Unia Europejska mogłaby zamrozić Polsce prawo głosu, jeśli ta nie będzie przestrzegać zasad rządów prawa - powiedział wiceszef Komisji Europejskiej. Odpowiedział mu wiceminister spraw zagranicznych, Konrad Szymański. Polski minister przegrał tę wymianę zdań, ponieważ jego argumenty są fałszywe
Unia Europejska mogłaby zamrozić Polsce prawo głosu, jeśli ta nie zmieni kursu i nie będzie przestrzegać zasad rządów prawa. W sprawie rządów prawa nie możemy iść na kompromis. Albo się prawa przestrzega, albo nie. Jeśli nie, Europa nie może milczeć.
Katainen pominął jednak wątek realności tego scenariusza. Do wprowadzenia takich sankcji potrzebna jest jednomyślność wszystkich państw członkowskich (z wyjątkiem tego, którego dotyczy głosowanie). Polski rząd jest chroniony przez premiera Węgier, Victora Orbana, który zapowiedział weto w przypadku planu objęcia Polski sankcjami za łamanie prawa. Choć to jedyny kraj tak otwarcie sprzyjający władzom w Warszawie, to postawienie wniosku o sankcje dla Polski otwiera rozgrywkę polityczną, w której poszczególne kraje członkowskie mogą wykorzystywać kwestię poparcia dla sankcji, by rozgrywać inne interesy.
Dlatego, choć postępowanie polskiego rządu spełnia kryteria użycia procedury z art. 7, akurat wprowadzenie sankcji jest mało prawdopodobne. Świadczy o tym postawa Franza Timmemansa, który z upoważnienia Brukseli prowadzi dialog Komisji Europejskiej z rządem. Nie mając politycznej większości dla objęcia Polski sankcjami, Timmermans wywiera presję nagłaśnianiem naruszeń prawa w Polsce.
Wypowiedź Katainena skomentował wieczorem Konrad Szymański, wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS. W krótkiej wypowiedzi popełnił jednak szereg błędów.
Między Polską a Komisją Europejską nie ma kontrowersji co do zasady praworządności czy rządów prawa. To naczelna zasada polskiej konstytucji. Jest kontrowersja prawna co do jej zastosowania i interpretacji. To jest uzasadniony spór natury prawnej.
Rząd i prezydent RP wprost łamią prawo. Lista tych przewin jest już długa: nieodebranie ślubowania od prawidłowo wybranych sędziów, nieopublikowanie wyroków TK, stosowanie zapisów z całej kolekcji przygotowywanych przez Stanisława Piotrowicza ustaw o Trybunale, mimo iż zostały one wcześniej uznane za niekonstytucyjne, bezprawne obsadzenie na czele Trybunału "prezes" Julii Przyłębskiej.
Tych działań nie się w żaden sposób pogodzić lub uznać za interpretację polskiego prawa, z mocy którego sędziowie TK w wykonywaniu urzędu podlegają tylko przepisom konstytucji, Trybunał Konstytucyjny ma monopol na rozstrzyganie sporów kompetencyjnych między organami władzy państwowej, jako jedyna instytucja w państwie może stwierdzić, że akt prawny jest niezgodny z konstytucją, a jego wyroki są ostateczne i mają moc powszechnie obowiązującą.
Szymański nie ma racji mówiąc, że problem dotyczy interpretacji prawa - PiS korzysta z uzyskanej w wyborach, olbrzymiej władzy (ma posłusznego prezydenta, samodzielną większość w obu izbach Parlamentu i cieszy się nadal wysokim poparciem społecznym), aby niszczyć niezależność instytucji konstytucyjnych bez zmieniania ustawy zasadniczej.
Spór z Komisją europejską jest natury prawnej. Wynika z politycznej awantury, która odbyła się w parlamencie poprzedniej kadencji. Wtedy komisarze nie reagowali emocjonalnie na zmiany prawa, które umożliwiały zdominowanie TK przez ustępującą większość.
Drugiem błędem ministra było zarzucenie Komisji Europejskiej, że nie reagowała, kiedy Platforma Obywatelska i PSL przegłosowały ustawę pozwalającą wybrać dwóch sędziów Trybunału Konstytucyjnego "na zapas", choć ich kadencje kończyły się po rozpoczęciu nowej kadencji Sejmu. Komisja Europejska rzeczywiście wtedy nie reagowała. Nie dlatego jednak, że wszystko było w porządku, albo - co sugeruje Szymański - że UE reaguje tylko błędy Prawa i Sprawiedliwości. KE nie reagowała, ponieważ działały krajowe mechanizmy przeciwdziałania łamaniu prawa - czyli, przede wszystkim, procedura badania zgodności ustaw z konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny.
Po przyjęciu w czerwcu 2015 roku kontrowersyjnej ustawy przez PO-PSL, PiS skierowało do TK wniosek o zbadanie tej sprawy. Później jednak wniosek wycofano - wtedy na wniosek PO doszło do rozprawy, w wyniku której 3 grudnia Trybunał orzekł, że większość PO-PSL nie miała prawa wybrać sędziów na miejsca zwalniane po zmianie kadencji Sejmu, a obowiązkiem prezydenta jest odebrać ślubowanie od sędziów prawidłowo wybranych przez Sejm. 9 grudnia TK orzekł natomiast, że PiS nie miało prawa wybrać pięciu sędziów TK.
Prawo zostało definitywnie złamane dopiero kiedy prezydent Andrzej Duda i PiS zignorowały te wyroki Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent nie odebrał ślubowań od Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego, a PiS zaczęło pisać "ustawę naprawczą" dla Trybunału. Dopiero wtedy - i to na wniosek Witolda Waszczykowskiego - sytuacją w Polsce zajęły się Komisja Wenecka, Parlament Europejski oraz Komisja Europejska, która wszczęła procedurę reagowania na systemowe zagrożenia dla państwa prawnego.
Poważnie rzecz biorąc, komisarz powinien rozumieć, że przestrzeni politycznej do takich księżycowych scenariuszy dzisiaj nie ma. Nie ma powodów, nie ma woli państw członkowskich.
Ta wypowiedź ministra Szymańskiego pokazuje, na czym PiS tak naprawdę opiera swoją strategię wobec Europy. Choć są powody, aby kontynuować procedurę praworządności, to Szymański ma rację w jednym - w Unii Europejskiej nie ma woli politycznej, aby wprowadzić sankcje wobec Polski. W ewentualnym głosowaniu zablokowałyby to zapewne Węgry.
Również najpotężniejsze państwa UE - Niemcy i Francja - w 2017 roku będą zajęte przede wszystkim sobą. W obu tych krajach w tym roku odbędą się wybory.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze