Elektromobilność to blackouty, a mieszkańcy Ciechanowa będą ładować swoje auta z kabli wiszących z blokowych balkonów. Straszy tym wiceminister klimatu Jacek Ozdoba, przekonując, że Polska może jeszcze zablokować plany UE na elektryczną przyszłość motoryzacji. I bardzo się myli
Wiceminister klimatu był pytany o elektromobilność przez Roberta Mazurka, dziennikarza RMF FM. Co dokładnie powiedział? Po pierwsze: że polski rząd, przeciwny zakazowi sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku, wcale "nie przegrał w tej sprawie".
Po drugie: że "milion samochodów elektrycznych na polskich drogach oznaczałby stały blackout". W końcu wypowiedział się o infrastrukturze potrzebnej, by rozwijała się elektromobilność. "Proponuję, żeby (unijny komisarz odpowiedzialny za transformację energetyczną - przyp. aut) Frans Timmermans pojechał pod Ciechanów lub też wyszedł do kierowców na przykład na Mokotowie. Jest wiele mieszkań, teraz proszę sobie wyobrazić - kabel będzie ciągnięty przez balkony czy też będą stworzone jakieś miejsca do parkowania, żeby naładować swój samochód" - mówił wiceminister Robertowi Mazurkowi.
Wiceminister Ozdoba podczas wizyty w redakcji RMF FM pomylił się kilkukrotnie.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość przegrało sprawę zakazu, a Jacek Ozdoba, zaprzeczając temu, jedynie zaklina rzeczywistość. O zakazie sprzedaży nowych samochodów spalinowych (poza tymi ciężarowymi) od 2035 przesądziło głosowanie w Parlamencie Europejskim (339 europosłów i europosłanek było za, 249 przeciwko, a 24 się wstrzymało), a potem zgoda Rady Europejskiej (przedstawiciele rządów państw członkowskich) na wprowadzenie tego rozwiązania.
Porozumienie jest wstępne i wymaga ponownego zatwierdzenia przez europarlament i Radę, które mimo polskiego sprzeciwu wydaje się formalnością. Polska, podobnie jak inne państwa członkowskie, nie może w tej sprawie wywrócić stolika wetem.
Robert Mazurek: Przegraliście tę bitwę (w sprawie zakazu sprzedaży aut spalinowych - przyp. aut) w Parlamencie Europejskim? Jacek Ozdoba: "Nie i mam nadzieję, że nie przegramy"
”Porozumienie stanowi wyraźny sygnał dla przemysłu i konsumentów: Europa zdecydowanie przechodzi na mobilność bezemisyjną. Europejscy producenci samochodów już teraz pokazują, że są gotowi na to wyzwanie, ponieważ na rynku pojawia się coraz więcej coraz tańszych samochodów elektrycznych. Szybkość, z jaką zachodzi ta zmiana w ostatnich latach, jest niezwykła” - cieszył się ze zgodnych ustaleń PE, Komisji i krajowych delegacji Frans Timmermans, wiceprzewodniczący KE czuwający nad sprawami Europejskiego Zielonego Ładu.
W innym nastroju była z kolei szefowa Jacka Ozdoby, ministra klimatu Anna Moskwa. „Ani rynek, ani społeczeństwo nie jest na to gotowe” - komentowała członkini polskiego rządu podjętą przez organy UE decyzję.
Tak czy inaczej, sprawa jest przesądzona. Według unijnego planu, niezależnie od polskiego sprzeciwu, w salonach za 13 lat nie znajdziemy już osobowych samochodów spalinowych i mniejszych dostawczaków napędzanych konwencjonalnym paliwem.
Na wyjątek mogą liczyć najzamożniejsi miłośnicy motoryzacji, którzy będą mogli skorzystać z „luki Ferrari”. Kontrowersyjny zapis pozwala produkować drogie samochody na bardzo małą skalę, z czego z pewnością skorzystają niektóre ekskluzywne marki.
Oczywiście, wytyczne z Brukseli trzeba wprowadzić na poziomie krajowym - Ozdoba być może ma więc nadzieję, że kolejne rządy będą stosować taktykę obstrukcji, narażając się na kary za brak spójności polskiego prawa z unijnymi standardami. Wiceminister może też liczyć na to, że Bruksela wespół z państwami członkowskimi w ciągu kilkunastu lat zwyczajnie zmieni zdanie.
Ani jeden, ani drugi scenariusz nie odwróci jednak trendu, który wiedzie ku elektrycznej przyszłości przemysłu motoryzacyjnego. Wiele z koncernów zakłada porzucenie napędów spalinowych, często nawet jeszcze przed wejściem w życie europejskiego zakazu. Opór największych rynkowych graczy wobec nowej regulacji nie był zdecydowany.
Lobby walczyło o zmianę założenia o 100-procentowej redukcji bezpośredniej emisji dwutlenku węgla z motoryzacji do 2050 roku. Propozycja producentów mówiła o obniżeniu tego celu do 90 proc. Nawet krytyczni wobec zakazu przedstawiciele branży mówili o rosnącym znaczeniu napędów elektrycznych.
”Nasza branża kładzie szeroki nacisk na pojazdy elektryczne, a nowe modele stale przybywają. Spełniają wymagania klientów i napędzają przejście na zrównoważoną mobilność. Ale biorąc pod uwagę zmienność i niepewność, których doświadczamy na całym świecie z dnia na dzień, każda długoterminowa regulacja wykraczająca poza tę dekadę jest przedwczesna. Zamiast tego potrzebny jest przejrzysty przegląd w połowie drogi, aby określić cele na okres po 2030 roku” - mówi Oliver Zipse, prezes Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) i dyrektor generalny BMW.
Jego wypowiedź można uznać za wyważoną, jednak wśród przedstawicieli największych firm branży trudno znaleźć mocniejsze głosy sprzeciwu wobec unijnej propozycji.
Najwięksi gracze przedstawiają za to konkretne plany. Od 2025 roku Mercedes przestanie pracować nad pojazdami spalinowymi opartymi na nowych płytach podłogowych. Podobne plany od 2026 roku ma Volkswagen. O krok dalej idzie Volvo, które w 2030 roku zaprzestanie sprzedaży spalinowych aut osobowych.
Nieobecny w tej chwili na polskim rynku General Motors (kiedyś właściciel Opla) chce zupełnie odejść od „spaliniaków” do 2035 roku. Jaguar datę tę wyznaczył na 2025 rok.
Listę producentów rezygnujących z silników spalinowych uzupełniają Alfa Romeo (tylko elektryki na wszystkich rynkach od 2027 rok), Lexus (2035) i należące do BMW Mini (2030). W pełni zeroemisyjną europejską gamę modeli na 2030 rok szykuje Peugeot. Za osiem lat elektryki mają stanowić też 70 proc. całej oferty Skody. Opierająca się obecnie na modelach hybrydowych Toyota do 2035 roku chce w Europie oferować jedynie zeroemisyjne samochody.
Wiceminister Ozdoba na antenie RMF FM powiedział też, że nasz system elektroenergetyczny nie wytrzymałby w tym momencie dodatkowego obciążenia, z którym wiąże się obecność na drogach miliona samochodów elektrycznych. To ich liczba, którą według wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego sprzed sześciu lat mieliśmy osiągnąć do 2025 roku. Według analityków rynku realizacja tak optymistycznego scenariusza od początku była wątpliwa - elektromobilność nie rozwija się u nas w odpowiednim tempie.
Wpuszczenie na drogi i autostrady miliona zeroemisyjnych pojazdów nie skończyłoby się jednak „trwałym blackoutem”, który prognozuje Ozdoba - ocenia Jacek Mizak, ekspert Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych. Wizja członka rządu rozbija się o prosty problem.
Milion samochodów elektrycznych na polskich drogach oznaczałby stały blackout.
”Obecnie mamy w Polsce niecałe 5 tysięcy publicznych punktów ładowania pojazdów elektrycznych, zarówno szybkich, jak i wolnych. Nie byłoby zatem gdzie podłączyć tego miliona, aby wywołać efekt blackoutu” - mówi w rozmowie z OKO.press Mizak. - „Oczywiście możemy założyć, że samochody podłączamy do ładowania w swoich domach lub garażach. Tylko że wtedy wykorzystujemy moc umowną naszego przyłączą elektroenergetycznego, gwarantowaną przez operatora sieci dystrybucyjnej. Równie dobrze moglibyśmy założyć, że efekt blackoutu może wywołać włączenie miliona płyt indukcyjnych w polskich domach (moc płyty jest porównywalna z mocą ładowania z gniazdka domowego). System krajowy jest przygotowany, aby dostarczyć moc określoną w umowie na przyłączenie do sieci dystrybucyjnej dla każdego klienta”.
Wiceminister Ozdoba nie mógł też wyobrazić sobie, jak mogłaby wyglądać infrastruktura ładowania przy budynkach wielorodzinnych - na przykład przy blokach z wielkiej płyty czy deweloperskich inwestycjach. Jak stwierdził, obawia się, że kable ładowania musiałyby zwisać z balkonów poszczególnych mieszkań. Inną opcją, o której mówił Ozdoba, były miejsca parkingowe z punktami ładowania. Rzeczywiście, pojawienie się większej liczby samochodów elektrycznych będzie wyzwaniem dla zarządców osiedli - ale na elektromobilność przy blokach są sposoby.
”Wszystko jest do wybudowania - kwestia determinacji i kosztów. Jednak strategia zakładająca wybudowanie punktu ładowania przy każdym miejscu parkingowym na osiedlach budynków wielorodzinnych nie wyposażonych w prywatne miejsca parkowania (podziemne lub naziemne) nie jest najlepszym pomysłem” - ocenia Mizak.
”Możliwe jest zastosowanie innego rozwiązania - osiedlowe huby ładowania, wyposażone w kilka-kilkanaście punktów szybkiego ładowania (o mocy min. 150 kW). Takie podejście oznaczałoby wizytę na takim hubie raz w tygodniu przez 15-20 minut celem podładowania baterii” - mówi nam ekspert. Tyle czasu przy szybkiej ładowarce wystarczyłoby przeciętnemu kierowcy, pokonującemu dziennie do 25-30 km.
Jest wiele mieszkań (w blokach - przyp. aut.), teraz proszę sobie wyobrazić - kabel będzie ciągnięty przez balkony czy też będą stworzone jakieś miejsca do parkowania, żeby naładować samochód?
Załóżmy jednak, że do Polski będą trafiać z Zachodu tańsze, używane elektryki z nieco zużytymi bateriami (co obniża zasięg pojazdu) i niższymi osiągami. Nawet samochód o niższym, 180-kilometrowym zasięgu, na jednym ładowaniu mógłby bez problemu jeździć około tygodnia. Dlatego większości kierowców wystarczyłaby jedna wizyta przy osiedlowej ładowarce na siedem dni.
Co z osobami wyrabiającymi o wiele większe przebiegi? Technicznie nic nie stoi na przeszkodzie, by wypuściły z okien swoich mieszkań przedłużacze z podłączonymi ładowarkami. Resort wiceministra Ozdoby przygotował jednak ustawę ułatwiającą im sprawę - o której rządowy przedstawiciel być może zapomniał, a być może zwyczajnie nie zna jej założeń.
Według najnowszych przepisów mieszkańcy mają prawo ubiegać się o możliwość założenia własnego punktu ładowania na parkingu czy w garażu u zarządcy, który w większości przypadków nie może odmówić. Właściciel samochodu elektrycznego musi przedstawić ekspertyzę techniczną stwierdzającą, że postawienie punktu ładowania w danym miejscu jest możliwe (nie musi, jeśli mieszka w nowym budynku z dostosowaną do wymogów ładowarek instalacją). Po spełnieniu tego warunku powinien być pewny pozytywnej decyzji - chyba że zgody nie wyrazi właściciel wynajmowanego mieszkania. W przypadku budynków zabytkowych potrzebna jest dodatkowa zgoda konserwatora.
Wypowiedzi Jacka Ozdoby pokazują, że elektromobilność nie jest dziedziną, w której może czuć się mocny - nawet w przypadku dokumentów przygotowanych przez resort, w którym pracuje. Nie znaczy to jednak, że Polska nie powinna inwestować w przystosowanie się do pojawienia się miliona aut elektrycznych na drogach (choć można bezpiecznie założyć, że osiągniemy tę liczbę znacznie później niż w 2025 roku). Elektromobilność wymaga wielomiliardowych nakładów - przekonują członkowie Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.
”Odpowiedni rozwój sieci wiąże się z kosztami. Z analizy Fundacji Instrat wynika, że do 2050 roku wyniesie on od 2,5 mld zł w scenariuszu zakładającym umiarkowany rozwój elektromobilności, do nawet blisko 12 mld zł w bardziej ambitnym scenariuszu alternatywnym” - mówi nam Jacek Mizak.
Liczby te mogą robić wrażenie. Warto jednak pamiętać, że będą rozłożone na kilka dekad, a Zjednoczona Prawica lekką ręką wydaje ogromne kwoty na dyskusyjne cele. Przykład? W 4 lata blisko 6 miliardów z publicznego wsparcia otrzymała państwowa TVP.
Dlatego kwoty podawane przez Instrat można uznać za relatywnie niskie. ”Stanowią ułamek kosztów inwestycyjnych ponoszonych już teraz przez OSD (operatorów sieci dystrybucyjnej) i wymaganych przez rosnącą moc odnawialnych źródeł energii w systemie, konieczność modernizacji i skablowania sieci średnich i niskich napięć czy wdrażanie liczników inteligentnych (smart metering)” - przekonuje Mizak.
Jak twierdzi ekspert, pieniądze powinny znaleźć się w unijnym budżecie. „W kolejnych latach na inwestycje w powszechną elektryfikację transportu Polska będzie mieć dostępne duże środki finansowe w ramach obecnej perspektywy finansowej. Warto część z tych środków zainwestować właśnie w modernizację sieci” - przekonuje Mizak.
O tych możliwościach niestety milczy jednak Jacek Ozdoba. Elektromobilność w jego wizji to jedynie kabel przewieszony pomiędzy oknem na piątym piętrze a miejscem parkingowym pod blokiem.
"Wiceminister resortu odpowiedzialnego za realizację Planu Rozwoju Elektromobilności w Polsce publicznie kwestionuje zasadność elektryfikacji transportu. W innym państwie skończyłoby się to szybką dymisją" - podumowuje Mizak.
Gospodarka
Jacek Ozdoba
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Mateusza Morawieckiego
elektromobilność
samochody elektryczne
zakaz sprzedaży samochodów spalinowych
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze