„Piłka jest okrągła, a bramki są dwie. To cała idea futbolu, niezależnie od płci. Największym problemem jest tu otwartość sponsorów, bo za brakiem dofinansowań idą problemy drużyn. Chodzi też o wizerunek kobiet w sporcie – one za każdym razem muszą udowadniać, że ich piłka to poważny sport, nie fanaberia” – mówi Karolina Wasielewska
"Czytałeś artykuły zapowiadające transfer Ewy Pajor do Barcelony, ale nie te w profesjonalnych mediach sportowych, tylko w bardziej mainstreamowych albo wprost rozrywkowych? Część z nich to oczywiście łopatologiczna opowieść o tym, że – sensacja! – kobiety też grają w piłkę. (...) Reszta to już jazda po najniższych instynktach: „Najlepsza polska piłkarka pokazuje swoje piękne ciało” i seria fotek Ewy w kostiumie kąpielowym. Choć, wierz mi, uroda to jedna z ostatnich rzeczy, którymi akurat ona zawraca sobie głowę.
Swego czasu o Amerykance Alex Morgan, niezwykle skutecznej strzelczyni, nie pisano inaczej, niż „najpiękniejsza piłkarka świata”. Regularnie na różnych stronach pojawiają się też galerie „najseksowniejszych piłkarek”.
Cóż, to już szowinizm w stanie czystym – nie piszemy o osiągnięciach kobiety (albo przynajmniej nie one są głównym tematem), ważne jest tylko, jak się prezentuje w bikini".
Rozmowa z Karoliną Wasielewską, dziennikarką, autorką popularnego bloga Girls Gone Tech i książki "Polka gola! O kobietach w futbolu”.
Na zdj. 26 września 2023 Gdynia. Natalia Padilla (C) podczas meczu Ligii Narodów w Piłce Nożnej Kobiet Polska – Ukraina. Fot. Bartosz Banka/Agencja Wyborcza.pl
Jakub Wojtaszczyk: Niedawno minister sportu i turystyki Sławomir Nitras zaproponował, by w mocno zmaskulinizowanych władzach sportowych było minimalnie 30 proc. kobiet. Powiew zmian?
Karolina Wasielewska*: Mam wrażenie, że Platforma Obywatelska, którą Nitras reprezentuje, stara się odrobić lekcje z braków w równouprawnieniu w czasie rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jeszcze nie tak dawno temu politycy byli bardziej obojętni. Zgadzam się z tą nową polityką, bo zwiększenie liczby piłkarek, co już się dzieje, to jedno. Drugie, równie ważne, to więcej kobiet na znaczących stanowiskach, czy to trenerskich, czy na różnych szczeblach Polskiego Związku Piłki Nożnej. Podobnie uważają moje rozmówczynie, choćby Agata Tarczyńska, która po zakończeniu kariery na boisku, kształci się w stronę managementu piłkarskiego; czy Patrycja Pożarska, która zajmowała się skautingiem dla PZPN.
Świetnie, że nasza reprezentacja piłki nożnej kobiet ma selekcjonerkę, Ninę Patalon. Natomiast to tylko kropla w morzu potrzeb. Nadal brakuje kobiet właśnie na stanowiskach menedżerskich, wśród osób profesjonalnie opiekujących się sportowczyniami. Przez to bardzo często kariery piłkarek są trochę „puszczone luzem”, olane. Stąd ten postulat Nitrasa jest bardzo sensowny, tym bardziej że rodzime struktury działaczowskie w piłce nożnej kobiet formułowały się trochę spontanicznie.
Czyli?
Często do akcji brały się osoby, które w przeszłości same czynnie zajmowały się sportem. Tak, to struktura mocno zmaskulinizowana, ale czy jest szowinistyczna i antykobieca? Anna Gawrońska, jedna z bohaterek mojej książki, powiedziała, że kiedyś w skład PZPN rzeczywiście wchodziły „leśne dziadki”. Natomiast w tej chwili są to ludzie młodsi, z szerszą wiedzą na temat światowej piłki nożnej kobiet. Zdają sobie sprawę z tego, jak do gry podchodzą federacje na Zachodzie. Myślą nowocześnie, stawiają na rozwój tak sportu, jak i sportowczyń. Co bardzo istotne – swoje doświadczenie zdobywali w regionach, gdzie zajmowali się kobiecymi drużynami. Widzą problemy i chcą je rozwiązać. Natomiast dążenie odgórne, systemowe – mam nadzieję – przyspieszy te procesy.
Obecnie wszystkich 18 członków zarządu PZPN to mężczyźni, odpowiadają nawet za piłkę kobiecą. Jak w praktyce facetocentryzm wpływa na miejsca pracy piłkarek w Polsce?
W książce rozmawiam z wieloma mężczyznami, choćby z byłymi selekcjonerami Miłoszem Stępińskim i Romanem Jaszczakiem, którzy mają totalnie pozytywny stosunek do piłki kobiecej. Poświęcili jej bardzo dużo czasu i uwagi. Bez lekceważenia. Natomiast problem jest większy, bo systemowy, który nie jest wynikiem działań pojedynczych szowinistów. Piłkę postrzega się jako męski sport. W tym świecie kobiety nadal traktowane są jako gościnie. Niech sobie grają, ale bez większych oczekiwań. Panuje duża nieufność. Co prawda z Zachodu wieje ciepły wiatr zainteresowania kobiecą piłką, ale wiadomo, ile ta moda potrwa? Może warto poczekać, zobaczyć, czy w ogóle jest sens się angażować?
W kwestii nastawienia do trenowania kobiet, co prawda niektóre piłkarki mówią o potrzebie bardziej psychologicznego podejścia, zwiększenia liczby rozmów, analizowania sytuacji. Ale to promil, choć istotny. Natomiast nie potrzeba specjalnych treningów czy nowych szkoleniowych idei. Piłka jest okrągła, a bramki są dwie. To cała idea futbolu, niezależnie od płci. Zawodniczki i zawodników trzeba dobrze przygotować do rozegrania meczu. Taktyk jest ograniczona liczba. Dlatego największym problemem jest otwartość sponsorów, bo za brakiem dofinansowań idą problemy poszczególnych drużyn. Kolejnym jest wizerunek – kobiety za każdym razem muszą udowadniać, że ich piłka to poważny sport, nie fanaberia.
Skąd ten brak kasy? Reklamodawcom się nie opłaca? A może po prostu nie ma odbiorczyń i odbiorców?
To naczynia połączone. Sponsorzy, choć teraz i tak już odważniejsi, bo dostają pozytywne praktyki z Zachodu, nadal boją się stracić wyłożonej kasy. W historii kobiecego futbolu mamy wiele niechlubnych przypadków, jak Zagłębia Lublin, klubu z sukcesami, który wpadł w finansowe tarapaty i się z nich nie podniósł. Gdy w podobnej sytuacji znajdą się męskie drużyny, próbuje się je reanimować. Bankructwo z dnia na dzień raczej się nie zdarza. W przypadku kobiecych drużyn to zawsze niewiadoma.
Brak sponsorów sprawia, że klubów nie stać na promocję. Co przekłada się na niską frekwencję na meczach. Nie pomagają media. Prócz nielicznych przypadków, jak Ewy Pajor czy Katarzyny Kiedrzynek, niewiele mówi się o piłkarkach. W polskiej lidze za sukces nie uważa się goli, tylko zagraniczne transfery.
Czy granie w piłkę to niemalże wolontariat? Twoje bohaterki często nie utrzymują się z grania. Chociażby Agnieszka Winczo, weteranka ligi niemieckiej, pracowała w laboratorium badania mięsa i w handlu nieruchomościami. Emilia Zdunek, która dziś gra w barwach Pogoni Szczecin, wspomina, że w początkach kariery normą były nędzne zarobki.
Pomysł napisania „Polki gola” przyszedł mi wraz z wysłuchaniem audiobiografii Enioli Aluko, byłej reprezentantki Wielkiej Brytanii w piłce nożnej kobiet, która grę musiała łączyć z pracą prawniczki. W Polsce sytuacja nie wygląda inaczej. Mama Agnieszce Wińczo powiedziała, że zawsze uważała piłkę za hobby córki. Prócz meczów powinna mieć „normalną” pracę. Agnieszka Jędrzejewicz słusznie zauważyła, iż nawet kiedy odpoczywa, to nadal trenuje; sen też jest formą przygotowania się do meczu. Trudno o regenerację czy czas na doszlifowanie niedoskonałości w grze, kiedy musisz pędzić na etat. Mental siada, co negatywnie wpływa nie tylko na konkretną dziewczynę, ale na cały klub.
PZPN zapowiedział, że zainwestuje 1,44 mln złotych w kluby dwóch najwyższych klas rozgrywkowych piłki nożnej kobiet w Polsce. Czy nie byłoby lepiej zacząć od dołu?
Prawdą jest, że o dofinansowanie poniżej drugiej ligi jest bardzo trudno, również w piłce mężczyzn. Natomiast chętnych do gry dziewczynek w wieku 5-8 lat jest naprawdę sporo. Problem zaczyna się wtedy, kiedy te dziewczynki podrosną i będą chciały grać profesjonalnie. Okazuje się, że kluby nie są na to gotowe. Nie chodzi tylko o pensję. Jeszcze kilka lat temu nie było siłowni, fizjoterapeuty czy budżetu na opłacenie leczenia kontuzji zawodniczek.
Na szczęście w ekstraklasie te udogodnienia to dziś już standard. W bardzo wielu miejscach nikt też nie zaprząta sobie głowy dietetyką. Piłkarki żywią się same. W tym kontekście Piotr Kozłowski wspomina w książce o przenosinach swojej podopiecznej Ewy Pajor z Medyka Konin do VfL Wolfsburga. Nagle okazało się, że w niemieckiej, profesjonalnej drużynie nie wystarczy w pośpiechu wciągnąć bułkę z jogurtem, by grać na oczekiwanym poziomie. Drużyna musi działać jak dobrze naoliwiony mechanizm, dlatego każdy element, każda zawodniczka jest zaopiekowana. Tymczasem, jeszcze parę lat temu w Polsce, dziewczyny, jeśli nie załatwiły rehabilitanta na własną rękę i za własne pieniądze, biegały z niedoleczonymi kontuzjami. Być może wspomniane przez ciebie dofinansowanie od PZPN sprawi, że piłkarki przestaną mieć dylematy czy w konkretnym miesiącu kupić korki, czy odżywki, kiedy potrzebują i jednego, i drugiego.
Twoje bohaterki nie chcą powiedzieć, ile zarabiają. Dlaczego?
Nie chcą się skarżyć i podtrzymywać narracji, że jako piłkarki są męczennicami. Na pewno rozmowy o pieniądzach, a dokładnie ich braku toczą się w klubach. Wielokrotnie nic z nich nie wynika. Dziewczyny nie mają szans na podwyżki czy dodatkowy sprzęt. Być może więc zarobki to bolesny temat? Kiedy skończy się kariera, większość z moich bohaterek nie będzie mogła żyć z wcześniejszych inwestycji czy piłkarskiej emerytury, będą szukać nowej pracy, np. jako skautka, nauczycielka wuefu czy trenerka. Przełykają więc tę gorzką pigułkę.
Czytając „Polkę gola”, miałem wrażenie, że orężem piłkarek, prócz talentu, jest samozaparcie…
Kiedy chłopiec zaczyna grać w piłkę nożną, owszem czerpie z niej radość, ale też ma poczucie, że coś znaczy, że przez swoje umiejętności jest kimś. Dziewczynom najczęściej pozostaje tylko satysfakcja, bo przecież, prócz braku perspektyw zarobkowych, nie są traktowane poważnie. Moje bohaterki jednak były bardzo konsekwentne w swoich wyborach i zdeterminowane, by przeć do przodu. Towarzyszyły im silna pasja i przekonanie, że gra w piłkę to wymarzone zajęcie. Były skłonne stawić czoła różnego rodzaju przeciwnościom. A tych jest sporo i to już na samym początku drogi.
Dwunastolatki wyjeżdżają same do internatu i godzą się na ostry sportowy reżim. Bardzo często ich równolatki zawiązują pierwsze miłości, chodzą na imprezy, kosztują „dorosłego życia”. Tymczasem młode piłkarki planują swoje kolejne kroki na murawie. W książce siostry Pajor mówią, że z dnia na dzień zostały odcięte od domu rodzinnego. Nie tylko tęskniły za matką i ojcem, ale także musiały same sobie gospodarzyć. Z jednej strony to opowieści o pośpiesznym dorastaniu, a z drugiej trudne decyzje życiowe, które pojawiają się na późniejszych etapach. Kiedy na początku pandemii Emilia Zdunek dostała angaż w lidze hiszpańskiej, media rozpływały się w zachwycie. Piłkarka, mimo szansy na wielką karierę, uznała, iż jej zdrowie psychiczne nie udźwignie izolacji w obcym kraju. Wróciła do Polski.
Zatrzymajmy się na początkach. Piszesz, że zanim dziewczyny trafią do kobiecej ligi, kopią piłkę w drużynach chłopięcych, prawda?
Tak, ale nie mają z tym większego problemu. Zauważ, że pięcio- czy sześciolatki hasają z chłopakami po podwórku, kopią z nimi piłkę i jest to coś naturalnego. Dziewczyny dopiero we wczesnej nastoletniości silnej doświadczają socjalizacji, dowiadują się, co to znaczy „być kobietą” i co im przystoi, a co nie. Jedna z moich bohaterek na początku swojej kariery była regularnie faulowana przez kolegę, bo ten nie chciał grać z dziewczyną. Innej ubliżali rodzice chłopców z drużyny. Kolejna, kiedy z trybun skandowano jej ksywę „Messi”, słyszała śmiech ojców i matek dzieciaków z przeciwnego klubu. Dziewczyna z męskim pseudonimem? Jak to?
Podobne sytuacje są niestety nieuniknione, bo żyjemy w takim, a nie innym społeczeństwie. Nina Patalon zauważyła, że wiele zależy od podejścia trenera/ki, którzy muszą być mistrzami równouprawnienia. Rozmawiać w szatni, obalać stereotypy. Po prostu wspierać. Na szczęście dziś coraz mniej rodziców upiera się, by dziewczynki nie trenowały piłki. To takie samo zajęcie pozalekcyjne jak każde inne. Jeżeli dziecko będzie miało faktyczny talent sportowy, zastanawiają się, czy dalej inwestować. Przynajmniej w dużym mieście. Na przykład w Warszawie działa Diamonds Academy, akademia piłkarska stworzona dla dziewczynek od 4 do 16 roku życia.
A jak jest w małych miejscowościach?
Tam często działają drużyny kobiece z długoletnimi tradycjami, do których też wchodzą dziewczynki. Problem polega na tym, że – jak mówi Bartłomiej Zdunek, brat Emilii, o prowadzonym przez siebie zespole kobiecym w klubie Błękitni Stargard – w takich drużynach często czterdziestolatki grają ramię w ramię z dziećmi, pieniędzy za to nie ma żadnych, więc jest to zajęcie typowo hobbystyczne. Co nie zmienia faktu, że wiele piłkarek tak zaczyna, i jeśli trafią na kogoś, kto dostrzeże ich talent – to może być pierwszy krok w kierunku normalnej kariery sportowej. Zaletą takich małych drużyn jest to, że próg wejścia nie jest wysoki – grać może każdy, kogo stać na parę korków. A dla osób mieszkających w okolicy fakt, że dziewczynki grają w piłkę, też jest przez to oczywisty. Zwłaszcza jeśli, co się często zdarza, w ramach tego samego klubu działa, na równie amatorskich zasadach, jakaś męska drużyna z niższej ligi.
Każdej z nich kibicuje się na lokalnych festynach, bo to przecież sąsiedzi albo ich dzieciaki. W takich miejscach dokonuje się pełzająca rewolucja feministyczna.
Z badania Women in Football wynika, że 66 proc. kobiet w piłce nożnej zostało dyskryminowane ze względu na swoją płeć. Co koresponduje ze słowami Martyny Nowakowskiej, która w twojej książce zauważa, że niektóre drużyny decydują się na bardziej kuse, seksowniejsze stroje, bo te przyciągają ludzi na trybuny. Czy piłkarki postrzega się przez pryzmat urody?
Na pewno! Czytałeś artykuły zapowiadające transfer Ewy Pajor do Barcelony, ale nie te w profesjonalnych mediach sportowych, tylko w bardziej mainstreamowych albo wprost rozrywkowych? Część z nich to oczywiście łopatologiczna opowieść o tym, że – sensacja! – kobiety też grają w piłkę. Część koncentruje się na postaci Ewy w taki sposób, że da się wyczuć niski poziom obeznania autorki czy autora z tematem; reszta to już jazda po najniższych instynktach: „Najlepsza polska piłkarka pokazuje swoje piękne ciało” i seria fotek Ewy w kostiumie kąpielowym. Choć, wierz mi, uroda to jedna z ostatnich rzeczy, którymi akurat ona zawraca sobie głowę.
Swego czasu o Amerykance Alex Morgan, niezwykle skutecznej strzelczyni, nie pisano inaczej, niż „najpiękniejsza piłkarka świata”. Regularnie na różnych stronach pojawiają się też galerie „najseksowniejszych piłkarek”.
Cóż, to już szowinizm w stanie czystym – nie piszemy o osiągnięciach kobiety (albo przynajmniej nie one są głównym tematem), ważne jest tylko, jak się prezentuje w bikini.
Kobieca piłka nożna jest dużo dalej wobec męskiej, jeśli chodzi o akceptowanie osób nieheteronormatywnych i nietolerowanie homofobii. Mamy kilka lesbijskich reprezentantek, prawda?
Niektóre piłkarki skarżą się, że duża liczba lesbijek to stereotyp, który może zostać wykorzystany jako argument przeciw całej dyscyplinie. Obawy nie są bezpodstawne, przecież żyjemy w najbardziej homofobicznym kraju Unii Europejskiej. Dlatego też wiele dziewczyn nie jest chętna do opowiadania o swoim życiu prywatnym. Natomiast z moich rozmów wynika, że świat piłkarek to faktycznie safe haven dla lesbijek. Są akceptowane, czują wsparcie innych koleżanek. Dlatego się outują i stąd możemy mówić o nieheteronormatywnej nadreprezentacji. Co prawda, jak powiedziałam, niektóre piłkarki obawiają się, że głośne mówienie o sobie zrazi do nich tę garstkę fanów i fanek, ale jednocześnie wybiegają na murawę z tęczowymi opaskami jako formą manifestacji równych praw.
Piłka kobieca to nie tylko otwarte poparcie dla społeczności LGBTQ+, ale też ściągnięcie maczystowskiej łatki z piłki nożnej…
Tak, bo – co dziewczyny chętnie podkreślają – brak tu środowiska hooligansowego. Na meczach nie ma wojen kibiców i przyśpiewek pełnych hejtu, tylko ekscytujące spotkanie, na które możesz zabrać swoje dzieci, przyjaciół.
UEFA i FIFA od lat próbują walczyć z homofobią, rasizmem i przemocą.
Piłka kobieca jest pięknym przykładem, jak wygląda futbol bez tych szkodliwych zjawisk. Dziwię się, że nikt w PZPN nie wykorzystał tego aspektu do promocji!
To, co jeszcze odróżnia piłkarzy od piłkarek to fakt, że nie muszą zaprzątać sobie głowy zajściem w ciążę.
Piłkarki biorą pod uwagę, że mogą nie założyć rodziny. Mąż i dziecko to dla nich drugorzędne wybory. „Może kiedyś?” – często słyszałam w odpowiedzi. Większość z nich zwyczajnie nie jest zajściem w ciążę zainteresowana. Niektóre nie zaprzątają sobie nią głowy, bo wiedzą, jakie posiadanie dziecka ma w ich pracy konsekwencje. Choćby Agnieszka Wińczo opowiadała o swojej koleżance, piłkarce, która przy kolejnym dziecku, musiała zrezygnować z gry. Brakło jej czasu na aktywności poza rodziną. Natomiast mąż, który też jest piłkarzem, gra dalej. Dziecko i sportowy reżim rzadko idą w parze. Dlatego dziewczyny, jeśli już, decydują się na powiększenie rodziny po zakończeniu kariery. Wtedy, po macierzyńskim, mogą zająć się np. trenowaniem. Ale ta decyzja, choć nigdy nie jest łatwa, należy do nich.
Zwiększenie finansów, świadomości, akcja „dziewczyny na boisko”. Co należy zrobić w pierwszej kolejności, aby piłkarki mocniej zagościły w naszej świadomości?
Każdy i każda z nas potrzebuje role models. Jeśli będziemy pokazywać, że piłkarki są, że istnieją, automatycznie zwiększy się nasza świadomość. Ich biografie wzbudzają zainteresowanie. Dziewczynki po prostu nie wiedzą, że mogą coś zrobić, kiedy wokół nie widzą kobiet o podobnych zainteresowaniach. Na szczęście praktyką stają się sportowe pikniki, podczas których małe uczestniczki doświadczają sportowych emocji, strzelają bramki, biegają po murawie czy poznają piłkarki z lokalnego klubu, co może im uświadomić, że futbol też jest dla nich.
Również branża marketingowa poszła po rozum do głowy. Coraz więcej piłkarek pojawia się w reklamach. Z dziewczynami przeprowadza się wywiady. Telewizja Polska transmituje mecze, co dotychczas było nie do pomyślenia. Sportowczynie stają się bardziej widoczne również w przestrzeni miejskiej. Świetnym przykładem jest Medyk Konin, chluba miasta. Piłkarki prowadzą zajęcia wuefu w szkołach czy trenują młodsze koleżanki w dziecięcych zespołach. Drużyna intensywnie pracuje nad zwiększeniem świadomości, by klub mógł zarabiać, utrzymywać zawodniczki i je szkolić. Przekłada się to na patriotyzm lokalny i radość płynącą z oglądania rozgrywek. Czasami to wystarczy, by w ogóle zainteresować się piłką kobiet.
*Karolina Wasielewska, dziennikarka i autorka popularnego bloga Girls Gone Tech. Pracuje też jako prezenterka wiadomości w radiu. Autorka książek „Cyfrodziewczyny. Pionierki polskiej informatyki” oraz „Polka gola! O kobietach w futbolu”.
pisarz i dziennikarz. Autor „Cudownego przegięcia. Reportażu o polskim dragu” (Wydawnictwo Znak). Współpracuje z m.in. Vogue.pl, magazynem „Replika”, portalem Kultura u Podstaw.
pisarz i dziennikarz. Autor „Cudownego przegięcia. Reportażu o polskim dragu” (Wydawnictwo Znak). Współpracuje z m.in. Vogue.pl, magazynem „Replika”, portalem Kultura u Podstaw.
Komentarze