0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by YASIN AKGUL / AFPPhoto by YASIN AKGUL...

„Dziś opozycji jest raczej przykręcana śruba. Ekrem İmamoğlu, najpoważniejszy kontrkandydat obecnego prezydenta, mierzy się z inflacją postępowań prokuratorskich. Ich skutkiem może być zablokowanie mu możliwości kandydowania w wyborach prezydenckich. Po zachowaniu władz widać, że jest to kandydat, którego władza się obawia” – mówił OKO.press w opublikowanym 12 marca tekście dr Karol Wasilewski z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Zaledwie tydzień później turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan przystąpił do działań.

18 marca 2025 Uniwersytet Stambulski pozbawił burmistrza Stambułu dyplomu ukończenia tej uczelni. Przedstawiciele Uniwersytetu przekazali, że anulowali dyplom İmamoğlu i 28 innym osobom z powodu „oczywistych błędów”. W Turcji rektorów wyższych uczelni wybiera rząd, co pozwala uczynić z nich narzędzie politycznej walki.

W Turcji dyplom ukończenia szkoły wyższej jest niezbędnym warunkiem, by wystartować w wyborach prezydenckich.

Rano 19 marca władze poszły krok dalej. İmamoğlu nie poszedł dziś do pracy – zatrzymała go policja i zaprowadziła na przesłuchanie. Stawia się mu zarzuty korupcji i popierania terroryzmu przez pomoc dla PKK, Partii Pracujących Kurdystanu, traktowanej w Turcji jako ugrupowanie terrorystyczne.

Zamach przeciwko woli ludu

Tuż przed zatrzymaniem polityk nagrał filmik, w którym mówi o „zamachu przeciwko woli ludu” i umieścił go w mediach społecznościowych:

View post on Twitter

Żeby zrozumieć wagę takiego działania burmistrza Stambułu, możemy stosunkowo prosto przełożyć te wydarzenia na warunki polskie. Mamy bowiem sytuację, w której rząd zamyka prezydenta największego miasta, polityka przeciwnego obozu, pretendenta do Pałacu Prezydenckiego i oskarża go o korupcję oraz działanie antypaństwowe. Czyli mniej więcej tak, jakby PiS za swoich rządów z dnia na dzień zamknął Rafała Trzaskowskiego w więzieniu.

W ramach UE byłoby to jednak działanie posunięte o kilka kroków za daleko, coś, czego nie dopuściłby się nawet Viktor Orbán. Prezydent Turcji natomiast może wykorzystać korzystną dla siebie sytuację międzynarodową. I być może ujdzie mu to na sucho.

To nie pierwszy opozycjonista w więzieniu

Nie da się na gorąco ocenić zasadności zarzutów. Najprawdopodobniejsza interpretacja tych zdarzeń to jednak represje polityczne. Rządy Erdoğana już wcześniej stosowały podobne działania wobec opozycjonistów.

Na przykład w 2014 roku współlider prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (Halkların Demokratik Partisi, HDP) Selahattin Demirtaş zdobył w wyborach prezydenckich 9,8 proc. głosów, co dało mu trzecie miejsce. W 2015 współprowadził partię do 13,1 proc. w wyborach parlamentarnych. Od 4 listopada 2016 roku przebywa w areszcie. Zarzuca mu się między innymi antypaństwową retorykę i wspieranie kurdyjskiego separatyzmu.

Już w marcu tego roku prezydent Erdoğan sugerował, że w ramach polityki rekoncyliacji z grupami kurdyjskimi Demirtaş może wyjść na wolność. Dzisiejszy skręt w stronę represji wobec opozycji stawia to pod dużym znakiem zapytania.

Przeczytaj także:

Pretendent

Wróćmy teraz do İmamoğlu. Kim jest zatrzymany polityki i dlaczego prezydent uważa go za tak duże zagrożenie?

54-letni polityk uzyskał anulowane wczoraj dyplomy w latach 80. Posiadał licencjat z zarządzania w biznesie i magisterkę z zarządzania zasobami ludzkimi. Po studiach pracował w rodzinnej firmie budowlanej. W 2009 roku wstąpił do Republikańskiej Partii Ludowej (Cumhuriyet Halk Partisi, CHP).

W 2019 roku stał się symbolem wyborczego zwycięstwa przeciwko rządzącej od 2002 roku Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (Adalet ve Kalkınma Partisi, AKP), partii Erdoğana.

Stanął wówczas do wyborów burmistrza Stambułu, poparły go również inne partie opozycji, w tym HDP. Po zaciętej kampanii wygrał z kandydatem AKP, byłym premierem Binali Yıldırımem. Według wyników pierwszego przeliczenia głosów w 16-milionowej metropolii wygrał o zaledwie 25 tys.

Przeliczenie, którego domagała się władza, zmniejszyło tę przewagę do zaledwie 16 tys., ale jej nie zniwelowało. Dodajmy, że to ekstremalnie mała różnica, wybory w Stambule mają ogromną skalę. Chodzi o niemal 9 mln głosów. To więcej niż w trzech pierwszych polskich wyborach do Parlamentu Europejskiego.

İmamoğlu objął urząd, a po niecałym miesiącu został usunięty ze stanowiska decyzją Sądu Najwyższego. Wyniki wyborów anulowano. W powtórce mieszkańcy największej tureckiej metropolii wyrazili niezadowolenie z powodu majstrowania władzy przy wynikach wyborów. Tym razem opozycyjny polityk wygrał przewagą 800 tys. głosów i stosunkiem 54,2 proc. do 45 proc.

Symboliczna porażka

W kolejnych wyborach w Stambule w 2024 roku İmamoğlu potwierdził swoją pozycję. Wygrał z kandydatem AKP Muratem Kurumem przewagą ponad miliona głosów i zapewnił sobie kolejne pięć lat rządów miastem. Przy okazji potwierdził swoją pozycję najsilniejszego polityka opozycji i potwierdził ambicje prezydenckie.

Dla rządzącej AKP to symboliczna porażka. W 2019 roku nie udało się powstrzymać porażki w najważniejszym mieście w kraju. Autorytaryzm AKP pokazał swoje ograniczenia. A pozycja burmistrza Stambułu ma swoją wagę. W latach 1994-1998 rolę tę pełnił obiecujący polityk, czterdziestoletni na początku kadencji Recep Tayyip Erdoğan.

Trzy lata po opuszczeniu stanowiska burmistrza Stambułu założył AKP, po kolejnych dwóch latach został najważniejszą osobą w Turcji. I nie opuścił tej pozycji do dziś. Do 2014 sprawował funkcję premiera, od tego momentu jest prezydentem. Wybory wygrał już trzy razy – w 2014, 2018 i 2023 roku. W 2017 roku Turcy w referendum konstytucyjnym opowiedzieli się za wzmocnieniem roli prezydenta i usunięciem z systemu politycznego funkcji premiera.

Limit kadencji

Teoretycznie Turcja zachowała limit dwóch kadencji dla prezydenta. Ale zmiana konstytucji go Erdoğanowi wyzerowała. Więc teoretycznie sprawuje on teraz drugą kadencję i równie teoretycznie nie może startować w kolejnych wyborach w 2028 roku.

W marcu 2024 roku prezydent powiedział, że nie zamierza ubiegać się o kolejną kadencję. Jako powody podał nawał pracy na tym stanowisku i ograniczenia prawne wynikające z konstytucji. Wyraził też wówczas nadzieję, że jego partia pozostanie przy władzy.

Zarządzanie emocjami politycznymi

Zatrzymanie İmamoğlu to właśnie działanie w tym duchu – próba zabezpieczenia interesów własnej partii i unieruchomienie groźnego przeciwnika. Erdoğan powinien jednak pamiętać, że próba wyeliminowania lidera CHP w 2019 roku skończyła się jeszcze lepszym wynikiem opozycyjnego kandydata.

Jeśli jednak turecka władza nie wykona zwrotu o 180 stopni, bardzo możliwe, że lider opozycji skończy w więzieniu i z całą pewnością nie wystartuje w wyborach prezydenckich. Jeśli tak się stanie – to czy wyborach powszechnych za trzy lata emocje polityczne dalej będą ogniskowały się wokół tego momentu i wokół İmamoğlu?

Na razie nastroje są na wysokim poziomie. Poza İmamoğlu zatrzymano około 100 osób związanych z opozycją, w tym znanego dziennikarza Ismaila Saymaza (4 mln obserwujących na Twitterze).

Władze zakazały protestów na najbliższe cztery dni. Mimo tego w Stambule przeciwko represjom wobec opozycji na ulice wychodzą setki osób. Na poniższym filmiku widać, jak protestujący studenci przełamują blokadę policyjną:

View post on Twitter

I te emocje mogą dopiero zapłonąć na dobre. Stambulski samorząd zwołuje swoich zwolenników na 20:30 w środę 19 marca na wiec poparcia dla İmamoğlu do parku Saraçhane. Frekwencja na wiecu i reakcja władz na to zgromadzenie wiele powiedzą nam zarówno o determinacji tureckiej opozycji do przeciwstawienia się Erdoğanowi, jak i determinacji władzy do powstrzymania opozycji.

Decyzja, by zatrzymać İmamoğlu już teraz, może być właśnie lekcją wyciągniętą z 2019 roku – by nie dopuścić do wybuchu negatywnych wobec władzy emocji blisko wyborów. To, że lider opozycji aresztowany jest już dziś, może też wynikać z sytuacji międzynarodowej. USA Trumpa najpewniej nie będą naciskać na Turcję z powodu represji wobec opozycji. UE potrzebuje Turcji jako przeciwwagi dla Rosji w Ukrainie.

Kolejny start prezydenta?

Rządząca AKP nie ogłosiło jeszcze oficjalnie swojego kandydata w kolejnych wyborach, do których zostało jeszcze ponad trzy lata. Jak nietrudno się domyślić – bardzo możliwe, że ostatecznie będzie nim urzędujący prezydent. Chociaż w zeszłym roku prezydent od startu się odżegnywał, już w styczniu tego roku rzecznik AKP wcale takiego rozwiązania nie wykluczał.

Jeśli znajdzie się wola, powinien znaleźć się też sposób. Można zarządzić przedterminowe wybory, co można by interpretować jako start przed końcem limitu. Lub po prostu kolejny raz zmienić konstytucję. Wspomniany przed chwilą rzecznik AKP mówił też, że dla decyzji o starcie ważne jest to, czy Turcy będą dalej chcieli widzieć Erdoğana przy władzy.

Kiepskie sondaże partii władzy

Sondaży dotyczących wyborów prezydenckich jeszcze nie ma, daleko jeszcze do wiarygodnej listy kandydatów – szczególnie w sytuacji, w której jednego z głównych pretendentów można z dnia na dzień wsadzić do aresztu. Wraz z wyborami prezydenckimi odbywają się też wybory parlamentarne. Tak było też w 2023 roku. AKP te wybory wygrała, ale z wynikiem 35,6 proc. nie zdobyła samodzielnej większości w 600-osobowym parlamencie.

Gorszy procentowy wynik AKP osiągnęło tylko w swoich pierwszych wyborach w 2002 roku – 34,3 proc. Tylko dzięki temu, że tylko dwie partie przekroczyły wysoki, 10-proc. próg wyborczy, AKP zdobyło ponad połowę posłów.

Dziś wyniki sondaży partyjnych pokazują, że od wyborów z maja 2023 roku AKP jest w trendzie spadkowym. Podobnie było jednak między wyborami w 2018 i 2023 roku, aż w ostatnich miesiącach notowania AKP ponownie urosły. W poprzednim cyklu średnia sondażowa opozycyjnej CHP nigdy jednak nie wyprzedziła AKP. W tym cyklu, w ostatnim roku to CHP częściej jest na szczycie.

Turcja zachowuje elementy demokratyczne. Nie dosypuje się tam głosów do urny jak w Rosji. Choć wobec opozycji stosuje się ostre represje, przykład wyborów w Stambule pokazuje, że władzę można pokonać metodami demokratycznymi. Dzisiejsze wydarzenia pokazują z kolei, że władza zrobi wszystko, by nikt jej w 2028 roku nie okrążył.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze