0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: nowo wybudowana elektrownia gazowo-parowa niemieckiego koncernu energetycznego STEAG. Koncern z Essen chciał na początku roku przebudować starą elektrownię węglową Herne 4 na elektrownię gazową. W marcu 2022 roku STEAG zdecydował o odłożeniu konwersji i dalszym opalaniu starej elektrowni węglem.

Rosja szantażuje Europę — próbuje pogłębić kryzys energetyczny i związany z nim niepokój polityczny. Dlatego ogranicza przepływ gazu do minimum, a czasem zupełnie przerywa dostawy.

Tym razem kontrolowany przez Kreml Gazprom postawił na ten drugi ruch i zupełnie odciął Niemcom dostęp do gazu tłoczonego przez rurociąg Nord Stream 1. To pierwsza, działająca nitka gazociągu biegnącego po dnie Morza Bałtyckiego — gotowa jest też druga, ale Niemcy wstrzymali jej certyfikację tuż przed pełnoskalową agresją Rosji na Ukrainę. O wstrzymaniu dostaw gazu z Rosji poinformował też francuski koncern Engie, jeden z największych energetycznych graczy we Francji z filiami w 27 krajach. Jednocześnie Rosja spala tysiące metrów sześciennych gazu we flarach tuż przy granicy z Finlandią — podało BBC.

Tym razem Gazprom przerwał dostawy na trzy dni. Wcześniej utrzymywał stały dla ostatnich tygodni przepływ na poziomie około 20 proc. Być może Moskwa chce zakłócić proces napełniania niemieckich magazynów gazu — w środę (31 sierpnia) osiągnęły one poziom ponad 83 proc. zapełnienia. Władze Gazpromu twierdzą jednak, że decyzja o zaprzestaniu dostaw związana jest z koniecznością wykonania rutynowego przeglądu technicznego.

Gazprom potrzebował przeglądu instalacji? Wątpliwe

Ma być on konieczny w przypadku pięciu działających turbin tłoczni Portowaja (jednej, po serwisie przeprowadzonym w Kanadzie, Rosjanie nie chcą przyjąć). Niemcy w to nie dowierzają. Kontrolująca gazociągi Federalna Agencja Sieci oceniła, że nie ma "żadnych technicznych podstaw dla potrzeby powtórnej konserwacji zgłaszanej przez Rosję". Powtórnej — bo Nord Stream zaliczył już jeden przestój, który miał być związany z pracami serwisowymi. W lipcu rurociąg nie działał przez 10 dni. "Poza problemami technicznymi spowodowanymi sankcjami nic nie zakłóci dostaw" - uspokajał z kolei rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.

"Sytuacja jest napięta i nie można wykluczyć dalszego jej pogorszenia" - odpierają z kolei przedstawiciele Federalnej Agencji Sieci. Z tym komunikatem zgadza się dr Paweł Zaleski, specjalista ds. handlu surowcami energetycznymi z Politechniki Wrocławskiej. Według niego nie należy też wierzyć zapewnieniom Rosjan o tym, że mamy do czynienia jedynie z rutynowym przeglądem.

"Musimy brać pod uwagę, że Gazprom może z pełną dowolnością ogłaszać, że takie prace są potrzebne. Nie zawsze będą to deklaracje zgodne z rzeczywistością — według mnie tym razem to wytłumaczenie dla przerwy w dostawach jest zwyczajnie niezgodne z prawdą" - mówi Zaleski w rozmowie z OKO.press. "W normalnej sytuacji mielibyśmy zresztą prostą informację o szczegółowych przyczynach przeglądu, której do tej pory nie dostaliśmy. To kolejny dowód na to, że nie ma konieczności prac serwisowych — jest za to gra na wymuszenie zwyżki cenowej. Nie jest wykluczone, że po trzech dniach Gazprom wyśle informację o konieczności przedłużenia prac — na przykład do lutego".

Francuzi Gazpromu się nie boją

Problemy mają również Francuzi z Engie. Rosyjski dostawca upiera się, że koncern ma zaległości w opłatach. "Na koniec dnia roboczego 30 sierpnia Gazprom Export LLC nie otrzymał pełnych płatności za gaz dostarczony do Engie (Francja) w lipcu w ramach dotychczasowych kontraktów. W związku z tym Gazprom Export poinformował Engie o całkowitym zawieszeniu dostaw gazu, począwszy od 1 września 2022, do momentu otrzymania środków za dostarczony gaz w całości" - informowało biuro prasowe rosyjskiej firmy.

Wcześniej Engie informowało o ograniczeniach w dostawach w związku z "brakiem porozumienia między stronami w sprawie stosowania kontraktów". Więcej oficjalnych informacji nie ma, ale można przypuszczać, że mogło chodzić o odmowę zapłaty za dostawy w rublach. Wcześniej koncern zapowiadał, że za surowiec będzie przelewał ruble lub dolary. Engie odebrało informacje o zatrzymaniu przepływu ze spokojem.

"Od początku kryzysu energetycznego Engie zorganizowało się w celu zaspokojenia zapotrzebowania na gaz swoich klientów, firm i osób fizycznych poprzez dywersyfikację źródeł dostaw i znaczne zmniejszenie zapotrzebowania na rosyjski gaz. Nasze zapasy we Francji są pełne w ponad 90 proc." - napisała na twitterze Claire Waysand, wiceprezeska wykonawcza francuskiej firmy.

Przeczytaj także:

Europa zapełnia magazyny

Mimo decyzji Gazpromu rynek surowców energetycznych w środę był zaskakująco spokojny. Wśród jego obserwatorów coraz częściej słychać, że gazowy szantaż Putina przestaje działać. Widać było to po cenach surowca na europejskich giełdach. W Polsce gaz w hurcie spadał kolejny dzień z rzędu - zamówienie megawatogodziny z dostawą następnego dnia kosztowało 1164 złote. Na nadającej ton europejskiemu rynkowi holenderskiej giełdzie TTF w ciągu jednego dnia stawki spadły o niemal 10 proc.

Nie bez znaczenia dla rynku były pewnie uspokajające wypowiedzi niemieckiego ministra gospodarki Roberta Habecka. Polityk, do niedawna straszący swoich rodaków nadchodzącą ciężką zimą, teraz próbuje nieco stonować nastroje, ostrożnie chwaląc się rosnącym zapełnieniem niemieckich magazynów gazu. Nieco spokoju przynoszą też wypowiedzi szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. W poniedziałek szefowa KE informowała o osiągnięciu celu zapełnienia magazynów krajów wspólnoty, który wcześniej Komisja wyznaczyła na 80 proc.

"Pełne magazyny gazu z pewnością nie rozwiążą wszystkich naszych obecnych problemów, ale pozwalają obywatelom Europy poczuć się bezpieczniej i pewniej przed nadchodzącą zimą" - argumentował były premier i europarlamentarzysta Jerzy Buzek.

Rzeczywiście, zapełnienie magazynów zapewni nam jedynie częściowe bezpieczeństwo i nie wolno przeceniać jego znaczenia — ocenia dr Paweł Zaleski:

"Magazynów gazu nie można opróżnić do końca, bo wpływa to na ich szczelność. Zawsze musimy zostawić kilkanaście procent zapełnienia. Oczywiście cieszy to, że ten poziom jest coraz wyższy. Ilości gazu zgromadzone w polskich magazynach mogą wystarczyć nam na okres niewiele ponad miesiąca" - twierdzi Zaleski. Pojemność naszych magazynów wynosi około 3 mld metrów sześciennych. Prognoza zużycia na ten rok mówi o całkowitej konsumpcji 18 mld m3. Dlatego nie możemy być w pełni spokojni — szczególnie jeśli gazu zacznie brakować w sezonie grzewczym, w szczycie zużycia.

Gazprom straszy, Europa stawia na umiar, Polska bezczynna

Dlatego kraje Unii Europejskiej przygotowują się na kryzys i szukają oszczędności. Niektóre przymierzają się do wprowadzenia twardych norm prawnych, inne jedynie wydają zalecenia dla swoich obywateli, próbując przyzwyczaić ich do nowej sytuacji. Fiński rząd sugeruje ograniczenie korzystania z sauny i ograniczenie użycia telefonów komórkowych. Niemcy zakazują oświetlania witryn sklepowych, bilbordów i pomników w godzinach od 22:00 do 6:00. Regulacja ma obowiązywać od 1 września do 28 lutego. W budynkach użyteczności publicznej (poza placówkami edukacyjnymi i medycznymi) Niemcy muszą przyzwyczaić się do zimnej wody w toaletach i nieogrzewanych korytarzy.

Francja przygotowuje plan "umiaru energetycznego". Rząd chce wyłączyć oświetlenie reklam i pomników od 01:00 w nocy do 06:00 rano w całym kraju (dziś to rozwiązanie dotyczy miast do 800 tys. mieszkańców). Drzwi do sklepów mają być zamknięte, gdy działa klimatyzacja lub ogrzewanie. W godzinach szczytu zakupów markety mają obniżać temperaturę do 17 stopni Celsjusza. Szwecja chce doszczelniać okna i drzwi w domach, na co pójść ma równowartość ok. 28 mld złotych. W przypadku prywatnych mieszkań wartość ta ma cały czas wynosić maksymalnie 19 stopni. Swoje plany oszczędności przygotowują też Włosi i Grecy. Polskie władze na razie milczą o możliwości wprowadzenia takich rozwiązań.

Kryzys na trzy lata

Nieco uspokajać może fakt, że Polska praktycznie nie korzysta z gazu w produkcji energii elektrycznej. Mimo to bezczynność jest błędem. Ceny gazu można obniżać w prosty sposób — zwyczajnie ograniczając jego popyt. Oszczędności pewnie i tak będą konieczne, bo na gazie stoi polski dużą część ogrzewnictwa i przemysł chemiczny. Ten drugi już zaliczył przestoje, gdy produkcję wstrzymały zakłady azotowe. Branża tłumaczyła się wysokimi cenami gazu.

"Niestety musimy przyzwyczaić się do myśli o tym, że ta zima będzie wyjątkowo trudna." - ocenia dr Zaleski. Mimo to są też pozytywne sygnały. - "Wiemy już, że na zwiększenie dostaw do Europy jest gotowy Azerbejdżan czy Stany Zjednoczone. Koncern Engie ma też eksploatować nowe złoża na Cyprze. Dużo pomogłoby również zdjęcie części sankcji na Iran, który również jest w stanie zaopatrywać nas w ten surowiec".

Według Zaleskiego wszystko wskazuje na to, że kryzys może potrwać trzy lata. Tyle potrwają inwestycje w budowę nowych i zwiększanie przepustowości istniejących gazociągów. W planach są też nowe gazoporty — na przykład w Niemczech. Według najnowszych informacji mógłby on powstać w Lubminie na wschodzie kraju, tuż przy instalacjach nieczynnego Nord Stream 2. W przerwaniu serii chudych lat może też pomóc zwiększenie udziału odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym i przedłużenie działalności przygotowywanych do zamknięcia elektrowni jądrowych. Debata na ten temat trwa za naszą zachodnią granicą, gdzie niektóre sondaże dają przewagę zwolennikom utrzymania atomu jako jednego z głównych źródeł energii.

"Na krótką metę musimy jednak liczyć się z niedoborami gazu, jego oszczędnościami i wyskokami cenowymi. W końcu jednak Kreml straci na tej grze - pozbawiając się zysku zarówno teraz, jak i w przyszłości, kiedy europejscy odbiorcy przestawią się na inne źródła gazu i zainwestują w alternatywne dla niego źródła energii" - podsumowuje Zaleski.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze