Zdaniem dr. inż. Konrada Tomaszewskiego, Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych, pierwszym zagrożeniem dla polskich lasów jest "ekocentryzm". Mają go podzielać ekolodzy, którzy twierdzą, że człowiek nie powinien "tykać" przyrody, a "drzewa się kochają". Pokazuje w ten sposób, że nic nie rozumie z idei ochrony przyrody
Dr inż. Konrad Tomaszewski, dyrektor Lasów Państwowych (LP). był jednym z uczestników konferencji "Jeszcze Polska nie zginęła - wieś". Na to wydarzenie, organizowane przez m.in. Ministerstwo Środowiska i Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej o. Rydzyka , Lasy Państwowe, jak ujawniło OKO.press, wyłożyły 120 tys. zł. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę to, że podczas konferencji wygłoszono zaledwie osiem wykładów.
Tomaszewski przy tej okazji podzielił się swoimi refleksjami na temat fundamentalnych zagrożeń dla polskich lasów. Stwierdził, że:
pierwszym z nich jest ekocentryzm, czyli ruch, który wyznaje, że przyrody nie należy w ogóle dotykać, gdyż sama sobie da radę, a drzewa się kochają.
Wbrew temu, co mówi Tomaszewski, ekocentryzm to nie pogląd, że człowiek nie powinien "dotykać" przyrody. A już tym bardziej nie chodzi w nim o to, że "drzewa się kochają".
W ocenie OKO.press słowa szefa LP pokazują, że albo nie rozumie on znaczenia tego terminu, albo próbuje zdeprecjonować tę ideę. I to w taki sposób, by podkreślić jej rzekomą niedorzeczność i ckliwy sentymentalizm.
"Ekocentryzm" to pojęcie z obszaru tzw. ekofilozofii. A więc tego obszaru dociekań filozoficznych, którego przedmiotem jest degradacja środowiska naturalnego, do której doszło w wyniku ludzkiej działalności. Przede wszystkim w okresie ostatnich ok. 200 lat, na skutek niszczycielskiego oddziaływania współczesnego przemysłu na przyrodę.
Ekocentryzm jest stanowiskiem, które mówi, że przyroda jako całość i w poszczególnych swoich częściach - np. jako gatunki i ekosystemy - ma swoją własną wewnętrzną wartość, która nie redukuje się do jej użyteczności dla "ludzkich" celów.
Oznacza to, że człowiek jest po prostu jednym z wielu elementów przyrody. Takie stanowisko ma ważne konsekwencje etyczne. Bo skoro człowiek jest po prostu "jeszcze jednym zwierzęciem", a przyroda nie istnieje tylko po to, by mu służyć, to znaczy, że z etycznego punktu widzenia ludzki gatunek nie może w żaden sposób uzasadnić rabunkowej eksploatacji natury.
I dlatego w swoich różnych działaniach - ekonomicznych, technicznych, czy politycznych - powinien w jakiś sposób brać pod uwagę szeroko rozumiany interes innych gatunków i dobro ekosystemów.
Przeciwieństwem ekocentryzmu jest antropocentryzm. W uproszczeniu: według antropocentrystów wartość przyrody w zasadzie redukuje się do tego, w jakim stopniu zaspokaja ona ludzkie potrzeby. W perspektywie antropocentrycznej człowiek jest kimś szczególnym, komu powinna być podporządkowana cała natura. Skrajne wersje tego stanowiska zakładają, że człowiek ma prawo do nieograniczonego, a nawet destrukcyjnego czerpania z zasobów naturalnych.
Między rzecznikami obydwu stanowisk - również wśród ruchów ochrony przyrody - od dziesięcioleci istnieje spór. Zwolennicy antropocentryzmu zarzucają ekocentrystom np. to, że ich stanowisko jest w pewien sposób niewykonalne. A to dlatego, że ostatecznie do końca nie można "wyjść z ludzkiej skóry". Człowiek bowiem "z natury" patrzy na przyrodnicze otoczenie pod kątem własnej użyteczności i tak też je waloryzuje.
Ekocentryści odpowiadają, że stopień rozwoju ludzkiej umysłowości jednak pozwala - w jakimś stopniu - na wzniesienie się ponad swoje gatunkowe interesy. A nawet jeśli nie jest to do końca możliwe, to chociaż umożliwia dostrzeżenie i uwzględnianie np. potrzeb i dobra innych gatunków.
Tomaszewski nie wyjaśnia, w jaki sposób ekocentryzm ma stanowić zagrożenie dla "funkcjonowania lasów". Wręcz przeciwnie, ten pogląd zakłada przecież nieustanne orientowanie się na dobro i interesy przyrody.
Jeśli ekocentryzm stanowi zagrożenie dla czegoś, to nie dla lasów, ale funkcjonującego obecnie w Polsce modelu gospodarki leśnej. Dlaczego? Ponieważ ten jest w całości antropocentryczny, tzn. nakierowany praktycznie w całości na zaspokajanie ludzkich interesów.
Owszem, gospodarka leśna - jak i każda inna gospodarka - w samym swoim założeniu jest praktyczną realizacją potrzeb człowieka. Ale to jeszcze nie oznacza, że nie można jej reformować w duchu bardziej ekocentrycznym.
Na przykład eliminując całkowicie możliwość polowań na ptaki, które to polowania - jak już pisaliśmy - nie spełniają żadnej użytecznej roli. Wręcz przeciwnie, sprzyjają one powiększaniu strat wśród chronionych gatunków. I niszczą środowisko, np. poprzez wprowadzanie do niego setek ton trującego ołowiu rocznie.
Ale do tego potrzebna jest rzeczowa i merytoryczna dyskusja, na którą LP - o czym świadczą słowa ich szefa - raczej nie mają ochoty.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze