W polskiej szkole nauczyciela zwolnić może nie tylko dyrektor. Może też zrobić to biskup. Pod warunkiem, że chodzi o nauczyciela religii. Czy katechetce wolno zajść w ciążę bez ślubu? A zastrajkować? Kto jest katolikiem gorszego sortu? I dlaczego wprowadzenie religii do szkół to "szwindel" - OKO.press przygląda się polskiej katechezie
„Jestem teologiem, mogę z Panem porozmawiać, właśnie miejsce Kościoła w szkole podyktowało moje przekwalifikowanie” – czytam wiadomość od byłego katechety z warszawskiej szkoły. Wtedy jeszcze nie wiem, że jednak nie porozmawiamy.
To miał być tekst o sytuacji – przede wszystkim pracowniczej – katechetów w polskiej oświacie. Jednak wstępnie zainteresowani rozmówcy poznikali. Wpływ filmu Sekielskiego, po którym ludzie Kościoła zwarli szeregi wewnątrz oblężonej twierdzy?
Może. Może też, tak jak przy strajku nauczycieli, sporo katechetów obawia się, że efektem obecnej wojny światopoglądowej będzie zniknięcie religii ze szkół albo przynajmniej wycofanie publicznego finansowania katechezy. Mówi mi to jedna z katechetek. „Tylko niech pan nikomu nie mówi, jak się nazywam”.
Punktem wyjścia artykułu miała być głośna parę lat temu sprawa Sylwii Z. – katechetki zwolnionej z krakowskiej podstawówki za to, że będąc w konkubinacie po rozwodzie, zaszła w ciążę.
Ludzie byli trochę zaskoczeni – bo Polacy często nie wiedzą, jak w różne sprawy potrafi ingerować władza kościelna.
W polskiej szkole nauczyciela zwolnić może nie tylko dyrektor. Może też zrobić to biskup. Pod warunkiem, że chodzi o nauczyciela religii.
„To była bardzo trudna decyzja, bo kobieta jest w ciąży. Nie spałem dwie noce. Ale do kategorycznego rozwiązania tej sprawy zmobilizowali nas ludzie świeccy. W szkole panował niesmak. Ta pani siała zgorszenie w środowisku” – tłumaczył „Gazecie Wyborczej” ks. Krzysztof Wilk z wydziału katechetycznego krakowskiej kurii.
Jak zwalnia się za zgorszenie? To porażająco proste – i ze zdumiewającą bezpośredniością zapisane w przepisach.
Uczyć religii danego wyznania – czyli w przytłaczającej większości rzymskokatolickiego – może w Polsce jedynie osoba z „imiennym, pisemnym skierowaniem” od przedstawiciela związku wyznaniowego. W Kościele katolickim to skierowanie wydaje biskup i mówi się na nie „misja kanoniczna”.
Misja to podpisany przez biskupa kawałek papieru, na którym spotykają się dwa zupełnie różne porządki prawne. Boskie i cesarskie – prawo z Watykanu i prawo z Warszawy.
Brzmi to tak: „W oparciu o normę kanonu 805 Kodeksu Prawa kanonicznego i zgodnie z Rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w szkoła, kieruję do nauczania religii…”. I dalej nazwisko katechety, nazwa szkoły, czas obowiązywania dokumentu i podpis hierarchy.
Rozwiązania z rozporządzenia wydanego przez Andrzeja Stelmachowskiego, ministra w rządzie Jana Olszewskiego, potwierdził konkordat rządu RP ze Stolicą Apostolską. Weszły też do Karty Nauczyciela.
Sąd Rejonowy dla Krakowa – Nowej Huty stwierdził, że szkoła miała prawo zwolnić Sylwię Z. W apelacji do Sądu Okręgowego w Krakowie okazało się, że przepisy o ochronie kobiet w ciąży mają jednak wyższą rangę niż rozporządzenie i karta nauczyciela. Ale Z. została zwolniona zgodnie z prawem, bo nie przedstawiła odpowiednich dokumentów na czas. Wiedziała, że nie dostanie przedłużenia misji – argumentowali duchowni.
Jeszcze przed wyrokiem krakowska kuria zaproponowała Z. pracę w Katolickim Centrum Edukacyjnym Caritas.
Dziś Z. nosi inne nazwisko. W dawnej podstawówce już nie uczy. Nie chciała ze mną rozmawiać. Na pytanie, czy Z. pracuje dziś w strukturach kościelnych, krakowska kuria odpowiada enigmatycznie: „Jedyną informacją, jaką przetwarza Wydział Katechetyczny dotyczącą ww. osoby, a związaną z pełnieniem przez nią funkcji publicznej jest informacja, iż w latach 1996-2014 wspomniana osoba pełniła funkcję katechety”.
A czy były w archidiecezji krakowskiej inne przypadki cofnięcia katechetce misji ze względów obyczajowych? „Wydział Katechetyczny nie przetwarzał i nie przetwarza informacji niezwiązanych z pełnieniem przez dane osoby funkcji katechety, dotyczących ich sytuacji życiowej bądź spraw prywatnych”. Zatem na potrzeby prawa o przetwarzaniu informacji „sytuacja życiowa” i „sprawy prywatne” nie mają związku z pełnieniem funkcji katechety, ale już w sytuacji udzielania przewidzianego prawem oświatowym „skierowania” – mogły mieć.
Jak brzmi przywoływany w „misji” kanon 805? „W odniesieniu do własnej diecezji ordynariusz miejsca ma prawo mianowania lub zatwierdzania nauczycieli religii oraz usuwania lub żądania usunięcia, ilekroć wymaga tego dobro religii lub obyczajów”.
To „dobro obyczajów” naruszyła Z. w Krakowie. Ale czy dobro obyczajów bądź religii narusza strajk? „Godzien jest robotnik zapłaty swej” – mówi przecież Jezus w 10 rozdziale Ewangelii Łukasza.
„Katecheci w archidiecezji częstochowskiej nie otrzymali zakazu udziału w strajkach, ponieważ jest to ich prawo jako pracowników” - mówił „Wyborczej ks. Mariusz Bakalarz, rzecznik prasowy kurii w Częstochowie. Pod Jasną Górą było jednak jedno „ale”: „Natomiast nie mogą się oni angażować w jakąkolwiek działalność polityczną w szkole, ponieważ ich obecność w szkole wynika z misji kanonicznej udzielonej przez biskupa, zatem występują tam w imieniu Kościoła”.
W nieodległych od Częstochowy Gliwicach widzieli to jaśniej: „Żadne względy ekonomiczne nie usprawiedliwiają rezygnacji z głoszenia ewangelii” – stwierdził w specjalnym piśmie ks. Tadeusz Hryhorowicz z tamtejszej kurii.
W Krakowie mówią z kolei, że to „kwestia sumienia”. A jak to widzą w szkołach? W czasie strajku na nauczycielskim forum wrzało, bo chodziły słuchy, że katecheci zastąpią strajkujących nauczycieli w komisjach egzaminacyjnych – obok strażaków czy samorządowców. Kujawsko-pomorskie: "U nas nie strajkują w Bydgoszczy. A rękę wyciągną. Na egzaminy chodzą. Pewnie dostaną 400 zł. Taka prawda". Mała miejscowość na Dolnym Śląsku: "Katechetka powiedziała, że strajkuje i że nie kuria jej płaci".
Czy faktycznie za strajk „zabierano” misje kanoniczne? Czytam dziesiątki wypowiedzi katechetów. Nikt się nie poskarżył.
Nie da się jednak ukryć, że katecheci też są sfrustrowani. Podobnie jak ich rodziny.
W marcu „Tygodnik Powszechny” opublikował– bez nazwiska – obszerny list żony katechety. „Gdy księża spotykają się z kierowanym pod ich adresem zarzutem życia w luksusie, zwykle używają argumentu, że za pracę (ich pracę) należy się godziwe wynagrodzenie. Argument ten jest bardzo często przywoływany również przez hierarchów kościelnych. Niestety, nie dotyczy on świeckich katechetów” – pisała p. Anna. „Jestem gorszym sortem katolików, bo mam rodzinę” – dodała.
„Proboszczowie posyłają księży do szkół, żeby szkoły opłacały im ZUS. Mówią o tym oficjalnie. Księża uczą zwykle religii w średnich szkołach, tam trudno znaleźć pracę świeckiemu katechecie. Wśród księży jest taki trend, by mieć na lekcji ułożoną młodzież i nie mieć kłopotu z dyscypliną. Różnie bywa z umiejętnością kontaktu z młodzieżą i, ogólniej rzecz ujmując, szczerego i głębokiego kontaktu z ludźmi w przypadku tzw. duchownych diecezjalnych” – napisała Anna.
Faktycznie, dla diecezjalnego księdza, takiego w czarnej sutannie i koloratce, katecheza może być jednym ze źródeł dochodów. A płacony przez szkołę ZUS to także odciążenie – choć przecież
księża na podstawie konkordatu płacą jedynie 20 proc. składki ubezpieczeniowej, resztę zaś pokrywa im finansowany przez państwo Fundusz Kościelny.
Inaczej sprawa motywacji do uczenia wygląda w zakonach. Były zakonnik ze Śląska: „Nikt nie chce się użerać z młodzieżą. Do szkoły idzie najsłabsze ogniwo w grupie, samiec omega. Szukają frajera. Zarobione pieniądze i tak dajemy na klasztor, do wspólnej kasy, więc nikt nie ma w tym prywatnego interesu”.
Co właściwie dzieje się na lekcjach katechezy? Sięgam po podstawę programową przyjętą przez Episkopat w 2010 roku. Większość tego, co do odnosi się do samego programu – to ogólniki i formułki. Prawdy wiary, dogmaty, rok liturgiczny. „Uczeń formułuje argumenty za uczestnictwem w liturgii”, „uczeń wyjaśnia pojęcie grzechu”, „uzasadnia religijny wymiar świąt Bożego Narodzenia i Wielkanocy oraz okresu Wielkiego Postu”, „opisuje związek Kościoła z życiem narodu polskiego”.
Bardzo dużo miejsca poświęcono „korelacji nauczania religii z edukacją szkolną” – z historią, językiem polskim czy wiedzą o społeczeństwie, a nawet językiem obcym (uczeń poznaje słownictwo religijne). Więcej niż o Kościele jest mowy o Polsce i Polakach – w końcu katecheza, co powtórzono tu wielokrotnie, ma rozwijać postawę „miłości Kościoła i Ojczyzny”. Obszernie omawiana jest korelacja z „wychowaniem do życia w rodzinie” – tu sporo zazębiać się ma kwestiach takich, jak „ Problemy i trudności okresu dojrzewania (napięcia seksualne, masturbacja), sposoby radzenia sobie z nimi”, „Planowanie rodziny. Metody rozpoznawania płodności. Antykoncepcja – aspekt zdrowotny, psychologiczny i etyczny” oraz „Infekcje przenoszone drogą płciową”.
Na kolejnych stronach znaleźć można „Charakterystykę dzieci” bądź „Charakterystykę młodzieży”, w zależności od wieku omawianej grupy. To uproszczony profil psychologiczny młodego człowieka na kolejnych etapach życia – a zarazem instrukcja, jak utrzymać go w instytucji.
IV-IV klasa podstawówki, czyli 10-12 lat? Ważne, by działać przez kolegów. „W kształtowaniu postaw religijnych na tym etapie ważną do spełnienia rolę mają zespoły duszpasterskie działające tak na terenie szkoły, jak i parafii. Włączenie dzieci w ich działalność nie tylko zaspokaja silną w tym okresie potrzebę kontaktów społecznych i związków z grupą rówieśniczą, ale stwarza warunki do ukształtowania właściwego obrazu Boga i dojrzałych postaw moralnych”.
Gimnazjum? „Wielki wpływ na sferę religijną dorastającej młodzieży mają problemy związane z dojrzewaniem seksualnym. Dlatego istotne są na tym etapie edukacji i rozwoju wiary treści związane z sakramentem pokuty i pojednania oraz możliwość korzystania przez młodzież z kierownictwa duchowego”.
A co, gdy uczeń liceum zadaje zbyt wiele pytań o wojny religijne albo poparcie przez polskiego prymasa Targowicy, ewentualnie dziwi się np. potępianiu przez papieża polskich powstań? „Zagadnienia z historii Kościoła do końca XIX wieku są bardzo istotne na tym etapie nauczania religii, zwłaszcza że często przekłamania z tej dziedziny stanowią fundament dla krzywdzących stereotypów antychrześcijańskich i antykatolickich, znacznie osłabiających lub wręcz blokujących ewangelizację. Stąd należy zadbać, by treści historyczne realizować współbieżnie z programem nauczania historii”.
Podstawa wciąż obowiązuje, choć episkopat niedawno przyjął nową. W oparciu o nią mają za rok pojawić się nowe podręczniki, dostosowane do „deformy” minister Zalewskiej.
O podstawie programowej do katechezy, która będzie obowiązywać od września 2019, pisaliśmy w dwóch tekstach:
Religię do szkół wprowadziła „instrukcja” Henryka Samsonowicza, ministra edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, wydana 3 sierpnia 1990. Ówczesna rzecznik praw obywatelskich, prof. Ewa Łętowska, zaskarżyła ją do Trybunału Konstytucyjnego jako godzącą w świeckość państwa.
Trybunał odrzucił skargę. Zwrócił uwagę, że „rozumienie świeckości i neutralności wynika m.in. z przesłanek semantycznych oraz z wykładni systemowej, która we współczesnej Rzeczypospolitej Polskiej oczywiście różni się od interpretacji świeckości dokonywanej w okresie PRL”.
Gdy wieczorem piszę w tej sprawie maila do Łętowskiej, odpisuje błyskawicznie i dzwoni do mnie, nim zdążę odczytać jej wiadomość. Zapytana, czy po latach uważa, że miała w sprawie katechezy rację, odpowiada: „Oczywiście”. Mówi, że
religia w szkole to od początku był „szwindel” – bo ustawy, która gwarantowała wtedy świeckość szkoły nie można zmieniać „instrukcją”. I prosi, żebym jej pisemną wypowiedź zacytował bez żadnych skrótów:
„W czasie wydawania wyroku ówczesna Konstytucja nie mówiła nic o tym, czy nauczanie religii w szkole powinno mieć miejsce, czy nie, a także nie było w niej zastrzeżenia świeckiego charakteru nauczania. Natomiast w tamtym czasie ustawa oświatowa przewidywała laicki charakter szkoły. I wprowadzenie nauczania religii »instrukcją« - wkraczało w materię ustawową. I na tym polegało naruszenie zasad konstytucyjnych (zastrzeżenie rangi ustawy). Ale teraz bardzo ważne: obecna Konstytucja, z 1997 roku, inaczej niż tamta, w art. 53 ust. 4 mówi, że religia może być przedmiotem nauczania w szkołach. Zatem rozumowanie Trybunału, jakie Pan cytuje, byłoby w pełni przekonywujące pod rządem obecnej Konstytucji. Ale wtedy, gdy zostało wydane, Trybunał po prostu nie napisał całej prawdy”.
Łętowska, gdy sama dekadę później była sędzią TK, złożyła zdanie odrębne przy wyroku ws. wliczania ocen z religii do średniej. Odcięła się od decyzji innych sędziów: m.in. późniejszego szefa PKW Wojciecha Hermelińskiego czy Andrzeja Rzeplińskiego.
Korzystny dla Kościoła werdykt Trybunału natychmiast skomentował rzecznik Episkopatu, ks. Józef Kloch: "Przyjmujemy ten wyrok z satysfakcją, choć oczywiście bez tryumfalizmu".
Były katecheta, z którym tygodniami umawiam się na wywiad, pisze wreszcie w poniedziałek rano: „Przepraszam, ale jednak rezygnuję z rozmowy. Nie chcę wracać już do spraw Kościoła, ani się wypowiadać na Jego temat”.
Edukacja
Kościół
Jan Olszewski
Andrzej Stelmachowski
Henryk Samsonowicz
katecheci
katecheza
Tadeusz Mazowiecki
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
dziennikarz, krytyk teatralny i publicysta. Od 2012 stały współpracownik "Gazety Wyborczej", od 2009 - "Dwutygodnika". Pisze m.in. o kulturze, cenzurze, samorządach i stosunkach państwo-Kościół.
Komentarze