0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Anna Lewanska / Agencja Wyborcza.plFot. Anna Lewanska /...

Ministra Hennig-Kloska obiecała „przywrócenie normalności” i opłacalności przydomowej fotowoltaiki. Teraz – jej zdaniem – zasady są niekorzystne dla osób zakładających panele słoneczne. Ekipa Prawa i Sprawiedliwości zmieniła zasady rozliczania się z prądu z fotowoltaiki tak, by przyhamować jej rozwój. Skokowe wzrosty przyłączonej mocy paradoksalnie stały się problemem dla sieci energetycznej, która nie potrafiła przyjąć całej wyprodukowanej energii. Stąd na przykład wciąż zdarzające się wyłączenia dużych instalacji i przydomowych minielektrowni słonecznych.

Obecne zasady mogą zniechęcać

By opanować sytuację (a także dopasować się do unijnych dyrektyw), rząd zmienił bardzo korzystne wobec prosumentów rozwiązania, dzięki którym część z nich mogła mocno obniżyć rachunki za prąd. Użytkownicy paneli przekazane do sieci nieskonsumowane nadwyżki prądu mogli odbierać z 80-procentową zniżką cenową. Dziś stawki, za które prosumenci przekazują prąd do sieci i odbierają nadwyżki energii, uzależnione są od cen na jej rynku. Ich zakup możliwy jest po cenach detalicznych, sprzedaż – według stawek hurtowych. Takie regulacje, nazwane w żargonie energetycznym „net-billigniem”, obowiązują osoby, które swoje instalacje podłączyły po 31 marca 2022 roku. Po ich wprowadzeniu boom na fotowoltaikę miał zwolnić. I rzeczywiście, w 2023 roku do sieci podłączono 189 783 nowych prosumentów wobec ok. 370 tysięcy mikroinstalacji w 2021 roku.

Przeczytaj także:

Kloska chciałaby zachęcić gospodarstwa domowe do zakładania nowych paneli i odwrócić spadkowy trend. „Fotowoltaika w Polsce znów stanie się opłacalna” – zapowiedziała ministra. Mówiła tak o nowelizacji ustawy o OZE, który szykuje kierowany przez nią resort klimatu. Rządowy projekt aktu prawnego ma trafić do Sejmu we wrześniu.

Fotowoltaika po nowemu

Co w nim się znajdzie? Paulina Hennig-Kloska obiecuje między innymi:

  • Wybór dla prosumentów (czyli produkujących i konsumujących energię) pomiędzy rozliczeniem na podstawie cen „średniomiesięcznych”, a cenami bardziej dynamicznymi, ustalanymi co godzinę na rynku energii. Pierwsza opcja daje stabilność w rachunkach. Druga: możliwość kupna energii, gdy jest ona najtańsza i sprzedaży, gdy jest droższa. W ten sposób, jak twierdzi polityczka, właściciele będą mogli zarabiać na wyprodukowanej przez siebie energii. „To prosument będzie decydował. Człowiek, który zaangażował własne pieniądze, by wesprzeć transformacji energetycznej w Polsce” – podkreślała ministra.
  • Wycena wprowadzanej do sieci energii ma być o jedną czwartą wyższa, niż wskazywałyby na to giełdowe wskaźniki. W tej chwili nowi prosumenci rozliczają się sprzedając energię w cenach netto, a kupując w cenach brutto, co bywa dla nich niekorzystne.
  • Dla prosumentów, którzy zdecydują się na dynamiczne stawki, rząd szykuje 10-procentowy bonus od kwoty za moc przekazaną do sieci, ale nieodebraną do końca roku rozliczeniowego.
  • Zmiany będą dotyczyć nie tylko nowych użytkowników fotowoltaiki, ale i tych, którzy panele założyli po 1 stycznia 2021.
  • Ministra zapowiedziała też start nowej edycji programu Mój Prąd, w którym rząd wspiera jednorazowym świadczeniem osoby kupujące nowe panele. Do rozdysponowania będzie 400 mln złotych. Istotną zmianą w wersji 6.0 programu będzie zwiększenie mocy instalacji, która będzie mogła zostać objęta wsparciem. Do tej pory środki płynęły do nabywców instalacji o mocy do 10 kilowatów. Hennig-Kloska chce, by w nowej wersji było to 20 kW. Cała instalacja, powiększona o moc magazynu energii, może osiągnąć 50 kW.

Dofinansowanie na panele wyniesie do sześciu lub siedmiu tysięcy złotych – w przypadku jednoczesnej inwestycji w magazyn energii. Same magazyny będą dofinansowywane kwotą do 16 tys. złotych. „Słyszycie pewnie często. że fotowoltaika jest wyłączana, szczególnie te największe instalacje, bo przez lata budowano źródła energii, ale nie budowano elastyczności sieci. Pracujemy nad tym dzięki środkom europejskim, ale i nad włączaniem obywateli w magazynowanie energii” – mówiła szefowa resortu klimatu, zapowiadając „dużą ofensywę”, która miałaby zwiększyć możliwości magazynowania energii w Polsce.

Polska pójdzie w wodór

Hennig-Kloska mówiła również o nowym prawie dotyczącym wodoru „niskoemisyjnego” i „neutralnego”. Wodór jest źródłem energii wpisanym przez organy unijne do strategii Zielonego Ładu i Fit for 55. Ma wiele zastosowań – od motoryzacji, po ciepłownictwo. Sam w sobie jest nieemisyjny – jego zużycie nie kończy się produkcją dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych. Problematyczne jest jednak jego pozyskanie, do którego może być potrzebna jest duża ilość energii elektrycznej. Produkcja „zielonego wodoru” wymaga więc potężnych nakładów na OZE czy energię z atomu. Wodór powstaje również jako produkt uboczny w przemyśle. Jego wykorzystanie jest pożądane, ale w tym przypadku powstaje w emisyjny sposób.

„Wiele lat w Polsce mówiono o tworzeniu Dolin Wodorowych, ale nie doczekaliśmy się utworzenia systemu” – mówiła Hennig-Kloska. Rzeczywiście, poprzedni rząd powołał do życia obszary, które mają odegrać znaczącą rolę w produkcji wodoru – do dziś jest ich 11. Powstały one między innymi w pobliżu dużych zakładów przemysłowych czy elektrowni. Jak stwierdziła polityczka, na razie ich rozwój jest zablokowany przez brak podstaw: na przykład słownika pojęć związanego z produkcją wodoru czy zasad przesyłu i magazynowania wodoru. Ministra obiecała, że nowa ustawa da możliwość tworzenia „wielkoskalowych” magazynów na ten gaz.

By fotowoltaika działała dobrze, potrzebne są magazyny

Wszystkie propozycje – szczególnie te dotyczące fotowoltaiki – wydają się iść w dobrą stronę. Resort klimatu musi jednak wprowadzać je z ostrożnością, przede wszystkim stawiając na rozwój magazynów energii. Inwestycje w sieć są ważne, ale – mówiąc w uproszczeniu – nawet najlepsze i najnowsze kable będą służyć jedynie do przesyłu energii, a gdy będzie jej zbyt dużo, nie obsłużą wszystkich podłączonych instalacji.

Najlepiej więc zatrzymać nadwyżkę energii tam, gdzie jest ona wytworzona.

W Moim Prądzie 6.0 dofinansowanie magazynu energii ma wynieść do aż 16 tys. złotych, co może przyciągnąć nabywców. Ceny tych instalacji spadają, ale wciąż mogą robić wrażenie. Za spore magazyny energii (o pojemności ok. 10 kW), które mogą zasilać dom ponad dobę, trzeba zapłacić nawet powyżej 30 tys. złotych – a po wprowadzeniu rządowych dotacji można spodziewać się wzrostu ich ceny.

Co dalej z wiatrakami?

Ważne, by rząd stawiając na słońce, nie zapomniał o energetyce wiatrowej. Wciąż czekamy na odblokowanie nowych terenów pod farmy wiatrowe, których rozwój ogranicza prawo przyjęte za czasów rządu PiS. Oddala ono turbiny na 700 metrów od zabudowań, mimo że rządowy projekt mówił o odległości o 200 metrów mniejszej. Plan ówczesnej ministry klimatu zniweczyły jednak żądania klubu Suwerennej Polski, który nie godził się na wyznaczenie granicy na 500 metrach – co według naukowych opracowań ma być odległością w pełni bezpieczną dla mieszkańców okolicznych zabudowań.

„W Polsce obecnie jest około 500 gotowych planów pod elektrownie wiatrowe wartych ponad 100 mln zł. Pierwsze inwestycje przygotowane w oparciu o te plany mogłyby powstać już w ciągu 3 lat. Jeśli Sejm, nie licząc się z opinią Senatu wróci do odległości 700 metrów, to tą jedną decyzją wyrzuci 84 proc. tych planów do kosza" – reagowało branżowe Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej. Wszystko wskazuje na to, że rząd dąży do ustalenia granicy od turbin na linii pół kilometra, co naprawiłoby falstart z początku funkcjonowania nowej sejmowej większości (w grudniu, jeszcze przed zawiązaniem rządu, Hennig-Kloska firmowała krytykowany, a w końcu porzucony w końcu projekt ustawy, zakładający liberalizację prawa idącą o wiele dalej).

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze