0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Philippe LOPEZ / AFPFot. Philippe LOPEZ ...

W zamieszkach na ulicach francuskich miast biorą w udział głównie młodzi – w większości nawet nieletni – ludzie, pochodzący z rodzin o korzeniach imigranckich. Niepokoje wybuchły po śmierci 17-letniego Nahela Merzouka, wychowanego na blokowisku w podparyskim Nanterre. Chłopak zginął 27 czerwca 2023, zastrzelony przez policjanta po tym, gdy próbował odjechać samochodem, mimo że motocyklowy patrol policji zatrzymał go do kontroli drogowej.

Sytuacja we Francji zdaje się jednak stabilizować – zatrzymań i wezwań na kolegium tej nocy było mniej niż w ubiegłych dniach. Mimo to, przepaść pomiędzy Francuzami jest większa, niż kiedykolwiek. Zwróciła na to uwagę Samira Sedira, aktorka i stała felietonistka dziennika „Libération”:

„Ich ojcowie – pisała o rodzicach nastolatków, którzy brali udział w zamieszkach – latami przełykali upokorzenia.

A wstyd dziedziczy się najłatwiej. To on łączy ojców z synami. I nic tu się nie zmienia od lat.

Przepaść się pogłębia. Dziś mamy dwie Francje, dwie szkoły, dwa kraje, dwie policje. Poczucie porażki, jak gangrena toczy pokolenie za pokoleniem. Zmienia się, rośnie, ale w gruncie rzeczy wciąż znaczy to samo. Kiedy jesteś niewidzialny dla własnego kraju, kiedy państwo cię opuściło, wykorzystasz każdy sposób, by zwrócić na siebie uwagę”.

Sedira, która sama urodziła się jeszcze w Algierii, pokazuje, jak dominujący w mediach dyskurs dotyczący zamieszek obnaża podwójne standardy w traktowaniu osób o pochodzeniu migranckim: „Nikt nie pytał o to, jak Eric Zemmour [skrajnie prawicowy publicysta, kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich] wychował swojego syna, kiedy ten, pijany i jak się potem okazało, uzbrojony w nóż, przejechał swoim samochodem skuter, poważnie raniąc dwie osoby. Podobnie nikt nie pytał o odpowiedzialność rodzicielską, gdy w 2016 roku syn Valérie Pécresse [kandydatki na prezydenta z ramienia prawicowej, tak zwanej Gaullistowskiej, Partii Republikańskiej] został złapany z marihuaną”.

Tymczasem w związku zamieszkami po śmierci Nahela, pytania w stylu: „gdzie są rodzice”, albo oskarżenia: „jak oni zostali wychowani” w prawicowym francuskim internecie słychać non stop.

Przedstawiciele skrajnej francuskiej prawicy postulowali nawet, żeby rodziny, których dzieci zostały zatrzymane w czasie zamieszek, pozbawić pomocy socjalnej. Jordan Bardella, przewodniczący Rassamblement National (dawnego Frontu Narodowego, ugrupowania założonego przez Jean Marie le Pena i długo kierowanego przez jego córkę Marine, która dziś piastuje fotel wiceprzewodniczącej) domagał się: „odebrania zasiłków rodzinnych rodzicom nieletnich, którzy brali udział w zamieszkach i już wcześniej byli znani policji oraz mają udokumentowane przerwy w edukacji”. A Éric Zemmour oświadczył, że „to rodzice są odpowiedzialni za trzynastoletnie dzieci, dlatego można ich pozbawić zasiłków”.

Francuskie społeczeństwo się podzieliło. Wielu pochyla się nad przyczynami złości protestującej młodzieży, a w zastrzelonym w ubiegły wtorek Nahelu widzą dziecko, czy nawet, jak go określił słynny piłkarz Kylian Mbappé, przedwcześnie pozbawionego życia „aniołka”. Na sobotni pogrzeb chłopca, zamknięty zresztą dla mediów, wiele osób ubrało się na biało. Jedna z obecnych na uroczystości kobiet, mówiła potem, że przyszła w takim stroju, bo zabity był dzieckiem. „Gdyby był dorosły, przyszłabym na czarno” – stwierdziła.

Przeczytaj także:

Zamieszki we Francji. Imam wzywa do spokoju

Oczywiście nikt nie pochwala przemocy, a ta jest ogromna.

Ruch Przedsiębiorców Francuskich (Medef) opublikował we wtorek, 4 lipca, szacunki, według których zamieszki już przyniosły ponad miliard euro strat. Ucierpieli zresztą nie tylko prywatni przedsiębiorcy, których sklepy zniszczono i okradziono, czy banki ze spalonymi oddziałami, ale także budynki użyteczności publicznej. Ministerstwo edukacji poinformowało, że aż 243 szkoły ucierpiały w czasie zamieszek, a około 60 z nich zostało zniszczonych, w tym kilka całkowicie. Uczniowie ze szkół, których nie da się odremontować do września, po wakacjach będą musieli kontynuować naukę w innych placówkach.

Do spokoju wezwał nawet imam odprawiający pogrzeb Nahela. Prosił siostry i braci o to, by zachowali powściągliwość, dobre maniery i dobre słowa, apelował do zebranych, żeby powstrzymali falę negatywnych emocji, żeby można było oddać należytą cześć konduktowi. Podkreślał, że najważniejsze jest, by nie tracić nadziei.

Podobny wydźwięk miał apel piłkarzy z francuskiej drużyny narodowej, pod którym podpisali się między innymi kapitan Mbappé, trener Didier Deschamps i szef francuskiej federacji piłki nożnej Philippe Diallo.

O ile spokój zdaje się powoli powracać, o pojednanie będzie znacznie trudniej.

Najgroźniejszym incydentem w czasie zamieszek był dokonany w nocy z soboty na niedzielę 2 lipca atak na dom mera L'Haÿ-les-Roses, znanego polityka gaullistowskiej prawicy, związanego z Partią Republikańską Vincenta Jeanbruna. Zamachowcy sforsowali samochodem ogrodzenie, następnie podpalili swój pojazd i usiłowali podpalić dom.

Jeanbrun był w tym czasie jeszcze w merostwie. Jego żona, gdy zorientowała się, co się dzieje, wzięła dzieci i zaczęła uciekać przez ogród do sąsiadki, po drodze, nadal atakowana przez zamachowców, zraniła sobie nogę. Po wszystkim została zabrana do szpitala. Osoby, które dopuściły się ataku, uciekły z miejsca zdarzenia. Do tej pory nikt nie został zatrzymany w związku z tym zdarzeniem.

W poniedziałek 3 lipca, przed siedzibą merostwa L'Haÿ-les-Roses, a także przed budynkami merostw w całej Francji, odbyły się wiece wsparcia dla Jeanbruna. Atak na niego potępili wszyscy znani politycy, od tych z rządu, poprzez prawicę, aż po radykalnie lewicowego Melanchona.

„To atak na samą demokrację – mówił w czasie wiecu Jeanbrun. – Nasze merostwa, nasi deputowani, nasze siły porządkowe i nasze służby bezpieczeństwa są atakowane. To musi się skończyć i to się skończy. Jeszcze nigdy osoby na służbie Republiki nie były tak zagrożone, tak atakowane”.

Dodał, że albo „my wszyscy stawimy śmiało czoło przestępcom i bandytom, albo to oni zniszczą nasze republikańskie wartości”. „Prawdziwa twarz zadymiarzy to twarz zabójców, powodowani nienawiścią dopuścili się czynu podłego, chcieli zabić moją żonę i dwójkę moich pogrążonych we śnie dzieci".

Milion euro dla policjanta, który zabił

Wizja Jeanbruna, dla którego zamieszki mają twarz niedoszłych zabójców jego rodziny, jest szeroko rozprzestrzeniona wśród Francuzów o konserwatywnych poglądach. Jednak dla części społeczeństwa – o bardziej lewicowej wrażliwości – w zadymiarzach, których czyny są oczywiście naganne, należy jednak zobaczyć odrzuconą przez mainstream społeczeństwa młodzież. Zepchniętą do gett, pozbawioną szans na lepsze życie.

Dla takich ludzi zbiórka na wsparcie dla rodziny aresztowanego policjanta, który zastrzelił Nahela, jest oburzającym, szyderczym gestem wobec dyskryminacji społecznej, spotykającej młodzież o korzeniach migranckich.

„Mam poczucie jakby mi ktoś tą zrzutką napluł w twarz” – mówiła młoda muzułmanka, doktorka Fatma-Pia Hotait, w czasie transmitowanej na żywo debaty zorganizowanej przez jednego z działaczy społecznych w podparyskim Cergy-Pontoise.

Przeciwko tej zbiórce, która de facto będzie przeznaczona głównie na pomoc prawną dla aresztowanego policjanta, opowiedziało się też wielu lewicowych polityków. Zbiórką wstydu nazwał ją Olivier Faure, a europosłanka Manon Aubry stwierdziła, że celem zbiórki jest pokazanie, że zabijanie młodych Arabów się opłaca. Także premierka Elisabeth Borne oznajmiła, że zbiórka założona przez skrajną prawicę nie służy złagodzeniu nastrojów.

Faktycznie, inicjatorem zbiorki jest kontrowersyjny francuski polityk, bliski współpracownik Zemmoura i człowiek o jawnie faszystowskich poglądach – Jean Messiha.

Wbrew apelom lewicowych polityków, portal, na którym zbiórka została umieszczona, odmówił jej zamknięcia. W poniedziałek późnym popołudniem datki dobiły do ponad miliona euro. W tym samym czasie podobna zbiórka na pomoc dla rodziny zabitego przez policjanta Nahela osiągnęła zaledwie nieco ponad 200 tysięcy euro.

Czy Macron wyciągnie wnioski?

Ta symboliczna różnica pokazuje rozdźwięk pomiędzy Francją sytą i bogatą, która broni swojego spokoju i swoich przywilejów, a Francją dyskryminowaną, biedną i mającą poczucie krzywdy.

W praktyce ten podział nie jest aż tak prosty, ponieważ o empatię dla oburzonych nastolatków apeluje też wielu niewątpliwie sytych i prywatnie zadowolonych z życia francuskich intelektualistów. Jedno jest natomiast pewne – wzmacnianie służ porządkowych i uprawnień policji nie jest najlepszym sposobem na walkę z biedą i wykluczeniem oraz problemami społecznymi, jakie one powodują.

Pytanie tylko, czy obecny francuski rząd będzie umiał wyciągnąć z tego wnioski.

Emmanuel Macron był oburzony śmiercią Nahela, ale pierwszą wizytą, jaką złożył od czasu zabójstwa chłopaka, był pobyt w policyjnych koszarach, gdzie ściskał ręce policjantom i dziękował im za tłumienie zamieszek. Jego rząd, podobnie jak naście rządów przed nim, obejmując władzę, obiecywał reformę systemu edukacji i program pomocowy dla przedmieść. Macron, opowiadając kilka lat temu o swoim planie, wyraził nadzieję, że tym razem coś uda się zmienić, bo sam pamięta co najmniej kilka takich programów lansowanych przez inne rządy.

Dziś kolejny zabity nastolatek, tysiące spalonych samochodów, zniszczonych przystanków i autobusów, szkół i sklepów, pokazuje, że pod tym względem Francja zrobiła tylko malutki krok naprzód w stosunku do roku 2005. Wtedy zamieszki po śmierci dwóch niesłusznie ściganych przez policję chłopców trwały przez kilka tygodni i pochłonęły nawet ofiary śmiertelne. Teraz przynajmniej policjant od razu został aresztowany. Wtedy ówczesny minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy publicznie kłamał, że pościg za niewinnymi nastolatkami był uzasadniony.

;

Udostępnij:

Ludwika Włodek

Dziennikarka, socjolożka, adiunktka w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, autorka m.in. zbioru reportaży z Azji Środkowej „Wystarczy przejść przez rzekę" i „Buntowniczek z Afganistanu" (WAB 2022).

Komentarze