0:000:00

0:00

12 stycznia 2019 zaczęły się tzw. wielkoobszarowe polowania na dziki z powodu walki z afrykańskim pomorem świń (ASF). Mają potrwać przez dwa kolejne weekendy. Minister środowiska Henryk Kowalczyk uspokajał Polaków, że obejmą tylko „kilka powiatów” we wschodniej Polsce a „linię demarkacyjną” wyznaczają trzy województwa: warmińsko-mazurskie, mazowieckie i lubelskie.

Szef resortu nie zająknął się jednak o tym, że pierwotnie wielkoobszarowym odstrzałem dzików miała zostać objęta cała Polska. Oficjalnie – według informacji podanych przez Główny Inspektorat Weterynarii – wielkoobszarowe polowania organizowano w ośmiu województwach: pomorskim, warmińsko-mazurskim, podlaskim, mazowieckim, lubelskim, łódzkim, świętokrzyskim i podkarpackim.

Myśliwych w przesłanych z zarządów okręgowych pismach zobligowano do „maksymalnej redukcji liczebności populacji dzików”. Jednocześnie w całej Polsce trwały „zwykłe” polowania zbiorowe.

Wbrew wytycznym weterynaryjnym

Jednak depopulacyjne plany rządu nie spodobały się Polakom. Najpierw wyszli na ulice w Warszawie, potem protesty pod hasłem „Solidarni z dzikami!” rozlały się na kilkanaście innych miast. A w weekend do lasów ruszyły dziesiątki aktywistów antymyśliwskich, by w terenie zaprotestować przeciwko polowaniom. Ich obecność ujawniła liczne nieprawidłowości, w tym kompletne ignorowanie przez wielu myśliwych zasad bioasekuracji, brak oznaczeń terenów polowania. Jednak nie tylko.

„Część polowań zbiorowych, w tym również zapowiadane skoordynowane polowania wielkoobszarowe, przeprowadzono – wbrew zaleceniu Głównego Lekarza Weterynarii i Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności - w newralgicznej strefie »cichych polowań«, w której wykonywane powinny być wyłącznie polowania indywidualne” – mówi OKO.press Tomasz Zdrojewski z koalicji Niech Żyją!

Chodzi o szeroką na 40 km strefę buforową. Pas ciągnący się przez 8 województw z północy na południe Polski oddziela obszary objęte epidemią od reszty kraju. „Nie można prowadzić tam działań nadmiernie płoszących dziki, czyli właśnie polowań zbiorowych, które powodują ich zwiększoną migrację, w tym osobników zarażonych ASF, a przez to zagrożenie ekspansji epidemii na zachód. Analizujemy właśnie skalę problemu i wiemy już, że dotyczy kilku województw” – dodaje Zdrojewski.

Przeczytaj także:

„Bioasekuracja to mit”

„Wspaniałe okoliczności przyrody, zupełna cisza i spokój. Nagle z oddali słychać strzały, podążamy za nimi. Pierwszy trop to krople krwi na śniegu. Idziemy dalej. Krwi jest coraz więcej, widzimy fragmenty wnętrzności, ślady kół samochodu i rozjechaną krew na śniegu” – relacjonuje OKO.press Agnieszka z Górnośląskiego Ruchu Antyłowieckiego, którego aktywiści obserwowali polowanie nieopodal Kozłowa (woj. śląskie).

Fot. Górnośląski Ruch Antyłowiecki

Zdjęcia przesłane do redakcji OKO.press przez Górnośląski Ruch Antyłowiecki pokazują leżące na śniegu wnętrzności. Aktywiści przekazali nam również materiał, na którym myśliwi podczas polowania nieopodal Kośmidrów (woj. śląskie) patroszą dzika w terenie.

Fot. Górnośląski Ruch Antyłowiecki

Takich sytuacji było więcej w całej Polsce. Jedna z nich wydarzyła się w Nadleśnictwie Rudka, gdzie byli aktywiści Obozu dla Puszczy. „Byliśmy tuż obok, kiedy myśliwi zastrzelili ostatniego z czterech dzików. Kilka minut później myśliwi poszli do wiaty na grochówkę, na miejscu zostały jednak ich psy gończe, martwe dziki i mnóstwo krwi w śniegu. Psy zaczęły szarpać i gryźć martwe dziki, ich pyski były całe we krwi” – opowiada jedna z aktywistek.

Ciągnik z wynajętymi ludźmi, którzy załadowali martwe zwierzęta na pakę, przyjechał dopiero po trzydziestu minutach. Część z nich nie miała nawet rękawiczek. „Bioasekuracja to mit. To, co tutaj widzieliśmy, bardzo jasno to pokazuje” – powiedział TVN Jakub Rok z Obozu dla Puszczy.

„Krew była wszędzie: na oponach samochodów, na podeszwach butów, na pyskach psów, na śniegu, tej krwi było mnóstwo. Jeżeli komuś chodziło o przeciwdziałanie wirusowi ASF, to było to naprawdę nieskuteczne” – dodał aktywista.

[video width="640" height="360" mp4="https://oko.press/images/2019/01/film-polowanie.mp4"][/video]

Właśnie przed takimi sytuacjami ostrzegali naukowcy z Polskiej Akademii Nauk w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym apelowali o odejście od zmasowanych odstrzałów jako metody walki z afrykańskim wirusem świń. Pisali wprost, że

„zmasowane polowania na dziki walnie przyczyniają się do roznoszenia wirusa”.

A to dlatego, że polowania zanieczyszczają krwią środowisko, co może prowadzić do kolejnych zarażeń. A na dodatek sami myśliwi mogą roznosić wirusa — poprzez kontakt z krwią i szczątkami dzików. Wskazali również na to, że przepłoszone odstrzałem zwierzęta przemieszczają się na inne obszary, gdzie — jeśli są chore — zarażają kolejne osobniki.

Grożenie bronią

Podczas weekendowych polowań nie obyło się bez incydentów. Podczas polowania zbiorowego koło Supraśla w Puszczy Knyszyńkiej, na którym byli aktywiści Obozu dla Puszczy i Fundacja Dzika Polska – według ich relacji – jeden z myśliwych groził bronią.

„Zorientowaliśmy się, że polowanie nie spełniało wymogów prawa łowieckiego – informacja o polowaniu nie została opublikowana na stronie urzędu gminy, niewłaściwie oznakowano miejsce polowania, przez co osoby korzystające z lasu nie zostały ostrzeżone o polowaniu zgodnie z przepisami. Chcieliśmy poinformować o tym myśliwych, wyjaśnić sytuację i sprawdzić, czy polowanie wykonywane jest zgodnie z wymogami bioasekuracji” – relacjonuje Adam Bohdan.

„Jeden z myśliwych na mój widok zareagował bardzo agresywnie. Początkowo wycelował we mnie sztucer, a następnie wyzywał mnie bardzo wulgarnie zmuszając do opuszczenia miejsca polowania.

Przepisy umożliwiają jednak korzystanie z lasu w równym stopniu zarówno myśliwym, jak i spacerowiczom. Dlatego zdecydowaliśmy się na dalszą obserwację polowania” – dodaje.

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze