0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Millenium Docs Against Gravity - materiały festiwaluMillenium Docs Again...

Słonie są fajne

Pierwsze zdanie przesłane 24 maja 1844 roku za pomocą telegrafu brzmiało „What hath God wrought" (Co Bóg uczynił). Był to cytat z biblijnej Księgi Liczb, który wynalazca Samuel Morse wysłał z Waszyngtonu do swego asystenta w Baltimore.

Pierwsze zdanie wypowiedziane przez telefon brzmiało z kolei „Panie Watson, proszę przyjść, potrzebuję pana". Wypowiedział je Graham Bell do swojego asystenta za pomocą tego nowego urządzenia. Zdanie zanotowano w dzienniku laboratoryjnym wynalazcy pod datą 10 marca 1876 roku.

A jak brzmiała pierwsza wypowiedź, opublikowana na YouTube? Proszę bardzo, oto ona:

„OK, więc jesteśmy przed słoniami. Fajną rzeczą u tych gości jest to, że mają naprawdę długie trąby. I to jest fajne. I to tyle, co chciałem powiedzieć”.

Tekst ten padł w 19-sekundowym filmie, zamieszczonym 23 kwietnia 2005 roku, jeszcze przed oficjalną premierą portalu. Film zatytułowany „Ja w ZOO” nagrał jeden ze współtwórców serwisu, Jawed Karim, stojąc przed wybiegiem dla słoni w zoo w San Diego.

Jak widać, ludzkość w miarę rozwoju i upowszechnienia technologii komunikacji ma coraz mniej do powiedzenia. Świadczy o tym także dokument brytyjsko-amerykańskiego reżysera i scenarzysty Alexa Wintera „Efekt YouTube’a” (do obejrzenia na rozpoczynającym się 10 maja festiwalu Millenium Docs Against Gravity).

Od głowy w mikrofalówce do ataku na Kapitol

Dla blisko 3 miliardów użytkowników istnienie YouTube jest tak naturalne, jak istnienie powietrza. Jednak nie zawsze tak było. Domenę youtube.com zarejestrowało 14 lutego 2005 roku trzech byłych pracowników firmy PayPal: Steve Chen, Chad Churley i wspomniany już Jawed Karim. Ich pierwotnym planem było stworzenie platformy randkowej. Jednak po uruchomieniu testowej wersji szybko zrozumieli, że nowy portal osiągnie większy sukces, jeśli będzie służyć do publikowania domowych wideo.

To był strzał w dziesiątkę. Już w grudniu 2005 roku użytkownicy YouTube oglądali 2 miliony filmów dziennie. Miesiąc później dziennych odsłon było 25 milionów. Platformę dofinansował wspierający startupy fundusz Sequoia Capital. A rok po zarejestrowaniu domeny, Google kupił nowy portal za 1 miliard 650 milionów dolarów. Jego twórcy stali się wielokrotnymi milionerami.

To, co było zawrotnym sukcesem startupu założonego przez trzech nerdów, dla ludzkości okazało się bolesną klęską. I nie chodziło bynajmniej o jakość zamieszczanych na YouTube materiałów: filmików z ludźmi, wkładającymi głowę do mikrofalówki, kotami pijącymi ze szklanki czy dzieciakami, wkładającymi sobie nawzajem paluchy do buzi. Tym, co YouTube podczas swojej blisko 20-letniej historii wyzwolił, wzmocnił i nadał globalną widoczność, była przemoc.

Ślepy jak algorytm YouTube

Film Alexa Wintera pokazuje krok po kroku, jak początkowa wizja wolnościowej platformy, pozbawionej kontroli jakiegokolwiek rządu, ulega wynaturzeniu. Zamiast zbliżać do siebie ludzi różnych kultur, dawać miejsce indywidualnej ekspresji, pokonywać globalne granice, YouTube coraz bardziej polaryzuje poglądy, daje miejsce głosicielom spiskowych teorii. I generuje nienawiść – do poszczególnych jednostek i całych grup.

Schemat działania jest prosty. Najpierw portal wysysa czas i zaangażowanie swoich użytkowników po to, aby ściągać ich dane i sprzedawać reklamy. Następnie radykalizuje poglądy, wprowadza podziały i generuje hejt. Wszystko po to, aby ich bardziej zaangażować i zatrzymać na dłużej. A w końcu doprowadza do realnej przemocy, stając się narzędziem w rękach ekstremistów, skrajnie prawicowych polityków i zwykłych morderców, czego kulminacją był atak na Kapitol 6 stycznia 2021 r.

Jak to się stało, że platforma do publikowania mniej lub bardziej śmiesznych filmików stała się skrzyżowaniem złowrogiego Matrixa i orwellowskiego Wielkiego Brata – synonimem globalnego zła?

W filmie na to pytanie próbuje znaleźć odpowiedź szerokie grono ekspertów. Od współtwórców serwisu, przez popularnych youtuberów, zwanych tu na wyrost „twórcami” (YouTube creators), po ofiary internetowego hejtu oraz ich prawników.

W wielu wypowiedziach powraca jak echo sprawa kluczowej decyzji Google, która zaważyła na dzisiejszym kształcie YouTube. W 2011 roku serwis wprowadził system algorytmów, rekomendujących użytkownikom filmy do obejrzenia. To właśnie one, zdaniem ekspertów, są odpowiedzialne za większość negatywnych zjawisk w największym serwisie wideo na globie.

– Algorytm jest ślepy. Nie sprawdza, czy rekomendowany film ma pozytywny, czy negatywny wydźwięk, jakie niesie wartości i jakie budzi emocje. Liczą się tylko dwa kryteria: wysoka ocena wynikająca z liczby odsłon i czas oglądania – tłumaczy jeden z rozmówców Alexa Wintera.

Nie trzeba specjalistycznej wiedzy, aby przewidzieć, że tak ustawiony algorytm będzie oferował użytkownikom coraz mocniejsze i coraz bardziej angażujące treści. Po to, aby jak najdłużej oglądali materiały serwisu, a z nimi reklamy.

A co jest bardziej angażującego, niż przemoc?

Z krytykami polityki YouTube’a w filmie próbuje polemizować Susan Wojcicki, CEO YouTube’a w latach 2014-2023 (córka fizyka polskiego pochodzenia Stanisława Wójcickiego). Powołuje się na dane, pokazujące, że wewnętrzne mechanizmy YouTube eliminują 90 proc. treści zawierających przemoc, zanim ktokolwiek je obejrzy.

Jednak przy 5 miliardach filmów oglądanych codziennie nawet 10 proc. pozostałych potencjalnie przemocowych treści to wystarczająco dużo, aby rozpalić piekło na ziemi.

YouTube, polaryzacja, radykalizacja

Nie trzeba zresztą sięgać po przykłady ekstremalnie brutalnych filmów, aby pokazać, jak YouTube wpływa na radykalizację poglądów swoich użytkowników. Jak twierdzą rozmówcy Wintera, platforma przyciąga rzesze zmarginalizowanych, pominiętych osób, nieposiadających reprezentacji w demokratycznych społeczeństwach. I karmi ich spiskowymi teoriami, dającymi proste recepty na globalne problemy.

Pół biedy, jeśli chodzi o płaską Ziemię i rzekomo sfingowane lądowanie NASA na Księżycu. W ostatnich latach realny wpływ na politykę w Stanach Zjednoczonych zdobyły spopularyzowane na YouTube teorie QAnon – rzekomych depozytariuszy tajemnic o globalnej walce między rządem Stanów Zjednoczonych (dokładnie mówiąc Donaldem Trumpem) a globalną siecią przestępców, którzy chcą przejąć instytucje państwowe USA. To zwolennicy QAnon byli m.in. prowodyrami ataku na Kapitol, pierwszej od wojny secesyjnej próbie siłowego przejęcia władzy w Stanach.

Przeczytaj także:

Obrońcy „wolności słowa” w sieci powołują się na pierwszą poprawkę do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, aby dowieść swoich praw do rozpowszechniania każdej, najbardziej nonsensownej teorii.

Z kolei korporacja Google wskazuje na sekcję 230 ustawy Communications Decency Act (Ustawa o przyzwoitości w komunikacji) z 1996 r., która zapewnia immunitet dla internetowych dostawców usług komputerowych w odniesieniu do treści generowanych przez ich użytkowników. Innymi słowy zwalnia ich od odpowiedzialności za charakter i skutki rozpowszechnianych na ich serwisach treści, cokolwiek miałyby nieść ze sobą.

Jeden z rozmówców Alexa Wintera wskazuje, że ta regulacja powstała we wczesnej fazie internetu, kiedy nie było jeszcze globalnych serwisów ani algorytmów promujących jedne treści, a ukrywających inne. Zakładała istnienie neutralnego medium na podobieństwo sieci telefonicznej.

Dzisiaj już wiemy, że YouTube, podobnie jak inne sieci społecznościowe, nie jest neutralny.

Jego biznesowe DNA opiera się na zbieraniu informacji o użytkownikach i dobieraniu treści, które zatrzymają ich jak najdłużej na serwisie. Tłumaczenia prezes Wojcicki, że przecież reklamodawcy nie będą chcieli reklamować swoich produktów przy materiałach zawierających przemoc czy nawołujących do waśni na tle religijnym albo politycznym, brzmią naiwnie. O czym świadczą rosnące od lat przychody YouTube z reklam, które w 2023 roku przekroczyły 30 miliardów dolarów. To więcej, niż roczne przychody budżetowe Bułgarii.

Krzywe zwierciadło świata

„Skoro internet jest odzwierciedleniem społeczeństwa, dlaczego skupiamy się na naprawie Internetu zamiast społeczeństwa?” – cytuje obrońców YouTube'a jedna z bohaterek filmu – Carrie Goldberg, prawniczka specjalizująca się w nadużyciach w sieci. I dodaje, że według niej YouTube nie jest zwierciadłem społeczeństwa, ale narzędziem jego zmiany.

Dowodem na to może być masowe rozpowszechnienie antynaukowych, spiskowych teorii podczas pandemii COVID-19. Nie tylko w Polsce antyszczepionkowcy zbierali lajki i milionowe wyświetlenia. Ile osób w związku z tym zmarło, nie szczepiąc się lub uznając COVID za wymysł rządu? O tym statystyki biznesowe YouTube'a milczą.

O nieskuteczności dochodzenia praw od koncernu mówią w filmie ofiary YT: ojciec, którego córkę zastrzelono podczas transmisji TV, twórczyni gier, wobec której rozpętano falę hejtu włącznie z groźbami śmierci. I student, który, jak mówi, wpadł w „króliczą norę” alt-prawicy.

Propozycje równoważenia fake newsów i manipulacji za pomocą factcheckingów i sieciowej terapii brzmią w tym kontekście niestety jak mrzonki. Nie da się obrócić broni w drugą stronę i skorzystać z niej dla dobra ludzkości. Broń jest zawsze zła, w którąkolwiek stronę ją skierujemy.

Co po YouTube?

Najbardziej przerażające jest oddziaływanie YouTube na najmłodszych. W przeprowadzonym pod koniec 2023 roku sondażu jedna trzecia ankietowanych amerykańskich nastolatków stwierdziła, że wchodzi na portal kilka razy dziennie. Jeden na pięciu nastolatków korzysta z YouTube’a i Tik Toka stale (badanie Pew Research na próbie 1400 osób w wieku 13-17 lat).

Dla porównania, na dziaderski Facebook wchodzi codziennie tylko co piąty nastolatek, a stale korzysta z niego tylko 3 proc. ankietowanych.

YouTube monetyzuje zaangażowanie nie tylko nastolatków, ale i dzieci – YouTube Kids pomyślany jako edukacja i pomoc rodzicom, natychmiast został zainfekowany krwawymi przeróbkami znanych animacji. Swoje dokładają rodzice dziecięcych influencerów, którzy zarabiają pokazując swoje pociechy milionowej publiczności – bez świadomości, jakie szkody im w ten sposób wyrządzają.

YT to hydra o wielu głowach, niebezpieczne jest to, że nowe pokolenia nie wyobrażają sobie już życia bez niej.

Co więc mamy robić? Omijać toksyczne treści i skupiać się na tym, co w YouTube dobre: starych filmach, których nie ma na platformach streamingowych, babcinych przepisach na ciasto czy wideo-lekcjach, jak zagrać na gitarze piosenkę Eda Sheerana? Albo – co zalecane na naszej platformie – oglądać świetne relacje wideo Roberta Kowalskiego z OKO.press?

Niestety, dokument Alexa Wintera nie pozostawia w tej kwestii złudzeń. Tylko zmiana fatalnej „sekcji 230” w połączeniu z podziałem korporacji i ostrymi regulacjami może ograniczyć przemoc i hejt w YouTube.

Choć nie ma gwarancji, czy następnego dnia nie odrodzi się on w jakimś innym diabelskim wcieleniu, powiedzmy MeTube.

Film „Efekt YouTube'a” jest w programie festiwalu filmów dokumentalnych Millenium Docs Against Gravity (10-19 maja), OKO.press jest partnerem medialnym festiwalu.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;

Udostępnij:

Roman Pawłowski

publicysta, kurator teatralny, dramaturg. Absolwent teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, w latach 1994-2012 dziennikarz działu kultury „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Zbigniewa Raszewskiego dla najlepszego polskiego krytyka teatralnego (1995). Opublikował m.in. antologie polskich sztuk współczesnych „Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne” (2003) i „Made in Poland. Dziewięć sztuk teatralnych z Polski” (2006), a także zbiór wywiadów z czołowymi polskimi ludźmi kultury „Bitwa o kulturę #przyszłość” (2015), wyróżniony nagrodą „Gazety Wyborczej” w Lublinie „Strzała 2015”. Od 2014 związany z TR Warszawa, gdzie odpowiada za rozwój linii programowej teatru oraz pracę z młodymi twórcami i twórczyniami.

Komentarze