0:000:00

0:00

"Mamy niestety kolejny dowód, że Państwo abdykowało ze swej funkcji w zakresie ochrony przyrody w Polsce" - pisze Fundacja Greenmind.

"Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska uznał, że zniszczenie na skutek ubiegłorocznego, majowego zrzutu wody na stopniu Włocławek blisko pół tysiąca gniazd nie jest szkodą w środowisku" - dodaje.

Pomimo tego, że w uzasadnieniu stwierdził, że Wody Polskie - instytucja, która dokonała zrzutu - nie uzyskały wymaganej prawem zgody na odstępstwa od zakazów w stosunku do zwierząt objętych ochroną gatunkową.

"Należy uznać to za pierwszy krok do likwidacji obszaru Natura 2000 Dolina Dolnej Wisły. To otwarta droga do budowy stopnia Siarzewo i Kaskady Dolnej Wisły" - alarmuje organizacja.

Przeczytaj także:

Spłukiwanie gniazd

26 maja 2018 roku Wody Polskie wykonały zrzut wody na zaporze we Włocławku, podnosząc poziom rzeki poniżej stopnia wodnego o metr. Tylko po to, by umożliwić transport kadłuba zbiornikowca ze stoczni w Płocku do Gdańska.

Tyle że stało się to w środku okresu lęgowego - również gatunków objętych ścisłą ochroną, m.in. sieweczki rzecznej, sieweczki obrożnej, rybitwy białoczelnej i rybitwy rzecznej. I na obszarze Natura 2000 Dolina Dolnej Wisły, który powołano do ochrony właśnie tych gatunków.

Pierwsze szacunki Towarzystwa Przyrodniczego ALAUDA, które monitorowało sytuację na rzece tuż po zrzucie, mówiły, że zostało zniszczonych ponad 130 ptasich lęgów (czyli - w tym przypadku - przede wszystkim gniazd z jajami). Bydgoska Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska przyjęła liczbę 138 gniazd. Jednak późniejsza ekspertyza ornitologiczna przygotowana przez dr. hab. Lechosława Kuczyńskiego z UAM wykazała, że

sztuczna fala wywołana zrzutem zatopiła aż 420 lęgów ptaków podlegających ochronie – sieweczki rzecznej, mewy siwej, rybitw białoczelnej i rzecznej - które gnieździły się na piaszczystych wyspach i brzegach Wisły poniżej Włocławka.

GDOŚ: "Istotnych szkód nie było"

Niestety, tej ekspertyzy nie chce uznać Andrzej Szweda-Lewandowski, Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska (GDOŚ). To własnie do niego odwołały się Greenmind i ALAUDA, gdy bydgoski RDOŚ umorzył postępowanie w sprawie szkód przyrodniczych, jakie spowodował zrzut wody we Włocławku.

Ale dyrektor Szweda-Lewandowski w oficjalnym piśmie nie tylko uznał wersję, że zniszczeniu uległo 138 gniazd z jajami. Podtrzymał też umarzającą decyzję bydgoskiego RDOŚ, uznając, że zrzut wody nie wyrządził żadnej istotnej szkody przyrodniczej.

„Zrzut wody zniszczył 85 lęgów rybitwy białoczelnej" - mówi OKO.press dr hab. Przemysław Chylarecki z Fundacji Greenmind.

"Przy liczebności szacowanej w Polsce na maksymalnie 1000 par oznacza to, że lęgi straciło blisko 10 proc. populacji tego gatunku w naszym kraju. To niby nie jest istotna szkoda w środowisku?” - pyta retorycznie naukowiec.

I podaje dane dotyczące kolejnego gatunku, rybitwy rzecznej: potopiono 230 lęgów, czyli jaja mniej niż 1 proc. populacji tego gatunku, którego liczebność szacuje się na 5-6 tys. par. "Niby stosunkowo niewiele, ale przypominam, że zrobiono to bez żadnego uzasadnienia, które mieściłoby się w granicach polskiego prawa. Bo przecież potrzeba spławienia barki nim nie jest" - mówi dr hab. Chylarecki.

Drugi lęg? To nie takie proste

Szweda-Lewandowski, by udowodnić, że strat powstałych w wyniku zrzutu w ogóle nie można kwalifikować jako istotnej szkody w środowisku, założył, że ptaki, które potraciły gniazda z jajami mogły przystąpić do lęgów ponownych (tzw. zastępczych). I to nawet „poza granicami Polski”

„Nigdy nie jest tak – i mówi o tym ekspertyza dr. hab. Kuczyńskiego – że lęgi zastępcze wyprowadzają wszystkie ptasie pary, które je straciły. Tak jest maksymalnie w przypadku 50 proc. ptaków, a na ogół mniej. Więc nie można mówić o kompensacji straty w lęgach w proporcji 1:1, jak wydaje się sugerować GDOŚ" - wyjaśnia dr hab. Chylarecki.

Uczony zaznacza też, że lęgi zastępcze tych gatunków, które je potraciły w wyniku zrzutu wody, cechuje mniejsza wydajność. Dzieje się tak z kilku przyczyn.

Po pierwsze, ponowne złożenie jaj przypada już na przełom wiosny i lata. A jest to czas, gdy zwiększa się aktywność rekreacyjna nad i na wodzie. "Ludzie wchodzą na łachy, gdzie odchowywane są młode i składane jaja, niechcący rozdeptują je, rozpędzają, powodują porzucenie gniazd przez dorosłe ptaki" - mówi naukowiec.

Po drugie, jaja z lęgów zastępczych są mniej liczne – zwykle o jedną sztukę – i mniejsze. Poza tym, podczas wyprowadzania lęgów zastępczych ptaki są już osłabione, przez co gorzej opiekują się pisklętami i jajami.

W komunikacie na Facebooku Fundacja Greenmind zwróciła również uwagę na to, że GDOŚ w swoich wyjaśnieniach zignorował to, że wiele lęgów zastępczych stwierdzonych po zrzucie na Dolnej Wiśle należało do ptaków, które mogły przylecieć tam ze środkowej Wisły, znad Bugu, a może i nawet spoza granic Polski.

Zła wróżba

Zdaniem dr. hab. Chylareckiego, sposób myślenia zaprezentowany przez dyrektora Szwedę-Lewandowskiego w piśmie, w którym podtrzymuje decyzję RDOŚ Bydgoszcz o umorzeniu postępowania w sprawie szkód przyrodniczych spowodowanych zrzutem wody, źle wróży na przyszłość.

"GDOŚ otwarcie legitymizuje straty w przyrodzie sugerując, że nic się nie stało. Bo, co prawda, ptaki potraciły lęgi, ale przecież wyprowadziły kolejne lęgi i wszystko jest w porządku" - mówi naukowiec.

"Skoro więc GDOŚ ignoruje rzetelną wiedzę przyrodniczą, to równie dobrze może powiedzieć, że można spiętrzyć wodę dla potrzeb planowanego stopnia wodnego w Siarzewie, bo przecież ptaki i inne gatunki dadzą sobie radę” - dodaje.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze