Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
Po siedmiu latach procesu adwokat Roman Giertych i były lider LPR wygrał prawomocnie proces o nienawistne komentarze. Sąd uznał, że za ich zamieszczanie odpowiada właściciel portalu, na którym zostały opublikowane. To może być początek rewolucji w polskim internecie
„Myślę, że to moje największe sądowe zwycięstwo w życiu, bo trochę zmieni się środowisko medialne w którym żyjemy” – pochwalił się w piątek, 21 kwietnia, na swoim profilu na Facebooku, mecenas Roman Giertych.
I ma rację, bo piątkowy precedensowy wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie dotyczy w praktyce wszystkich portali internetowych.
Giertych (wicepremier w poprzednim rządzie PiS, a obecnie adwokat reprezentujący m.in. Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego) przez siedem lat procesował się we własnej sprawie z koncernem Ringer Axel Springer, wydawcą internetowego wydania „Faktu”.
W 2010 roku na portalu opublikowano artykuł „Giertych chce odebrać immunitet Kaczyńskiemu”. Pod tekstem pojawiły się komentarze, pełne wulgaryzmów i nienawiści. Ich autorzy kpili z wyglądu i intelektu Giertycha, kwestionowali, że jest człowiekiem i Polakiem.
Giertych wypowiedział wtedy hejterom wojnę. Ściganie autorów komentarzy w internecie jest skomplikowane, bo żeby ich pozwać, trzeba najpierw ustalić, kto kryje się za internetowymi nickami i znaleźć adresy zamieszkania tych osób.
Mecenas Giertych nie pozwał jednak ludzi, którzy zamieścili obraźliwe komentarze, lecz właściciela portalu. Domagał się usunięcia hejterskich wpisów ze strony fakt.pl, przeprosin i 8 tys. złotych zadośćuczynienia. Argumentował, że to
wydawca odpowiada za wpisy – bo, zgodnie z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną, powinien usuwać nienawistne komentarze. Nie odpowiadałby za nie tylko gdyby wykazał, że nie wiedział o ich istnieniu. Tak orzekł w 2016 roku Sąd Najwyższy.
Giertych dowodził, że wydawca portalu musiał wiedzieć o komentarzach, bo zatrudnia moderatorów do ich usuwania. W czasie procesu okazało się też, że portal ma automatyczny system, który według słów – kluczy wyszukuje takie treści i je usuwa.
Początkowo sądy oddalały pozew Giertycha. Sprawa dwa razy oparła się o Sąd Najwyższy, który orzekał korzystnie dla Giertycha i cofał sprawę do ponownego rozpoznania.
W piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie przyznał w końcu rację prawnikowi i nakazał wydawcy portalu fakt.pl zamieszczanie przeprosin. Mają one ukazywać się na jego stronie przez siedem dni.
Wyrok jest prawomocny. I – według Giertycha – „praktycznie nie do zmiany” bo, jak przekonuje prawnik "nie wolno wywodzić kasacji w sprawach, które rozstrzygał już Sąd Najwyższy".
Sprawa może mieć ogromny wpływ na działalność wszystkich polskich portali internetowych. Wprawdzie w Polsce nie obowiązuje prawo precedensowe – co oznacza, że kolejne sądy rozpatrujące podobne przypadki, nie muszą brać pod uwagę wyroku w sprawie Giertych - Ringer Axel Springer, ale w praktyce zwykle uwzględniają wcześniejsze orzecznictwo.
A to oznacza, że wydawcy portali muszą natychmiast usuwać ze stron hejterskie wpisy, bo jeśli później nie udowodnią, że nie wiedzieli o nich – będą przegrywać sprawy z osobami, które zostały obrażone.
Z hejterami walczy też klient Giertycha - Radosław Sikorski, który wraz z rodziną był atakowany antysemickimi wpisami. On na razie batalii sądowej nie wygrał.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze