Operacja jest szybka i szeroko zakrojona, ma tylko jeden cel. Doprowadzić do nieodwracalnych zmian w Wojsku Polskim. Korpus oficerów młodszych zasilać będą cywile; magistrowie i inżynierowie, dobrzy katolicy przepojeni patriotyzmem a la PiS, którzy szlify oficerskie zdobędą w Wojskach Obrony Terytorialnej. Przypadnie im rola politycznych nadzorców w armii.
Jaki jest cel wielkiej czystki w Wojsku Polskim? Duża część majorów i kapitanów będzie zassana przez próżnię wytworzoną masowymi odejściami podpułkowników, pułkowników i generałów. Ich przyspieszone awanse, które będą kiedyś przyczyną wielu błędów i dramatów, uwolnią z kolei przestrzeń dla podporuczników i poruczników.
I to właśnie na stanowiskach oficerów młodszych rozstrzygną się w najbliższych latach losy Wojska Polskiego.
MON przeprowadza bowiem klasyczną operację „maskirowki”. Jej celem nie jest (jak uważa publiczność) szczyt piramidy, którego czas, zgodnie z regułami biologii, przemija szybko. To tylko dywersja bojowa mająca odwrócić uwagę nieprzyjaciela od prawdziwego celu ataku - pisze w raporcie o czystce w armii, jakiego jeszcze nie było analityk wojskowy od lat z bliska obserwujący sytuację w wojsku, na podstawie rozmów z odwoływanymi dyrektorami kadr. Pisze pod pseudonimem, dyrektorzy także nie ujawniają swoich nazwisk (takie czasy nastały dziś w wojsku).
Skąd bowiem brać podporuczników, skoro rzetelne przygotowanie ich do służby trwa całe 5 lat? PiS nie ma tyle czasu, a w armii chce spowodować nieodwracalne zmiany.
Otóż korpus oficerów młodszych zasilać będą cywile; magistrowie i inżynierowie, dobrzy katolicy przepojeni niezłomnym patriotyzmem, wierzący, że można okopać się rzece, którzy szlify oficerskie zdobędą w Wojskach Obrony Terytorialnej.
Fortel polega na tym, że na wykształcenie podporucznika WOT przewidziano tylko rok. Miesiąc do przysięgi plus jedenaście miesięcy nauki i szkolenia.
Już 29 listopada 2016 roku 95 przyszłych dowódców OT złożyło przysięgę we wrocławskiej Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych.
Znają musztrę i umieją strzelać. Przez kolejne 11 miesięcy mają się uczyć taktyki wojsk obrony terytorialnej (chodzi zapewne o taktykę lekkiej piechoty z elementami rozpoznania), zarządzania kryzysowego, operacji informacyjnych oraz geopolityki i geostrategii. Już dwa ostatnie przedmioty dowodzą, że celem jest wychowanie armii napoleonów.
Elewi przyswajają także wiedzę o ochronie społeczności lokalnych przed skutkami destabilizacji i dezinformacji oraz o ochronie przed skutkami ataków w cyberprzestrzeni.
Plan jest taki, by po dwóch-trzech latach przenosić ich do wojsk operacyjnych, gdzie (po kolejnym szybkim awansie) obejmą dowodzenie kompaniami.
Pomysł nie jest nowy. Powiedzenia, że nie matura a chęć szczera zrobi z ciebie oficera nie wymyślili wszak stratedzy z PiS. Reżim komunistyczny w latach pięćdziesiątych XX wieku również musiał w ekspresowym tempie zadbać o przygotowanie wiernych kadr. Nie tylko w wojsku, ale również milicji, prokuraturze, straży pożarnej, edukacji, administracji państwowej, kolei, górnictwie i hutnictwie. Osoby o właściwym profilu moralno-politycznym najpierw dostawały posady, a dopiero potem były dokształcane na kursach wieczorowych.
Nie będą w stanie obsługiwać coraz bardziej zaawansowanego technologicznie i skomplikowanego sprzętu do zabijania. Przypadnie im zatem rola politruków czyli politycznych nadzorców specjalistów, którzy zaliczyli ciężkie i wymagające pięcioletnie studia. Gdyby było inaczej, już dziś przecież można by skrócić studia wojskowe do roku i za chwilę mielibyśmy armię złożoną z samych oficerów.
Operacja jest szybka i szeroko zakrojona, bowiem ma tylko jeden cel. Doprowadzić do nieodwracalnych zmian w Wojsku Polskim. Procesu, którego początki dziś podziwiamy, nie da się bowiem w żaden sposób cofnąć!
Już pod koniec tej kadencji parlamentarnej uruchamiane dziś mechanizmy kadrowe będą sprawnie i szybko produkować oficerów, z których nie będzie żadnego pożytku w czas "W". Ale przecież nie o przewagi wojenne tu chodzi.
Ale obejrzyjmy szczegóły tej wielkiej czystki z bliska, w każdym dowództwie, rodzaju sił zbrojnych, akademiach czy szkołach wojskowych.
Z informacji MON o zmianach organizacyjno-kadrowych z 22 lutego 2017 roku możemy się dowiedzieć, że „Nastąpił wzrost liczby żołnierzy z 96 000 w roku 2015 do 106 000 w roku 2017.” Znalazło się tam również konstatacja, iż „Powstrzymano falę odejść z armii oficerów i szeregowych.” O co zatem cały hałas, oburzenie opinii publicznej i komentarze licznie odchodzących generałów?
Opinii publicznej nie uraczono za to dużo ciekawszym porównaniem. Otóż, istotą obecnego osłabienia Wojska Polskiego jest to, jakiej rangi żołnierze odeszli.
A pożegnało się z mundurem (według moich szacunków) grubo ponad trzystu oficerów starszych - generałów, pułkowników, podpułkowników i majorów. Choćby nie wiem jak przekładać hełm na drugą stronę, takiego exodusu nasza armia jeszcze nie doświadczyła.
Nie sposób jednak ustalić ich dokładnej liczby. W mediach od miesięcy podawana jest liczba 280 generałów i pułkowników, którzy mieli złożyć ostatni meldunek w pierwszych trzech kwartałach 2016 roku. Nikt nigdy tym danym nie zaprzeczył!
Aż tu nagle, 28 lutego 2017 roku, na oficjalnym Facebooku MON umieszczono infografikę zatytułowaną „Liczba zwolnień generałów i pułkowników”. Pad nim tylko trzy słupki. 2014 -112, 2015 – 84 oraz 2016 – 120. Przypuszczalnie jest to polemika z liczbami jakie dotychczas znalazły się w obiegu publicznym. Ale pewności nie ma.
Policzmy zatem. 20 lipca 2016 roku Katarzyna Jakubowska z oddziału mediów MON informowała „Polskę Zbrojną”, że z armią rozstało się 861 oficerów. 5 grudnia 2016 roku MON oficjalnie poinformował, że od początku roku do 31 października 2016 z wojska wystąpiło 1 082 oficerów. Portal NaTemat.pl informował 3 listopada 2016, że od chwili utworzenia rządu przez PiS na emeryturę odeszło aż 26 generałów i 254 pułkowników. 13 listopada 2016 portal Promilitaria podaje, że po trzech kwartałach z armią pożegnało się 1 047 oficerów, w tym 25 generałów. Wszystkie te dane również nigdy nie zostały zdementowane. "Gazeta Wyborcza" dodaje 27 stycznia 2017 roku, że w styczniu około 30 pułkowników i majorów żegnał odchodzący dowódca generalny Mirosław Różański, a kolejnych 30 – jego następca generał broni Leszek Surawski (57 lat). Gdyby brać pod uwagę to, że z całą pewnością złożyli podania o dymisję już w 2016 roku, to tylko oficerowie starsi z Dowództwa Generalnego zajęliby połowę słupka resortowej infografiki. Nic tu się nie klei i nie sumuje.
Pamiętajmy również, że pierwsza fala zwolnień dokonała się jeszcze w 2015 roku. Generałowi brygady Piotrowi Nideckiemu (50 lat), który był komendantem Żandarmerii Wojskowej, wypowiedzenie służby wręczono 24 grudnia 2015 roku o godzinie 14.00. Żeby już w cywilu zdążył na Wigilię.
Kończąc wiwisekcję komunikatu MON z 22 lutego 2017 roku, wskażmy na braki logicznego myślenia. Oto Katarzyna Jakubowska pisze: „Równocześnie minister obrony narodowej Antoni Macierewicz przeprowadził szeroką wymianę kadr na najwyższych stanowiskach w jednostkach operacyjnych, każdorazowo zastępując oficerów dobranych przez Platformę Obywatelską oficerami o dużym doświadczeniu bojowym w Iraku i Afganistanie i przeszkolonych we współpracy z wojskami NATO.”
Przytłaczająca większość kadry dowódczej Wojska Polskiego, które właśnie przechodzi do historii, dowodziła podczas wojny. Awansowani w poprzednich latach dowódcy z reguły mieli za sobą służbę w polskich kontyngentach wojskowych.
Osobną kwestią jest na ile udział w misjach zwiększył ich morale, skuteczność i jakość dowodzenia. Opinie są podzielone. Ale te wątpliwości dotyczą wszystkich.
Z kolei ani generałom Gocułowi, ani Różańskiemu nie można zarzucić, że nie byli przeszkoleni we współpracy z wojskami NATO. Ich koledzy i przyjaciele z alianckich armii żegnali ich z prawdziwym żalem. Upewniali się również, czy następcy zdemilitaryzowanych oficerów będą potrafili przeprowadzić tak wielkie manewry jak Anakonda 2016. O prawdziwym boju nie wspominając.
Większość odchodzących ma za sobą studia w prestiżowych uczelniach - National Defense University w USA, Royal College of Defence Studies w Wielkiej Brytanii oraz NATO Defense College w Rzymie.
Rektorem tej ostatniej był odznaczony amerykańską Legią Zasługi generał dywizji Janusz Bojarski (61 lat), którego powołał Komitet Wojskowy NATO. A odwołał go minister Antoni Macierewicz, stosując enigmatyczne uzasadnienie „ze względu na potrzeby Sił Zbrojnych RP”. Był to pierwszy taki przypadek w dziejach Sojuszu. Polska raczej długo nie otrzyma podobnego stanowiska. Szok aliantów można przyrównać tylko do prób odwołania Donalda Tuska z Brukseli.
PiS nie odpuszcza nawet oficerom rezerwy i pozostającym w stanie spoczynku. O zmuszeniu do dymisji generała broni Waldemara Skrzypczaka z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia już w OKO.press pisaliśmy.
Od 1 lipca 2016 roku generał brygady rezerwy Włodzimierz Nowak pełnił funkcję dyrektora Departamentu Cyberbezpieczeństwa w Ministerstwie Cyfryzacji. Jego szefowa Anna Streżyńska widziała go nawet na stanowisku podsekretarza stanu. Zamiast tego 8 listopada 2016 skończyło się dymisją.
Pierwszy sygnał do odwrotu dali 29 lutego 2016 roku najwyżsi rangą żołnierze Dowództwa Generalnego. Na 23 służących tam generałów odmeldowało się aż pięciu.
Generał dywizji Janusz Bronowicz (57 lat) był Inspektorem Wojsk Lądowych do 5 marca 2016 roku. Człowieka który dowodził największym korpusem Wojska Polskiego, chciano wysłać do 16 Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej w Elblągu. Pojechał do domu.
Za nim odeszli jego zastępcy: generał brygady Andrzej Kuśnierek (59 lat) oraz generał brygady Stanisław Olszański (60 lat). Odszedł również szef sztabu generał dywizji Ireneusz Bartniak (55 lat) i szef Inspektoratu Marynarki Wojennej wiceadmirał Marian Ambroziak (57 lat).
29 lutego 2016 w Centrum Operacji Lądowych celebrowano przejście do rezerwy generała brygady Bogdana Tworkowskiego (63 lata), byłego dowódcy 6 Brygady Powietrznodesantowej, a już niecały miesiąc później, 22 marca 2016, pożegnano odchodzących do rezerwy pułkowników Ireneusza Magdę i Ryszarda Ćwiertniaka oraz podpułkownika Krzysztofa Miękinę.
31 maja 2016 roku był ostatnim dniem służby dla szefa sztabu Centrum Operacji Lądowych pułkownika Krzysztofa Boczkowskiego, a 30 stycznia 2017 w krakowskim COLąd odmeldował się do cywila generał broni Edward Gruszka (60 lat).
Były dowódca Inspektoratu Wsparcia (przedtem to jego żołnierze bronili ratusza w Karbali w Iraku), ostatni rok spędził w rezerwie kadrowej.
Cicha selekcja trwa w Wojskach Specjalnych. Za generałem dywizji Piotrem Patalongiem (54 lata), współtwórcą i dowódcą sił specjalnych, który sprzeciwiał się usunięciu z armii bez podania przyczyn pułkownika Piotra Gąstała, dowódcy GROM, odeszło wielu specjalsów.
Ich liczba nie jest niestety informacją jawną. Zapewne szyk opuścił magazynier, gdyż takowego Jednostka Wojskowa 2305 (czyli właśnie GROM) usilnie poszukuje. Bez odzewu natomiast pozostał apel komendanta Obrony Terytorialnej generała brygady Wiesława Kukuły (45 lat) do byłych żołnierzy jednostek specjalnych, by pomogli w szkoleniu.
Na niektórych stanowiskach dowódcy zdążyli się już wymienić po trzykroć. W trzy lata na stanowisku inspektora Marynarki Wojennej admirałowie zmieniali się trzykrotnie. Pierwszy poddał się 58-letni wiceadmirał Ryszard Demczuk (1 stycznia 2014 – 29 października 2014). Jego postulaty ignorowała poprzednia ekipa z PO. Po raz drugi usunięto go z funkcji cywilnego dyrektora Biura Morskiego Polskiej Grupy Zbrojeniowej już za czasów odnowicieli z PiS. Jego następca w Dowództwie Generalnym, kontradmirał Marian Ambroziak wytrwał od 1 października 2014 do 4 marca 2016.
Kontradmirał Mirosław Mordel (57 lat) rozpoczął swą próbę 7 marca 2016 roku. Czy przy takiej rotacji można cokolwiek planować lub kimkolwiek dowodzić? Nie da się.
Tym bardziej, że w Centrum Operacji Morskich pożegnano komandorów Waldemara Walkę, Michała Pawełkę i Jarosława Wójcika, komandorów poruczników Marka Orzecha, Jacka Toborka i Marcina Wojtaszewskiego oraz komandora podporucznika Arkadiusza Toszę.
Trudno będzie również latać nad Bałtykiem. Ogromne straty poniosło bowiem lotnictwo morskie. 31 stycznia 2017 roku odmaszerowało 23 doświadczonych specjalistów.
Z 43. Oksywskiej Bazy Lotnictwa Marynarki Wojennej w Babich Dołach odszedł jej komendant komandor pilot Wiesław Cuper, szef sztabu komandor porucznik Andrzej Świeca oraz dowódca Grupy Technicznej komandor porucznik Mirosław Knitter.
Miesiąc później pożegnano również doświadczonego technika pokładowego śmigłowców ratowniczych W-3RM Anakonda z uprawnieniami instruktora, młodszego chorążego marynarki Mirosława Ochterę. Po 32 latach służby został wyróżniony Srebrnym Medalem za Zasługi dla Obronności. Na złoty już nie zasłużył.
Z 44. Bazą Lotnictwa Marynarki Wojennej w Siemirowicach pożegnało się dwóch lotników Mi-14 PŁ/R kapitan pilot Dariusz Sionkowski oraz kapitan pilot Stanisław Gacek. Są trudni do zastąpienia, bo byli dowódcami załóg śmigłowców ratowniczych z uprawnieniami do lotów w każdych warunkach atmosferycznych.
W ślad za nimi odleciał do cywila drugi pilot śmigłowców Mi-14 porucznik pilot Dariusz Szpyt, a także dwóch ratowników pokładowych młodszy chorąży Mariusz Czarnuch i chorąży Mirosław Baranowski.
Pozostali komentują z sarkazmem, że i tak niebawem skończą się resursy ich maszyn, więc nikt z wyjątkiem morskich rozbitków nie odczuje straty. Właściwie, to prawdziwe ratownicze Mi-14PS już w 2010 roku poleciały na złom. Dla utrzymania jakichkolwiek zdolności ratowniczych w polskiej strefie odpowiedzialności na Bałtyku przerobiono na ratownicze dwie stare maszyny do… zwalczania okrętów podwodnych.
Odprawy i straty
Odchodzący z armii żołnierze dostają od Rzeczpospolitej wyprawkę na nową drogę życia o jakiej nie może marzyć żaden cywil. Wśród innych jest roczne wynagrodzenie, ekwiwalent za urlop oraz odprawa mieszkaniowa.
Na tę ostatnią resort zamierza wydać w 2017 roku 172 mln 434 tys. zł. Natomiast na wypłaty rezerwistom świadczeń pieniężnych zarezerwowano 182 mln 625 tys. zł. Te koszty MON nie obejmują oczywiście strat poniesionych przez Wojsko Polskie, które wydało setki milionów na wykształcenie odchodzących oficerów.
Już 29 stycznia 2016 roku z Centrum Operacji Powietrznych odszedł major Zbigniew Szczypiński. 24 marca 2016 roku przyszedł czas na pułkownika Jakuba Bytnera, który jako pierwszy rozpoczął służbę w strukturach NATO, gdzie ponad 100 godzin przelatał na samolotach E3A i E3F AWACS.
28 kwietnia 2016 roku odmeldował się pułkownik Zdzisław Strzelczyk, dowódca 1. Regionalnego Ośrodka Dowodzenia i Naprowadzania w Balicach.
30 września 2016 rozstał się z armią major Tomasz Róg oraz pułkownik Inga Nowak-Dusza, zaledwie po piętnastu latach w mundurze. Już 18 grudnia 2015 roku przeniesiono ją do rezerwy kadrowej. W oczywisty sposób oficer służby psychologicznej Wojska Polskiego zagrażała bowiem bezpieczeństwu narodowemu.
W owym czasie rzecznik prasowy MON, osławiony Bartłomiej Misiewicz, po krótkim oblężeniu, zuchwałym szturmem zdobył Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO. Traf chciał, że szefem CEK był pułkownik Krzysztof Dusza, który przed laty pojął był za żonę Ingę Nowak. Ministrowi nie udało się skutecznie zdegradować pułkownika Duszy do stopnia szeregowego, bo zapomniał, że to prerogatywa prezydenta. Ale panią pułkownik Duszę-Nowak, mógł samotrzeć z rzecznikiem prasowym Misiewiczem i wiceministrem Bartłomiejem Grabskim (wraz z szefem kadr Radosławem Petermanem oraz dyrektorem generalnym Bogdanem Ścibutem, dzięki urlopowi rzecznika wyrastają dziś na głównych inkwizytorów) z łatwością usunąć. Oczywiście o żadnej zemście nie może być mowy.
O odwecie nie należy także myśleć w przypadku pani porucznik J.P. z komendy Portu Wojennego w Gdyni, której minister wydał 15 czerwca 2016 roku rozkaz nr 1517 o przebazowaniu do XXIV Polowej Technicznej Bazy Wojsk Łączności w Szumiradzie opodal Opola. Ulubiona przez marynarzy dentystka w garnizonie odległym od morza o 560 kilometrów dostała stanowisko szefa sekcji planowania. Czym zawiniła? Ślubem z oficerem Marynarki Wojennej w służbie kontrwywiadu.
Nie pomogła nawet interpelacja poselska Piotra Śniadka z PiS, który w lipcu 2016 roku argumentował, że pani porucznik jest matką dwójki nieletnich dzieci, że decyzja oznacza dramatyczne rozdzielenie rodziny, że poza problemem opieki stomatologicznej dla marynarzy, jest to zaprzeczenie oficjalnej polityki prorodzinnej polskiego rządu, która powinna obowiązywać wszystkie resorty: „To bardzo zły sygnał, negatywnie odbierany w środowisku. Jakie ważne względy lub racje dotyczące obronności państwa uzasadniają tak szkodliwą wizerunkowo dla Ministerstwa Obrony Narodowej decyzję?”
31 października 2016 generał dywizji pilot Włodzimierz Usarek (54 lata) pożegnał podpułkownika Sławomira Ryczka. Przez rok dowódca Centrum Operacji Powietrznych żegnał podwładnych, aż w końcu 12 grudnia 2016 roku pożegnano i jego.
Po nim 31 stycznia 2017 roku pożegnali się z COP pułkownicy Marek Radwański i Włodzimierz Szatan, podpułkownicy Andrzej Niemirowicz i Grzegorz Sagan oraz majorowie Marek Buca, Adam Piotrowski i Robert Witkowski.
Natomiast szef sztabu COP, pułkownik Kazimierz Kotlewski, żegnając się 30 grudnia 2016 roku wyznał, że najbliższy rok będzie dla niego powolnym wygaszaniem działalności służbowej przy jednoczesnym podejmowaniu nowych wyzwań w życiu prywatnym.
W listopadzie 2016 roku generał brygady pilot Tomasz Drewniak (53 lata), absolwent US Air Force Academy w Colorado Springs, odleciał ze stanowiska Inspektora Sił Powietrznych za zameldowanie prezydentowi o utracie pełnej zdolności bojowej przez eskadry myśliwskie za przyczyną rzucania służby przez pilotów.
Zresztą, już przed feralną odprawą jego los był przesądzony. Odmówił bowiem ministrowi zgody na lot wojskowym samolotem CASA z nieprzygotowaną załogą do Brukseli.
Przypadek pilota Szczotki
Prześledźmy zatem studium jednego przypadku. Major pilot Jacek Szczotka (pseudonim: Sweep) wstąpił do Sił Powietrznych w 1999 roku. Inżynier po dęblińskiej Szkole Orląt. Magister po rembertowskiej Akademii Obrony Narodowej. W 2012 roku zdobył tytuł Pilota Roku Sił Powietrznych.
Uczył się latać na T38 w Vance Air Force Base w Oklahomie oraz Randolph AFB w Teksasie. Na F-16 latał w Tucson w Arizonie, gdzie odbył podstawowe szkolenie do poziomu combat ready z pozycji wingmana. W Polsce uczył się dowodzenia dwoma, a później czterema samolotami, by na pięć miesięcy wrócić do Tucson na ciężkie szkolenie instruktorskie. Ukończył również Tactical Leadership Programme w Albacete. Egzamin na instruktora F-16 zdał w lutym 2012 roku. Został dowódcą klucza w 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach.
Wylatał ponad 1 984 godziny, z czego ponad 1 270 na F-16. 31 stycznia 2017 wykonał pożegnalny lot na ukochanym jastrzębiu i pożegnał go czule. Ma 36 lat. Na dobrą sprawę dopiero rozpoczynał piąć się do góry. Przeżywał pełnię kariery lotniczej dla której nawet niebo nie było granicą.
Lotnictwo wojskowe doświadczyło już wcześniej fal rezygnacji pilotów. Odchodzili z powodu słabego szkolenia, a nawet za przyczyną braku sprawnych maszyn (MIG-21). Nie chcieli podróżować po Polsce z etatami w ręku w poszukiwaniu możliwości latania. Zdarzały się również głębsze roszady ze względu na „podpięcie” pod generała, który tracił wpływy.
Nigdy jednak nie było tak, by odchodzili oficerowie młodsi. Powtarzają oni, że armia potrzebuje stabilizacji i pewnych kierunków rozwoju. Czyżby ich zabrakło?
Czystka w akademiach
Po triumfalnym przemianowaniu rembertowskiej Akademii Obrony Narodowej na dziewiętnastowiecznej proweniencji tytuł „Akademia Sztuki Wojennej”, dyskretnie rozpoczęto czystkę w całym szkolnictwie wojskowym.
Zemsta nie ominęła generałów rezerwy (profesorów wizytujących) wykładających w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu z byłym szefem sztabu generalnego WP Czesławem Piątasem na czele. W Rembertowie, po zmianie szyldu wymieniono ponad stu wykładowców z generałem brygady Stanisławem Koziejem (były szef BBN), generałem broni Jerzym Gotowałą (były dowódca Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej i prorektor AON) oraz generałem dywizji Wiesławem Grudzińskim (61 lat). Tego ostatniego przegoniono powtórnie. Pierwsze uderzenie przyjął już 5 marca 2016, kiedy został odwołany ze stanowiska dowódcy Garnizonu Warszawa.
Na miejsce zwolnionych wykładowców AON powołano stu nowych. Za przyczyną tego zabiegu nie można kontynuować wielu przedmiotów, gdyż nowa, ideowa kadra ich po prostu nie zna.
1 maja 2016 r. na placu apelowym Wojskowej Akademii Technicznej pożegnał się z mundurem generał dywizji Zygmunt Mierczyk rektor-komendant. Tu nie można, tak jak w Rembertowie, wymienić całej kadry, bo techniki nie da się oszukać. Trudniej znaleźć kandydatów na fachowców.
Niemniej, w lutym 2017 roku rozpoczęła się krocząca pacyfikacja. Zaczęło się jednak od rozpuszczania plotek, że WAT podzieli los AON; zmieni się szyld dla wymiany kadry. Do dziś nikt nie zdementował tych pogłosek. Ostatnia pogłoska głosi, że jakkolwiek nazwa uczelni pozostanie, to „rebrandingowi” ulegnie patron. Nie wiadomo, kto zastąpi sztabskapitana Rosyjskiej Armii Imperialnej oraz generała Komuny Paryskiej, ale to pewne, że Jarosław Dąbrowski musi odejść.
Będzie zatem powtórka z Rembertowa w wersji light. Nazwa uczelni zostanie, ale zmiana jej protektora umożliwi zatrudnianie kadry on nowa. Tymczasem usunięto najgroźniejszych wichrzycieli generała dywizji Janusza Lalkę, byłego szefa Inżynierii Wojskowej, oraz kolejnego byłego komendanta Garnizonu Warszawa, generała dywizji Jana Klejszmita.
Do ich grona dołączył następny rezerwista generał broni Artur Kołosowski, były dyrektor Departamentu Kadr MON. Jego najpierw usunięto z Wojskowego Centralnego Biura Konstrukcyjno-Technologicznego, a potem z Wydziału Logistyki WAT. Głowę dał także dziekan tego wydziału generał dywizji Julian Maj.
Metody była banalnie prosta. Najpierw kierownictwo wydaje polecenie, by nie planować zajęć profesora, by zaraz potem wręczyć mu wypowiedzenie „w związku z brakiem zajęć”. Widać czytano „Paragraf 22” Josepha Hellera. Na celowniku jest podlegające wydziałowi Centrum Certyfikacji Jakości, a w nim generałowie rezerwy: Piotr Dąbrowski, Krzysztof Juniec. Krzysztof Szymański i Roman Polak.
Generał brygady pilot klasy mistrzowskiej Jan Rajchel był rektorem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych przez 10 lat. Nie pomogło mu nawet to, że szlify generalskie nadał mu prezydent Lech Kaczyński, a on sam miał, jak mawiają awiatorzy „nabitą łapę”. 15 czerwca 2016 roku przełamał granicę 2 tysięcy godzin nalotu, a 29 czerwca już żegnał się z podwładnymi. 26 września 2016 roku na lotnisku w Mińsku Mazowieckim wykonał pożegnalny lot na samolocie MiG-29.
Za komendantem wyleciał z dęblińskiego lotniska pułkownik pilot Marek Bylinka, prorektor ds. wojskowych. 2 lutego 2017 roku podziękowania za służbę w Dęblińskiej Szkole Orląt złożono pułkownikowi Wojciechowi Kotlarzowi, dziekanowi Wydziału Lotnictwa, oraz prodziekanowi, pułkownikowi Mirosławowi Adamskiemu.
7 kwietnia 2016 roku, generał broni Lech Majewski (57 lat), były dowódca Sił Powietrznych i pierwszy szef Dowództwa Generalnego, musiał odlecieć z gabinetu wiceprezesa Polskiej Agencji Kosmicznej. Za stary był na astronautę.
29 listopada 2016 roku nowy rektor-komendant Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych Dariusz Skorupka obszył się generalskimi wężykami. Prezydent wręczył mu honorowego buzdygana oraz pierścień generalski.
Jego poprzednik, pułkownik Piotr Pertek nie miał szans na awans. Dlaczego? Może dlatego, że nie obiecywał, jak jego następca, iż do procesu kształcenia wykorzysta sztuczną inteligencję i zarządzanie rojem dronów.
Pod jego honorowym buzdyganem uczelnia stanie się „najlepszą w Europie szkołą dowódców” po to, by „potencjalny przeciwnik zastanowił się wielokrotnie, zanim podniesie rękę na naszą Ojczyznę”. Niezłomny? Z pewnością. I do tego rozumiejący doskonale, że kluczem do kariery pod nową komendą są akty strzeliste.
„Za sprawą nowego rektora-komendanta wrocławska uczelnia zapoczątkowuje zmiany w całym szkolnictwie wojskowym” - ucieszył we Wrocławiu 25 stycznia 2017 roku Wojciech Fałkowski, podsekretarz stanu w MON. A wydawało się, że początek był pół roku wcześniej w Rembertowie. Niech żyje bal. Oficerski rzecz jasna.
W Inspektoracie Uzbrojenia 31 stycznia 2017 roku wyszło z szyku dwunastu oficerów starszych. To pułkownicy Grzegorz Banak, Stanisław Sarna, Marek Chojnacki, Piotr Wawrzecki, Krzysztof Jaruga, Jacek Budny, Andrzej Kuca, Zbigniew Jabłoński, komandor porucznik Andrzej Salamucha oraz podpułkownicy Jan Żeliński, Jarosław Orynowicz i major Zbigniew Dąbrowski.
Rzeź pułkowników w Dowództwie Operacyjnym
31 stycznia 2016 roku zwolniono z zawodowej służby wojskowej jedenastu wyższych oficerów Dowództwa Operacyjnego. Pułkownik Tadeusz Kowalski był szefem Oddziału Reagowania Kryzysowego, pułkownik Tomasz Ciężki kierował Oddziałem Zarządzania Wymaganiami Informacyjnymi, a pułkownik Wiesław Pawłucki miał komendę nad Oddziałem Planowania Zabezpieczenia Materiałowego.
Z Oddziału Operacji Powietrznych usunięto podpułkownika Tomasza Hahaja i komandora porucznika Mariusza Kłosa. Podpułkownik Tomasz Wołek był szefem Wydziału Kierowania JISTAR, podpułkownik Marian Paczos kierował Wydziałem Zarządzania Bezpieczeństwem Teleinformatycznym i Systemami Kryptograficznymi, a podpułkownik Grzegorz Wajda dowodził… klubem.
Z Oddziału Kontroli Operacyjnej i Certyfikacji pod kapelusz trafił podpułkownik Mariusz Zioła, z Wydziału Rozpoznania Elektronicznego - podpułkownik Jacek Ropalski, a z rezerwy kadrowej - pułkownik Marek Zyznowski.
31 marca 2016 roku z Dowództwem Operacyjnym pożegnali się pułkownicy Krzysztof Lewandowski, Sławomir Rudkowski i Zenon Szczybyło oraz podpułkownik Leszek Tur. 28 lipca 2016 przyszedł czas na Zarząd Logistyki J4. Tego dnia pożegnano pułkownika Dariusza Zawilińskiego, szefa Oddziału Planowania Zabezpieczenia Technicznego, oraz podpułkownika Piotra Kacprzaka z Oddziału Planowania Zabezpieczenia Materiałowego. 30 sierpnia 2016 ze służbą pożegnali się podpułkownicy Paweł Olejnik, Wojciech Pietrzak, Leszek Łoskot oraz major Marek Rac, a 30 września 2016 - pułkownik Piotr Waśko.
26 października 2016 roku zakończył służbę podpułkownik Tomasz Wyrykowski. Na cywilną drogę życia wyróżniono go kordzikiem honorowym Sił Zbrojnych RP. Dla generała broni Marka Tomaszyckiego było to już ostatnie pożegnanie zanim sam nie pożegnał się z Dowództwem Operacyjnym.
27 stycznia 2017 szef sztabu generał brygady pilot Tadeusz Mikutel pożegnał kolejnych oficerów kończących służbę w Dowództwie Operacyjnym słowami: „Szkoda, że prawie wszyscy z was opuszczają nas definitywnie”.
Odeszło siedmiu pułkowników (Stefan Walowski, Arkadiusz Grodzicki, Marek Jabłonka, Janusz Kuziemski, Zbigniew Błażewicz, Krzysztof Meszyński, Bogusław Stachula) oraz pięciu podpułkowników (Jarosław Bernat, Mariusz Blach, Tadeusz Dadas, Bożena Hunia, Zbigniew Nowak).
28 lutego 2017, zgodnie z decyzją ministra, generał dywizji Sławomir Wojciechowski pożegnał odchodzących do rezerwy pułkowników Sławomira Bujnowskiego i Roberta Łączyńskiego, a także podpułkownika Roberta Lecha.
Nie pozostaje nic poza wiarą, że po tej rzezi do Dowództwa Operacyjnego zawitają geniusze, którym nie będzie potrzebne mozolne zdobywanie doświadczenia.
W zamieszaniu personalnym zdarzają się międzynarodowe kompromitacje. Zastępcą dowódcy Wielonarodowego Korpusu Północny Wschód w Szczecinie miał zostać generał brygady Marek Mecherzyński. Objął je tymczasem pułkownik Krzysztof Król. Skandal wziął się stąd, że jest to etat dla generała dywizji. By mógł wydawać rozkazy szefowi sztabu w randze generała brygady.
Kandydatury pułkownika Króla nawet nie konsultowano ze współtworzącymi korpus Niemcami i Duńczykami. Szybko, bo już 29 lutego 2016 został więc mianowany generałem brygady. Dla zgodności z etatem niebawem może spodziewać się kolejnej gwiazdki.
Awanse od ręki
Jedną z pierwszych decyzji ministra była bowiem zmiana ustawy pragmatycznej, która reguluje kryteria awansu. Dotychczas kolejny stopień oficerski otrzymywało się co najmniej po dwóch latach. Promocja wymagała również ukończenia stosownego kursu. Teraz kursy nie są już wymagane, a częstotliwość nominacji zależy tylko od woli szefa resortu.
Blokada informacji, bo depresyjnie oddziaływała na kadrę
Trudno dowiedzieć się o kolejnych pożegnaniach, bowiem informacje o odchodzących oficerach zniknęły ze stron Sztabu i Dowództwa Generalnego. Żołnierze mówią, że to decyzja rzecznika MON, by ukryć, ilu i jaki kaliber dowódców odchodzi, co „depresyjnie oddziaływało na kadrę”.
I bez tego wszyscy zdają sobie sprawę, że odchodzą samodzielnie myślący oficerowie z niekwestionowanym dorobkiem i szerokimi horyzontami. Tego oczekiwali od nich poprzedni ministrowie i dlatego dziś najtrudniej dostosować się im do nowej sytuacji.
Armia przestaje być bowiem ponadpartyjnym dobrem narodowym. Nie ma już nad nią kontroli cywilnej, jest za to partyjna. Wojsko Polskie staje się więc szybko ekspozyturą jednej partii politycznej, a oficerowie, którym to nie odpowiada, zasilają szeregi żołnierzy wyklętych.
Największy udział w statystyce odejść, bo aż 42 procent, dotyczy szeregowych (1792 żołnierzy). Te dane mogą zaskakiwać ponieważ w marcu 2016 roku weszła w życie nowelizacja ustawy pragmatycznej, znosząca barierę 12 lat w służbie kontraktowej. Mogli służyć aż do wypracowania zdolności emerytalnych, a jednak powiesili mundur w szafie. Po trzech kwartałach 2016 roku pożegnało garnizony także 1454 podoficerów. Ta strata może się okazać w najbliższych latach szalenie dotkliwą.
Dlatego skomentujmy ostatnie zdanie informacji MON: „Awansowano ponad 27 000 szeregowych, podoficerów i oficerów w tym 25 generałów.” W jakim celu? Dla stworzenia wiernej armii, świadomej komu zawdzięcza przyspieszone choć często niezasłużone promocje.
Ale jest i dobra wiadomość. Ordynariat Polowy WP zakończył pierwsze półtorarocze pod nową zwierzchnością polityczną bez strat własnych, jeśli nie liczyć księdza pułkownika Bogusława Wrony, który zakończył posługę w Marynarce Wojennej.
Wręcz odwrotnie. 13 października 2016 roku prezydent Andrzej Duda promował na stopień oficerski 132 kapłanów, byłych alumnów-żołnierzy. Są już podporucznikami rezerwy. Na wypadek wojny z pewnością się przydadzą. Szczególnie Wojskom Obrony Terytorialnej, które gromiąc specnaz narażone są na spore straty.
*MICHAŁ SKUZA, autor jest analitykiem wojskowym i kolekcjonerem beretów oficerów opuszczających szeregi Wojska Polskiego.
Komentarze