Według biznesmena skazanego za udział w aferze podsłuchowej były premier chciał wyeliminować z rynku jego firmę handlującą rosyjskim węglem i w ten sposób przekroczył swoje uprawnienia. Sprawą zajmuje się prokuratura.
Z zawiadomienia Falenty Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo przeciwko Tuskowi. Według niego były premier przekroczył swoje uprawnienia w 2014 roku przy okazji kontroli w spółce SkładyWęgla.pl. Firma, której współwłaścicielem był Marek Falenta, handlowała rosyjskim węglem. Niemal dekadę temu służby sprawdzały między innymi zgodność oferowanego przez nią towaru z certyfikatami, podejrzewając, że rosyjski surowiec jest sprzedawany jako ten z Polski.
To "jawna ingerencja w swobodę prowadzenia działalności gospodarczej", której nie powinien dopuszczać się urzędnik na tak wysokim stanowisku – argumentuje Falenta i zarzuca, że rząd PO w 2014 roku chciał zmusić jego przedsiębiorstwo do rezygnacji z importu rosyjskiego węgla. W piśmie udostępnionym między innymi przez TVP Info czytamy, że rząd działał "w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez podmioty zajmujące się obrotem węglem kamiennym poprzez zlecenie bez podstawy prawnej i faktycznej kontroli podmiotu prawa handlowego, tj. Składy Węgla spółka z o.o., w celu wymuszenia zaprzestania importu węgla z Federacji Rosyjskiej i działania tym samym na szkodę interesu prywatnego ww. spółki". Zdaniem Falenty i jego prawników działanie władz miało więc ułatwić zysk innym spółkom, handlującym krajowym surowcem.
Za takie czyny grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Sprawa zarządzanej przez Falenty spółki była głośna już w 2014 roku. Interesom firmy przyglądała się bydgoska prokuratura po kontroli przeprowadzonej przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. UOKiK wykazał, że SkładyWęgla.pl sprzedawały rosyjski, zanieczyszczony węgiel jako polski surowiec pozbawiony wilgoci i zanieczyszczeń. Paliwo grzewcze reklamowane hasłami „0% zanieczyszczeń” i „Tylko u nas suchy węgiel” nie osiągało obiecywanej kaloryczności i paliło się z trudem. Skargi od klientów doprowadziły w ten sposób do nałożenia na spółkę grzywny w wysokości 500 tys. złotych.
O wiele dłużej trwało śledztwo prokuratorów z Bydgoszczy. Po ośmiu latach dochodzenia śledczy postawili akt oskarżenia o objętości około 700 stron. Dotyczy on 23 osób, w tym głównego wspólnika Falenty Marcina W. Skarb państwa w wyniku ich działania miał stracić przynajmniej 122 mln złotych.
"Z inicjatywy i na polecenie kierującego grupą Marcina W. prowadzona przez wiodącą spółkę sieć sprzedaży węgla kamiennego została wykorzystana do stworzenia procederu tak zwanych nadstanów" – mówiła w rozmowie z Naszym Miastem Bydgoszcz Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. "Mechanizm polegał na systemowym wprowadzaniu zasady oszukiwania odbiorców poprzez niedoważanie sprzedawanego węgla oraz wprowadzanie ich w błąd, między innymi przez zapewnianie w rozmowach z klientami, że węgiel jest z polskich kopalń, co było niezgodne z prawdą. W rzeczywistości pochodził z Rosji. Zapewniano też, że towar jest pełnowartościowy, tymczasem dodawano do niego rozdrobnione kamienie, muł węglowy, czy dolewano wody".
Falenta już w 2014 roku próbował zwracać uwagę na rzekome nieprawidłowości w postępowaniu władz wobec swojej spółki. Według ustaleń "Gazety Wyborczej" główny rozgrywający w aferze podsłuchowej podczas przesłuchań w prokuraturze stwierdził, że dostał ofertę przejęcia SkładówWęgla.pl przez państwo. Miał ją złożyć ówczesny wiceminister skarbu Rafał Baniak. Jak wynika z doniesień "GW", Falenta mówił śledczym, że poczuł nieuzasadnioną presję, a członek gabinetu Donalda Tuska mógł mieć na celu wyeliminowanie z rynku firmy handlującej tańszym, rosyjskim węglem.
"Możliwość nabycia udziałów spółki Składy Węgla nigdy nie była analizowana, ani omawiana na żadnym gremium MSP. Nie rozważaliśmy jej również w ramach prac międzyresortowego zespołu ds. węgla. Nigdy, nawet w rozważaniach, nie padł w trakcie jego obrad pomysł zakupu tego ani innego działającego podmiotu gospodarczego" – odpierał zarzuty dziewięć lat temu Baniak.
W doniesieniu prawnicy Falenty nie precyzują, o jakie wydarzenia z 2014 roku chodziło. Pismo nie wskazuje ani daty, ani miejsca, w którym miało dojść do zabronionych czynów. Oba te szczegóły mają być "nieustalone".
Wszystko wskazuje na to, że sprawa ma podłoże polityczne – twierdzi w rozmowie z OKO.press mec. Jacek Dubois. Wyciągnięcie jej w czasie rozpędzającej się kampanii wyborczej nie może być przypadkiem – mówi prawnik.
"Pan Falenta miał dziewięć lat na przemyślenie, czy w jakiś sposób nie padł ofiarą przestępstwa. Przypomina sobie o tym w 2023 roku, kiedy sondaże wskazują na szanse zwycięstwa partii dowodzonej przez Donalda Tuska w wyborach" – ocenia Dubois.
„Działanie Falenty może być politycznie inspirowane, wpisuje się w obraz niszczenia przez państwo polityka opozycyjnego"
– tłumaczy były członek Trybunału Stanu.
Jak dodaje, do nieprawidłowości doszłoby, gdyby organy państwa nie kontrolowały firm działających w sektorze surowców energetycznych.
"Do kompetencji premiera zdecydowanie należy kontrola nad tą strategiczną dla państwa branżą. Powody do niepokoju mielibyśmy, gdyby premiera nie interesowała sytuacja energetyczna kraju. Nie mogę dostrzec oznak przekroczenia uprawnień w tym, że ktoś odpowiedzialny za kraj chciałby sprawdzić, czy w procesie handlu węglem nie zachodzą nieprawidłowości" – komentuje Jacek Dubois.
„Proszę zwrócić uwagę, że pan Marek Falenta jest już na wolności. Pamiętajmy, że to człowiek, który nielegalnie podsłuchiwał innych i nielegalnie handlował rosyjskim węglem" – komentował z kolei poseł PO Sławomir Nitras. "Zbigniew Ziobro nie ściga Falenty – zamiast tego zajął się Donaldem Tuskiem, który walczył z Falentą. To wiele mówi o tym, kto tak naprawdę prowadzi politykę antyrosyjską, a kto proputinowską" – mówił polityk na antenie Radia Zet.
Falenta w 2016 roku został skazany na dwa i pół roku więzienia w związku z aferą podsłuchową, pokrywającą się w czasie z oskarżeniami wobec Donalda Tuska. Od lipca 2013 do czerwca 2014 roku w restauracji Sowa i Przyjaciele potajemnie nagrywani byli czołowi politycy koalicji PO-PSL, a także wysocy rangą urzędnicy. Nagrania wyciekły, co wywołało trzęsienie ziemi na polskiej scenie politycznej.
Według ustaleń sądu Falenta – wtedy jeszcze biznesmen i wieloletni informator Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego – wspólnie z kelnerami restauracji stał za podsłuchami. Według ostatnich ustaleń "Newsweeka" Marcin W., wspólnik w spółce PolskieSkłady.pl, miał zeznać w prokuraturze, że Falenta oferował sprzedaż nagrań z Sowy i Przyjaciół osobom powiązanym z rosyjskimi służbami. Więcej o tej sprawie piszemy tutaj:
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze