Najnowsze śledztwo „Otwartych Klatek” dotyczące ubojni na Mazowszu pokazuje, że branża mięsna wciąż robi interesy na cierpieniu zwierząt. Na nagraniach widać przyjmowanie krów w stanie agonalnym i znęcanie się. Sprawę bada prokuratura
„Dostaliśmy sygnał, że do jednej z ubojni na Mazowszu zwożone są chore, leżące krowy. I niemal od razu, gdy zaczęliśmy śledzić transporty, nagrywać je kamerą z drona, okazało się, że proceder jest powszechny. Nie po kryjomu, pod osłoną nocy, ale w biały dzień w samym środku wsi” – opowiada OKO.press Bogna Wiltowska ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Na nagraniach widać zwierzęta w czasie rozładunku, znajdujące się w stanie agonalnym. „To niezgodne z polskim prawem. Tzw. leżaki, czyli zwierzęta leżące, które nie są w stanie iść o własnych siłach, w ogóle nie powinny trafić do ciężarówki” – dodaje aktywistka.
A to nie koniec naruszeń w ubojni Onyśk w Dzierzbach Włościańskich na Mazowszu. Podczas czterech tygodni śledztwa na przełomie lipca i sierpnia 2023, Stowarzyszenie Otwarte Klatki zarejestrowało także przypadki przemocy i znęcania się nad zwierzętami.
„Udokumentowaliśmy sceny kopania, rażenia prądem, wykręcania ogonów. Widzieliśmy, jak pracownik najpierw kopał krowę, a potem po niej przeszedł. Innym razem pracownicy ciągnęli zwierzę, które nie było już w stanie samodzielnie zejść z naczepy. Narażali je na dodatkowe cierpienie, choć mogli od razu dokonać uboju” – dodaje Wiltowska.
Na jednym z nagrań widać też konia, którego ciągnie po rampie kilkunastu pracowników. Stawiał opór, więc jeden z nich strzelił mu w głowę z pistoletu ubojowego i ciągnęli go dalej.
Szokuje też fakt, że na terenie ubojni przebywały dzieci.
Z uwagi na drastyczne sceny przemocy krótka relacja wideo ze śledztwa dostępna jest pod linkiem tylko dla osób pełnoletnich.
O tym, że w polskich rzeźniach od lat masowo zabijane są chore zwierzęta, głośno zrobiło się w 2019 roku po reportażu „Superwizjera”. W branży o procederze skupowania krów, które powinny zostać zabite na terenie gospodarstwa, wiedzieli wszyscy, ale nikt nie mówił o tym głośno. Powód? Interes był zbyt opłacalny.
Gdy opinia publiczna dowiedziała się, że chodzi nie tylko o dobrostan zwierząt, ale także bezpieczeństwo żywnościowe, do sprawy odniosło się ministerstwo rolnictwa.
Obiecywało, że na terenie rzeźni w całym kraju pojawi się obowiązkowy monitoring.
Nawet branża sektora mięsnego deklarowała wówczas, że będzie szukać rozwiązań, które wyeliminują proceder. „Obietnice bez pokrycia. W zeszłym roku pokazaliśmy efekty śledztwa z ubojni Józan na Śląsku. Tam także przyjmowano krowy leżące” – komentuje Bogna Wiltowska.
Jak przekazuje OKO.press radczyni prawna „Otwartych Klatek” Angelika Kimbort, sprawa trafiła do prokuratury w Sokołowie Podlaskim. Zarzut? Znęcanie się nad zwierzętami. „Powiadomiony został także powiatowy lekarz weterynarii. Konieczne jest przeprowadzenie postępowania wyjaśniającego w stosunku do urzędowego lekarza, który sprawował nadzór nad ubojnią, a także w zakresie licencji dla kierowców, którzy przewozili zwierzęta” – mówi prawniczka.
Teoretycznie kary za znęcanie się nad zwierzętami gospodarskimi w Polsce nie są niskie. Maksymalny wymiar to nawet 5 lat bezwzględnego więzienia – w przypadkach, gdy chodzi o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem. Nawet jeśli prokurator zdecyduje się przedstawić zarzuty, to problem pojawia się na etapie zasądzania kar.
„Zazwyczaj są to wyroki w zawieszeniu, z minimalnymi grzywnami. 3-5 tys. złotych, nie odstraszają potencjalnych sprawców od łamania prawa” – komentuje Wiltowska.
Aktywistka dodaje, że odpowiedzialność powinna spoczywać nie tylko na pracownikach, którzy dopuszczali się przemocy, ale właścicielach zakładu, o ile świadomie dopuszczają do takich praktyk.
"Niemożliwe, żeby nie wiedzieli, co dzieje się w ich ubojniach. To oni powinni zasiadać na ławach oskarżonych, bo to oni zarządzają rzeźnią. Poza tym tak niskie kary nie będą działać odstraszająco.
W przypadku niewielkich grzywien lub nawiązek można powiedzieć, że branża wrzuci to sobie w koszty, a zwierzęta dalej będą cierpieć” – mówi Wiltowska.
Podobnie sprawę interpretuje Angelika Kimbort.
"Za przestępstwo znęcania się nad zwierzętami może odpowiadać osoba, która świadomie dopuszcza do zadawania bólu lub cierpień. W mojej ocenie to na pracodawcy ciąży obowiązek zatrudnienia osób właściwych do pracy, przeszkolenia ich, a także kontroli i niezwłocznego reagowania na wszelkie nieprawidłowości.
Dochodzenie powinno pomóc odpowiedzieć na pytanie, czy właściciel wiedział i jeśli tak, to dlaczego dopuszczał do takich praktyk. To, co uderza nas w tej sprawie, to fakt, że sprawcami są bardzo młode osoby, dla których wiedza o tym, że zwierzęta są zdolne do odczuwania cierpienia, jest na wyciągnięcie ręki, chociażby w Internecie. Poza tym żaden z pracowników nie reagował na przypadki znęcania się przez inne osoby.
W mojej opinii świadczy to o utartej praktyce postępowania ze zwierzętami w przedsiębiorstwie" – mówi prawniczka.
Dzień po złożeniu zawiadomienia, prokuratura poleciła wszczęcie dochodzenia ws. znęcania się nad zwierzętami w ubojni Onyśk. Z przedstawicielami Otwartych Klatek skontaktowała się również powiatowa lekarz weterynarii Anna Boczoń-Borkowska.
”Otrzymaliśmy kopię decyzji powiatowego lekarza weterynarii o wstrzymaniu działań zakładu Onyśk. Decyzja wydaje się zasadna w obliczu udokumentowanych zaniedbań. Pamiętajmy jednak, że to nie koniec, a początek całej sprawy. Równie istotne będzie dalsze dochodzenie prokuratury” – komentuje Angelika Kimbort.
Do czasu publikacji tekstu na doniesienia nie zareagowało za to Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze