Marek Ast udzielił wywiadu "Naszemu Dziennikowi", w którym po raz kolejny przekonuje, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego byli współautorami projektu Platformy Obywatelskiej i firmowali niekonstytucyjne przepisy, które do ustawy wprowadził rząd w poprzedniej kadencji
Swoje wywody poseł Prawa i Sprawiedliwości opiera na ujawnionych przez TVP Info e-mailach sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Na ich podstawie dowodzi, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego właściwie współpracowali z Platformą Obywatelską przy ustanawianiu przepisów, które pozwolił Sejmowi poprzedniej kadencji - a więc większości PO-PSL.
Jego argumenty jednak to jednak nie tylko ciąg nieprawdziwych stwierdzeń, ale również świadectwo niskiej jakości wykształcenia prawniczego - w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" poseł Ast zachowuje się tak, jakby prawie w ogóle nie znał Konstytucji RP z 2 kwietnia 1997 roku.
Sędziowie TK mieli pełną świadomość konsekwencji wprowadzonych w tej ustawie zmian. Mieli świadomość, że są one niekonstytucyjne, a mimo to zaakceptowali je.
To prawda, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego znali treść przygotowywanych przez Sejm przepisów - to jednak, samo w sobie, nie jest niczym niezwykłym. Zarówno projekty aktów prawnych, nad którymi pracuje Sejm, jak i posiedzenia komisji, na których wprowadzane są zmiany, są jawne i dostępne w Internecie.
Jednak poseł Ast mówi nieprawdę, kiedy twierdzi, że sędziowie "zaakceptowali" zmiany. To fałsz, który - jeśli poseł nie wprowadza czytelników "Naszego Dziennika" w błąd celowo - oznacza, że poseł zupełnie nie zna przepisów o trybie zgłaszania skargi konstytucyjnej.
3 grudnia 2015 roku Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok, w którym orzekł o niezgodności z konstytucją przepisów uchwalonych przez Sejm 25 czerwca. Sędziowie więc nie tylko nie zaakceptowali, ale wręcz przeciwnie - uznali przepisy za niezgodne z konstytucją, a wybór sędziów na ich podstawie za niemający mocy prawnej.
Innej drogi sędziowie TK nie mieli. Trójpodział władzy - kolejne pojęcie, które nie przyjęło się w świecie PiS - powoduje, że sądy nie mają możliwości ingerencji w proces stanowienia prawa. To wyłączna kompetencja parlamentu.
Dopiero po publikacji nowego prawa w dzienniku urzędowym może zostać rozpoczęta kontrola konstytucyjności przepisów. Nawet wtedy jednak sędziowie Trybunału nie mogą tego zrobić z własnej inicjatywy - kontrola jest możliwa tylko na wniosek uprawnionych organów i w zakresie wytyczonym przez wnioskodawców.
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego postąpili więc dokładnie przeciwnie, niż twierdzi Marek Ast - przy pierwszej okazji wyrzucili niekonstytucyjne przepisy do kosza.
Mając pełną świadomość, że zmiana, która rodzi się w parlamencie, jest niekonstytucyjna; że de facto mimo przegranych wyborów ma na celu utrzymanie dominacji jednej strony sceny politycznej. Mimo to sędzia nie protestuje. Co więcej – akceptuje tę zmianę.
Z tego fundamentalnego błędu posła Prawa i Sprawiedliwości wynika kolejny: twierdzenie, że sędziowie nie protestowali, gdy PO uchwalała ustawę z 25 czerwca. Formalnie nie mieli takiego prawa - a z rozmów ujawnionych przez TVP wynika, że uznali, że publiczny protest mógłby wręcz przynieść negatywne konsekwencje, gdyby został złożony wniosek o kontrolę konstytucyjności przepisów uchwalonej przez PO i PSL ustawy o TK.
Sędziowie rzeczywiście zastanawiają się jak zareagować na psucie przez Platformę Obywatelską prawa. Wiceprezes Stanisław Biernat proponował, żeby prezes Andrzej Rzepliński oraz dyrektor Kamil Zaradkiewicz skrytykowali praktyki Platformy Obywatelskiej w mediach. Sędzia Piotr Tuleya zaproponował, aby Andrzej Rzepliński porozmawiał z Ewą Kopacz i "uświadomił jej powagę sytuacji". Uzupełnił to proroczą wizją: "Jak [w PO] będą szli w zaparte i cynicznie rozgrywali projekt, to potem nie powinni się dziwić wynikom wyborów. Opozycja zrobi z tego sztandarowy motyw kampanii wyborczej pt. <<Jak PO psuje państwo>>. I będą mieli rację".
Andrzej Rzepliński zdecydował, że sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w ogóle nie powinni zabierać głosu w sprawie nominacji. Później wyjaśniał, że celem było zachowanie dystansu Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ posłowie mogli złożyć wniosek do TK o zbadanie zgodności ustawy z konstytucją. Tak się rzeczywiście stało - najpierw złożyło i wycofało taki wniosek PiS, a później zrobiła to - zaskarżając własną ustawę - Platforma Obywatelska.
Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego zrobili więc wszystko, co mogli, by zachować możliwość skutecznego działania, jeśli - zgodnie z ich obawami - Sejm uchwaliłby niekonstytucyjne przepisy.
[Trybunał Konstytucyjny] natomiast wszczyna protest w momencie, kiedy PiS próbuje naprawić to, co wywołali politycy Platformy i niestety również niektórzy sędziowie Trybunału.
Błąd posła Asta znów wynika z pominięcia trybu i istoty kontroli konstytucyjnej prawa. Trybunał Konstytucyjny nie protestował przeciwko naprawianiu prawa, ale sam naprawił to prawo - bo po to jest.
Wyrok TK z 3 grudnia, gdyby został wykonany przez Andrzeja Dudę - czyli gdyby prezydent wykonał obowiązek odebrania ślubowania od trzech sędziów prawidłowo wybranych przez Sejm VII kadencji - oznaczałby przywrócenie porządku konstytucyjnego i zamknąłby kryzys ustrojowy.
Prezydent jednak wyroku TK nie wykonał, a parlamentarna większość PiS - wbrew twierdzeniom posła - nie naprawiała, ale dalej psuła prawo o Trybunale Konstytucyjnym. Kolejne nowelizacje ustawy - o czym TK orzekał w wyrokach z 9 grudnia, 9 marca i 11 sierpnia - przynosiły kolejne niekonstytucyjne rozwiązania, które uniemożliwiałyby pracę TK.
I zarzut, który jest pochwałą
Ci ludzie idą w zaparte, bronią status quo, nie chcą dopuścić do dobrych zmian w Polsce. I chyba nie ma już nadziei na to, żeby u tych osób nastąpiła jakakolwiek zmiana postaw.
W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" pada jedno zdanie, które - wbrew intencjom posła Asta - jest głęboko prawdziwe. Trybunał robi sędziom zarzuty z tego, co jest istotą ich pracy.
Oskarżenie sędziów TK o obronę status quo jest dziwne, ponieważ właśnie po to powołany został Trybunał Konstytucyjny - aby strzec porządku ustrojowego określonego przez Konstytucję RP.
Dlatego za cały wywiad dla "Naszego Dziennika" poseł Ast dostaje od OKO.press oznaczenie "matołka".
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze