Polską (kolejny raz) wstrząsnęła śmierć na drodze. A dokładniej na chodniku w Gorzowie Wielkopolskim. 4-letni chłopiec czekał z ojcem przed przejściem dla pieszych. Zginął pod kołami samochodu, którego kierowca nie zapanował nad pojazdem. Z komunikatów policji wiemy, jakiej marki było auto, że kierujący to mężczyzna i że „oddalił się pieszo z miejsca zdarzenia”. Brak jednej – zdawałoby się kluczowej informacji.
Jakiej? O tym w „Powiększeniu” Agata Kowalska rozmawia z Tomaszem Toszą, zastępcą dyrektora Miejskiego Biura Dróg i Mostów w Jaworznie. Jaworzno wyróżnia się na mapie Polski, bo od kilku lat konsekwentnie realizuje „wizję zero”. Włodarze – co ciekawe, wspierani przez mieszkańców – dążą do redukcji liczby osób zabitych na drogach do zera.
„Nim ten człowiek zabił dziecko, jeździł przez cały dzień po mieście. Popisywał się wypożyczonym, sportowym chevroletem. I nikomu to nie przeszkadzało”
– stwierdza gorzko Tosza w „Powiększeniu”.
Dlaczego prędkość i łamanie ograniczeń są pomijane w działaniach i przekazach policji? „Są tak oczywiste, że można je ignorować” – tłumaczy Tosza. „Wszystkie wypadki w Polsce – te spowodowane przez pijanych i trzeźwych – to efekt zbyt szybkiej jazdy”.
„I mam na to dowód – mówi ekspert w „Powiększeniu”. „80 proc. kierowców nie hamuje przed przejściami dla pieszych. W terenie niezabudowanym 90 proc. Wszyscy pędzą. Tak wygląda polskie zdziczenie na drodze. To nie piraci i pijani kierowcy zabijają najwięcej osób na drogach. Tylko zwykli ludzie”.
Czy jeden z najbardziej znanych drogowców ma jakieś rady dla posłów, którzy pracują w Sejmie nad wyższymi karami dla przestępców drogowych? „Im szybciej przyjmą tę ustawę, tym lepiej. To dobry projekt. Straciliśmy 5 lat na debaty o pierwszeństwie pieszych i z tego powodu 1000 osób wylądowało na cmentarzach”.
Więcej, między innymi o raporcie NIK i o nietypowych napisach na jezdniach w Jaworznie, które – jak tłumaczy Tomasz Tosza – były odpowiedzią miasta na „owczy pęd” w Polsce – o tym wszystkim w najnowszym odcinku „Powiększenia”. Zapraszam, Agata Kowalska
Oczywiście ten "dowód" przedstawiony pod koniec nie jest zupełnie żadnym dowodem – "dowodzony" fakt nijak nie wynika z przedstawionego "dowodu".
Przydałby sie szczegółowy raport, na jakiej drodze, z udziałem jakich pojazdów, czy piesi, czy alkohol, czy wymuszenie pierwszeństwa, jakie warunki pogodowe, czy miasto, czy wieś itd giną ludzie.
Moge szczelać że brawura, i to tych łajz z tirów jak i łajz z małym stażem za kierownicą i łajz nie przejmujących sie stanem pojazdu(głównie opon) i łajz na rowerach czy pieszych po zmroku. Ale musi to potwierdzić papier.
Bo jest pan w grupie tych "szybkich"?
Bo takie są zasady logicznego rozumowania. Zna Pani takie pojęcie jak "non sequitur"?
W przedstawianiu faktów nie ma błędów formalnych. Faktów nie dyskutuje się
Wypisujcie panowie dalej te światłe rady. Ględzenie to cecha Polaków. W większości krajów UE i Europy mandaty są horrendalne. To działa! W Polsce można zabić na pasach, nie zapłacić mandatu latami, nadal jeździć autem, które użyto w przestępstwie. To was bawi, czy czekacie na statystyki, które jedynie potwierdzą fakty. Dla polskiej, bezmyślnej chołoty policjant, także ten z drogówki to wróg. Najlepiej gdyby go nie było, lub był bezsilny.
Czy pan Najsztub hamował przed przejściem i do jakiej grupy kierujących go zaliczyć?
Pan Nasztub, jak ustalili biegli, jechał ok 20 km/h.
Nie wiem jak jest teraz. Ostatni raz bylem 20 lat temu w Polsce. Ja tez lubie szybko jezdzic ale tylko tam gdzie nikogo nie zagrazam, gdzie widocznosc jest wystarczajaca by nagle wychamowac obojetnie w jakim przypadku. Jazda w Polsce przypominala hazard. Niedocsc ze kazdy prul na drogach pelnych drzew gdzie czesto po bokach piesi szli i przez drzewa niewidoczni byli to sportem numer jeden bylo wyprzedzanie na niewidocznych zakretach! Wariatctwo.
Nie wiem w jakim kraju Pan mieszka, ale ja mieszkałem w kraju, gdzie policjant machał abym zwolnił, gdy jechałem 32 na odcinku ograniczonej szybkości do 30.
A co ma kraj do tego ze Polacy jezdza jak wariaci?
Podnoszenie kar nie ma sensu jeśli Policji nie ma na drogach.
Prośba do dziennikarzy. Porównujecie dane co do wypadków, wysokości mandatów itp m-y krajami Europy a czy moglibyście porównać egzekwowalność przepisów – ilość kontroli, patroli, fotoradarów itp. Najlepiej w liczbach względnych na 1 km dróg publicznych.
Dlaczego pan Tosza jest ekspertem – nie wiemy. Nie wiem czy jest "najbardziej znanym drogowcem" a i to go ekspertem by nie czyniło. Trochę jak z celebrytami – są znani, wypowiadają się na każdy możliwy temat, i nie zawsze jest to wypowiedź sensowna. Ekspertem nie czyni też praca w zarządzie dróg miejskich, Polska byłaby wtedy pełna ekspertów. Pomysł (tu: napisy na drogach) choćby nowatorski w skali kraju też tego pana nie czyni ekspertem. Wychodzi na to, że jest ekspertem bo rozmawiał z oko.press.
Ekspert doszedł do odkrywczego wniosku – przyczyną większości wypadków jest nadmierna prędkość. Przy czym ironizuje co do statystyk i powiada: "Nietrzeźwi są odpowiedzialni za 7,9 proc. wszystkich wypadków z winy kierującego pojazdem. Co kryje się zatem za pozostałymi 92 procentami? "To, co można zignorować"".
Cóż, ironia o tyle nie na miejscu, że nikt tego nie ignoruje. Od wielu lat przedstawiciele policji jak mantrę powtarzają: przyczyną wypadków na ogół jest nadmierna prędkość, brawura, jazda po pijaku. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że często dochodzi do splotu tych zachowań. Kierowcy po alkoholu włącza się "fantazja" (a wyłącza rozsądek i wyobraźnia), jedzie często zbyt szybko i nieostrożnie, gwałtownie wykonuje manewry, podjeżdża zbyt blisko itp. Jakaś część z tych kierowców zapewne tak by nie jechała gdyby nie alkohol, stąd jest to istotny czynnik w statystykach wypadkowych.
Nie wiem skąd ironiczna konstatacja względem tego: co można zignorować. Może ekspert nie czyta statystyk? Wystarczy choćby wejść na stronę: statystyka.policja.pl, gdzie można przeczytać (dane za 2020 r.), że nadmierna prędkość jest wymieniania jako przyczyna wypadków na pierwszym miejscu lub drugim – zależnie od typu dróg.
To niby czego dotyczy ta ironia?
A niby na czym polega ta "wizja zero" realizowana przez władze samorządowe Jaworzna? Jakoś brak konkretów jakież to narzędzia mają włodarze miasta by walczyć z przekraczającymi prędkość. Zgodnie z prawem: w zasadzie żadne, proponuję zapoznać się z brzmieniem art. 129b stosownej ustawy.
Nie wiem czy stosowane w Jaworznie spełnią napisy spełnią pokładane w nich nadzieje, na to by to ocenić chyba trzeba nieco poczekać. Przy okazji można przypomnieć inną innowację jaką stosują urzędnicy z zarządu w którym pracuje ten ekspert. Oto pewien przedsiębiorca prowadzi przedsiębiorstwo, którego charakter wymaga częstych przyjazdów dostawców i odbiorców samochodami ciężarowymi. Droga gminna była w tak kiepskim stanie, że groziła uszkodzeniem przejeżdżającymi nią samochodom. Przedsiębiorca zwrócił się zatem do ZDM o jej wyremontowanie. Urzędnicy z tegoż urzędu; gdzie kierowniczą funkcję pełni nasz ekspert; podeszli do tego wniosku w iście nowatorski sposób. Zezwolili przedsiębiorcy na remont tej drogi. Ten jednak nie docenił tej urzędniczej inwencji i stwierdził, iż nie ma środków na tego typu remont i znów domagał się od urzędu stosownych działań. I znów urzędnicy wykazali się inwencją – ustawili na tej drodze znak ograniczenia prędkości do 5 km. I sprawa załatwiona.
I jest to praktyka godna rozpropagowania. Wyobraźcie to sobie… Rozwiązanie pierwsze, zgłaszacie dziurę na drodze, zapadniętą studzienkę itp. – to wyremontujcie to sobie sami. Jakaż to oszczędność dla samorządowych budżetów. Rozwiązanie drugie, jakaż poprawa bezpieczeństwa na drogach. A przy okazji można przy takich znakach ustawić funkcjonariuszy SM i łapać niesfornych kierowców – i znów mamy zasilenie gminnych budżetów. Wspaniałe rozwiązanie.
Podsumowując, ekspert obwieścił internautom jako novum coś co novum nie jest, uznał że coś się pomija choć zestawienia statystyk tego nie potwierdzają, twierdzi że policja coś ignoruje – choć fakty temu przeczą.
Góra urodziła mysz, a oko.press stworzyło "eksperta"…
Dziwaczny tekst. Tosza ma dowód: 80% i 90% nie zwalnia przed przejściem dla pieszych. No ale dlaczego mieliby zwalniać, jeśli jadą z przepisową prędkością, a nikt przechodzić nie zamierza?
Jak to dlaczego: art 26. kodeksu drogowego. Prędkość przepisowa nie wystarczy, musi być taka, by umożliwić reakcję czyli zatrzymanie ( np zaparkowany pojazd zasłaniający + wózek inwalidzki za nim ). Ile osób zna ten artykuł w całości (np ust. 2 o drodze poprzecznej wcale nie jest nowy).
Art. 26 ust. 1 brzmi tak: "Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu albo na nie wchodzącego"
Pieszego znajdującego się na przejściu albo na nie wchodzącego. Czyli jeżeli pieszego nie ma, albo stoi nieruchomo obok przejścia, to już obowiązku zmniejszania prędkości nie ma.
Mamy limit prędkości poza terenem zabudowanym ustalony dla Syreny 103, Trabanta i Żuka a jeździmy BMW, Audi, Mercami.
Problemem o wiele większym od tzw. przekroczeń prędkości są idiotycznie i w potwornym nadmiarze stawiane i malowane znaki na drogach. Jeszcze trochę i jedynym miejsce do wyprzedzenia microcara 45 km/h będzie moje podwórze bo wszędzie indziej zakazy i linie ciągłe.