Gdański ratusz nie odważył się zawalczyć o zwrot 99-procentowej bonifikaty od ceny działki, na której abp Głódź hodował daniele. Beata Maciejewska z Lewicy w odpowiedzi zawiadamia prokuraturę
Gdańsk nie zażądał zwrotu bonifikaty za działkę przy rezydencji Sławoja Leszka Głódzia, na której arcybiskup hodował daniele. 12 lipca 2021 minęło 10 lat od podpisania umowy, w której miasto zgodziło się sprzedać nieruchomość za 1 proc. wartości pod warunkiem, że zostanie wykorzystana na działalność sakralną. Po tym terminie ratusz nie ma już prawa ubiegać się o zwrot 450 tys. zł, które dzięki bonifikacie zaoszczędziła kuria.
Podczas dzisiejszej konferencji w Gdańsku posłanka Lewicy Beata Maciejewska zapowiedziała złożenie w tej sprawie zawiadomienia do prokuratury.
"Przykro mi, że Aleksandra Dulkiewicz jest lepszą parafianką niż prezydentką miasta. To przykład dla całej Polski. To pierwsza tego typu sprawa. Pokazuje, że nadal część politycznej elity stoi za Kościołem" - mówiła posłanka.
Odczytała też fragmenty zawiadomienia:
"W mojej ocenie urzędnicy miasta Gdańsk prowadząc postępowanie dopuścili się rażących uchybień w postaci nieprzeprowadzenia wadliwej interpretacji przepisów, czym doprowadzili do daleko idącej niegospodarności w zarządzaniu mieniem publicznym" - mówiła Maciejewska.
Jej zdaniem urzędnicy prezydent Dulkiewicz popełnili przestępstwo z art. 296 par. 1a kodeksu karnego, czyli dopuścili się niegospodarności, nie dopełniając swoich obowiązków.
OKO.press dotarło do dokumentacji, którą zgromadził gdański ratusz w sprawie słynnej działki. Poniżej analizujemy jego argumenty.
Na decyzję prezydent Dulkiewicz nie wpłynęły wyniki kontroli wykorzystania działki, którą urzędnicy ratusza przeprowadzili 17 czerwca 2021 roku. O jej przeprowadzenie zawnioskowała Maciejewska w kwietniu, niedługo po zmuszeniu Głódzia przez Watykan do opuszczenia miasta za tuszowanie przestępstw seksualnych.
W trakcie kontroli urzędnicy stwierdzili, że tam, gdzie przez co najmniej osiem lat pasły się daniele, stoi teraz 14 drewnianych krzyży, figurki świętych i podświetlony posążek Jezusa.
Jak się później okazało, proboszcz parafii Ignacego Loyoli, przy której stoi działka, postawił je tam po zapowiedzeniu kontroli. Dowodem są zdjęcia z kwietnia 2021 r., które zza płotu zrobił Krzysztof Katka, reporter gdańskiej „Wyborczej”.
Dowodzą też, że proboszcz parafii, ks. Henryk Kilaczyński, okłamał urzędników. Dotarliśmy do notatki z kontroli, w której zapisano, że według proboszcza krzyże „powstały w przeciągu ostatnich dwóch lat”. Proboszcz twierdzi też, że na działce odbywały się spotkania duszpasterstw parafii i spotkania księży, podczas których odbywały się modlitwy. Nie przedstawił jednak na to żadnych dowodów.
W podobny sposób urzędników zwiódł sam Głódź w 2013 roku, kiedy „Gazeta Wyborcza” ujawniła, że hoduje na działce daniele. Żeby ustrzec parafię przed zwrotem pieniędzy, tuż przed wizytą kontrolerów arcybiskup obok paśnika postawił kapliczkę. To wystarczyło. Miasto uznało, że działalność sakralna jest realizowana.
Prezydent Dulkiewicz nie przekonała także opinia prawna, którą przekazała jej Maciejewska. Stowarzyszenie SOISH, monitorujące stosunki między państwem a Kościołami i związkami wyznaniowymi, napisało w niej, że nieruchomość sprzedana z bonifikatą na cele sakralne musi być wykorzystana na budowę, rozbudowę albo adaptację budynku na potrzeby kultu religijnego. Powołało się też na orzeczenie Najwyższego Sądu Administracyjnego, zgodnie z którym miejscami kultu są miejsca, w których wierni spotykają się stale i systematycznie, nie są więc nimi krzyże czy kapliczki.
Jak ustaliliśmy, kontropinię oraz list gdańskiego ratusza do posłanki Maciejewskiej, podpisany przez wiceprezydenta Alana Aleksandrowicza, przygotował jego dyrektor wydziału skarbu Tomasz Lechowicz. Twierdzi on, że w zgromadzonych dowodach „brak jest podstaw do podważenia wyjaśnień proboszcza”.
W liście czytamy, że zdjęcia reportera „Wyborczej” z kwietnia, na których nie widać jeszcze żadnych krzyży „pokazują nieco inny niż obecnie stan zagospodarowania”. Zdaniem gdańskich urzędników z tych zdjęć nie wynika w sposób jednoznaczny, że teren „nie był lub nie mógł być wykorzystywany” na cele sakralne.
Z wywodu gdańskich urzędników można za to wywnioskować, że w ich interpretacji nawet jeśli nie byłoby cienia dowodu na sakralne wykorzystanie działki, nie mają prawa domagać się zwrotu bonifikaty, dopóki mogłaby choćby potencjalnie być w ten sposób wykorzystana. Poniekąd taką interpretację uzasadnia brzmienie przepisów. Ustawa mówi o konieczności zwrotu bonifikaty w ciągu 10 lat od zakupu w razie „zbycia lub wykorzystania”, a nie „wykorzystywania” nieruchomości na cele inne niż zawarte w umowie. Interpretacja prawa nie może jednak prowadzić do absurdalnych skutków. A byłoby absurdem, gdyby Kościoły mogły kupować miejskie nieruchomości za procent wartości pod pretekstem celu sakralnego i w praktyce nie musiały go realizować.
Za te wątpliwości interpretacyjne częściowo odpowiedzialna jest także ekipa zmarłego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Gdy w 2011 roku Gdańsk sprzedawał działkę archidiecezji, nie określił w umowie, jak konkretnie ma być wykorzystana. Prawdopodobnie dlatego, że z góry wiadomo było, że ma służyć potrzebom Głódzia (działka przylegała do jego rezydencji), a nie działalności sakralnej.
Nie byłoby jednak całego sporu, gdyby dało się jasno powiedzieć, czym właściwie jest działalność sakralna.
W polskim prawie nie ma definicji działalności sakralnej. Opinia SOISH przesłana gdańskiemu ratuszowi wskazuje, że najbardziej zbliżonym pojęciem jest „inwestycja sakralna”, o której mowa w ustawie o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w RP. Odróżnia się tam „inwestycję sakralną” od „inwestycji kościelnej”. Inwestycja sakralna to „budowa, rozbudowa, odbudowa kościoła lub kaplicy, a także adaptacja innego budynku na cele sakralne”. Inwestycja kościelna to każda inna inwestycja kościelnej osoby prawnej. Na podstawie interpretacji porównawczej wyciąga wniosek, że bonifikaty powinno przyznawać się tylko na inwestycje sakralne, czyli sakralne budownictwo.
To jednak tylko interpretacja. Gdański ratusz ma inną. Według słownikowej definicji sakralny to tyle, co dotyczący kultu religijnego, a ten może być sprawowany indywidualnie albo w zamkniętych grupach — argumentują urzędnicy ratusza. Krótko mówiąc, w ich opinii wystarczy, że na działce ktoś się modlił.
O tym, która interpretacja jest właściwa, mógłby rozstrzygnąć sąd. Tomasz Lechowicz zarekomendował jednak Aleksandrze Dulkiewicz, by nawet nie próbowała domagać się przed nim zwrotu bonifikaty. Jego zdaniem narażałoby to miasto na porażkę i poniesienie kosztów sądowych. „Zwłaszcza, iż Parafia może powołać wielu świadków celem oddalenia powództwa”.
W zakończeniu listu do posłanki Maciejewskiej wiceprezydent Gdańska odbija piłeczkę. Sugeruje, że to parlament powinien doprecyzować pojęcie działalności sakralnej.
Zgadza się z nim Agnieszka Filak LL.M. ze Stowarzyszenia SOISH. Jej zdaniem brak takiej definicji jest luką prawną. Uważa też, że potrzebne jest ustanowienie jednolitych zasad przyznawania bonifikat dla wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych oraz procedury kontroli wykorzystania nieruchomości. “Ustawa powinna zobowiązywać organ, który udzielił bonifikaty, do przeprowadzania regularnych kontroli wykorzystania nieruchomości zbytych z bonifikatą” - mówi OKO.press Filak.
Od siebie dodamy, że bonifikaty powinny być przyznawane nie na trudno definiowalną “działalność sakralną”, lecz — jeśli to konieczne — na “inwestycje sakralne”, czyli budowę kościołów. Pozwoliłoby to uniknąć sytuacji, w której bonifikaty przyznaje się na przydomowe ogródki biskupów.
Dobrze by było, gdyby przed przyznaniem bonifikaty odpowiedni organ musiał dostać plan jej wykorzystania, z którego mógłby kontrahenta rozliczać. Pozwoliłoby to uniknąć sprzedawania z bonifikatą nieruchomości, których rozmiar wykracza poza potrzeby parafii. Przykładem takiej transakcji jest sprzedaż działki przez Agencję Mienia Wojskowego na szczecińskim Gumieńcu. Jak ujawniliśmy, archidiecezja szczecińsko-kamieńska dzięki pomocy ks. Andrzeja Dymera za 5 proc. wartości kupiła tam działkę o powierzchni 1,3 ha. Zadeklarowała, że postawi na niej kościół, ale po podpisaniu umowy uznała, że wystarczy jej kaplica. A obok kaplicy pozostanie dość miejsca na wybudowanie szkoły, którą, jak się dowiedzieliśmy, od początku planował postawić tam abp Andrzej Dzięga.
Przepisy powinny też wprost pozwalać na żądanie zwrotu bonifikaty w przypadku częściowego niewykorzystania sprzedanej nieruchomości. Problem ilustruje sprawa gdańskiej parafii św. Teresy Benedykty od Krzyża na Ujeścisku. W 2003 roku kupiła od miasta za 34,4 tys. zł działkę o powierzchni 17 tys. m. kw. wartą 1,689 mln zł. Jak obrazowo pisał portal trojmiasto.pl, na tej działce bez trudu zmieściłaby się bazylika mariacka. Parafia zamiast bazyliki wybudowała jednak skromny kościół, a w 2010 roku część pozostałego terenu sprzedała pod pawilon handlowy. Ratusz zażądał wtedy zwrotu 410 tys. zł, czyli jednej czwartej bonifikaty. Gdy jednak w 2015 roku sprzedała pozostałą część kupionej z bonifikatą działki, miasto nie miało już nic do gadania, bo minął 10-letni okres, w którym mogło domagać się zwrotu bonifikaty.
Co ważne, te ograniczenia obowiązywałyby także w przypadku bonifikat oraz darowizn przyznawanych innym podmiotom, m.in. organizacjom pozarządowym. I to także ograniczyłoby wyprzedawanie Kościołowi za bezcen nieruchomości należących do samorządów i Skarbu Państwa oraz nadużywanie ich przez Kościół katolicki.
Z tych samych luk w prawie korzysta np. warmiński Caritas. Jak pisaliśmy, dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu dostał on rządowy ośrodek pod Olsztynem warty 11,4 mln zł. Na działalność charytatywną wykorzystuje jednak tylko jego niewielką część. Resztę wynajmuje turystom i… skarbówce. Podobnie jak w przypadku działki abp. Głódzia kontrole nie wykazały nieprawidłowości.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze