0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Marek Podmokly / Agencja Wyborcza.plMarek Podmokly / Age...

Wiemy już, że w październiku inflacja wzrosła ponownie. Według GUS wskaźnik wzrostu cen wynosił 17,9 proc. To o 0,7 punktu procentowego więcej niż miesiąc wcześniej. Z jednej strony to mniej niż spodziewali się analitycy ekonomiczni. Większość z nich przewidywała, że w październiku będzie to powyżej 18 proc.

Z drugiej strony - to niewielkie pocieszenie, wystarczy spojrzeć na poniższy wykres.

Soboń: to już szczyt

Publiczne wypowiedzi z obozu rządowego brzmią jednak tak, jakby w rządzie panował optymizm albo jakby bano się powiedzieć jasno, co może nas czekać.

27 października, przed ogłoszeniem danych październikowych, wiceminister finansów Artur Soboń mówił w RMF FM:

Wszyscy na rynku są zgodni mniej więcej co do tego, że szczyt inflacji to jest ten kwartał, koniec roku 2022". I dodawał: "Nawet najwięksi pesymiści wskazują, że inflacja będzie w przyszłym roku spadać i na koniec roku będzie jednocyfrowa”.

W środę 2 listopada rano w TVP1 brzmiał nawet bardziej optymistycznie i twierdził, że "jesteśmy dzisiaj w szczycie tej inflacji".

To zdecydowanie zbyt daleko idące wnioski.

Co będzie w przyszłym roku?

Wróćmy najpierw do pierwszego stwierdzenia. Dobrym wskaźnikiem tego, co sądzą ekonomiści, jest ankieta makroekonomiczna NBP. Bierze w niej udział 24 prognostów makroekonomicznych. NBP zbiera te dane i prezentuje je w zagregowanej formie. Nie mamy w niej niestety jeszcze prognoz dla czwartego kwartału 2023 roku. Mamy jednak prognozy średnioroczne na 2023 i dla trzeciego kwartału 2023 roku. To pozwala nam wyciągnąć pewne wnioski.

Najpierw podstawowe liczby. Mediana prognoz dla 2023 roku to 11,6 proc., dla trzeciego kwartału przyszłego roku – 9,6 proc. Już w trzecim kwartale mediana jest niższa niż całoroczna. Mamy dzisiaj do czynienia z 18 proc. inflacji, a dodatkowo najpewniej przed nami jeszcze przynajmniej kilka miesięcy wzrostów albo przynajmniej braku wyraźnych spadków. Z tego wynika, że analitycy spodziewają się silnych spadków w pierwszych dwóch kwartałach i niższych wartości pod koniec roku.

Duży rozrzut prognoz

Czy to znaczy, że Artur Soboń ma rację, mówiąc, że nawet najwięksi pesymiści nie przewidują dwucyfrowej inflacji pod koniec przyszłego roku? Niekoniecznie. Najpewniej miałby rację, gdyby powiedział, że mediana prognoz na koniec 2023 to mniej niż 10 proc. Ale to nie oznacza automatycznie, że nikt z ekspertów nie spodziewa się 10-procentowej lub wyższej inflacji na koniec przyszłego roku.

A co będzie dalej? Mediana prognoz ekonomistów biorących udział w ankiecie NBP na 2024 rok wynosi 6,6 proc. Analitycy dają 50 proc. prawdopodobieństwa, że inflacja w 2024 roku zmieści się w przedziale 4,6-9,7 proc. Jest więc niezerowe ryzyko, że w całym 2024 roku będzie bliska 10 proc. Z dużym przekonaniem można też powiedzieć, że nie zbliżymy się jeszcze do celu inflacyjnego NBP, który wynosi 2,5 proc.

No i przede wszystkim – inflacja nieco poniżej 10 proc. za rok to nie szczególny powód do dumy lub radości. Gdy inflacja w końcu zacznie spadać, być może prognozy zaczną być nieco bardziej optymistyczne. Niestety, na razie nie ma zbyt wielu sygnałów, by miało to nastąpić.

Jeśli rzeczywiście ścieżka inflacji będzie wyglądała tak, jak mediana prognoz, czekają nas jeszcze co najmniej dwa lata z podwyższoną inflacją. Nawet jeśli nie będzie to 18 proc., a np. 8 proc.

Przeczytaj także:

Szczyt: nie wiadomo

Wróćmy teraz do szczytu – co rzeczywiście możemy o nim powiedzieć?

„Jedyna poprawna odpowiedz na pytanie o to, kiedy szczyt to: na razie nie wiadomo” – mówi nam dr Wojciech Paczos, ekonomista z Uniwersytetu w Cardiff i grupy eksperckiej Dobrobyt na Pokolenia, specjalista od procesów inflacyjnych.

Podobnie uważa główny ekonomista „Pulsu Biznesu” Ignacy Morawski. Na Twitterze napisał:

„Najważniejszy wniosek z danych o inflacji jest taki, że ona wciąż rośnie. Czy rośnie o 1 pkt, czy 0,7 pkt, to przy takiej zmienności nie ma wielkiego znaczenia. Na razie prognozy dotyczące odwrócenia wzrostu inflacji opierają się wyłącznie na efektach wysokiej bazy z marca.

Firmy z miesiąca na miesiąc podnoszą ceny coraz szybciej. Nie tyle szybko, ile coraz szybciej. I to jest główny problem. Kiedy to się odwróci? Konia z rzędem temu, kto zna odpowiedź na to pytanie”.

Z bazą z marca chodzi o to, że w marcu mieliśmy znaczny wzrost inflacji. Wskaźnik rok do roku wyniósł 11 proc. w stosunku do 8,5 proc. miesiąc wcześniej. W lutym mieliśmy spadek związany z tarczą antyinflacyjną, w marcu mieliśmy bezpośredni wpływ wojny na ceny, przede wszystkim na wysoki skok cen paliw.

A to oznacza, że w marcu przyszłego roku wskaźnik inflacji będzie odnosił się do wysokich cen z marca 2022. Przez to można spodziewać się nieco niższego wskaźnika inflacji. Ale to tylko jednomiesięczny efekt. Z pewnością wystarczać będzie politykom Prawa i Sprawiedliwości, by ogłosić, że inflacja już spada. Natomiast to zdecydowanie zbyt mało, by dzisiaj być optymistami.

Szczyt powinien już być za nami

Dr Paczos uważa, że szczyt powinniśmy mieć już za sobą.

„Szczyt powinien był być w sierpniu 2022 - rok temu w sierpniu inflacja zaczęła przyspieszać, wiec w sierpniu tego roku wygasał tzw. efekt bazy. Do tego powinien być widoczny efekt podnoszenia stóp procentowych i udrożniły się już łańcuchy dostaw. Wprawdzie w sierpniu był jeszcze ogromny wystrzał cen gazu, wiec w najgorszym wypadku szczyt inflacji powinniśmy byli obserwować we wrześniu. Zamiast tego mamy ciągłe wzrosty. To znaczy, że szczyt nam ciągle ucieka”.

W tym przypadku efekt bazy odnosi się do 2021 roku. Inflacja zaczęła dynamicznie rosnąć w połowie 2021 roku, więc wskaźnik przez rok odnosił się do stosunkowo niskich cen. To skończyło się właśnie w sierpniu 2022 roku. Jednak ceny dalej rosły. To pokazuje nam, że inflacja się utrwaliła.

„Uważam, że ten szczyt pojawi się dopiero wtedy, kiedy zobaczymy wyraźny spadek oczekiwań inflacyjnych” – mówi dr Paczos – „Na razie oczekiwania wśród konsumentów są takie, że inflacja za rok raczej nie spadnie, a wśród analityków to średnio 12-14 proc., ale z bardzo dużym rozstrzałem. Dopóki te wskaźniki nie rusza wyraźnie w dół, to nie ma mowy o szczycie”.

Przyzwyczailiśmy się już, że politycy mówią, że szczyt inflacji nastąpi za chwilę. A ekonomiści podają z kolei konkretne miesiące, kiedy według nich inflacja powinna zacząć spadać. Problem w tym, że ekonomia nie jest magiczną sztuką przewidywania przyszłości. Jej prognozy opierają się na dostępnych w danym momencie liczbach. A te zmieniają się, gdy zmieniają się warunki.

„Dzisiaj prognozowanie ścieżki inflacji i szukanie jej szczytu w ciągu kilku kolejnych miesięcy nie ma już właściwie żadnego sensu” – mówił nam w maju dr Wojciech Paczos.

Być może rzeczywiście racji nie mają skrajni pesymiści, o których mówił wiceminister Soboń. Ale jednocześnie nie należy też wierzyć optymistom, do których zaliczyć trzeba cytowanego na początku tekstu wiceministra.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze