„Ostatnią rzeczą, jakiej władze w Teheranie chcą, jest sprowokowanie szerszej wojny regionalnej, która groziłaby bezpośrednią konfrontacją militarną między USA a Iranem” – mówi w rozmowie z OKO.Press iranista Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund
W nocy z 13 na 14 kwietnia 2024 roku doszło do odwetowego i bezprecedensowego ataku Iranu na Izrael, który okazał się zadziwiająco nieskuteczny. Izrael zneutralizował 99 proc. wystrzelonych dronów i rakiet. Weekendowy atak wywołał również powszechny międzynarodowy niepokój. Światowi przywódcy wzywają Izrael do powściągliwej odpowiedzi, aby uniknąć eskalacji, ale Szef Sztabu Generalnego Sił Obronnych Izraela Herci Halewi zapowiedział, że „Iran poniesie konsekwencje swoich działań”, a Izrael „wybierze odpowiednią reakcję”.
O sytuacji politycznej i militarnej na Bliskim Wschodzie po ataku Iranu rozmawiamy z Łukaszem Przybyszewskim, iranistą z Uniwersytetu Warszawskiego i prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy ekspertów komentujących sytuację na Bliskim Wschodzie i Afryce.
Natalia Sawka, OKO.Press: Iran zaatakował Izrael w odwecie za atak na konsulat Teheranu w Damaszku 1 kwietnia, w którym zginęli ważni oficerowie. Jednocześnie Izrael argumentuje, że atak na konsulat nie był atakiem na placówkę dyplomatyczną, a na bazę wojskową działającą pod przykrywką konsulatu.
Łukasz Przybyszewski: Izrael zbombardował konsulat i naruszył tym pewnie niepisane sacrum. To prawda, że Iran koordynuje z Damaszku, ale i z Bejrutu, kolejne ruchy Osi Oporu, czyli regionalnej siatki różnych organizacji polityczno-militarnych, które są z racji na interes geopolityczny proirańskie. Iran nie odpowiedział na samo zabójstwo oficerów, Iran stwierdził, że zwyczajowo teren ambasady i konsulatu traktuje się jako teren innego kraju. Głównym celem ataku Iranu na Izrael były obiekty wojskowe, lecz istnieje podejrzenie, że Iran mógł również skierować swój atak w stronę ośrodka badań nuklearnych Dimona w południowym Izraelu. Obecnie doniesienia te nie zostały jeszcze potwierdzone, a zdjęcia satelitarne są niewyraźne, co utrudnia wyciągnięcie jednoznacznych wniosków. Istnieje możliwość, że Iran przekroczył granicę tym atakiem na ośrodek badań jądrowych, o ile miał miejsce, co tylko może zaostrzyć sytuację na Bliskim Wschodzie.
Zachód dąży do deeskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. Jednak Benjamin Netanjahu uważa, że Izrael “zastrzega sobie prawo do obrony”.
Można spodziewać się odwetu ze strony Izraela – najprawdopodobniej będzie to ostrzał irańskich baz na zachodzie kraju, być może ośrodki programu jądrowego, ale te znajdują się głęboko w kraju, co może utrudnić operację. Mało prawdopodobny wydaje się jednak atak na elektrownię jądrową w Buszehrze w południowo-zachodnim Iranie, ze względu na ryzyko katastrofy i zanieczyszczenia obszarów wokół. Możliwe, że Izrael będzie dążył do zaatakowania Teheranu, choć jest to miasto najlepiej chronione w Iranie, wyposażone w zestawy obrony przeciwlotniczej, w tym Bavar-373, Tor M1 czy S-300. A po drodze jest spory odcinek do pokonania i tzw. bąbli antydostępowych do ominięcia. To byłaby niezwykle ryzykowna operacja, więc jest mniej prawdopodobna.
Atak Iranu to sygnał ostrzegawczy dla Izraela, że chce uniknąć eskalacji na Bliskim Wschodzie?
Tak, ich plan działań był dokładnie przemyślany i wypracowany, choć nie było wiadomo, kiedy dojdzie do ataku i jakiego Iran użyje arsenału. Bezzałogowe statki powietrzne, które brały udział w ataku, były łatwym celem dla izraelskiej obrony, jednak było to kosztowne. Nie jest do końca jasne, czy system obrony rakietowej „Żelazna Kopuła”, który powstał w 2011 roku jako odpowiedź na liczne ataki Hezbollahu, zdołał skutecznie odeprzeć atak. Z jednej strony mamy bowiem doniesienia, że był aktywowany, z innej zaś wprost wynika, że nie był. Tak naprawdę jedynie interpretacja obrazów satelitarnych mogłaby rozwiać wątpliwości.
Iran tymczasowo zamknął swoje obiekty nuklearne ze względów bezpieczeństwa – tak mówił Raphael Grossi, dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Niektóre linie lotnicze zawiesiły na jakiś czas loty, ale wygląda na to, że wszystko szybko wróciło do normy. Na jak długo?
Ośrodki programu jądrowego już też działają normalnie. Iran czeka, mając świadomość, że w przypadku wybuchu wojny może zyskać polityczny kapitał. W przypadku konfliktu Izraela w Gazie Iran stwierdził: „Poczekajmy na rzeź, poczekajmy na błędy, i tak ich nie powstrzymamy, ale możemy wykorzystać to na naszą korzyść”, w kontekście obrony Palestyńczyków i własnych strategicznych interesów w regionie. W rezultacie większość aktorów regionalnych zachowywała milczenie, bez wyraźnej, silnej reakcji. Ani Turcja, ani Egipt się nie angażowały. Wiedzą, że podjęcie działań wobec tego typu ludobójczych procesów działałoby na ich niekorzyść. Teraz zmieniają pozycję, aby powstrzymać eskalację. Władze w Teheranie liczą na to, że z czasem Izrael sam będzie wyczerpany, a międzynarodowa społeczność zwróci uwagę na konsekwencje jego działań. Region uważnie obserwuje, a klasa rządząca musi podjąć decyzję, kto jest większym zagrożeniem w regionie: Izrael czy Iran.
Od 7 października konflikt w Gazie kojarzony jest z obrazami cierpiących Palestyńczyków. Czy Iran zyskuje swoim wizerunkiem stawiając siebie w opozycji do Izraela?
Gdyby świat Zachodu stanął po stronie moralności i etyki, gdyby nie zamknął oczu na tragedię w Gazie i postawił się Izraelowi, którego odpowiedź na zbrodnię Hamasu jest nieproporcjonalna, to wówczas Izrael nie miałby szans obronić się przed Iranem. Iran uczynił wsparcie dla sprawy palestyńskiej centralnym elementem swojej polityki zagranicznej. Zapowiada, że następnym razem zaatakuje Izrael z dziesięciokrotnie większą siłą. Celem strategicznym Iranu – jakkolwiek strasznie to brzmi – jest doprowadzenie do samozagłady Izraela, przekształcenia go na wzór RPA. Klasa rządząca Iranu nie chce ani fizycznie zniszczyć Izraela, ani go pokonać w boju. Oni chcą doprowadzić do sytuacji, w której Izrael zostanie osamotniony, a wiele innych państw regionu uzna go za zbrodniczy reżim. Dlatego tak często Izrael porównywany jest przez tamtejszą władzę do reżimu nazistowskiego i faszystowskiego, apartheidowego.
Konflikt w Gazie pokazuje słabą stronę Izraela i brak zrealizowanych celów: Hamas nie został zniszczony, zakładnicy, wśród których są Amerykanie, wciąż są przetrzymywani, umierają cywile. Z drugiej strony, być może, atak zjednoczył Izraelczyków, a to pomoże Netanjahu utrzymać władzę?
Komponent syjonistyczny Izraela nie toleruje porażek. Netanjahu może potencjalnie bardzo szybko stracić władzę. Może dojdzie do kontrolowanego przewrotu. Palestyńczyków z Gazy nie da się przekonać do idei państwowości, jaką niesie Izrael. Czuli się ciemiężeni. Hamas był jedyną siłą, która chciała walczyć o prawa Palestyńczyków, w tym zbrojnie.
Wydaje się, że Izrael nie chce wycofać się ze Strefy Gazy, by nie dopuścić do zwycięstwa Hamasu, który sprzedałby swoją propagandę o militarnym zwycięstwie nad “dotychczas niepokonaną” armią Izraela.
Izrael czeka, by wejść do Rafah, czyli południowej bramy do Egiptu. To tam zebrało się najwięcej uchodźców z reszty Gazy. Może po prostu dojść do rzezi. Ale dla Izraela najważniejszy jest absolutny sukces. Dopóki Iran zagraża Izraelowi, dopóty Izrael nie ma za bardzo jak zająć się wybiciem członków Hamasu, którzy skryli się w Rafah. Izrael oraz Iran to starcie dwóch skrajnych podejść. W kodzie kulturowym Iranu porażka czy śmierć w imię słusznej idei jest nobilitująca – źródła tego sięgają początków islamu, 680 roku, ale korzenie są jeszcze wręcz praindoeuropejskie. Widać to mocno w mitologii Iranu przedmuzułmańskiego. Widać to w ich emocjonalności, ich hierarchii wartości. Nawet u zadeklarowanych ateistów.
Czy Iran się wycofa?
Sądzę, że wycofanie się Iranu w odpowiedzi na cios może nastąpić tylko w przypadku jakiejś tragedii, która byłaby niezawinionym zrządzeniem losu, wypadkiem. Tak było w przypadku katastrofy ukraińskiego samolotu Boeinga 752 w 2020 roku, który leciał z Teheranu do Kijowa i został strącony przez zestaw Tor M-1 broniący lotniska.
Dlaczego do tego doszło?
Dokładnie nie wiemy, ale była to noc odwetu za zabicie przez Amerykanów gen. bryg. Solejmaniego. Iran zaatakował w zemście bazę Ain al-Asad, z której to wystartowały drony, które zabiły Solejmaniego oraz Abu Muhandisa, irackiego dowódcę Sił Mobilizacji Ludowej. Jedni mówią, że przez nerwy, inni, że źle ustawiono zestaw, ale nie można wykluczyć bestialskiego aktu sabotażu. Po strąceniu samolotu Iran natychmiast wycofał się i skupił na wyjaśnianiu tragedii oraz żałobie.
Skąd się wzięła niechęć Iranu do Izraela?
Iran postrzega Izrael jako zagrożenie natury geostrategicznej, czynnik, który podważa autorytet Republiki Islamskiej w regionie i stanowi narzędzie kontroli nad regionem. Po 1967 roku, gdy Izrael wygrał Wojnę Sześciodniową, ludność Bliskiego Wschodu stała się po prostu antyizraelska. Duchowieństwo musiało pójść za ludem, a gdy przejęło władzę, to wpleciono tę wrogość w ideologię państwa.
Będzie wojna w regionie?
Wątpię. Gdyby doszło do wybuchu regionalnej wojny, obecna architektura bezpieczeństwa sprawiłaby, że konflikt miałby bardzo nieprzewidywalne skutki. Ostatnią rzeczą, jakiej władze w Teheranie chcą, jest sprowokowanie szerszej wojny regionalnej, która groziłaby bezpośrednią konfrontacją militarną między USA a Iranem. Możliwe, że Netanjahu stał się zakładnikiem kompleksu wojskowego. Turcja nie działałaby zgodnie z innymi państwami NATO. Zamiast tego, wykorzystałaby sytuację do wzmocnienia swojej pozycji w Syrii i Iraku, bo odkąd Państwo Islamskie przetrąciło kręgosłup władzom Syrii i Iraku, to Turcja musiała w oba państwa de facto wejść i wypełnić próżnię bezpieczeństwa. Iran będzie dążył do wzmocnienia swoich wpływów na Bliskim Wschodzie. Z kolei, państwa arabskie musiałyby polegać na zewnętrznej pomocy – programy modernizacji ich sił zbrojnych i osiągnięcie samodzielności obronnej są wciąż w trakcie realizacji.
Prezydent Ukrainy Wołodymir Zełeński ma żal do krajów Zachodu, że tak silnie wsparły Izrael.
Ukraina nie jest Izraelem, a Rosja nie jest Iranem. Proporcje potencjałów siły są inne. Obie wojny mają inny charakter. Ale w swoim zamiarze Zełeński ma rację, jeśli dobrze go odczytuję: skutki rozwoju konfliktu na Bliskim Wschodzie będą odczuwalne także na froncie ukraińskim, więc to dobrze, że postanowił tak postawić tę sprawę i tak silnie podszyć tę tezę emocjami.
Łukasz Przybyszewski – iranista (Uniwersytet Warszawski), prezes Abhaseed Foundation Fund – grupy ekspertów komentujących sytuację na Bliskim Wschodzie i Afryce. Absolwent podyplomowych studiów z zakresu bezpieczeństwa wewnętrznego (Uniwersytet Warszawski), mgr. International Business SGH w Warszawie. Dawniej badacz Azji Zachodniej w Ośrodku Badań Azji Centrum Badań nad Bezpieczeństwem przy Akademii Sztuki Wojennej w Warszawie.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Dziennikarka zespołu politycznego OKO.press. Wcześniej pracowała dla Agence France-Presse (2019-2024), gdzie pisała artykuły z zakresu dezinformacji. Przed dołączeniem do AFP pisała dla „Gazety Wyborczej”. Współpracuje z "Financial Times". Prowadzi warsztaty dla uczniów, studentów, nauczycieli i dziennikarzy z weryfikacji treści. Doświadczenie uzyskała dzięki licznym szkoleniom m.in. Bellingcat. Uczestniczka wizyty studyjnej „Journalistic Challenges and Practices” organizowanej przez Fulbright Poland. Ukończyła filozofię na Uniwersytecie Wrocławskim.
Komentarze