Rozpoczynające się w piątek piłkarskie Euro rozpala emocje, choć oczekiwania wobec naszych piłkarzy są nieco mniejsze, niż jeszcze kilka lat temu. Mimo to media żyją każdym ich ruchem i drżą o zdrowie Roberta Lewandowskiego. Trudno się dziwić, że irytują się ci, którzy futbolu nie śledzą
Nawet w największych sceptykach i hejterach polskiej reprezentacji – przynajmniej tych, którzy jednak jej zmagania obserwują – pewnie zapłonęło niewielkie światełko nadziei. W sparingach przed Euro 2024 drużyna zaprezentowała się powyżej oczekiwań, wygrywając 3:1 z Ukrainą i 2:1 z Turcją.
Drugi mecz rozgrywała bez kilku ważnych piłkarzy, w tym największej gwiazdy – Roberta Lewandowskiego. Mimo to sobie poradziła. Być może właśnie dlatego nadzieje rosną, choć grupie zmierzy się z gwiazdorskimi składami Francji, Holandii i silną Austrią.
Niestety rację mogą mieć ci, którzy skazują polską reprezentację na pożarcie – kilka udanych meczów nie zmywa przecież niesmaku po sromotnych porażkach w eliminacjach Mistrzostw Europy, w tym z nisko notowaną Mołdawią.
Emocje podgrzewają media – szczególnie telewizje. W TVP Info od poniedziałku Euro 2024 jest tematem numer jeden. Stacja, podobnie jak konkurencja z TVN24, śledzi każdy ruch piłkarzy.
Obserwujemy trasę ich autokaru, każdy rozdany autograf, każdy uśmiech, którym dzielą się z kibicami. Media z coraz większą sympatią wypowiadają się również o selekcjonerze naszej drużyny Michale Probierzu. To o tyle zaskakujące, że jego wybór na trenera był mocno krytykowany.
Sceptycy twierdzili, że o takiej decyzji zadecydowała sympatia i stara znajomość pomiędzy byłym szkoleniowcem reprezentacji młodzieżowców, potem białostockiej Jagiellonii oraz Cracovii, a prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezarym Kuleszą. Dziś coraz więcej mówi się o tym, że Probierz na tle poprzednich selekcjonerów wypada zaskakująco dobrze, potrafi zbudować dobrą atmosferę w zespole, w czasie konferencji prasowych wygląda na pewnego i spokojnego.
Co zrobić, by wygrać pierwszy mecz z Holandią w niedzielę 16 czerwca? „Strzelić o jedną bramkę więcej”. Jak piłkarze mogą wyczyścić głowę? „Muszą mieć czas wolny, ja też, jak będę miał ochotę, to też skoczę zagrać w golfa”. Jaki jest stan naderwanego mięśnia Roberta Lewandowskiego? „Zobaczymy, są naderwania duże, i naderwania małe”.
Takie zwięzłe i pewne wypowiedzi Probierza budują jego wizerunek jako solidnego fachowca, który woli powiedzieć za mało, niż za dużo.
Na kilka dni przed Mistrzostwami Europy zaczęło się pompowanie balonika oczekiwań, chociaż to balonik o wiele mniejszy, niż w przypadku poprzednich turniejów. Dziennikarze ostrożnie mówią o nadziejach na wyjście z grupy. Biorąc pod uwagę siłę konkurentów, już przejście do fazy pucharowej turnieju będzie odbierane jako duży sukces.
Balonik jest mniejszy, ale stopień zainteresowania mediów polską reprezentacją nie odbiega od tego, który prezentowały w przypadku Mistrzostw Świata w 2022 i poprzednim Euro w 2021 roku.
Wspomniałem już o tym, że kamery śledzą każdy ruch piłkarzy. Nic więc dziwnego, że żarty piszą się same. Dziennikarze portalu Goal.pl w satyrycznym programie „Futbol futbolu” odwiedzili hotel, w którym reprezentacja Polski nie będzie spać podczas Euro 2024 – co więcej, nie będzie jej tam również przed i po turnieju. Sprawdzili łóżka, w których nie będą spać nasi reprezentanci, łazienki, z których nie skorzystają, a przede wszystkim wyposażenie baru, w którym nie wypiją ani jednego drinka – podkreślmy, że nie tylko podczas Euro, ale i przed, i po turnieju.
Oglądając programy informacyjne, przeglądając portale i słuchając radia, można uznać, że
udo Roberta Lewandowskiego to nasz największy narodowy skarb.
Informacje o stanie kontuzji najlepszego polskiego napastnika pojawiają się po kilka razy na stronach głównych Wirtualnej Polski, Onetu, Gazety.pl i Interii. W piątek portale zauważały, że „Lewy” z piłką pod pachą pojawił się na otwartym dla mediów treningu reprezentacji. Można więc mieć nadzieję, że opuści jedynie niedzielny mecz z Holandią. Informacja ta była podawana w sensacyjnym tonie.
Nic dziwnego, że atmosfera przed turniejowej emfazy irytuje osoby niezorientowane, nieinteresujące się, a wreszcie te, które piłki nożnej zwyczajnie nie znoszą. To jeden z tych momentów, kiedy futbolu nie da się zignorować. Pojawiają się też łatwe do zrozumienia wątpliwości.
Bo dlaczego cały naród ma drżeć o udo Lewandowskiego grającego w najwyżej przeciętnej reprezentacji, a nie rozmawia o bólu palca siatkarskiego mistrza świata Bartka Kurka?
Dlaczego nie zastanawiamy się, w jakim hotelu w Paryżu spała zwyciężczyni tenisowego Rolanda Garrosa Iga Świątek?
Z jakiego powodu piłkarskie transfery męskich gwiazd budzą większe emocje, niż angaż znakomitej snajperki Ewy Pajor w FC Barcelonie? Gdy do tego samego klubu z Bayernu przechodził „Lewy” media trwały w zachwycie. O sukcesie naszej piłkarki informowały głównie serwisy tematyczne.
Na organizację siatkarskich Mistrzostw Europy w Polsce w 2021 roku ministerstwo sportu przeznaczyło 5,4 mln złotych. W 2012 roku – a więc na długo przed wzrostem inflacji – na organizowane w Polsce Euro z publicznych środków według szacunków poszło nieco poniżej 200 mln złotych, i to nie licząc budowy stadionów. Jedynie ten w Gdańsku pochłonął 846 mln złotych. W 2022 roku majątek Polskiego Związku Piłki Nożnej przekraczał 300 mln złotych.
W tym samym czasie Polski Związek Tenisa dysponował aktywami o wartości poniżej 2 mln złotych. PZPN na wsparcie żeńskich klubów dwóch najwyższych klas rozgrywkowych przeznaczył w tym roku ponad 5 mln złotych. To tyle, ile kluby męskiej ekstraklasy potrafią wydać na jeden transfer, i tyle, ile zgarnął w zakończonym sezonie zwycięzca Pucharu Polski. A w porównaniu z europejską elitą to i tak niewielkie kwoty.
Dysproporcje w finansowaniu sportów powinny być mniejsze. Szczególnie mocno rażą w przypadku żeńskiego futbolu, który potrzebuje finansowego zastrzyku, by umożliwić piłkarkom utrzymywanie się z profesjonalnych występów na boisku.
Bez tego Polki dalej będą sromotnie przegrywać z najlepszymi, przypadki uznanych na świecie zawodniczek będą jedynie wyjątkami, a kibice zmagania Polek będą traktować jako możliwą do pominięcia ciekawostkę. W takiej sytuacji do grania garnąć będzie się coraz mniej dziewczynek – i tak koło się domyka.
Z drugiej strony pieniądze idą tam, gdzie uwaga kibiców i zainteresowanie uprawianiem danej dyscypliny. Zdeterminowani nie potrzebują boiska i bramek, by pograć w piłkę nożną. W końcu wystarczą cztery kamienie wyznaczające linie bramkowe, a za futbolówkę może robi najtańsza piłka z marketu.
Historia zna też przypadki, w których nawet piłka nie była potrzebna. By grać na dużych przerwach, wystarczy w końcu dość szeroki szkolny korytarz i zwinięty w kulkę kawałek papieru. W przypadku tenisa czy siatkówki potrzebny jest dostęp do obiektów i sprzętu.
Bariera wejścia do uprawiania futbolu jest wyjątkowo niska, w związku z czym pewnie stał się tak popularny, a w krajach takich jak Brazylia czy Argentyna ma niemal rangę religii.
Popularność zawodników masowego i łatwego do uprawiania sportu wpływa z kolei na aktywność fizyczną młodzieży. Dzieciaki wybierają sobie na idola Lewandowskiego, Mbappe czy Messiego, potem biorą pod pachę piłkę i próbują dorównać swoim bożyszczom na osiedlowym boisku.
Z tego punktu widzenia można się kłócić, że inwestowanie publicznych środków w piłkę nożną ma być może sens. Wydatki opłacają się też prywatnym sponsorom, którzy pokazując swoje loga podczas piłkarskich wydarzeń, mogą liczyć na większe zyski dzięki większej oglądalności wydarzeń.
Czy dużo więcej osób obserwuje piłkarskie mecze niż zmagania na kortach i siatkarskich boiskach? Dużo więcej. Finał wielkoszlemowego Rolanda Garrosa z udziałem Igi Świątek śledziło w sumie 2,2 mln widzów na dwóch antenach. Oglądalność towarzyskiego meczu Polska-Turcja wyniosła z kolei 4,2 mln widzów. Finał męskiej Ligi Mistrzów w 2023 roku (bez udziału polskiej drużyny) śledziło z kolei 2,8 mln widzów.
Od piątku uwagę widzów przyciągać będą zmagania na niemieckich murawach. Euro 2024 będzie pewnie rządzić się turniejową logiką, w której trudno wskazać murowanych faworytów, niektóre z piłkarskich potęg odpadają na samym początku, zdarzają się też historie niespodziewanych wzlotów drużyn, na których sukces nikt nie stawiał.
Przypomnijmy sobie ostatni mundial i fantastyczne występy Maroka, zwycięstwo Grecji w Euro 2004, czeskie wicemistrzostwo kontynentu w 1996 roku czy brak Hiszpanii w fazie pucharowej mundialu 2014.
Piłka nożna, szczególnie na wielkich turniejach, bywa nieprzewidywalna, i chyba przede wszystkim za to kochają ją kibice. Być może w 2024 roku to Polska sprawi niespodziankę? Na razie powstrzymam się od odpowiedzi. Lepiej nie pompować balonika.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze