0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja GazetaRobert Robaszewski /...

„Zgodnie ze słowami Pana ministra Łukasza Szumowskiego z 8 maja (…) uprzejmie proszę o podwyżkę mojej pensji w kwocie 1600 zł brutto, z wyrównaniem od 1 marca 2019 r.” - piszą diagności laboratoryjni i fizjoterapeuci do dyrektorów szpitali.

Z wyrównaniem od marca, bo to wtedy diagności i fizjoterapeuci mieli dostać obiecane przez Ministerstwo podwyżki. Pieniądze przekazane do szpitali miały być „znaczone”, aby można je było wydać tylko na ten cel. Tak się nie stało: pieniądze "znaczone" nie były i poszły na bieżące wydatki.

Dlatego do wszystkich oddziałów NFZ mają także zostać wysłane pisma z pytaniem, ile pieniędzy minister przeznaczył dla diagnostów i fizjoterapeutów.

Jeśli podobnie zrobią także inne pracujące w systemie opieki zdrowotnej grupy zawodowe, którym ministerstwo obiecało pieniądze (psychologowie, psychoterapeuci, technicy laboratoryjni...), szybko okaże się, że od początku pieniędzy było za mało.

Szczególnie, że szpitale musiały nimi zapychać istniejące już dziury w swoich budżetach (na to też ministerstwo obiecało te same pieniądze).

„Daliśmy, znajdźcie sobie” - zdaje się mówić ministerstwo.

Ta zabawa w chowanego jest mało zabawna. Ochrona zdrowia jest w stanie krytycznym.

Przeczytaj także:

Fizjoterapeuci, diagności

Fizjoterapeutów pracujących w szpitalach jest 30 tys. Diagnostów 12,5 tys. Do tego kilka tysięcy techników analityki medycznej. „Razem jest nas prawie 50 tys. osób” - wylicza Agnieszka Gierszon, sekretarz Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Medycznych Laboratoriów Diagnostycznych (KZZPMLD).

"Z ponad 30-letnim doświadczeniem moje wynagrodzenie miesięczne netto wynosi 1800 zł" - mówiła fizjoterapeutka Hanna Kowalewska. „A to ciężka praca z pacjentem”.

„Po 5-letnich studiach wyższych wynagrodzenie fizjoterapeutów jest upokarzające i kształtuje się na poziomie 1600-1800 zł netto” – informuje Krajowy Ogólnopolski Związek Zawodowy Pracowników Fizjoterapii.

Podobnie zarabiają także diagności, którzy po studiach na Uniwersytecie Medycznym robią specjalizację, za którą płacą z własnej kieszeni – od 6 tys. do 30 tys. zł w zależności od rodzaju specjalizacji.

Ich praca jest kluczowa. Bez fizjoterapeuty proces leczenia się wydłuża, a brak rehabilitacji może mieć poważne skutki dla zdrowia pacjenta po operacji. Bez pracowników laboratoryjnych lekarze są bezradni, a diagnozy ryzykowne.

Podwyżka widmo

Ministerstwo obiecało podwyżki od marca, pieniądze miały być „znaczone” - czyli można je wydać tylko na ten konkretny cel. Naobiecywano jednak tyle, że w końcu nie wiadomo było, do kogo ta w gruncie rzeczy niewielka kwota miała trafić.

Przelane do szpitali pieniądze znaczone nie były, więc poszły na bieżące wydatki.

„Ministerstwo wciąż wodzi pracowników za nos. Jakieś pieniądze podobno do szpitali przekazano, ale co się z nimi stało, nie wie nikt. Te same pieniądze obiecuje się zresztą wielu grupom zawodowym. Nikt ich nie widział” – mówił OKO.press Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii.

„Mamy dość przerzucania się wirtualnymi kwotami. Pieniądze, które rzekomo przekazano na nasze podwyżki, zostały już dawno wydane” - mówi Gierszon ze związku zawodowego diagnostów.

Dać dwa, zabrać dziesięć

Ministerstwo zwodzi pracowników zawodów medycznych na wiele sposobów.

„NFZ wprowadziło na przykład wzrost wycen pewnych świadczeń, miało to wygenerować więcej pieniędzy dla szpitali, żeby zwiększyć liczbę wykonywanych zabiegów i zmniejszyć kolejki” - mówi Gierszon.

„Nagle ministerstwo jakby przypomniało sobie o obietnicach podwyżek i 15 kwietnia opublikowało wyjaśnienie, że przekazane pieniądze szpitale mają przeznaczyć także na podwyżki dla diagnostów medycznych, fizjoterapeutów, techników i wszystkich innych grup, którym coś obiecano".

Problem w tym, że kwota ledwo starczyłaby na podwyżki dla tych grup, a szpitale zdążyły ją już wydać na bieżące wydatki, rachunki i pokrycie zadłużenia. Na podwyżki nie zostało właściwie nic.

A to nie jedyny problem.

„W szpitalu, w którym pracuję, dyrekcja na początku ucieszyła się ze zwiększonej wyceny, zapowiedzieli, że może uda się przyznać premie” - mówi Gierszon.

"Ale kiedy zaczęli liczyć, okazało się, że dostali tak naprawdę pół miliona mniej, a nie więcej. Zarządzeniem prezesa NFZ wycenę pewnych usług podwyższono, ale innych obniżono. Na wybrane zabiegi poszło więc więcej pieniędzy, ale inne na tym ucierpiały. MZ głośno dało dwie rzeczy, a po cichu zabrało dziesięć".

Podobnie jest z odsetkiem PKB na zdrowie. „Oficjalnie zwiększono procent PKB na zdrowie, ale w praktyce kwotowo jest o 10 mld mniej niż zwykle, bo przelicznik wykorzystany do obliczania procentu jest archiwalny".

Pisaliśmy o tym wybiegu ministerstwa tutaj:

Zapomniana ustawa

Ministerstwo wciąż nie pamięta też o nowelizacji ustawy, której domagają się diagności.

„Miała być przekazana do konsultacji z końcem listopada, potem z końcem lutego, następnie kwietnia. Jest połowa maja i cisza” - mówi Gierszon.

Co miała zmienić ustawa?

  • uregulować dostęp do zawodu tak, żeby mieli go wyłącznie absolwenci studiów medycznych;
  • zagwarantować bezpłatne specjalizacje;
  • wprowadzić urlopy szkoleniowe.

Na razie ministerstwo gra w swoją grę uników i podstępów, a pracownicy medyczni tracą cierpliwość. Fizjoterapeuci są w trakcie strajku włoskiego, planują rozpoczęcie głodówki.

Diagności medyczni zaczynają masowo wchodzić w spory zbiorowe z dyrektorami szpitali, przygotowując się do strajku ostrzegawczego. Na początek czerwca planowana jest także manifestacja lekarzy rezydentów.

;

Udostępnij:

Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze