“Skulił uszy i uciekał jak zwykły szczur” - tak o lokatorze pisze jedna z firm zajmujących się dzikimi eksmisjami. W pandemii COVID-19 wiele rodzin wpada w kłopoty finansowe i długi czynszowe, kwitnie więc groźny biznes
W czwartek 3 grudnia przy Alei Solidarności w Warszawie doszło do próby dzikiej eksmisji. Właściciel kupił mieszkanie z lokatorami na licytacji komorniczej i podjął próbę usunięcia lokatorów z pominięciem procedury komorniczej - w czasie pandemii (specustawa covidowa zawiesiła wykonywanie eksmisji) i w okresie ochronnym (w myśl ustawy o ochronie praw lokatorów trwa on od 1 listopada do 31 marca). Zajście trwało od 12:00 do 22:00, a sprawę zakończył dopiero trzeci patrol policyjny.
Dzikie eksmisje lub zmuszanie lokatorów do określonej czynności z pominięciem procedur prawnych odbywają się jednak w całej Polsce od lat. Podczas każdej eksmisji, zgodnie z prawem musi być obecny komornik. Eksmisja musi być zgłoszona na komisariacie policji z datą, adresem i kopią wyroku. Za dokonywanie nielegalnych eksmisji grozi grzywna do 10 tys. złotych.
Latem zeszłego roku doszło do głośnej próby dzikiej eksmisji przy ulicy Łochowskiej na warszawskiej Pradze. Wezwani na miejsce policjanci nie podjęli interwencji, co zostało udokumentowane. Warszawskich działaczy lokatorskich szczególnie oburzyło zdarzenie z ul. Daniłowiczowskiej z jesieni 2019 roku. Człowiek podający się za nowego właściciela w towarzystwie czterech innych nieznanych sprawców nielegalnie eksmitował lokatorów oraz, według Komitetu Obrony Praw Lokatorów, dokonał kradzieży gotówki i sprzętu RTV i AGD. Według organizacji lokatorskiej Komenda Rejonowa z ul. Wilczej była wielokrotnie wzywana do podjęcia interwencji, ale odmówiła.
W sierpniu pod Pałacem Mostowskich lokatorzy zorganizowali manifestację przeciw działaniom policji. Zarzucali jej opieszałość i działanie na korzyść czyścicieli kamienic.
Policja często zachowuje się wobec procederu biernie, uznając, że rozstrzyganie spraw cywilnych nie leży w jej kompetencjach. Z takiej postawy służb korzystają prywatne firmy, które z dzikich eksmisji zrobiły biznes.
Pierwszą firmą wyspecjalizowaną w tzw. „twardej windykacji” jest trójmiejskie Centralne Biuro Bezpieczeństwa Personalnego. Nazwa „Centralne Biuro” oraz mundury podobne do policyjnych mogą sugerować, że jest to służba państwowa. W rzeczywistości za firmą stoi człowiek mający problemy z prawem.
Założycielem i pierwszym dyrektorem firmy jest bowiem Marek Sz. ps. „Marco”. To postać znana wymiarowi sprawiedliwości od blisko 20 lat. „Marco” pochodzi z Torunia. W wieku 26 lat w 2001 roku trafił za kraty za wyłudzenie towaru o wartości 400 tys. zł. Należał do pobocznych bohaterów afery węglowej. Sprawa była głośna, bo aresztowano też pięciu prokuratorów, którzy w zamian za łapówki mieli umarzać śledztwa. Później „Marco” przeniósł się do Trójmiasta, gdzie prowadził klub sztuk walk i zintegrował się z miejscowym środowiskiem kibicowskim. Według Grzegorza Szymanika z „Gazety Wyborczej”, to spośród zawodników klubu rekrutował przyszłych pracowników dla swojej nowej firmy.
Reklamują się intensywnie w mediach społecznościowych jako uzbrojeni w broń palną pogromcy „koczowników” i „cwaniaków”. Niektóre określenia lokatorów są nawet bardziej dehumanizujące - chwalą się na przykład, że człowiek “skulił uszy i uciekał jak zwykły szczur”.
Baza klientów firmy jest szeroka, ale najważniejsi to kupcy mieszkań z licytacji komorniczych. Zakup takiego mieszkania to niższy wydatek niż kupno na zwykłym rynku wtórnym czy rynku deweloperskim.
Zamiast przeprowadzić legalną procedurę komorniczą właściciele wolą pójść na skróty i opłacić firmę, która umie obchodzić obowiązujące prawo. Jednym ze sposobów zmuszania ludzi do wyprowadzki bez żadnego trybu jest nielegalne „dokwaterowywanie” pracownika CBBP do mieszkań.
“Gazeta Wyborcza” opisała działania niektórych pracowników CBBP: oddawanie moczu na podłogę, rozpylanie śmierdzących preparatów, niszczenie lub zabieranie mienia lokatorów, które przetrzymywali w sobie tylko znanej lokalizacji.
W kilku przypadkach po przeprowadzeniu nielegalnej eksmisji policja przywróciła stan posiadania wprowadzając lokatorów ponownie do mieszkań. Jedną z nich opisał program „Interwencja” z Polsatu. Autorzy reportażu przedstawili sprawę wyłącznie z perspektywy CBBP, a program nosił tytuł „Dzicy lokatorzy wrócili do domu. Pomogła policja!”. W programie zarzucono policjantom „zachowywanie się jak sąd” i „wydawanie wyroków”.
„Marco” jest znany z jeszcze jednej sprawy. W sierpniu 2019 roku Morska Straż Graniczna dokonała spektakularnego aresztowania czterech sprawców pobicia świadka koronnego w procesie o „handel ludźmi" poprzez zmuszenie 80 Ukraińców do pracy przymusowej na budowach w Szwecji. Jednym z nich był dyrektor CBBP.
Z zarzutem brutalnego pobicia świadka koronnego Marek Sz. przesiedział w areszcie wiele miesięcy. Obecnie jest postawiony w stan oskarżenia. Jeden ze współoskarżonych zeznał: „Załatwiłem ludzi na tę robotę, dostałem pieniądze”. Opisał też szczegóły układu. „Marco” „mówił, że ten mężczyzna to konfident, kogoś sprzedał i nie rozliczył się finansowo. Oferował za pobicie 20 tys. zł. Zapewniał, że jeśli mężczyzna będzie dobrze poturbowany i dozna np. trwałego kalectwa, to będzie bonus”, później „dał nam pieniądze, to było ponad 10 tys. zł. Zdenerwowaliśmy się, bo miało być więcej, ale powiedział, że więcej nam nie da dopóki się nie przekona, że wszystko zostało dobrze zrobione. Po 2-3 dniach powiedział, że nie dostaniemy więcej bo wszystko zostało spartaczone”. Napadnięty został pobity kijami bejsbolowymi.
Obecnie twarzą firmy jest Paulina Wyzińska. Reklamuje się jako prawniczka i licencjonowany prywatny detektyw. CBBP na swojej stronie internetowej chwali się zaświadczeniem o wpisie do rejestru „działalności regulowanej w zakresie usług detektywistycznych wydane przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji 15 kwietnia 2019”.
Zwróciło to uwagę Departamentu Zezwoleń i Koncesji MSWiA, które wszczęło postępowanie wyjaśniające dotyczące działalności firmy. Do Prokuratury Rejonowej w Gdyni skierowano też zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na prowadzeniu działalności gospodarczej w zakresie usług ochrony osób i mienia bez koncesji. Przed wybuchem drugiej fali pandemii Prokuratura potwierdziła, że “w sprawie gromadzony jest materiał dowodowy mający na celu ustalenie czy oferowane na stronie internetowej usługi przez podmiot nieposiadający koncesji były realizowane i w jakim zakresie”.
Pracownicy firmy nie zawsze są ochroniarzami. Program Polsatu „Państwo w państwie” (tym razem pod adekwatnym tytułem: "Z wyrzucania ludzi z mieszkań uczynili biznes. Bez ostatecznych wyroków i komornika") opisał jedną z prób dzikiej eksmisji na Pradze, którą dowodził mężczyzna z Gdańska na co dzień pracujący jako wodzirej weselny.
Na rynku pojawili się naśladowcy. Firma Exmiter z Tczewa, która ma biuro w Warszawie, została w pozytywnym świetle opisana na łamach tygodnika „Wprost”. W artykule nie znajdziemy głosu krytycznego wobec metod działania firmy, ani komentarza prawnika lub policjanta. Wypowiada się za to właściciel firmy: „Jeżeli najemcy nie uiszczają należności, zawiadamiamy policję i zabieramy ich rzeczy. Przyjeżdża firma windykacyjna, która je pakuje, a my oświadczamy, że zabieramy je do siebie pod dach według ustaleń”. Dodaje też: „Dawniej policja była po stronie lokatorów, obecnie nie wtrąca się, stoi na progu drzwi”.
Sposoby prowadzenia negocjacji z lokatorami są jednak osobliwe. Świadczy o tym sprawa z Ostrowa Wielkopolskiego. Firma Exmiter zwraca się do jednego z mieszkańców miasta przy pomocy mediów społecznościowych: „Trzymamy kciuki, że szybko Pan sprawę załatwi, zanim zgłoszą się do Pana Wierzyciele, a jest ich sporo. Oj sporo w całym mieście jest około 20 osób/firm. Prosimy Panie Czesiu, na łamach wszelkiej komunikacji, aby Pan chciał dać sobie pomóc”. Exmiter zamieszcza też zdjęcie drzwi mieszkania. W innym dostępnym publicznie wpisie zwracają się do lokatora i pytają, dlaczego nie odbiera domofonu.
Jakub Żaczek z Komitetu Obrony Lokatorów mówi, że na tym nie koniec. “Człowiek z Exmitera zadzwonił do mnie podszywając się pod inny numer Komitetu, żeby próbować wyłudzić adres odbywającej się właśnie dzikiej eksmisji. Może szukał w ten sposób klientów. Innym razem, podszywając się pode mnie, dzwonił do lokatorów i im ubliżał. Na szczęście poznali, że to nie ja. Sprawę oczywiście zgłosiłem do prokuratury” - opowiada działacz lokatorski.
Komitet obserwuje rozwój sytuacji w Ostrowie i udziela porad lokatorowi. Oficjalnie firma „Exmiter” nie ma nic wspólnego z CBBP. Stosuje jednak podobne metody, a na piśmie wzywającym lokatora do opuszczenia domu widnieje podpis Pauliny Wyzińskiej z CBBP. „Nie może być wątpliwości, że przynajmniej w tej sprawie współpracują” - mówi Żaczek.
Exmiter założył także "Rejestr Dzikich Lokatorów". Lokatora można do niego zgłosić udostępniając jego dane, w tym pesel i numer dowodu osobistego, lub zweryfikować - prosząc firmę o informacje na jego temat. Firma nie tłumaczy na stronie zasad ochrony danych osobowych, zgodności swojego działania z przepisami dotyczącymi danych, ani tego, jak chce weryfikować otrzymywane informacje.
Choć eksmisje zostały zawieszone jedną z ustaw covidowych, licytacje zadłużonych nieruchomości trwają. Kupcy nabywający mieszkania z lokatorami mogą próbować dokonać eksmisji na własną rękę, mimo zakazu.
W tym samym czasie wiele gospodarstw domowych traci źródła dochodu z powodu kryzysu pandemicznego, którego końca na razie nie widać.
To wszystko oznacza popyt na usługi takich firm jak CBBP i Exmiter.
Komentarze