0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Anna BedyUska / Agencja GazetaAnna BedyUska / Agen...

"Kultura, która jest kulturą naszych przeciwników - chcą wręcz wmusić ją Polakom - nie szanuje ludzkiego życia, nie tylko poczętego, ale życia ludzi starszych. Ta eutanazja, która niekiedy dziś w Europie przybiera charakter właściwie przymusowy, jest tego najlepszym dowodem" - powiedział 9 lipca Jarosław Kaczyński w rozmowie z TV Trwam.

Podczas kampanii wyborczej temat eutanazji pojawił się też w wypowiedziach jednego z kandydatów na prezydenta.

Przeczytaj także:

„W Holandii starsi ludzie noszą różne bransoletki. Są takie, na których jest napisane: Nie wykonywać na mnie eutanazji. Bo w Holandii mają dobrowolną eutanazję, ale połowa ludzi, którzy są poddawani tej procedurze – 10 proc. zmarłych w całej Holandii – połowa tych ludzi jest wbrew swojej woli poddawana eutanazji w szpitalach, bo są starzy i chorzy. Więc starzy ludzie w Holandii nie idą do szpitala. Jadą do innego kraju, bo się boją, że z powodów finansowych nie wyjdą z tego szpitala, jeśli trafią tam chorzy" - to z kolei słowa republikanina Ricka Santoruma, kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2012 roku.

Nie bez przyczyny jego wypowiedź przypomina słowa Kaczyńskiego i innych ultrakonserwatywnych polskich polityków. To opowieść, którą prawica posługuje się od lat.

Eutanazja w Holandii jest legalna już od 18 lat

Zobaczmy więc, jak to wygląda w Holandii, pierwszym kraju na świecie, który uregulował kwestię eutanazji specjalną ustawą. To także jedno z państw, w którym przepisy dotyczące eutanazji są najłagodniejsze – pacjent nie musi być śmiertelnie chory, żeby można było legalnie pomóc mu w odejściu.

Dla mieszkańców Holandii to rzeczywistość, z którą żyją już od dawna – zanim jeszcze weszły w życie przepisy zezwalające na eutanazję, była ona praktykowana w tym pragmatycznym i ceniącym osobistą wolność społeczeństwie.

Jak pisze portal Moja Holandia: „Zanim w kwietniu 2002 roku zapisy ustawy, regulującej kwestię eutanazji, weszły w życie, w Holandii od lat toczyła się dyskusja na ten temat. Debata trwa po dziś dzień, choć trzeba przyznać, że jej temperatura jest dużo niższa. Etap ideologicznej, religijnej i emocjonalnej wojny na słowa Holendrzy mają za sobą. Dziś w Holandii o końcu życia mówi się w rzeczowy, pragmatyczny sposób. Dla obserwatorów z zewnątrz ton może być szokujący. W tym sensie różnica pomiędzy polską a holenderską debatą na ten temat jest uderzająca".

Nie oznacza to, że kontrowersji i dyskusji nie ma. Umożliwienie w ostatnich latach eutanazji pacjentom ze schorzeniami psychicznymi i z demencją wzbudziło taką dyskusję. Ale sam proces dochodzenia do eutanazji jest w Holandii tak skonstruowany, by minimalizować m.in. takie czynniki jak presja rodziny lub lekarzy. Zakłada on również przede wszystkim zaufanie pomiędzy pacjentem, a jego lekarzem oraz profesjonalizm tego ostatniego.

Prawnicy, lekarze i etycy nadzorują procedury

Każda decyzja o eutanazji jest badana post factum przez specjalne ciało – Regionalną Komisję Kontroli Eutanazji, RTE. Składa się ona z trzech prawników, trzech lekarzy i trzech etyków, mianowanych przez rząd na czteroletnią kadencję. Takich komisji jest w Holandii pięć. Lekarz domowy lub lekarz prowadzący pacjenta przesyła komisji w swoim regionie dokumentację związaną z przeprowadzoną eutanazją. Komisja bada, czy zostały spełnione następujące warunki:

  • Lekarz był przekonany, że prośba pacjenta o dokonanie eutanazji jest dobrowolna i została głęboko przemyślana;
  • Cierpienie pacjenta było nie do zniesienia (ondraaglijk) i bez szans na poprawę (uitzichtloos);
  • Lekarz poinformował pacjenta o jego sytuacji oraz o rokowaniach;
  • Pacjent i lekarz doszli do wniosku, że dla pacjenta nie ma żadnego innego sensownego rozwiązania;
  • Lekarz zwrócił się do co najmniej jednego, niezależnego lekarza, który zbadał pacjenta. Ten lekarz złożył następnie pisemne oświadczenie na temat sytuacji pacjenta;
  • Lekarz przeprowadził eutanazję lub pomógł pacjentowi w samodzielnym zakończeniu życia w prawidłowy sposób z medycznego punktu widzenia.

Kiedy dokumentacja trafia do komisji, jej sekretarz, doświadczony prawnik, kategoryzuje ją albo jako prostą i niebudzącą wątpliwości, albo taką, którą te wątpliwości budzi i należy je przedyskutować. Do spraw niebudzących wątpliwości należą m.in. te dotyczące nowotworów, obturacyjnej choroby płuc, stwardnienia zanikowego bocznego, niewydolności serca.

W 2018 r. te nieoczywiste sprawy stanowiły 14 proc. przypadków. Taka sprawa zostaje rozpatrzona przez trzyosobowy zespół. Bardzo skomplikowane przypadki są przedyskutowywane przez wszystkich 45 członków regionalnych komisji. W 2016 roku RTE-sy powołały wewnętrzną izbę refleksji, do której komitet może się zgłosić ze swoimi wątpliwościami dotyczącymi nie konkretnych przypadków, ale ogólnych zasad.

Kwestie sporne - schorzenia psychiczne i demencja

Jeśli pacjenci nie są śmiertelnie chorzy, tylko uważają swoją jakość życia za „nie do zniesienia" oraz kiedy cierpią na schorzenia psychiczne, prosi się również o konsultację psychiatrę. Ma on ocenić, czy osoba prosząca o eutanazję nie cierpi na uleczalną depresję. Tak było w przypadku oznaczonym w corocznym raporcie RTE jako 2018-80:

Ponad 80-letni pacjent miał udar, który pozbawił go sprawności fizycznej. Jego stan zdrowia pogarszał się z każdym rokiem i stał się zależny od pomocy innych. Został umieszczony na mocy wyroku sądowego w oddziale psychiatryczno-geriatrycznym z powodu agresywnego zachowania. Tam udało się go ustabilizować na tyle, że przestał być agresywny. Jednak jego ogólny stan zdrowia był coraz gorszy i pacjent poprosił o eutanazję, będąc świadomym, że nie uda się odwrócić skutków udaru i innych chorób, w tym rozwijającej się demencji. Wyraził życzenie, że chce umrzeć z godnością.

Niezależny lekarz wezwany na konsultację przez lekarza prowadzącego zażądał konsultacji psychiatrycznej pacjenta. Psychiatra orzekł, że pacjent nie cierpi na depresję, nie bierze też leków, które mogłyby wpływać na jego decyzję.

Najwięcej kontrowersji wzbudzają przypadki pacjentów, którzy cierpią na nieuleczalne schorzenia psychiczne powodujące, że nie cierpią fizycznego bólu, ale uważają swoje życie za „nie do zniesienia". Pacjent 2018-31:

Ponad 50-letni mężczyzna, który cierpiał na chroniczną depresję, lęk społeczny, trudności z kontrolowaniem agresji. Uważał każdy swój dzień za mękę, nie wstawał z łóżka, eutanazji domagał się od czterech lat. W tym czasie jego lekarz prowadzący próbował różnych terapii, żadne nie przyniosły skutku. Zgodę na eutanazję wydano po konsultacji z niezależnym psychiatrą, który również uznał, że nie ma szans na poprawę sytuacji pacjenta.

W kwietniu 2020 sąd w Hadze wydał wyrok, który ostatecznie z punktu widzenia prawa wyjaśnił, jak traktować przypadki osób z zaawansowaną demencją, które przed popadnięciem w ten stan wyraziły wolę poddania się eutanazji, gdy ich życie stanie się nie do zniesienia. Na ławie oskarżonych stanęła lekarka, która wykonała eutanazję chorej na Alzheimera. Pacjentka wyraziła wolę takiego rozwiązania, kiedy jeszcze była przy pełnych zmysłach. Sąd uznał, że ta wyrażona wcześniej wola jest wystarczająca, mimo że pacjentka zaznaczyła, że chciałaby jeszcze móc potwierdzić tą decyzję, kiedy będzie w stanie to zrobić i uzna, że nadszedł czas. Nie zdążyła tego jednak zrobić zanim całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością.

W 2018 roku RTE-sy otrzymały 6,126 informacji o eutanazji, w 2019 roku – 6,361, co stanowiło 4,2 proc. wszystkich zgonów. W dwóch przypadkach chodziło o pacjentów z zaawansowaną demencją, którzy przed chorobą na piśmie zadeklarowali pragnienie eutanazji. W czterech innych przypadkach komisje uznały, że procedura nie została przeprowadzona zgodnie z kryteriami.

W 2018 roku pacjenci ze schorzeniami psychicznymi stanowili 1 proc. poddanych eutanazji.

Skąd wiadomo, że pacjent naprawdę chce eutanazji?

Choć większość Holendrów nie ma nic przeciwko eutanazji, a silne są inicjatywy domagające się rozszerzenia prawa do legalnej śmierci (np. na wszystkie osoby po 70. roku życia), ustawa i sposób poszerzania zakresu wykonywanych procedur budzą także kontrowersje.

Scott Kim, amerykański psychiatra i bioetyk zwracał uwagę na powierzchowność procedur stosowanych przez RTE i niewielki zasób czasu, jakimi ich członkowie dysponują w pracy dla komisji (nie jest to zatrudnienie na pełen etat). Zwracał również uwagę, jak wielu innych krytyków, że bardzo trudno jest prognozować, czy stan chorego z zaburzeniem psychicznym rzeczywiście nie ulegnie poprawie i psychiatrii brakuje tu wystarczającej wiedzy.

Theo Boer, etyk z Uniwersytetu Teologicznego w Kampen, który działał w jednej z RTE w latach 2005-2014, uważa dziś, że szara strefa, która powstała w wyniku akceptacji dla eutanazji osób z demencją i zaburzeniami psychicznymi niesie zbyt duże niebezpieczeństwo nadużyć. Dlatego jego zdaniem w ustawie powinno zostać zapisane, że pacjent musi być w pełni świadomy w chwili podjęcia decyzji. Najlepiej też, by zastąpić całkowicie eutanazję asystowanym samobójstwem, żeby wyeliminować naciski na osobę pragnącą śmierci (obecnie dopuszczone są obie te metody).

W 2018 roku etyczka Berna Van Baarsen opuściła RTE w proteście przeciwko akceptowaniu przez komisję przypadków eutanazji u osób z zaawansowaną demencją, które wcześniej wyraziły takie żądanie. „Nie jest możliwe, żeby ustalić, że cierpienie pacjenta jest do zniesienia, bo nie jest on już w stanie tego wyjaśnić".

Sedacja paliatywna powszechniejsza od eutanazji

Śmierć w wyniku eutanazji i asystowanego samobójstwa oscyluje w Holandii wokół 4 proc. wszystkich zgonów. Brytyjski dziennik „The Guardian" wyliczył jednak, że w 2017 r.oku ponad jedna czwarta zgonów w Królestwie Niderlandów nastąpiła „z nienaturalnych przyczyn", nie wliczając w to wypadków czy zabójstw. Około 1900 osób popełniło samobójstwo, a aż 32 tys. zostało poddanych paliatywnej sedacji, podczas której śmierć może nastąpić również z powodu odwodnienia organizmu.

Holenderskie wytyczne dotyczące paliatywnej sedacji zakładają, że można ją zastosować, jeśli terminalnie choremu pacjentowi zostało mniej niż 2 tygodnie życia.

Holenderscy seniorzy mogą się więc w teorii obawiać, że taka procedura zostanie zastosowana u nich bez ich zgody np. w przypadku przedśmiertnego delirium, albo zostaną poddani eutanazji w stanie demencji, jeśli wcześniej wyrazili na to zgodę (choć to na razie wyjątkowe przypadki) lub zaburzeń psychicznych (ale nie depresji). Czy jednak noszą, jak twierdził Rick Santorum, zabraniające tego bransoletki?

Jak wyjaśnia serwis faktcheckingowy „The Washington Post", bransoletek nie ma. Są za to levenswensverklaring, dokumenty dystrybuowane przez Chrześcijańskie Holenderskie Stowarzyszenie Pacjentów. Można w nich zadeklarować, że nie życzy się sobie „aktywnego zakończenia życia", podobnie jak wielu innych Holendrów deklaruje, że sobie właśnie tego życzy.

Koronawirus a jakość życia

Że pragmatyzm holenderskiego podejścia do życia i śmierci to drażliwy temat dla części opinii publicznej, a na pewno dla niektórych polityków, okazało się w marcu i kwietniu 2020, podczas najbardziej tragicznych momentów epidemii koronawirusa, kiedy w Holandii zaczęło brakować łóżek na intensywnej terapii.

Jak pisał Reuters, niektórzy starsi Holendrzy zaczęli w tym czasie dostawać telefony od swoich lekarzy domowych, którzy prosili ich, aby się zastanowili, czy na pewno chcą być intubowani, jeśli ich stan w wyniku infekcji koronawirusem gwałtownie się pogorszy. Zaniepokojony tym poseł Henk Krol, ówczesny lider partii seniorów 50PLUS, zaalarmował parlament i wezwał rząd do wyjaśnień. „Starsi ludzie boją się, że jeśli zachorują, nie będą ich chcieli przyjąć na intensywnej terapii i umrą w domu. Myślą, że od wieku zależy, czy zostaną przyjęci do szpitala” – mówił Krol.

Minister zdrowia Hugo de Jonge odparł te zarzuty stwierdzając, że nie jest to oficjalna polityka władz i że takie rozmowy pomiędzy pacjentami, a ich lekarzami są czymś normalnym i „nie zależą od wieku pacjentów”. Według rzecznika stowarzyszenia lekarzy domowych NHG pozwoliło to lekarzom ostrzec najsłabszych pacjentów, jakie są koszty leczenia COVID-19 w ciężkim przypadku – tygodnie pod respiratorem, a potem długa rehabilitacja: „Niekoniecznie będzie im lepiej w szpitalu” – stwierdził rzecznik.

Ponieważ eutanazja jest legalna już 18 lat, więc takie rozmowy rzeczywiście nie były niczym dziwnym. „Jesteśmy bardziej otwarci na rozmowę o wadach i zaletach pewnych procedur medycznych” – mówił Reutersowi Wim Groot, ekonomista z uniwersytetu Maastricht zajmujący się ochroną zdrowia.

Ciekawą pointą do całej sprawy była historia 107-letniej Cornelii Ras, pensjonariuszki domu opieki na wyspie Goeree-Overflakkee, jednej z najstarszych osób na świecie, której udało się przeżyć zakażenie koronawirusem. W jej otoczeniu zmarło 12 osób, ale pani Cornelia, według słów jej siostrzenicy, cieszy się świetnym zdrowiem – „nie bierze żadnych leków, dobrze chodzi, i codziennie rano pada na kolana, żeby podziękować Panu".

Holendrom, podobnie jak innym europejskim nacjom nie udało się zapobiec fali zakażeń i zgonów w domach opieki. Ale ogólnie rzecz biorąc, tamtejsi seniorzy raczej na pewno mają lepsze warunki w swoim kraju, niż mieliby w Polsce. W holenderskim systemie domy opieki zajmują bardzo ważne miejsce – na opiekę nad seniorami i przewlekle chorymi wydaje się tam 27 proc. wszystkich środków na ochronę zdrowia, prawie dwa razy tyle, co średnia unijna.

„Żaden kraj na świecie nie wydaje takiego odsetka PKB na opiekę długoterminową” – mówił Reutersowi Wim Groot.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze