0:000:00

0:00

Fundacja Ex Bono i jej pracownicy do tej pory ignorowali nasze pytania, a nawet grozili policją. Teraz, po publikacji "Miliony dla Ex Bono i ludzi Ziobry", fundacja zarzuciła nam "skrajną manipulację" i "oczernianie ludzi, którzy zajmują się ciężką pracą na rzecz pomocy osobom poszkodowanym przestępstwem".

Udało nam się dowiedzieć, jak prace fundacji oceniła Najwyższa Izba Kontroli.

Radna Wilkos: Znam część osób, tylko tyle

16 sierpnia OKO.press opisało przypadek opolskiej Fundacji Ex Bono, która– mimo zupełnego braku doświadczenia – wygrała dwa konkursy Funduszu Sprawiedliwości (nadzorowanego przez ministra Zbigniewa Ziobrę) na pomoc ofiarom przestępstw opiewające w sumie na 9 mln złotych. Fundacja dopuściła się wielu nieprawidłowości związanych z realizacji tych projektów.

Ujawniliśmy też silne związki fundacji z ludźmi Solidarnej Polski, partii Zbigniewa Ziobry. Według naszych informacji za Ex Bono stała opolska radna, była prawa ręka Patryka Jakiego. To ona przelała pieniądze na rejestrację Ex Bono w KRS, prezesem fundacji jest wujek radnej. Oprócz tego ludzie związani z Solidarną Polską są w radzie Ex Bono, a także pracowali bądź pracują w ośrodkach prowadzonych przez fundację za pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości.

Po naszym tekście konferencję prasową na ten temat zorganizował poseł Koalicji Obywatelskiej z Opola Witold Zembaczyński. Poseł od dawna zajmuje się sprawą Ex Bono, składał w tej sprawie wiele interpelacji do Ministerstwa Sprawiedliwości.

View post on Twitter

"Ta afera, po aferze ratuszowej, jest drugą największą aferą polityczną w Opolu ostatnich lat" – przekonywał Zembaczyński.

Radna Małgorzata Wilkos odpowiedziała kilka godzin później. W opolskiej TVP – w materiale "Chybiony atak posła Zembaczyńskiego" – przekonywała, że zarzuty pod jej adresem to "bzdury".

"Część osób, które w fundacji Ex Bono pracują znam, ale to tylko tyle" – mówiła Wilkos.

Niedługo potem swoje oświadczenie przesłała OKO.press sama Fundacja Ex Bono.

Wcześniej, kiedy zajmowaliśmy się tym tematem, fundacja i jej pracownicy ignorowali nasze pytania i grozili policją. Teraz Ex Bono zarzuca nam, że nasz tekst jest "skrajną manipulacją", a po odrzuceniu różnych "sensacji", z artykułu "nie pozostaje praktycznie nic poza oczernianiem ludzi, którzy zajmują się ciężką pracą na rzecz pomocy osobom poszkodowanym przestępstwem".

Tymczasem OKO.press dotarło do kilkunastu stron szczegółowych ustaleń Najwyżej Izby Kontroli dotyczącej działalności Ex Bono w Opolu. To fragment nieopublikowanego jeszcze raportu NIK z kontroli z Funduszu Sprawiedliwości. Wynika z nich jasno, że skala nieprawidłowości była ogromna, a rola radnej Wilkos nie ograniczała się tylko do znajomości z częścią osób, które pracują w fundacji.

Przeczytaj także:

Prezes widmo

W przesłanym nam oświadczeniu Ex Bono podnosi m.in., że wujek radnej Wilkos i prezes fundacji – Ryszard Markowski – to emeryt, który "działa w fundacji społecznie, wykonując ciężką pracę związaną z pomocą ludziom".

Jednak fragmenty raportu NIK, do których dotarliśmy, jasno wskazują, że to radna Solidarnej Polski Małgorzata Wilkos stała za Ex Bono, a jej wujek to po prostu słup.

Jak stwierdza NIK:

"Wyciągi bankowe z rachunku dotacji nie były przekazywane prezesowi fundacji, lecz Pani Małgorzacie Wilkos,

która formalnie nie pełniła w Fundacji żadnych funkcji, natomiast od sierpnia 2019 roku została ustanowiona pełnomocnikiem do dwóch rachunków bankowych fundacji, w tym do rachunku, na który przekazywane były środki umowy dotacji dotyczące zadań na terenie województwa śląskiego. Powyższe może wskazywać na jedynie formalny charakter pełnionej przez Ryszarda Markowskiego funkcji prezesa fundacji".

Kontrolerzy stwierdzili nawet, że podpisy prezesa fundacji mogły być fałszowane.

"Sporządzona na potrzeby kontroli opinia biegłego grafologa wykazała m.in., że podpisy złożone na trzech pismach, których adresatem był Dysponent Funduszu Sprawiedliwości [minister Ziobro - red.], jak również na dwóch fakturach (...) prawdopodobnie nie zostały nakreślone przez pana Ryszarda Markowskiego".

Osoby pracujące w fundacji zeznały także, że nigdy nie miały żadnego kontaktu z prezesem.

Kilkanaście stron nieprawidłowości

Lista zarzutów NIK pod adresem Ex Bono nie kończy się na prezesie. Na kilkunastu stronach, do których dotarliśmy, kontrolerzy potwierdzają wiele nieprawidłowości, które opisaliśmy w poprzednich tekstach. Ujawniają też sporo nowych.

Przypomnijmy, Ex Bono wygrała dwa konkursy Funduszu Sprawiedliwości na świadczenie pomocy ofiarom przestępstw w Opolu i Tychach. Łącznie do 2023 mieli na te cele dostać 9 mln złotych.

Ośrodek w Opolu działał jednak tylko przez cztery miesiące, potem Ex Bono z dnia na dzień zamknęła ośrodek pomocy.

Przez ten czas, jak wynika z raportu NIK, Ex Bono:

  • udzieliła pomocy 150 osobom;
  • dostała z ministerstwa prawie 835 tys. z czego do czasu rozwiązania umowy zdążyła wydać 317 tys. Resztę, po rozwiązaniu umowy przez ministerstwo, musiała zwrócić;
  • z wydanych 317 tys. złotych ponad 107 tys. poszło na koszty administracyjne, które – zgodnie z warunkami konkursu – Ex Bono mogła wydać na co chciała, nie musiała się z nich rozliczać. Kolejne 50 tys. poszło na wynagrodzenia.

Nagłe przerwanie pomocy, zdaniem NIK, doprowadziło do:

  • przerwania już udzielonej pomocy w trakcie procesu psychoterapeutycznego oraz pomocy interwencyjnej dla ok. 60 osób ("osoby te ponownie doświadczyły opuszczenia");
  • przerwania już udzielonej pomocy prawnej dla ok. 70 osób;
  • przerwania pomocy materialnej ("część osób powróciło do sprawcy jako jedynego żywiciela rodziny").

Mimo rozwiązania umowy przez ministerstwo na prowadzenie ośrodka w Opolu, Ex Bono dalej prowadzi ośrodek w Tychach.

Według ustaleń kontrolerów, Fundacja Ex Bono (zarzuty dotyczą zarówno Opola jak i Tychów):

  • "nie była przygotowana kadrowo i organizacyjnie" do pomocy ofiarom przestępstw. Nie miała też żadnego doświadczenia w takiej pomocy;
  • zawyżyła koszty administracyjne o kwotę 43,5 tys. złotych;
  • w przypadku turnusów dla dzieci, które organizowała, "stworzyła zagrożenie dla życia i zdrowia uczestników";
  • nie przestrzegała opisywania dowodów księgowych, co mogło skutkować "uznaniem wydatków w kwocie 89,4 tys. zł za niekwalifikowane";
  • bez zgody ministerstwa sprawiedliwości przekazywała pieniądze innej fundacji;
  • nie miała faktycznej siedziby;
  • organizowała lokale (czyli miejsca, gdzie miała być świadczona pomoc) i kadrę dopiero w trakcie realizacji umowy. "Nic na początku rozpoczęcia działalności fundacji nie było przygotowane" – zeznała jedna z pracownic NIK-owi;
  • nie informowała o świadczonej pomocy policji i prokuratury;
  • niegospodarnie wydała 54,5 tys. złotych na realizację zadań, "których koszty zostały istotnie zawyżone";
  • 393,6 tys. złotych wydała w sposób niezgodny z umową z ministerstwem.
;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze