„Niemal 46 tysięcy - tyle osób wniosek o wpisanie do rejestru wyborców złożyło przez internet” - chwaliło się przed wyborami Ministerstwo Cyfryzacji. Wiele z tych 46 tysięcy osób nie zostało jednak dopisanych do list wyborców w miejscu swojego zamieszkania. Ministerstwo wini gminy, gminy - rząd, a PKW twierdzi, że wyborcy są sami sobie winni
Przypomnijmy: wyborcy, którzy mieszkają w innym miejscu niż są zameldowani, a chcieli głosować w miejscu zamieszkania, musieli dopisać się tam do rejestru wyborców. Mieli na to czas do wtorku, 16 października. Mogli to zrobić osobiście (w urzędzie gminy lub dzielnicy, w której chcieli głosować) lub elektronicznie - do czego zachęcało Ministerstwo Cyfryzacji.
Elektroniczne wnioski składano za pośrednictwem uruchomionej przez resort platformy ePUAP. Do wniosku trzeba było dołączyć skan lub zdjęcie dokumentu tożsamości. Bez niego nie można było wysłać zgłoszenia. Na inne załączniki miejsca nie było. Po wysłaniu wnioski trafiały do samorządów, decyzję o wpisie podejmują bowiem organy poszczególnych gmin, a nie Ministerstwo Cyfryzacji. Na ich rozpatrzenie urzędnicy mieli 3 dni.
Po wysłaniu wniosku wyborcy mogli więc domniemywać, że sprawa jest załatwiona i że zostali dopisani do rejestru wyborców. Ale tak nie było. Problem w tym, że
aby zostać dopisanym do rejestru wyborców, trzeba także potwierdzić, że faktycznie mieszka się pod adresem wskazanym we wniosku (przedstawiając np. umowę najmu, PIT, potwierdzenie opłaty za przedszkole dziecka itp.). Tyle, że na platformie ePUAP nie było informacji, że taki załącznik jest niezbędny.
Do części osób, które wysłały wnioski przez ePUAP odzywał się urzędnik i prosił o dosłanie mailowo brakującego dokumentu. Potem urząd wydawał decyzję o dopisaniu do rejestru. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Część z osób, które wysłały wnioski, ale bez z załączników, nie znalazła się ostatecznie na listach wyborczych w miejscu zamieszkania.
Grupa I: pozostawieni bez odpowiedzi
Wielu internautów skarżyło się, że mimo tego, że wysłali wniosek w terminie, nie dostali żadnej decyzji ani prośby o dosłanie brakujących dokumentów. Tutaj problem leży po stronie samorządu. Najlepiej skontaktować się z urzędem gminy i zapytać o swój wniosek (zwłaszcza jeśli ktoś chce zagłosować w drugiej turze wyborów samorządowych).
Grupa II: z decyzją odmowną
Cześć osób (należy do niech również autor tego artykułu) nie została poinformowana przez urząd, że muszą dosłać brakujący dokument. Od razu dostali odmowę wpisania do rejestru wyborców. W uzasadnieniu odmowy przesłanej przez warszawski magistrat autorowi tego artykułu czytamy: "Do dnia wydania niniejszej decyzji organ rozpatrujący wniosek o wpisanie do rejestru wyborców nie potwierdził, że Sebastian Klauziński zamieszkuje na terenie Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy. Wnioskodawca nie dołączył żadnych dokumentów, które potwierdzałyby zamieszkiwanie pod deklarowanym adresem”.
Urząd informował jednak, że od decyzji można się odwołać.
Grupa III: ci, co przeoczyli
Jakaś część osób, które rejestrowały się przez ePUAP dostała wiadomość z prośbą o dosłanie brakującego dokumentu, ale tę wiadomość przeoczyła. Dopiero w komisji wyborczej orientowały się, że nie ma ich na liście wyborców.
Grupa IV: spóźnieni
Byli też tacy, którzy złożyli wnioski po terminie, czyli po 16 października. Jak informował w rozmowie z Onetem minister cyfryzacji Marek Zagórski, nie dostali oni przed dniem głosownia żadnej decyzji. Jednak jak przekonuje minister, zostali dopisani do list wyborców już po pierwszej turze głosowania. Oznacza to, że będą mogli jeszcze zagłosować w drugiej turze wyborów samorządowych (jeśli w ich miejscowości druga tura będzie).
Kto odpowiada za kłopoty z rejestracją przez ePUAP? Od niedzieli PKW, Ministerstwo Cyfryzacji i urzędy gmin przerzucają się oskarżeniami.
„Błędy w systemie rejestracji wyborców za pomocą ePUAP wynikały z błędów natury organizacyjnej, a nie informatycznej i leżały po stronie gmin” - mówił na konferencji prasowej w poniedziałek minister cyfryzacji. Przyznał, że urzędy gmin powinny wszystkim tym, którzy przesłali wnioski przed 16 października niezwłocznie przekazać decyzję odmowną, jeśli wyborca nie dostarczył wszystkich dokumentów. „Sytuacja w której obywatele poszli na wybory, nie mając informacji negatywnej, jest niedopuszczalna" - stwierdził.
Szef resortu cyfryzacji przyznał, że ministerstwo jeszcze nie wie, na ile wniosków złożonych przed 16 października, gminy nie zareagowały albo zareagowały niewłaściwie.
W dniu głosowania, w rozmowie z OKO.press, wiceminister cyfryzacji Wanda Buk tłumaczyła, że problemy wzięły się stąd, że urzędnicy prosili obywatelki i obywateli o dodatkowe dokumenty, choć nie zawsze była taka potrzeba. Czy można było dać urzędnikom wytyczne, w jakich sytuacjach mają nie prosić o dodatkowe dokumenty? „Nie wyobrażam sobie takich szczegółowych wytycznych” - mówiła Buk.
Karol Manys z biura prasowego Ministerstwa Cyfryzacji mówił Onetowi, że gminy w różny sposób weryfikowały wnioski. „Wiem, że w małych gminach wójt wysyłał urzędników pod dany adres albo po prostu wiedział, że ktoś tam mieszka. W dużych miastach to jest oczywiście niemożliwe. Nie mam pojęcia, jakie procedury stosują tutaj gminy. Przepisy mówią, że gminy mają obowiązek zweryfikować wniosek, natomiast nie precyzują w jaki sposób mają to zrobić”.
Pytany o brak w wypełnianym elektronicznie wniosku miejsca na dodanie dokumentu potwierdzającego zamieszkanie, mówił: „W systemie ePUAP nie da się dodać skanu takiego dokumentu i nawet nie wolno nam byłoby tego zrobić. Rozmawialiśmy o tym z Krajowym Biurem Wyborczym. Urząd nie ma prawa posiadać tych dokumentów, więc nie można dodać ich w załączniku”.
Mocny głos w sprawie zabrał warszawski urząd miasta. Na swoim profilu na Facebooku oskarża władze centralne: „Samorządy już kilka miesięcy temu zgłaszały uwagi do PKW, że ustawowy czas na rozpatrzenie wniosków (3 dni), w tym na obowiązkowe stwierdzenie, że dana osoba zamieszkuje na terenie gminy, jest niewystarczający. Teraz trzeba znaleźć winnych, najchętniej w pogardzanych samorządach”.
Magistrat wskazuje, że przyczyną całego galimatiasu są:
Na koniec UM dodaje: „Rząd stworzył iluzję systemu, który umożliwia dopisanie się do listy, a nie stworzył do tego odpowiednich warunków w samym systemie i prowadził politykę informacyjną, która mogła wprowadzać w błąd”.
We wpisie urząd miasta nie odnosi się jednak do tych przypadków, kiedy wypełniający elektroniczny wniosek w terminie nie dostali żadnej odpowiedzi albo od razu dostali decyzję odmowną.
Jak czytamy we wpisie, poprzez platformę ePUAP do urzędu wpłynęło 34 tysiące wniosków, z czego 27,5 tysiąca zostało rozpatrzonych pozytywnie. Tylko od środy 17 października do piątku 19 października do UM Warszawa wpłynęło około 8 tys. wniosków.
W całej sprawie oberwało się także… wyborcom. Zastępca przewodniczącego PKW sędzia Wiesław Kozielewicz podczas poniedziałkowej konferencji prasowej mówił: „Chorobą polską jest to, że wszystko robi się na ostatnią chwilę. Nie jest winą organów wyborczych ani samorządowych, że polski wyborca robi wszystko na ostatnią chwilę. Polska to i tak jest eldorado dla wyborców na tle Europy. Organy publiczne robią bardzo dużo dla wyborców”.
We wtorek problemem z ePUAP-em zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich, który dostał wiele skarg w tej sprawie. RPO wskazuje, że jedna ze skarg dotyczyła przypadku, kiedy wnioskujący dołączył do wniosku dodatkowy załącznik potwierdzający to, gdzie mieszka (chociaż we wniosku nie było żadnej informacji na ten temat). Jednak i tak nie było go na liście wyborców, a komisja wyborcza poinformowała go „o dużej częstotliwości występowania takiego zdarzenia”.
Rzecznik Praw Obywatelskich zapytał prezydent Warszawy o to, ilu wyborców złożyło wniosek o wpis do rejestru wyborców z wykorzystaniem ePUAP do 16 października, a ilu po tym dniu. Prosi też o podanie liczby wniosków, które nie zostały rozpatrzone do 21 października 2018 roku.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze