0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Krzysztof Cwik / Agencja Wyborcza.plKrzysztof Cwik / Age...

Polska ma otrzymać 3,5 miliarda euro na wsparcie dla najbardziej uzależnionych od zysków z węgla regionów - o ile te przed 2030 rokiem przynajmniej rozpoczną przygotowania do zamknięcia swoich kopalń. To środki w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST). W skali całej Unii wynosi on 17,5 mld euro do wydania przez następne 8 lat. Polska będzie największym beneficjentem tego programu.

W naszym kraju pieniądze miały być podzielone na sześć województw. Lista obejmowała śląskie, dolnośląskie, wielkopolskie, łódzkie, małopolskie i lubelskie. W tych regionach funkcjonują kopalnie, a środki z europejskiego Funduszu mają złagodzić skutki ich wygaszania.

Wciąż czekamy na ostateczne decyzje dotyczące rozdziału puli przeznaczonej dla Polski. Wiadomo jednak, że pieniądze nie trafią ani na Lubelszczyznę, ani na projekty obejmujące powiat zgorzelecki na Dolnym Śląsku.

Wynika to z notatki przesłanej przez Komisję Europejską marszałkom obu województw. W pierwszym regionie działa kopalnia węgla kamiennego Bogdanka. W powiecie zgorzeleckim działa kopalnia węgla brunatnego Turów i elektrownia w Bogatyni. Oba obiekty mają działać jeszcze długo, a ich zamknięcie planowane jest na kolejno 2044 i 2049 rok.

Nie wiadomo dokładnie, ile stracą oba regiony. Według Fundacji Greenpeace można jednak mówić "setkach milionów euro". Władze kopalni Bogdanka stwierdziły w przesłanej nam korespondencji, że w przypadku Lubelszczyzny będzie to około 248 mln euro. Brak jednak potwierdzenia tej kwoty przez lokalne władze. Nie ma też szacunków strat powiatu zgorzeleckiego.

Zyski z działalności kopalń mogą na krótka metę zrekompensować brak wsparcia z FST. Rachunek za postępujący kryzys klimatyczny może być jednak o wiele wyższy wpływy z węglowych biznesów. Szansa na zgarnięcie tak dużych pieniędzy na bezpieczną transformację może się już nie powtórzyć.

Jest jednak również dobra wiadomość: działanie Turowa nie oznacza, że fundusze zostaną odebrane całemu Dolnemu Śląskowi. Komisja postanowiła przyznać wsparcie Wałbrzychowi i ościennym gminom. Nie działa tam już żadna kopalnia, jednak region wciąż zmaga się z konsekwencjami zakończenia wydobycia. Dlatego może liczyć na 556 milionów złotych.

Bogdanka mogłaby fedrować jeszcze 40 lat

Komisja dodatkowymi pieniędzmi chce przekonać kraje członkowskie do zamykania kopalń węgla kamiennego i brunatnego. W przypadku Turowa i Bogdanki mowa jest jednak o zbyt dalekich terminach całkowitego wygaszenia wydobycia.

Doskonale radząca sobie podlubelska kopalnia ma pójść do zamknięcia w ostatniej kolejności. Jej prezes Artur Wasil jeszcze niedawno twierdził, że kopalnia technicznie mogłaby dalej działać nawet po 2049 roku - bo wtedy według rządowych planów Polska powinna całkowicie odejść od wydobycia węgla.

„Tak naprawdę Bogdanka dysponuje zasobami powyżej 2060 r. i to, o czym my dzisiaj możemy powiedzieć, to że będziemy ostatnią kopalnią, która będzie likwidowana” - mówił Wasil ponad rok temu w „Dzienniku Wschodnim”. Jego kopalnia w zeszłym roku sprzedała około 10 milionów ton węgla, głównie koksującego, używanego przede wszystkim w przemyśle.

"Dywersyfikacja" zamiast zamknięcia biznesu

Wojewódzkie władze w Terytorialnym Planie Sprawiedliwej Transformacji dla Lubelszczyzny zauważają dużą wartość działalności Bogdanki dla regionu. Przygotowanie Planu było warunkiem przystąpienia do procedury kwalifikacyjnej do FST.

W dokumencie przedłożonym Komisji Europejskiej przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego piszą, że „Bogdanka wyróżnia się na tle pozostałych kopalń z terenu całej Polski pod względem osiąganych wyników finansowych i wydajności wydobycia węgla kamiennego, a przy tym jest jednym z największych pracodawców i przedsiębiorstw w regionie. W Strategii Rozwoju Województwa Lubelskiego na lata 2014-20 LWB (Lubelski Węgiel Bogdanka - przyp. aut.) wymieniana była jako jedno z kilku na Lubelszczyźnie liczących się na polskim rynku przedsiębiorstw o znaczącym potencjale rozwojowym, kluczowym dla regionalnej gospodarki.”

Regionalne władze obiecują zwiększenie inwestycji Bogdanki poza górnictwem, zaangażowanie w OZE i gospodarkę obiegu zamkniętego. W dokumencie wysłanym Komisji Europejskiej nie ma jednak nic o dacie zakończenia działalności kompleksu. Zamiast tego mówi się o „planowanej dywersyfikacji” interesów Lubelskiego Węgla.

Organizacje pozarządowe ostrzegały

Słowa o OZE i zielonej transformacji padają również w dokumencie dotyczącym powiatu zgorzeleckiego. To tam znajduje się rozsławiona awanturą z Czechami odkrywka Turów, będąca częścią bogatyńskiego kompleksu energetycznego. Przez kary związane ze sporem Polska już straciła ponad 300 mln złotych.

W końcu kopalnia węgla brunatnego ma działać do 2044 roku, choć ta data nie pojawia się w zgorzeleckim planie sprawiedliwej transformacji. Dlatego powiat zgorzelecki również nie może liczyć na unijne pieniądze.

Przed takim scenariuszem od kilku lat ostrzegały organizacje pozarządowe. O ryzyku utraty unijnych milionów mówił między innymi Radosław Gawlik, członek Eko-Unii, były wiceminister środowiska w rządzie Jerzego Buzka.

"Jako organizacja pozarządowa, która od wielu lat zajmuje się tematem sprawiedliwej transformacji, jesteśmy zdumieni postawą państwowej spółki PGE. Nie mniej zdumieni jesteśmy postawą rządu – ministerstw nadzorujących spółki energetyczne oraz Urzędu i Marszałka Województwa którzy jako gospodarze Dolnego Śląska "- mówił Gawlik w zeszłym roku, wzywając do szybkiego opracowania harmonogramu wyłączenia turoszowskiego kompleksu energetycznego.

Płonne nadzieje na Fundusz Sprawiedliwej Transformacji

Mimo to jeszcze w zeszłym roku przedstawiciele regionalnych władz mieli nadzieję na otrzymanie środków z Funduszu.

„Region zgorzelecki z kompleksem w Turowie powinien być objęty funduszem sprawiedliwej transformacji. Mamy w tej sprawie przekazane już do Komisji Europejskiej poparcie premiera Saksonii z formalnym potwierdzeniem, podobne wsparcie płynęło z Czech od hetmana Kraju Libereckiego (odpowiednika marszałka województwa - przyp. aut.) Musimy zbudować strategię zmian gospodarczych na pograniczu. Pracujemy nad strategią dla regionu” – twierdził marszałek województwa Cezary Przybylski. Odwołał się w ten sposób do wyjątkowego położenia Bogatyni na trójstyku polskiej, czeskiej i niemieckiej granicy.

Dziś wiadomo, że nadzieje marszałka były płonne.

„Sprawa środków FST dla powiatu zgorzeleckiego została przez Komisję Europejską przesądzona i obszar ten - decyzją KE - nie zostanie objęty Funduszem Sprawiedliwej Transformacji” - potwierdza OKO.press Michał Nowakowski z dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego.

Przekonuje jednak, że regionalne władze długo walczyły o pieniądze dla rozciągającego się wzdłuż niemieckiej granicy powiatu.

Jakieś pieniądze i tak będą?

„Wskazywaliśmy, że transformacja energetyczna jest procesem długotrwałym, wymagającym uwzględnienia wielu czynników: zarówno gospodarczych, jak i społecznych. Proces ten musi przebiegać ewolucyjnie, a jednocześnie z uwagi na rolę Kompleksu Turów w Krajowym Systemie Energetycznym, nie stwarzający zagrożeń dla bezpieczeństwa energetycznego" - dodaje w rozmowie z OKO.press Nowakowski. Urzędnik ma nadzieję na to, że pieniądze dla powiatu zgorzeleckiego znajdą się w kolejnej perspektywie budżetowej.

Nadzieję na uratowanie unijnych środków na transformację mają jeszcze lubelscy urzędnicy. Nic nie jest przesądzone - uspokajają. W końcu ostatecznym dokumentem potwierdzającym otrzymanie funduszy jest Umowa Partnerstwa zawarta pomiędzy polskim rządem a Brukselą. To tam będzie wskazany terytorialny zasięg wsparcia - zarówno w przypadku FST, jak i innych unijnych funduszy. Mimo to marszałkowscy urzędnicy przygotowują się na ostateczną odmowę Komisji Europejskiej.

Lubelski urząd marszałkowski w mailu do OKO.press informuje, że i tak będzie starał się finansować transformację regionu, korzystając z innych środków.

Bogdanka szuka zysków poza węglem - ale się z nim nie żegna

Faktycznie na uratowanie Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla Lubelszczyzny nie ma jednak szans. "Bogdanka nie bierze pod uwagę wygaszenia działalności wcześniej, niż w 2049 roku" - mówi nam Dorota Choma z Lubelskiego Węgla. To graniczna data zakończenia wydobycia, która pojawia się w społecznej umowie górników z rządem.

Przeczytaj także:

„Robimy to, na czym się znamy i myślimy o utrzymaniu miejsc pracy. Bogdanka obecnie zatrudnia ok 5 tys. osób i mamy świadomość wpływu społecznego i ekonomicznego. Łańcuch dostawców i lokalnych przedsiębiorców, szacuje się na blisko 20 tys. osób” - podkreśla Choma. Jak dodaje, spółka mimo to nie chce odwracać się od rynkowych i ekologicznych trendów, zapowiadając dywersyfikację źródeł swojego zysku. Tę samą, o której władze województwa pisały w swoim planie na transformację.

„Chodzi przede wszystkim o stymulowanie przedsiębiorczości, w tym tworzenie miejsc pracy poza wydobyciem” - twierdzi Choma obiecując, że jej pracodawca inwestuje też w ograniczenie własnego śladu węglowego.

Będą zyski z kopalni. Klimat wystawi jednak słony rachunek

Dobre chęci Bogdanki nie wystarczą, by uratować unijne miliony, które do 2030 roku zasiliłyby gospodarkę regionu.

Spółka twierdzi jednak, że jej działalność powinna z nawiązką pokryć tę lukę. Rocznie na wypłaty Lubelski Węgiel przeznacza 700 mln złotych, na podatki - 134 mln złotych.

Ale nie tylko o zyski lub ich brak się tu rozchodzi. Jak najszybsze odejście od węglowej gospodarki ma spowolnić postępowanie kryzysu klimatycznego, w Polsce objawiającego się suszą czy ekstremalnymi burzami. Winę za to ponoszą - po części - węglowe biznesy. Nie da się z nimi zerwać bezboleśnie, dlatego Fundusz Sprawiedliwej Transformacji miał być poduszką bezpieczeństwa.

„Od dawna alarmowaliśmy, że brak ambitnego planu odejścia od węgla i w Turowie i Lubelskim Zagłębiu Węglowym oraz adekwatnego planu sprawiedliwej transformacji będą skutkowały tym, że regiony te stracą możliwość skorzystania z środków z unijnego Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Konieczność odchodzenia od węgla jest nieuchronna a obecna sytuacja geopolityczna tylko podkreśla konieczność przejścia na odnawialne źródła energii i gospodarkę zeroemisyjną” – skomentowała Anna Meres, koordynatorka kampanii klimatycznych z Greenpeace Polska.

Węglowe regiony, prowadzące kopalnie spółki, a przede wszystkim polski rząd oddają więc sprawę walkowerem licząc, że „jakoś to będzie”. Szansa zgarnięcia tak dużych pieniędzy na bezpieczną transformację może się nie powtórzyć. Zasłanianie się zyskami z dalszego wydobycia i utrzymania bezpieczeństwa energetycznego może być w tym przypadku złudne. W końcu trudno przewidzieć, jak kosztowne będzie funkcjonowanie państwa w warunkach klimatycznej katastrofy - likwidacja skutków powodzi, wichur, suszy czy inflacji wywołanej coraz trudniejszymi warunkami upraw.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze