"Cztery dychy to też nie jest tak mało, nie?" – mówi na nagraniu Mateusz Morawiecki. Chodzi o znalezienie posady dla polityka PO. W rozmowie sprawa znajduje szczęśliwą konkluzję ("Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy coś"), a my zostajemy z pytaniem: czy 40 tys. zł miesięcznie to mało? Najlepszej odpowiedzi udziela nowy raport GUS
Przeciętna liczba zatrudnionych w mikrofirmach wyniosła w 2017 1 mln 417 tys. osób – wynika z raportu GUS. To właśnie oni zarabiali średnio 2800 zł brutto, czyli nieco ponad 2 tys. złotych netto. Szczegóły nieco niżej. Teraz wróćmy do kwot padających na tzw. taśmach Morawieckiego.
Bogusława Matuszewska (zastępczyni szefa PGE): Jemu chodzi o kasę.
Krzysztof Kilian (szef PGE): O kasę, no. My mu możemy zapłacić cztery dychy i koniec. Więcej nie możemy mu zapłacić już teraz.
Mateusz Morawiecki (szef BZ WBK): No, ale cztery dychy to też nie jest tak mało, nie?
Chodzi o 40 tys. zł miesięcznej pensji dla Aleksandra Grada, byłego ministra skarbu w rządzie PO-PSL, który szukał posady, bo, jak mówią rozmówcy Morawieckiego, "jechał przez ileś tam lat mając dyszkę brutto, no więc trochę słabo jest, nie?" W końcu Morawiecki deklaruje:
"Pięć dych czy siedem, czy stówkę mu damy na jakieś badania czy na coś".
Ten fragment nagrania z 2013 roku z restauracji "Sowa i przyjaciele" już stał się legendarny, podobnie jak fragment o synu europosła PiS, Ryszarda Czarneckiego, który dostał pracę w banku, ale nie był zadowolony, bo "myślał, że będzie luźniej" (dziś Przemysław Czarnecki jest posłem PiS, ale nie wiemy, czy jest zadowolony).
Morawiecki jest jednym z wielu przedstawicieli polskich elit polityczno-biznesowych, którzy pod względem zarobków żyją w całkiem innej rzeczywistości niż większość Polek i Polaków. Należy jednak do grona zaledwie kilku, którzy mieli pecha niechcący zdać ludziom relację z tego egzotycznego, luksusowego świata.
Premier dołącza m.in. do Elżbiety Bieńkowskiej ("za 6 tys. pracuje złodziej albo idiota") i Jarosława Gowina ("nie starczało mi do pierwszego" – chodziło o 17,5 tys. brutto miesięcznie). Ta dwójka to zresztą na tle Morawieckiego uboga klasa pracująca.
Przyszły premier w rozmowie swobodnie operuje bowiem "stówkami", jakby chodziło o sto złotych, a nie 0 sto tysięcy.
Dlaczego taka dezynwoltura w mówieniu o pieniądzach może polityka drogo kosztować?
To jedno z wielu pytań, na które najlepszej odpowiedzi udziela Główny Urząd Statystyczny. Na przykład poprzez opublikowaną w środę 3 października 2018 informację "Działalność gospodarcza przedsiębiorstw o liczbie pracujących do 9 osób w 2017 r.".
Jak na ilość rozważań, rozmów i refleksji, jakie ludzie na co dzień poświęcają kwestii pracy i zarobków, odpowiedź na pytanie o przeciętne płace jest zaskakująco trudna.
Zasadniczo GUS podaje cyklicznie dwie wartości przeciętnych wynagrodzeń.
W sierpniu 2018 przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (10 i więcej pracowników) wynosiło 4798,27 zł brutto, czyli 3410 zł na rękę przy umowie o pracę. Warto pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie jest "zawyżane" przez najlepiej zarabiających. Z raportu GUS o strukturze płac w październiku 2016 wiemy, że 66 proc. pracowników zarabia mniej niż przeciętne wynagrodzenie.
Mediana, czyli wartość środkowa – połowa pracowników zarabia mniej, a połowa więcej – jest podawana przez GUS rzadko. W październiku 2016 wynosiła ok. 81 proc. przeciętnej płacy, a konkretnie 3511 zł brutto, czyli ok. 2,5 tys netto. Biorąc pod uwagę wzrost wynagrodzeń dziś mediana wynosi zapewne niecałe 2800 zł netto. Chodzi jednak tylko o większe, lepiej płacące firmy.
Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej – czyli pełniejsza miara – w 2017 roku wyniosło 4272 zł brutto, czyli 3044 zł netto (i 4521 zł w II kwartale 2018, czyli 3216 zł netto przy umowie o pracę).
Jaka była mediana? Nie wiadomo – przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej nie jest oparte na danych o indywidualnych wynagrodzeniach, więc mediany nie da się obliczyć. Jeśli założymy, że też stanowiła ok. 80 proc. średniej, wówczas „środkowe” wynagrodzenie mogło w 2017 wynieść około 3450 zł brutto, czyli niecałe 2,5 tys. zł netto. To spekulacje, ale lepszymi danymi nie dysponujemy.
Ciekawe dane o zarobkach zawiera niedawny raport Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Według niego przeciętne miesięczne wynagrodzenie netto w 2017 wyniosło 2758 zł. To średnia, nie mediana, ale z analizy wykluczono "dolne" 5 proc. osób – tych które mają najniższe pensje, oraz "górne" 5 proc. – osoby z najwyższymi wynagrodzeniami. Kwota jest zatem bliższa środkowej wartości. Te dane uwzględniają dochody z pracy deklarowane również przez osoby samozatrudnione, osoby pracujące dla podmiotów zatrudniających poniżej 10 osób oraz pracowników administracji publicznej.
Raport PARP wskazuje też na dużą różnicę w zarobkach w zależności od płci. Mężczyźni zarabiają przeciętnie 3133 zł netto, kobiety jedynie 2384 zł. Z badań dr Karoliny Goraus i prof. Joanny Tyrowicz wynika, że w Polsce skorygowana luka płacowa (która bierze pod uwagę m.in. generalnie lepsze wykształcenie kobiet) wynosi ok 20 proc. Warto o tym pamiętać, gdy czyta się dane o średnich płacach – kobiety zarabiają realnie około jedną piątą mniej od mężczyzn.
Oprócz dwóch głównych wartości przeciętnego wynagrodzenia, GUS nieco rzadziej publikuje też osobne dane o sytuacji w mikrofirmach – zatrudniających do dziewięciu osób. Tam zarobki są najniższe.
Informację o sytuacji w mikrofirmach GUS przedstawił parę dni temu, w środę 3 października (cała informacja GUS tu). Co z niej wynika?
Przede wszystkim: takich firm jest bardzo dużo. W 2017 roku działalność gospodarczą w Polsce prowadziło 2 mln 073,6 tys. przedsiębiorstw o liczbie pracujących do 9 osób (mikroprzedsiębiorstw). Ich liczba rośnie. Jest ich o 20,8 proc. więcej w stosunku do roku 2010.
Wśród mikroprzedsiębiorstw dominowały te, które należą do osób fizycznych (89,3 proc. 1852,6 tys. podmiotów), a osoby prawne i jednostki organizacyjne niemające osobowości prawnej stanowiły 10,7 proc (221,1 tys. podmiotów). Odsetek przedsiębiorstw należących do osób fizycznych spada (od 2010 roku zmniejszył się o ponad 4 proc.). To pozytywny trend także dla pracowników, bo firmy-osoby prawne są stabilniejsze i płacą lepiej.
Miesięczne wynagrodzenie brutto na jednego zatrudnionego w 2017 roku w mikroprzedsiębiorstwie wyniosło 2800,5 zł wobec 2577,2 zł rok wcześniej (w tym wzroście na pewno pomogło ustanowienie stawki minimalnej godzinowej - to faktyczna zasługa rządu). Przy czym:
Najwyższe wynagrodzenia odnotowano w mikroprzedsiębiorstwach prowadzących działalność z zakresu informacji i komunikacji – 4573,4 zł oraz obsługi rynku nieruchomości – 3786,2 zł.
Najniższe wynagrodzenie było w firmach zajmujących się leśnictwem i rybactwem 2271,4 zł brutto (to zaledwie ok 1650 zł netto) oraz tzw. pozostałą działalnością usługową – 2315 zł brutto.
Ile osób pracuje w mikrofirmach? Ponad cztery miliony ludzi, jedna czwarta wszystkich pracujących Polek i Polaków.
Sporą część z nich stanowią jednak właściciele firm i samozatrudnieni, których zarobki nie wliczają się do podanych wyżej wartość przeciętnych wynagrodzeń – dotyczą one bowiem wyłącznie osób zatrudnionych. GUS przyjmuje, że wynagrodzenie właściciela firmy odnotowane jest w zyskach.
Do zatrudnionych zalicza natomiast "osoby zatrudnione na podstawie umowy o pracę, powołania, mianowania lub wyboru (łącznie z osobami zatrudnionymi poza granicami kraju), w tym również: osoby zatrudnione przy pracach interwencyjnych i robotach publicznych, finansowanych z Funduszu Pracy", itd.
Przeciętna liczba zatrudnionych w mikrofirmach wyniosła w 2017 1 mln 417 tys. osób. To właśnie oni zarabiali średnio 2800 zł brutto, czyli nieco ponad 2 tys. złotych netto.
W wyjątkowo słabo płatnej branży - zakwaterowanie i gastronomia - pracownicy zarabiali przeciętnie 2394 brutto, czyli nieco ponad 1730 zł na rękę.
Wnioski? Mamy jeden.
Żeby dowiedzieć się czegoś istotnego o Polsce, nie trzeba słuchać "taśm kelnerów". Wystarczy porozmawiać z jakimś faktycznym pracownikiem gastronomii. Jego opowieść może być nie mniej ciekawa niż podsłuchane słowa szefa banku szastającego "stówkami" i historia syna prominentnego polityka, któremu nie chciało się pracować, bo myślał, że będzie miał więcej luzu.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Komentarze