0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plFot. Martyna Niecko ...

Sensacja to mało powiedziane. Sensacją byłoby, gdyby Szczurek nie wygrał w pierwszej turze, bo nie zdarzało mu się to przez ostatnie ćwierć wieku. Fakt, że nie wszedł nawet do drugiej tury to w Trójmieście polityczne trzęsienie ziemi! Nikt nie spodziewał się takiego scenariusza – ani sam prezydent, ani jego rywale.

Wojciech Szczurek przez lata uchodził za najbardziej popularnego i doświadczonego prezydenta dużego miasta. W wyborach nie dawał szans rywalom, wygrywał zawsze wysoko w pierwszej turze, a w 2010 roku zdobył rekordowe 87,39 proc. PiS nie wystawiło wtedy przeciwko niemu swojego kandydata, a w 2014 nie zrobiło tego PO. Był lubiany w obu elektoratach, prezydent Lech Kaczyński uczynił go swoim doradcą ds. samorządu, a Szczurek udzielał ślubu jego córce.

Co się stało, że przegrał z kretesem i nawet nie będzie radnym miasta?

Przeczytaj także:

Na zdjęciu: Aleksandra Kosiorek, która uzyskała najwięcej głosów w I turze. Fot. Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.pl

“Moją partią jest Gdynia”

Tę sentencję Wojciech Szczurek powtarzał jak mantrę przez ostatnie kilkanaście lat i autentycznie podobała się mieszkańcom. Prezydent Gdyni uczynił z niej swoje polityczne credo i nie wchodził w polaryzujący społeczeństwo konflikt PiS-PO. I do pewnego momentu to działało.

W 1998 roku po raz pierwszy został prezydentem, razem z Pawłem Adamowiczem w Gdańsku i Jackiem Karnowskim w Sopocie. I ta trójka rządziła Trójmiastem przez następne 20 lat. Byli w podobnym wieku, mieli podobne opozycyjne i polityczne biografie. Uchodzili za “trzech tenorów”. Przyjaźnili się, ale też trochę konkurowali. Adamowicz zazdrościł Szczurkowi wysokiego poparcia w wyborach i spokoju w radzie miasta, bo on musiał się mierzyć z kandydatami PiS w drugich turach. W Gdańsku sesje rady miasta nieraz trwały po dziesięć godzin, a w Gdyni zazwyczaj kończyły się po dwóch. Lokalne media też dużo częściej i dużo krytyczniej opisywały to, co działo się w Gdańsku, niż w mniejszej, sąsiedniej Gdyni.

Z kolei Szczurek mógł zazdrościć Adamowiczowi silnego wsparcia rządzącej PO, a co za tym idzie np. wielomiliardowych inwestycji rządowych związanych z organizacją Euro 2012, stadionu, nowych dróg, linii tramwajowych. Gdańsk w ostatnich kilkunastu latach mocno się rozbudowywał, zmieniał układ komunikacyjny, a Gdynię tego typu inwestycje omijały i jak stało się tam w korkach, tak stoi i dziś.

Rządy PiS rozbiły jedność

Tercet zaczął się rozpadać, gdy w 2015 roku PiS doszło do władzy. Adamowicz i Karnowski szybko stali się liderami opozycji na szczeblu samorządowym. Wspierali KOD, ostro krytykowali działania rządów PiS i sami byli częstymi obiektami ataków partyjnej propagandy w TVP.

Szczurek przeciwnie, nie chciał się wikłać w ten spór, unikał ostrych wypowiedzi jak ognia.

Gdynia, w przeciwieństwie do Sopotu i Gdańska, nie podjęła uchwały krytykującej zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, odrzuciła też projekt dofinansowanie in vitro.

Gdy Adamowicz i Karnowski wygłaszali przemówienia podczas protestów pod sądami, Szczurek spotykał się z prezydentem Andrzejem Dudą, który go komplementował, podobnie jak inni politycy PiS.

Część mieszkańców wręcz domagała się od prezydenta i zarazem prawnika, aby wyszedł i zapalił świeczkę pod sądem, ale on wymownie milczał. Można odnieść wrażenie, że w tamtym czasie to, co było wcześniej jego siłą, czyli działanie ponad podziałami politycznymi, nagle zaczęło obracać się przeciwko niemu. Na tle charyzmatycznego Adamowicza zaczął wypadać jak koniunkturalista, który idzie pod rękę z PiS.

Zmiana nastąpiła po zamordowaniu prezydenta Gdańska. Szczurek stał się bardziej krytyczny wobec partii rządzącej. Nie potrafił jednak skutecznie komunikować się z mieszkańcami.

Przez brak dialogu wygrywa kandydatka “Gdyńskiego Dialogu”

Trudno w to uwierzyć, ale Wojciech Szczurek zaistniał na Facebooku dopiero w tym roku, przed wyborami. Byli tam wcześniej aktywni jego zastępcy, ale on najwyraźniej uznawał, że nie musi. Gdy jednak pojawiło się jego konto, to od razu z przytupem.

Nagle gdynianie i gdynianki mogli zobaczyć, jak ich prezydent morsuje, tańczy, śpiewa. Złośliwi kpili, że brakuje tylko tego, żeby zrobił striptiz. W kilka tygodni nie udało się jednak nadrobić wieloletnich zaniedbań na tym polu.

To nie przypadek, że wybory prezydenckie w Gdyni w pierwszej turze wygrała Aleksandra Kosiorek z komitetu “Gdyński dialog”. Dialog to bowiem pięta achillesowa ostatnich lat rządów Szczurka. Mieszkańcy Gdyni od lat skarżyli się, że lokalna demokracja szwankuje, że brakuje im konsultacji społecznych, spotkań z prezydentem, debat, transparentności administracji.

Miejscy aktywiści w Gdyni np. przez kilka lat toczyli bój o to, żeby obrady rady miasta były transmitowane w internecie, co już dawno było standardem w Sopocie i Gdańsku. Gdynia z oporami wprowadzała także budżet obywatelski czy uchwałodawczą inicjatywę obywatelską, kulał dostęp do informacji publicznej.

Wynikało to z aroganckiego przeświadczenia, że to Samorządność Wojciecha Szczurka, jako lokalne ugrupowanie polityczne rządzące miastem od lat, tak naprawdę reprezentuje mieszkańców, podczas gdy opozycyjni radni z PO i PiS reprezentują tylko interes swoich partii. Wysokie zwycięstwa prezydenta z wyborów na wybory tylko wzmacniało to przeświadczenie. W mieście stworzył się wręcz zabetonowany układ i nawet w małych radach dzielnic dominowali ludzie Samorządności Szczurka.

To wszystko spowodowało, że w Gdyni powstało kilka silnych ruchów miejskich (niepartyjnych), które, choć nieobecne w radzie miasta, w ostatnich latach mocno krytykowały ekipę Szczurka w mediach społecznościowych.

Było co krytykować

Krytykowali po pierwsze za korki, brak nowych rozwiązań komunikacyjnych, ścieżek rowerowych i w ogóle wizji transportowej miasta. Przebudowy głównych ulic są od dawna opóźnione. W internecie można znaleźć na ten temat dziesiątki memów i filmików.

Po drugie za ciągnącą się w ślimaczym tempie budowę nowego centrum (które przez wielu jest krytykowane za nieprzystające do modernistycznej zabudowy miasta), a także lodowiska, pływalni, kolei do północnych dzielnic.

Po trzecie środowiska lewicowe od lat krytykują władze za brak polityki mieszkaniowej i oddanie w tej dziedzinie pola deweloperom.

Po czwarte wielu krytykuje władze za wydawanie zbyt dużych pieniędzy na własną promocję czy spektakularne imprezy, a za mało na realne problemy mieszkańców. Krytykowany jest też za przywiązanie do wizji budowy własnego lotniska w Gdyni, w sytuacji, gdy prężnie rozwija się pobliski port lotniczy w Gdańsku.

I można powiedzieć, że właśnie ruchy miejskie odsunęły ekipę Szczurka od władzy, bo to kandydaci przez nich popierani wygrali z prezydentem i weszli do rady miasta.

Kim jest Aleksandra Kosiorek?

Wyniki wyborów prezydenckich w Gdyni:

Kandydat PiS zajął dopiero czwarte miejsce z wynikiem 12,7 proc. W wyborach do rady miasta wygrała KO, która będzie mieć 13 radnych, Gdański Dialog – 7, PiS – 3, Samorządność – 5. Prawdopodobnie PiS i Samorządność Szczurka znajdą się więc w opozycji.

Takich wyników nie dało się przewidzieć, bo lokalne sondaże przed wyborami wskazywały, że wygra Szczurek, Szemiot będzie drugi, a Kosiorek trzecia z zaledwie 7 procentami.

Aleksandra Kosiorek weszła do polityki za sprawą Strajków Kobiet i protestów pod sądami, których była organizatorką w Gdyni. Wcześniej ta 39-letnia prawniczka, radczyni zajmująca się prawem medycznym nie była szerzej znana.

Gdyński Dialog, który ją wystawił w wyborach, dobrze się jednak do nich przygotował. Jeszcze w 2023 roku zrobili prawybory, w których Kosiorek pokonała Bartłomieja Austena. Zebrali potrzebne fundusze i bardzo wcześnie, już w listopadzie, ogłosili, że to ona będzie ich kandydatką. Prowadzili widoczną, bardzo profesjonalną, aktywną kampanię i wierzyli w sukces.

Paradoksalnie pod wieloma względami Gdyński Dialog i jego kandydatka przypominają Samorządność Wojciecha Szczurka. Tu też są ludzie o różnych poglądach – od lewa do prawa. Kosiorek kojarzona jest z lewicą, Bartłomiej Austen startował z Nowoczesnej, a kolejny z liderów ruchu Zygmunt Zmuda- Trzebiatowski to konserwatysta, który związany był z Polską 2050, a wcześniej był bliskim współpracownikiem Szczurka, przewodniczącym Rady Miasta Gdyni. Gdyński Dialog odwołuje się też do dziedzictwa poprzedniej prezydentki miasta Franciszki Cegielskiej, politycznej mentorki Szczurka.

Kosiorek, choć organizowała protesty Strajku Kobiet w Gdyni, podczas wyborczej debaty unikała odpowiedzi o aborcję i odpowiedziała negatywnie na pytanie, czy jako prezydentka weźmie udział w marszu równości. Nie chce więc być, podobnie jak Szczurek, jednoznacznie szufladkowana politycznie.

W poniedziałkowy wieczór, gdy już znane były oficjalne wyniki, powiedziała dziennikarzom:

„Wynik, który uzyskałam w Gdyni, był o 10 proc. lepszy od konkurenta i jest dla mnie wielką nobilitacją. Mieszkańcy wskazali, że bezpartyjna, nieuwikłana w spory prezydentura to najlepszy wybór. Rozmowy z mieszkańcami, otwartość i dialog procentują – i tak chcę dalej prowadzić tę kampanię”, mówiła Kosiorek. „Wojciechowi Szczurkowi za lata prezydentury, zwłaszcza pierwsze kadencje, należy się uznanie, szacunek i podziękowanie. To, że później było już coraz gorzej, a ostatnia kadencja była dramatycznie zła, nie powinno zmieniać oceny tego dorobku. Szkoda, że pan prezydent przeoczył ten moment, gdy mógł, na własnych warunkach, zejść ze sceny”.

Konkurent z poparciem PO, Lewicy, Zielonych

Jej konkurentem w drugiej turze będzie 48-letni Tadeusz Szemiot. To wieloletni, doświadczony radny PO, który startował w tych wyborach z szerokim poparciem – PO, Zielonych, całej lewicy oraz Koalicji Ruchów Miejskich. Formacja ta dostała najwięcej mandatów, więc rywalizacja w drugiej turze zapowiada się emocjonująco.

„Wynik pani Kosiorek jest naprawdę zaskakujący, bo przedwyborcze sondaże nie dawały jej szans”, komentuje prof. Piotr Uziębło, konstytucjonalista i znawca prawa wyborczego z UG. „Być może metodologia tych sondaży była niewłaściwa, a może część wyborców Szczurka nie przyznawała się do swoich prawdziwych preferencji. Trzeba jednak przyznać, że ostatnie lata to nie były najlepsze lata Gdyni. O ile pierwsze kadencje prezydenta Szczurka to były spektakularne sukcesy, o tyle teraz wiele rzeczy było krytykowanych. Mieszkańcy narzekali na permanentne korki, szczególnie w południowych dzielnicach czy sposób zabudowy centrum. Wielu mieszkańców miało też poczucie, że Gdynia staje się takim prowincjonalnym miastem, które się wyludnia, szczególnie gdy porównywali ją z Gdańskiem, który się dynamicznie rozbudowuje i ma coraz więcej mieszkańców. Wydaje mi się, że decydującym czynnikiem wpływającym na wybory była więc stagnacja w rozwoju miasta i silna chęć zmiany”.

W poniedziałek rano prezydent Szczurek napisał na Facebooku: „Według nieoficjalnych wyników, w Gdyni będzie druga tura wyborów. Niestety beze mnie. Przyjmuję to z pokorą, jestem wdzięczny za każdy oddany głos i gratuluję kontrkandydatom. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Jedno jest pewne: to było niezapomniane 26 lat i największy z możliwych zaszczytów. Wszystko, co robiłem, robiłem z myślą o Was — gdyniankach i gdynianach. Dziękuję. Kocham Gdynię.”

W Gdańsku bez zaskoczenia

O ile w Gdyni były emocje i zaskakujące rozstrzygniecie, o tyle w Gdańsku i Sopocie wyniki były do przewidzenia. Aleksandra Dulkiewicz zdobyła 57,9 proc. i wygrała w pierwszej turze. Jej rywalami było sześciu mężczyzn, mało znanych lub debiutujących w polityce. Drugi na podium był kandydat PiS Tomasz Rakowski, który dostał 20,3 proc. głosów, ale głównie przez szyld partii, bo to również w Gdańsku postać mało znana, a jego kampania na ulicach była prawie niewidoczna. Trzeci z 6,9 proc. poparcia był Andrzej Pecka, kandydat komitetu Gdańska Wspólna Droga 2050, lekarz kardiolog i polityczny debiutant.

W przeciwieństwie do sytuacji w Gdyni można było odnieść wrażenie, że rywale urzędującej prezydentki nie wierzą we własny sukces. Ich kandydatury ogłoszone zostały bardzo późno, na mieście było mało ich banerów i byli mało aktywni w mediach społecznościowych. Nie wykreowali też żadnego tematu kampanii, który byłby dyskutowany. Można powiedzieć, że Aleksandra Dulkiewicz wygrała w pierwszej turze słabością swoich konkurentów. Nawet osoby, które krytycznie oceniały jej pięć lat rządów w Gdańsku, postanowiły na nią zagłosować w pierwszej turze, bo jej rywale po prostu nie dali się poznać. Od mojego sąsiada usłyszałem: – Nie przepadam za Dulkiewicz, ale i tak na nią zagłosuję, bo wiadomo, że wygra, a po co mamy znowu głosować za dwa tygodnie?

To postawa bliska wielu mieszkańcom Gdańska, choć oczywiście urzędująca prezydentka ma również bardzo dużo oddanych wyborców, o czym świadczy wynik, i jej, i wspierającej ją Koalicji Obywatelskiej i Stowarzyszenia “Wszystko dla Gdańska”. Ta formacja zdobyła w Gdańsku aż 57,7 proc. głosów, co przekłada się na 25 mandatów w 34-osobowej radzie miasta. PiS zdobyło tu 21 proc. i 8 mandatów. To zdecydowanie gorszy wynik tej partii niż pięć lat temu, które miało do tej pory 12 radnych.

Do rady miasta dostała się również Jolanta Banach, znana w Gdańsku polityczka Nowej Lewicy, która startowała z dziwnego prawicowo-lewicowego komitetu Gdańska Wspólna Droga 2050. Tworzyły go Nowa Lewica, Polska 2050 Szymona Hołowni oraz ruch Gdańsk Tworzą Mieszkańcy. Prezesem tego ostatniego jest Łukasz Hamadyk, prawicowy polityk, który 15 października startował z list Konfederacji. Eksperyment się nie powiódł. W skali całego miasta komitet zdobył tylko 8 proc. głosów, a dostała się z niego tylko Jolanta Banach, która w swoim okręgu zrobiła dobry wynik. Dla wielu wyborców taki ideowo-polityczny miszmasz był nie do przejścia.

Sopot dla następczyni Karnowskiego

Zaskoczenia nie było także w Sopocie. Wygrała Magdalena Czarzyńska-Jachim, która zdobyła 59,27 proc. głosów. To wieloletnia wiceprezydentka Sopotu, najbliższa współpracowniczka prezydenta Jacka Karnowskiego. 15 października Karnowski został posłem, ale już wcześniej ogłosił ją swoją następczynią. Po wyborach została komisarzem w Sopocie (wcześniej przez kilka tygodni był nim człowiek wyznaczony jeszcze przez premiera Morawieckiego).

Czarzyńska-Jachim również nie miała przeciw sobie mocnych rywali. Najpoważniejszym jej konkurentem był Jarosław Kempa, wieloletni radny z klubu Kocham Sopot, który dostał 18,5 proc. Kempa jest znany w Sopocie, ale w ostatnich latach był całkowicie niewidoczny. Uaktywnił się kilka miesięcy temu, prowadził ciekawą kampanię, ale to było za mało, żeby pokonać energiczną urzędującą prezydentkę.

Kandydat PiS był trzeci i dostał 15,5 proc.

W wyborach do rady miasta było podobnie – komitet Czarzyńskiej-Jachim zdobył aż 57,9 proc. (14 mandatów), PiS – 17,9 proc. (4 mandaty) i Kocham Sopot – 15,6 proc. (3 mandaty).

Era “trzech tenorów” skończyła się już w Trójmieście definitywnie. 21 kwietnia dowiemy się, czy rozpocznie się era trzech kobiet prezydentek.

;
Maciej Sandecki

Dziennikarz przez ostatnie 25 lat związany z "Gazetą Wyborczą". Pisze m.in. o polityce, samorządzie, ekologii, prawach człowieka. 

Komentarze