Podpisując Deklarację Rzymską 25 marca premier Beata Szydło mówiła, że jest zadowolona z jej treści, bo spełniono postulaty rządu PiS. Niespełna tydzień później oskarżała w Toruniu: "Europą zaczęły rządzić partykularyzmy, ideologie politycznie umocowane w różnych środowiskach, które walczą z chrześcijaństwem"
PiS nie po raz pierwszy próbuje w sprawie Unii Europejskiej grać do wszystkich bramek jednocześnie. Już wcześniej politykom tej partii zdarzały się fatalne wypowiedzi o Unii: posłanka PiS Krystyna Pawłowicz nazywała flagę UE "szmatą", a eurodeputowany PiS Zdzisław Krasnodębski sugerował, by rozważyć referendum w sprawie wyjścia Polski z UE. Jednocześnie kierownictwo PiS zapewnia, że chce, by Polska była w Unii Europejskiej.
Ta gra na wszystkie fronty jednocześnie nabrała olbrzymiej dynamiki po katastrofie wizerunkowej, którą był dla PiS szczyt Rady Europejskiej w Brukseli 9 marca.
Polska stosunkiem głosów 27:1 przegrała wtedy głosowanie, w którym jako jedyny kraj była przeciwna przedłużeniu kadencji Donalda Tuska w fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej.
Porażka była bolesna również dlatego, że pokazała kompletne osamotnienie w Europie - sprzeciwu, wbrew zapowiedziom Jarosława Kaczyńskiego, nie zgłosił nawet premier Węgier, Wiktor Orban.
Fatalne wrażenie dodatkowo spotęgowała wypowiedź szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, który po szczycie powiedział - w wywiadzie dla "Super Expressu" - że Polska będzie musiała "drastycznie obniżyć poziom zaufania wobec Unii Europejskiej" i zapowiedział blokowanie inicjatyw w Unii i "bardzo ostrą grę".
Porażka została bardzo źle odebrana przez opinię publiczną, włącznie z elektoratem partii Jarosława Kaczyńskiego - w sondażu IPSOS dla OKO.press 56 proc. badanych uznało zwycięstwo Tuska i przegraną PiS w Brukseli za sukces Polski. Zaledwie 28 proc. elektoratu PiS zgodziło się z - nachalnie forsowaną przez prorządowe media - tezą, że szczyt był sukcesem rządu Beaty Szydło, bo Polska pokazała, że w sprawach kluczowych nie idzie na kompromisy.
PiS starało się zatrzeć fatalne wrażenie rozdmuchując w mediach sprawę podpisania lub zawetowania przez Beatę Szydło deklaracji, którą członkowie Rady Europejskiej (w jej skład wchodzą szefowie rządów lub głowy państw-członków UE oraz przewodniczący Rady i Komisji Europejskiej) mieli podpisać podczas obchodów 60-lecia podpisania w Rzymie, w 1957 r. dwóch traktatów, ustanawiających Europejską Wspólnotę Gospodarczą oraz Europejską Wspólnotę Energii Atomowej. Był to jeden z przełomowych momentów integracji Europy.
Po medialnym spektaklu, podczas którego politycy PiS chwalili skuteczność rządu w wymuszaniu na partnerach w Unii Europejskiej zmian w treści Deklaracji, Beata Szydło w świetle reflektorów podpisała Deklarację Rzymską.
Z satysfakcją stwierdzam, że dobrze się stało, że została ona podpisana. (...) Deklaracja Rzymska to pierwszy krok do tego, aby odnowić jedność Unii Europejskiej.
Nie tylko Beata Szydło po podpisaniu dokumentu próbowała - wbrew prawdzie - przekonywać, że treść Deklaracji oznacza zażegnanie niebezpieczeństwa powstania "Europy dwóch prędkości", czyli przyspieszenia integracji przez państwa Europy Zachodniej bez oglądania się na te kraje, w których nasiliły się antyunijne i antydemokratyczne tendencje - jak Polska i Węgry.
W podpisanej Deklaracji pojawił się zapis umożliwiający zróżnicowanie prędkości integracji w zależności od woli politycznej rządów: "Będziemy działać wspólnie – w zależności od potrzeb w różnym tempie i z różnym nasileniem – podążając jednocześnie w tym samym kierunku, tak jak czyniliśmy to w przeszłości, zgodnie z Traktatami, nie odmawiając tym, którzy zechcą przyłączyć się później".
Beata Szydło podkreślała, że podpisała Deklarację Rzymską, ponieważ "zostały przyjęte priorytety, które przedstawiała Polska, zdania, na których nam zależało, i kierunki, które uznaliśmy, że muszą być zapisane w deklaracji, abyśmy spokojnie mogli ją podpisać i myśleć o tym, że nie będzie ona tylko okolicznościowym dokumentem".
Niepełna tydzień po szczycie w Rzymie, w sobotę, 1 kwietnia, premier Beata Szydło była gościem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, gdzie odbywała się konferencja „Firmy rodzinne szansą polskiej gospodarki”.
Podczas występu przed tą publicznością szefowa rządu dla odmiany postanowiła wypowiadała się o Europie bardzo krytycznie, jakby chciała zatrzeć wrażenie, że PiS jednak może porozumieć się Brukselą.
Europa nie potrafi sobie poradzić z kolejnymi wstrząsami i kryzysami, dlatego że wyrzekła się wartości. Europą zaczęły rządzić partykularyzmy, ideologie politycznie umocowane w różnych środowiskach, które walczą z chrześcijaństwem. Rządzi pieniądz.
Słowa Beaty Szydło są zaskakujące, ponieważ tydzień wcześniej udało jej się ze wszystkimi partnerami w Unii Europejskiej ustalić treść dokumentu, który "nie jest okolicznościowy". Skoro tak, to sama prowadząc negocjacje i podpisując dokument, ponosi winę za stan, który krytykuje.
Druga możliwość to taka, że jej sformułowania to zawoalowana samokrytyka i przerzucanie winy na partnerów.
Problemem Europy z solidarnym radzeniem sobie z kryzysami i problemami rzeczywiście jest odrodzenie się partykularyzmów narodowych - tyle, że PiS i rząd Beaty Szydło jest jednym z najbardziej jaskrawych wcieleń tych partykularyzmów.
Oszustwa autorów kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, niewywiązywanie się Warszawy z obowiązującej umowy dotyczącej uchodźców, dogadywanie się Wiktora Orbana z Władimirem Putinem powodują, że w krajach Europy Zachodniej rośnie przekonanie, że błąd popełniono podczas wielkiego rozszerzenia Unii Europejskiej w 2004 roku.
"Warto żeby pani premier wiedziała, że na Zachodzie (...) przyjęcie Polski, przyjęcie innych krajów z Europy Środkowo-Wschodniej, a później Bułgarii i Rumunii, jest traktowane jako kolosalny błąd" - relacjonował te debaty w Radiu TOK FM były prezydent, Aleksander Kwaśniewski.
Wypowiedź Beaty Szydło w Toruniu jest nie tylko fałszywa, ale tak jaskrawie sprzeczna z jej deklaracjami podczas podpisywania Deklaracji Rzymskiej, że można ją wziąć za dziennikarski żart na prima aprilis - ale wypowiedź przytoczyły nie tylko toruński serwis "Wyborczej", ale również prorządowy portal wPolityce.pl.
W rzeczywistości wypowiedź Beaty Szydło jest świadectwem tego, że PiS stara się w sprawie Unii Europejskiej grać do wszystkich bramek jednocześnie.
Nawet akrobaci wiedzą, że trudno utrzymać równowagę z takim rozkroku. Można się przewrócić i potłuc.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.
Komentarze