0:000:00

0:00

Dziś w Sejmie głosowanie nad obywatelskim projektem ustawy "Stop pedofilii", który wprowadza karę trzech lub pięciu lat więzienia za „propagowanie lub pochwalanie podejmowania przez małoletniego [do 18 lat – red.] obcowania płciowego lub innej czynności seksualnej (…) w związku z wychowywaniem, edukacją, leczeniem małoletnich lub opieką na terenie szkoły”. W praktyce oznacza on zakaz edukacji seksualnej, co w uzasadnieniu wprost wskazują wnioskodawcy.

Wczoraj relacjonowaliśmy debatę w Sejmie. Wypowiedzi klubu PiS wskazują, że partia rządząca popiera projekt, a nawet chce go zaostrzyć.

"To ogromna władza dla prokuratorów, którzy dostaną narzędzie do eliminowania osób, które zajmują się rzetelną edukacją. Grozi nam paraliż, bo lekarze, nauczyciele i edukatorzy będą bali się odpowiedzialności karnej" - mówi OKO.press Antonina Lewandowska (na zdjęciu - wyżej), która od 5 lat jest wolontariuszką w Grupie Edukatorów Seksualnych "Ponton".

"Ale w całej tej awanturze słychać dziś nie tylko przeciwników edukacji zdrowotnej i praw człowieka. Już dziś m.in. w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu odbędą się ogromne protesty przeciwko ustawie. Pod Sejmem od 17.30" - zaprasza Lewandowska.

Anton Ambroziak, OKO.press: Wczoraj w Sejmie wnioskodawcy projektu przekonywali, że wcale nie chodzi w nim o zakaz edukacji seksualnej. A skoro edukatorzy, nauczyciele i lekarze boją się nowego prawa to tylko potwierdza, że mają niecne zamiary.

Antonina Lewandowska: Jeden z posłów PiS powoływał się na art. 30 i 31 Konstytucji, czyli prawo do godności i wolności. Wszystko rozgrywa się jednak o art. 70, czyli prawo do edukacji. Bierzemy udział w bezczelnej, skrajnie ideologicznej nagonce na edukację seksualną i wszystkie osoby, które zajmują się pracą z młodzieżą. Troska o dzieci jest na ostatnim miejscu.

Poseł PiS Andrzej Matusiewicz twierdził, że przepisy pozwolą na pełniejszą realizację prawa rodziców do wychowywania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami.

Rodzic ma prawo do wychowywania dziecka zgodnie z własnymi przekonaniami. Zresztą jako "Ponton" zawsze informujemy, które z metod planowania rodziny są dopuszczalne przez Kościół katolicki. Wbrew temu, co nam się zarzuca, nasza oferta edukacyjna jest dostosowana do wszystkich, niezależnie od światopoglądu.

Jednak wychowanie i dostęp do rzetelnej wiedzy, opartej na faktach naukowych i wynikach badań to dwie różne rzeczy.

Nikt nie broni przecież rodzicom przekonywania dzieci, że woda gotuje się nie w 100, ale 97 stopniach, ale obowiązkiem szkoły jest dostarczenie dzieciom wiedzy, a nie przekonań.

Zakaz "propagowania" i "pochwalania" nie odpowiada przepisom obowiązującym w żadnym z demokratycznych państw świata. Na pewno są one bardzo szerokie i zostawiają przestrzeń do uznaniowości. W Rosji zakaz propagowania homoseksualizmu oznacza zarówno penalizację akcji informacyjnych na temat homoseksualności czy chorób przenoszonych drogą płciową, jak i zakaz organizowania zgromadzeń publicznych, a nawet trzymania się za ręce przez osoby tej samej płci.

Faktycznie trzy nowe paragrafy dodane do art. 200b kodeksu karnego są niejasne i to nawet w opinii twórców projektu. Uważają oni, że to prokurator będzie za każdym razem decydować, co propagowaniem jest, a co nim nie jest – sam przyznał to w jednym z wywiadów Mariusz Dzierżawski, związany z Fundacją "Pro - prawo do życia".

To ogromna władza dla prokuratorów, którzy dostaną narzędzie do eliminowania osób, które zajmują się rzetelną edukacją. Grozi nam paraliż, bo lekarze, nauczyciele i edukatorzy będą bali się odpowiedzialności karnej. Już dziś wiele z nas boi się o swoje bezpieczeństwo. Edukacja seksualna stała się czymś paranoicznym, jeśli o niej rozmawiasz, to lepiej po cichu. A przecież dostęp do edukacji seksualnej gwarantuje szereg aktów prawnych, między innymi ustawa o planowaniu rodziny z 1993 roku.

Jak to się stało, że doszliśmy do punktu, w którym rozmowa nauczyciela, eksperta edukacyjnego, lekarza z małoletnim o seksualności automatycznie rzuca podejrzenie o pedofilię?

Prosty zabieg retoryczny, który polega na wzbudzeniu paniki moralnej. Społeczeństwo łatwiej przekonać, że rozmowa o zdrowiu seksualnym, przemocy seksualnej, jest zagrożeniem, gdy odwołasz się do żelaznego elementu jego przekonań, czyli – w tym przypadku - potrzeby ochrony najmłodszych.

Z badań CBOS z maja 2019 wynika, że polskie społeczeństwo nie ulega tej panice. Tylko 19 proc. Polek i Polaków zgodziło się ze stwierdzeniem, że nie należy mówić o seksie, bo to demoralizuje dzieci. Dokładnie tyle samo osób twierdziło, że im później zaczniemy mówić o seksie, tym później człowiek rozpocznie życie seksualne. A według 45 proc. pytanych młodzież powinna rozpoczynać edukację seksualną w 7 i 8 klasie szkoły podstawowej, a kolejne 41 proc. zgodziło się, że w klasach 4-6, czyli od 10. roku życia. Zaledwie 7 proc. pytanych uważa, że w szkole średniej lub później.

Z innych badań CBOS wynika, że edukację seksualną popiera 84 proc. badanych. Powiedzmy to wprost: projekt "Stop pedofilii" nie jest wolą większości, ale próbą narzucenia dyskursu skrajnie ideologicznej grupy.

W debacie nie dość wybrzmiewa, że projekt jest nie tylko skrajnie ideologiczny, ale też wadliwy. Choć wiek zgody na seks w Polsce to 15 lat, w myśl proponowanych przepisów, o seksualności nie będzie można mówić do 18 roku życia.

Będzie to skutkować tym, że przez trzy lata młodzi ludzie będą mogli legalnie podejmować aktywność seksualną, ale dorośli nie będą mogli z nimi na ten temat rozmawiać. Nawet jeśli młodzież sama będzie dopytywać o metody antykoncepcji, choroby przenoszone drogą płciową, lekarze i nauczyciele mogą się bać na nie odpowiadać w obawie przed karą więzienia.

A co dziś polska młodzież wie na temat zdrowia seksualnego?

W skrócie: stan świadomości jest dramatycznie niski. Większość osób nie wie nic lub wie mało na temat chorób przenoszonych drogą płciową. Wśród nastolatek bardzo często widzimy paranoiczny strach przed ciążą, który wynika z tego, że osoby nie wiedzą, w jaki sposób funkcjonuje ich ciało.Nie znają też swoich praw, nie wiedzą, o co mogą prosić ginekologa.

Skutek? Nastolatki w Polsce zaczynają się odchudzać najwcześniej w Europie; mamy też jeden z najwyższych odsetków nastoletnich ciąż na kontynencie. Brakuje danych o chorobach przenoszonych drogą płciową, bo bada się 10 proc. polskiego społeczeństwa. Ale wiemy, że w kraju szaleje epidemia kiły. Jeśli jako "Ponton" nie będziemy mogły uczyć dzieci i młodzieży, to skończymy w jeszcze gorszym miejscu.

Co o zakazie sądzi młodzież, z którą macie kontakt?

Od wczoraj dostajemy dużo wyrazów solidarności, a także apeli, żeby zabrać głos; nie godzić się na bestialskie prawo. To przykre, że cała ta debata odbywa się bez udziału młodych, którzy najbardziej na tym stracą. Gdyby ich zapytać o to, jestem przekonana, że 90 proc. przyznałoby, że chce mieć dostęp do wiedzy. W ciągu 5 lat mojego wolontariatu w "Pontonie" ani razu nie zdarzyło mi się przeczytać w ankietach ewaluacyjnych, że coś się komuś nie podobało, czy nie przydało, albo treść zajęć naruszyła ich prywatność czy intymność. To, co dostajemy to wyrazy podziękowania, że w końcu ktoś rozmawia z nimi jak z ludźmi i dopuszcza do siebie myśl, że młoda osoba ma prawo o sobie decydować.

Gdyby ustawa weszła w życie "Ponton" zejdzie do podziemia?

Będziemy zastanawiać się jak możemy kontynuować naszą pracę, żeby nie naruszać ustawy i nie narażać się na więzienie. Jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że to niemożliwe, żeby ktoś karał mnie za moją pracę. Dziś nie jestem pewna. Wiem, że jeśli przepisy zostaną uchwalone, osobiście zaskarżę je do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

Nie ma zgody na zamordyzm, na naruszanie praw człowieka. Nie będziemy się bać.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Przeczytaj także:

Komentarze