Kaczyński oraz inni politycy PiS podkreślają, że Tusk jest "niemieckim kandydatem". Miało to być najgorszą obelgą.

Kumulacją antyniemieckiej propagandy były wakacje 2017 r. - tuż przed tym jak Kaczyński zapowiedział, że PiS będzie się domagał reparacji. W sierpniu 2017 roku opiniotwórczy dziennik „Sueddeutsche Zeitung” podsumowywał:

"Setki włoskich mafioso. Uchodźcy ze śmiertelnymi chorobami. Rzekome zamknięcia polskich kościołów w Zagłębiu Ruhry, które mają służyć za ośrodki dla uchodźców. Kto w ostatnich dniach śledzi polską telewizję narodową i inne bliskie rządowi media, może odnieść wrażenie, że Niemcy stoją nad przepaścią".

„Sueddeutsche Zeitung” przypomina także o nagonce "Gazety Polskiej" i "Wiadomości" TVP na organizatorów protestów sądowych w lipcu 2017 r. - Niemcy mieli płacić Akcji Demokracji za "wzniecanie protestów". Pisaliśmy o tym tutaj.

"Kto nie chce suwerennej i silnej Polski?" [Niemcy], "Totalna opozycja i Niemcy chcą ukarać Polskę", "Wzrost zamożności Polaków irytuje Niemców" - to tylko kilka przykładowych materiałów w "Wiadomościach" TVP. Ostatni przykład z maja 2019.

Grecy bliżej sukcesu, ale w innej sytuacji

Inaczej zrobili Grecy, którzy też domagają się od Niemiec reparacji. W czerwcu 2019 roku grecki rząd wezwał oficjalnie Niemcy do podjęcia rozmów w sprawie wypłacenia odszkodowań za zbrodnie popełnione w Grecji podczas II wojny światowej. Eksperci greckiego parlamentu oszacowali wysokość odszkodowania na 290 mld euro. Berlin mówił Grekom to samo, co Polsce - sprawa jest zamknięta.

Wniosek Grecji zaopiniował zespół ekspertów Bundestagu. Uznał, że "z punktu widzenia prawa międzynarodowego stanowisko rządu federalnego [sprzeciw wobec reparacji] jest dopuszczalne, ale w żadnym wypadku nie obligatoryjne".

Czyli Grecy mieliby szanse. Zgodnie z opinią Bundestagu Polacy szans nie mają, bo w latach 50. i później podpisali umowy, w których zgadzają się na odstąpienie od żądań (o czym dalej). Grecy takich umów nie podpisywali.

Cimoszewicz: Świadomie nie podjęliśmy tego tematu

W lipcu 2017 Jarosław Kaczyński przekonywał, że "Polska nie zrzekła się reparacji". W wywiadzie dla Bilda w 2018 roku Andrzej Duda mówił: "Moim zdaniem kwestia reperacji nie jest rozstrzygnięta". 2 września Mariusz Błaszczak, szef MON, stwierdził:

Sprawa reparacji nie jest zamknięta
Sprawa jest zamknięta w sensie prawa międzynarodowego
TVP Info,02 września 2019

Politycy PiS powtarzają to nieustannie.

OKO.press pytało o opinię prof. Roberta Grzeszczaka, specjalistę prawa międzynarodowego i Włodzimierza Cimoszewicza, byłego wicepremiera i ministra spraw zagranicznych, ale także prawnika od prawa międzynarodowego. Obaj twierdzą to samo, co niemiecki Bundestag - prawnie sprawa jest zamknięta.

Przeczytaj także:

Włodzimierz Cimoszewicz pisał: „Polskie władze po 1989 roku nigdy nie podejmowały kwestii reparacji. Nie było to zaniedbanie, ale świadome zachowanie wynikające ze znajomości prawnych aspektów problemu. A także z niechęci do wywoływania bezsensownych napięć z naszym najważniejszym sąsiadem i wyjątkowo ważnym partnerem, jakim są Niemcy.

Tymi samymi względami kierowałem się we wrześniu 2004 roku odrzucając sejmową uchwałę domagającą się od rządu podjęcia rozmów o reparacjach z Berlinem.

Nic nie jest w stanie zrekompensować okrutnych i ogromnych strat naszego społeczeństwa, kultury i gospodarki wynikających z wywołanej przez Niemcy wojny i okupacji. Jednak ta prawda nie zmienia faktów i sytuacji prawnej".

Całą analizę Włodzimierza Cimoszewicza czytaj tutaj:

Prof. Grzeszczak: To podważenie powojennego ładu

"Państwa Europy Zachodniej rozwiązały kwestię reparacji wojennych po II wojnie światowej podobnie jak zrobiły to po I wojnie światowej: zajęły część niemieckiego terytorium i majątku, dostawały też transfery z bieżącej produkcji gospodarczej RFN. Mocarstwa zachodnie zrzekły się tych transferów na mocy Traktatów Bońsko-Paryskich z 26 maja 1952 roku i 23 października 1954 roku.

Zgodnie z postanowieniami Układów Poczdamskich obowiązek zaspokojenia polskich roszczeń przejął Związek Radziecki. Polska to zaakceptowała, co potwierdziły umowa polsko-radziecka z 16 sierpnia 1945 oraz jednostronne oświadczenie Rady Państwa PRL z 23 sierpnia 1953 roku.

Wychodzenie na forum międzynarodowe z formalnymi inicjatywami żądania reperacji to otwieranie puszki Pandory. Równałoby się kwestionowaniu przez Polskę powojennego ładu poczdamskiego, którego gwarantami były Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i Rosja".

Cała analiza prof. Grzeszczaka dla OKO.press:

Nie można wyjąć elementu misternej układanki i oczekiwać, że całość konstrukcji nie runie. Tak jest z domaganiem się reparacji, co oznaczałoby zakwestionowanie prawnomiędzynarodowego stanu rzeczy w 2017 roku, ponad 70 lat po II wojnie światowej. To niebezpieczna gra polityczna. Prawo jest w tej kwestii jednoznaczne – nie ma podstaw do wzruszenia kwestii reparacji, prawnie została już zamknięta.

Należy rozróżnić między reparacjami a odszkodowaniami dla jednostek.

  • Reparacje wojenne regulowane są umowami między państwami: agresorem i ofiarą agresji. Oznacza to, że do rozwiązania kwestii reparacji stosuje się prawo międzynarodowe, a nie wewnętrzne krajowe jednej ze stron.

W Europie kwestia reparacji między Niemcami a innymi państwami została zasadniczo zamknięta – w Europie Zachodniej w roku 1954, w Polsce – w 1953 i w 1990 roku.

PRL się zrzekł wobec NRD, ale to obowiązuje RP i Niemcy

Państwa Europy Zachodniej rozwiązały kwestię reparacji wojennych po II wojnie światowej podobnie jak zrobiły to po I wojnie światowej: zajęły część niemieckiego terytorium i majątku, dostawały też transfery z bieżącej produkcji gospodarczej RFN. Mocarstwa zachodnie zrzekły się tych transferów na mocy Traktatów Bońsko-Paryskich z 26 maja 1952 roku i 23 października 1954 roku.

Zgodnie z postanowieniami Układów Poczdamskich obowiązek zaspokojenia polskich roszczeń przejął Związek Radziecki. Polska to zaakceptowała, co potwierdziły umowa polsko-radziecka z 16 sierpnia 1945 oraz jednostronne oświadczenie Rady Państwa PRL z 23 sierpnia 1953 roku.

Podobnie jak alianci wobec RFN, także ZSRR zrzekł się̨ dalszych reparacji względem NRD na podstawie Protokołu z 22 sierpnia 1953 roku w sprawie zaprzestania pobierania reparacji niemieckich. Dzień później Rada Państwa PRL zrzekła się wobec Niemiec dalszej spłaty odszkodowań na rzecz Polski (datując od 1 stycznia 1954). Zrzeczenie odnosiło się̨ do Niemiec jako całości, gdyż dla państw bloku wschodniego to NRD reprezentowała całe Niemcy, RFN nie była uznawana.

Jest oczywiste, że ta decyzja władz PRL, podobnie, jak wiele innych przed 1989 rokiem, nie była podejmowana samodzielnie. Jednak w świetle prawa międzynarodowego jednostronne oświadczenie państwa, jeżeli tylko spełnia określone przesłanki, stanowi skuteczne źródło zobowiązań. A przesłanki w tym wypadku zostały spełnione.

Czym grozi naruszenie ładu poczdamskiego

Po 1989 roku rządy suwerennej już Polski zlecały naukowe analizy kwestii reparacji; mamy np. analizę sejmową z 2003 roku [prof. Grzeszczak uczestniczył w pracach nad nią - red.]. Konkluzje tych analiz, a także praktyka kolejnych rządów, definitywnie zamknęły kwestię reparacji międzypaństwowych między Polską a Niemcami.

  • Czym innym od reparacji są roszczenia związane ze szkodami wojennymi jednostek: przysłowiowego „Kowalskiego” i jego spadkobierców, a z drugiej strony „Schmidta” i jego spadkobierców. Jednostki mogą wytaczać różnego rodzaju powództwa rozpatrywane przed sądami krajowymi i przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu.

Spory o zasadność roszczeń indywidualnych, dochodzonych już raczej przez spadkobierców, wciąż trwają w Europie, m.in. we Włoszech czy w Grecji.

Należy pamiętać, że RFN w różnym czasie i w różnych formach zaspokajała roszczenia odszkodowawcze różnych grup polskich poszkodowanych, m.in.: emigrantów politycznych, duchowieństwa, robotników przymusowych oraz ofiar eksperymentów medycznych.

Kwestia roszczeń polskich względem Niemiec jest często nadużywana w populistycznym, wewnętrznym dyskursie politycznym.

Jednak wychodzenie na forum międzynarodowe z formalnymi inicjatywami żądania reperacji to otwieranie puszki Pandory. Równałoby się kwestionowaniu przez Polskę powojennego ładu poczdamskiego, którego gwarantami były Stany Zjednoczone, Francja, Wielka Brytania i Rosja.

To działanie nierozważne z punktu widzenia interesów i pozycji międzynarodowej Polski.

Kwestia przebiegu granicy polsko-niemieckiej została definitywnie ustalona dopiero po zjednoczeniu Niemiec w 1990 roku, kiedy w życie wszedł Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec z 12 września 1990 roku oraz Traktat o potwierdzeniu granicy z 14 listopada 1990 roku. Dopiero wtedy, z punktu widzenia prawników, zamknęła się epoka niestabilności wywołana w 1939 roku.

Czy naprawdę chcemy wracać do czasów PRL, kiedy interpretacja traktatów granicznych i dobrosąsiedzkich Polski z Niemiec była otwarta? Czy chcemy prowadzić politykę rewizjonistyczną, w ramach której możliwe jest przecież dyskutowanie o statusie polskich „Ziem Zachodnich” czy o kwestii odszkodowań dla Niemców przesiedlonych z Dolnego Śląska?

Trudne i nierealne byłoby kwestionowanie tylko części ładu powojennego bez narażenia się na podważenie innych jego elementów.

Robert Grzeszczak - doktor habilitowany nauk prawnych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, specjalista w zakresie prawa Unii Europejskiej, prawa międzynarodowego publicznego i prawa konstytucyjnego, zasiada w Komitecie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk (2015-2018). Członek Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego*

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze