Raport z kampanii. Sztab Dudy opowiadał dziennikarzom o nowej inicjatywie prezydenta, która miała zdominować ostatnie dni kampanii. Efekt? Nieco mętne zaproszenie do rozmów dla Konfederacji i PSL. Tłumaczymy, o co w nim chodzi. Trzaskowski mówił w Szczecinie o Polsce swoich marzeń
"Na ostatniej prostej kampanii Andrzej Duda wystąpi z inicjatywą polityczną, która zdominuje przestrzeń publiczną nie tylko do wyborów ale i po" – napisał w środę 9 lipca serwis 300polityka. Informatorzy z kręgu współpracowników Andrzeja Dudy poinformowali dziennikarzy, że to "pełnokrwista, mocna polityczna inicjatywa, której nikt się nie spodziewa, zwłaszcza na finiszu kampanii".
Informacja ukazała się krótko po godz. 15:00 i zelektryzowała komentatorów.
Rozpoczęła się giełda domysłów: spekulowano, że prezydent ogłosi nowy projekt transferu społecznego na modłę programu 500 plus, pojawiały się domysły o pomyśle bezwarunkowego dochodu gwarantowanego.
Kiedy więc Duda po niemal dwóch godzinach wyszedł ogłosić swój pomysł, napięcie i oczekiwanie były duże. Zbyt duże jak na to, co usłyszeliśmy.
Duda swoim zwyczajem mówił, mówił i mówił, zanim dotarł do sedna. A gdy już dotarł... No cóż, oddajmy mu głos:
"Chciałem zaapelować do wszystkich polityków i tych, którzy są zaangażowani po stronie PSL, Koalicji Polskiej, Konfederacji. Szanowni państwo, spotkajmy się spokojnie po 12 lipca. Porozmawiajmy o sprawach, które są najistotniejsze. Proszę, żeby zrobili to też wszyscy ci, którzy działają w samorządach.
Tu nie chodzi tylko o tych ludzi, którzy sprawują władzę na jej szczytach, którzy zasiadają w Sejmie czy Senacie. Chodzi też o wszystkich, którzy sprawują w Polsce władzę, którzy prowadzą sprawy publiczne od najwyższego szczebla, aż do najspokojniejszej działalności samorządowej, najbliżej ludzi"
- mówił Duda i ogłosił, że chce być "patronem koalicji polskich spraw".
Jaki sens ma inicjatywa prezydenta?
Czy cokolwiek z tego jest możliwe? Owszem, choć póki co chyba mało realne. Liderzy PSL i Konfederacji odpowiedzieli na inicjatywę Dudy bezlitośnie.
Władysław Kosiniak Kamysz: "Nie dam wciągnąć PSL w kampanię Andrzeja Dudy. Zamiast strzelać politycznymi ślepakami, radzę zająć się na serio polskimi sprawami: upadającą służbą zdrowia, rosnącym bezrobociem, bankrutującymi firmami. To jest odpowiedzialność prezydenta, a nie wyimaginowane koalicje".
Swoje poparcie, ale dla Rafała Trzaskowskiego, ogłosili inni liderzy ludowców: Adam Jarubas, Jarosław Kalinowski, Krzysztof Hetman.
Sławomir Mentzen z Konfederacji: "Rozmawiać zawsze warto. Taka propozycja oczywiście cieszy. Szkoda tylko, że nie było czasu na rozmowę, gdy premier Mateusz Morawiecki kłamał, że mamy związki z Rosją i gdy PiS odrzucał wszystkie nasze poprawki w Sejmie".
Jednak, jak pisaliśmy, propozycja Dudy jest formalnie skierowana do liderów, ale praktycznie do partyjnych dołów. Prezydent liczy, że zbieżność poglądów w wielu sprawach i narodowo-katolicki frazes skłonią aktyw partyjny - zwłaszcza działaczy PSL w małych miastach - do agitacji za Dudą, nawet mimo sprzeciwu liderów.
Z kolei jeśli Dudzie da to wygraną, oddolny nacisk postawi władze PSL w trudnej sytuacji, trudno im będzie wytłumaczyć swoim kolegom, dlaczego nie chcą iść na współpracę z PiS na szczeblu krajowym.
Tak więc w środę Duda przegrał bitwę, bo odbiór medialny jego propozycji balansował między szyderstwem a ironią, natomiast nie można do końca wykluczyć, że ta przegrana bitwa pomoże mu wygrać wojnę.
Sztabowcy Rafała Trzaskowskiego bardzo skutecznie tworzą nastrój ofensywy: Trzaskowski zachowuje się i mówi jak kandydat, który zyskuje, idzie do góry, a zwycięstwo ma na wyciągnięcie ręki. To zapewne pomysł, by mobilizować wyborców, bo ci - jak pokazywał sondaż OKO.press - jeszcze tydzień temu w zwycięstwo kandydata KO zwyczajnie nie wierzyli.
W środę 8 lipca Rafał Trzaskowski miał wystąpienie w Szczecinie, bardzo dobre, w przyjaznym otoczeniu, wśród wiwatujących tłumów. Mówił o Polsce swoich marzeń.
"Marzę o Polsce ludzi otwartych, tolerancyjnych, odważnych i niepokornych. Marzy mi się kraj, gdzie ludzie mają twarde kręgosłupy, nigdy się nie poddają opresyjnej władzy" - przemawiał Trzaskowski. I dalej: "Budujemy taki kraj, w którym wszystkie symbole będą wspólne i tych symboli nie damy sobie zabrać. Marzy mi się taki kraj, w którym politycy wiedzą, że Ziemia jest okrągła, a dzieci trzeba szczepić. Marzy mi się taki kraj, w którym wszyscy politycy wiedzą, że człowiek może zrujnować naszą planetę swoim postępowaniem" - mówił kandydat KO.
Budował wizję prezydentury bliskiej ludziom, było to jasne odwołanie się do retoryki Szymona Hołowni: "Marzy mi się państwo, gdzie w Pałacu Prezydenckim słychać śmiech dzieciaków, widać mnóstwo miłości, a w nocy para prezydencka śpi wtulona w siebie, a nie odbiera telefony od jednego smutnego pana" - mówił Trzaskowski.
Dodawał: "Marzy mi się Pałac Prezydencki, w którym są artyści, społecznicy, specjaliści. Codziennie razem się naradzają, jak stworzyć lepszą i piękniejszą Polskę".
Przedstawiał listę grzechów władzy PiS i przekonywał, że możliwa jest Polska z marzeń, gdzie wszystko będzie inaczej i lepiej.
Trzaskowski na wiecu w Szczecinie umocnił swój wizerunek kandydata zmiany i przy tym nie pokazywał się jako rewolucjonista opętany antyPiSowską obsesją, ale raczej zwykły, optymistyczny człowiek, któremu mniej zależy na odsunięciu PiS od władzy (brakowało sztandarowego zawołania "Mamy dość"), a bardziej na przywróceniu właściwych proporcji w stosunkach między władzą a społeczeństwem i odbudowaniu wspólnoty.
Strategie obu kandydatów na ostatniej prostej są logiczne.
Duda wyraźnie uspokaja ton, choć pozostaje przy tym samym zestawie bardzo konserwatywnych wartości, które głosi od początku kampanii: jest strażnikiem tradycyjnej rodziny, który broni jej przed zachodnimi "nowinkami" i zapewnia we współpracy z rządem materialną pomyślność.
Trzaskowski podkręca entuzjazm, daje znać niezdecydowanym wyborcom, że jest pewny siebie, może wygrać, jest na fali wznoszącej, a po wygranej nie będzie rewolucjonistą, a raczej człowiekiem, który będzie korygował kurs większości parlamentarnej na akceptowalny dla przygniatającej większości Polaków.
Kto jest skuteczny? Jeszcze nie wiemy nic oprócz tego, że wciąż jest remis. Ostatnie opublikowane sondaże telefoniczne były przeprowadzane pięć dni temu - 4 lipca. Opublikowany 8 lipca sondaż Kantara metodą "twarzą w twarz" (CAPI) to z kolei długi okres badania - od 3 do 8 lipca. Trudno przy takiej metodzie uchwycić dynamikę kampanii. Pierwszym badaniem, które może uchwycić ewentualną zmianę, jest sondaż Ipsos dla OKO.press. Ankieterzy dzwonili do badanych 7 i 8 lipca, wyniki opublikujemy jeszcze dziś.
Na razie wyniki sondaży telefonicznych (CATI i CAPI) od 28 czerwca przedstawiają się następująco:
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze