0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot. Kuba Atys / Age...

„Płace realne w gospodarce narodowej rzeczywiście maleją” – przyznał po ponad 20 minutach kwietniowej konferencji prasowej prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. I uspokajał: przecież obecnie mamy poziom płac mniej więcej z połowy 2021 roku. I uzupełnił tę myśl:

„To nie jest tak, że grozi nam głód, katastrofa, że nie będzie co jeść, że ludzie głodują i będzie coraz gorzej. Nie! To jest poziom z połowy 2021 roku! Cieszylibyśmy się, gdybyśmy teraz mieli poziom wyższy niż w 2021 roku, no ale bez przesady!”.

W ten sposób prezes Glapiński próbował połączyć uczciwość wobec danych z pozytywnym przekazem — źle już było, teraz już czeka nas tylko poprawa. A przy okazji zakpił z rzeczywistego ubóstwa.

To bardzo problematyczna wypowiedź z kilku względów.

Walka z chochołem

Po pierwsze, prezes Glapiński stosuje tutaj prosty zabieg retoryczny zwany sofizmatem rozszerzenia, a bardziej potocznie – stawianiem chochoła.

Podczas konferencji prezes NBP bardzo często nawiązuje do mediów i polityków, którzy, jego zdaniem, notorycznie się mylą i zakłamują prawdę o sytuacji polskiej gospodarki. Choć prawie nigdy nie wymienia nazwisk czy nazw mediów, zawsze jest jasne, że chodzi o tych, którzy są wobec obecnej władzy nastawieni krytycznie. O rządzie mówi tylko dobrze.

Powyższy cytat z prezesa jest przykładem walki z chochołem, wymierzonym w media i w opozycję. Straszą nas głodem, mówi prezes NBP.

Tymczasem media, w tym OKO.press, opisują po prostu sytuację gospodarczą. A np. stan płac realnych jest rzeczywiście niepokojący.

Zbliża się rok ze spadkami płac realnych

To już siódmy miesiąc, gdy wg danych GUS płace realne spadają. Tak naprawdę ten spadek trwa już dłużej – w lipcu, gdy mieliśmy wzrost o zaledwie 0,2 proc., statystykę podbiła wypłata nagród w kilku sektorach takich jak górnictwo. To oczywisty powód do niepokoju – ceny rosną szybciej niż płace, więc chociaż wiele/wielu z nas dostaje podwyżki, średnio możemy za wyższe pensje kupić nieco mniej niż rok wcześniej.

A dodajmy do tego jeszcze, że dane, o których tu mówimy, nie dotyczą wszystkich. Co miesiąc otrzymujemy liczby dotyczące pracowników firm powyżej 9 pracowników. To około 40 proc. rynku pracy. A w małych firmach zarabia się mniej. Oczywisty wniosek brzmi – wśród wszystkich pracowników sytuacja jest gorsza.

Prezes tymczasem dyskutuje z argumentem, który w poważnych mediach, czy wśród polityków nie pada. Łatwiej jednak obalić argument pod tytułem „mówi się, że zaraz będziemy umierać z głodu”, niż zmierzyć się z rzeczywistymi problemami.

Przeczytaj także:

Tusk o inflacji

Jak opozycja w rzeczywistości mówi o inflacji? Spójrzmy np. na cytat z Donalda Tuska z 4 kwietnia. Szef PO odnosił się tam bezpośrednio do premiera Morawieckiego i prezesa Glapińskiego:

„Dla nich może jest świetnie, ale ludzie będą dowiadywali się, że ciągle coś drożeje. Za rok jak inflacja będzie wynosić 10 proc., to wzrost cen będzie wyższy i boleśniejszy niż dziś. Bo liczy się to od wiele wyższej podstawy. Opowiadają te bajki, a ludzie idą do sklepu i płaczą”.

To mocne sformułowania, ale w tym i innych cytatach z Tuska próżno szukać słów o tym, że „nie będzie co jeść”. Słowa Tuska odwołują się do realnych obaw wyborców, słowa o inflacji w wysokości 10 proc. za rok mogą być przesadne, ale też nie jest to całkiem wykluczony scenariusz.

Poprawa w najbliższych miesiącach - Glapiński może mieć rację

Rację może mieć też prezes Glapiński, gdy mówi, że płace realne w ciągu kilku miesięcy zaczną ponownie rosnąć. Oznaczałoby to spadek inflacji poniżej nominalnego wzrostu pensji. I taki scenariusz w ciągu pół roku jest możliwy. Jeśli tak, kpiarska retoryka jest tym bardziej niepotrzebna i szkodliwa. Jak wielokrotnie - niemal po każdej konferencji Glapinskiego - przypominaliśmy w OKO.press, prezes banku centralnego powinien wypowiadać się w sposób rzeczowy, stonowany i przede wszystkim unikać wchodzenia w bieżącą politykę. Wiarygodna komunikacja jest bowiem istotna dla zarządzania oczekiwaniami inflacyjnymi.

Ironiczne żarty na temat głodu są dodatkowo niestosowne w momencie, gdy Polacy rzeczywiście ubożeją - i to w tempie niewidzianym od lat.

Ubóstwo wraca do 2015 roku

Nie mamy jeszcze danych o ubóstwie za 2022 rok według GUS. Ale na podstawie dostępnych danych gospodarczych można już sporo na ten temat powiedzieć. Specjaliści od walki z ubóstwem z organizacji EAPN Polska oszacowali już, jak wyglądał poziom skrajnego ubóstwa w 2022 roku.

Według nich ubóstwo skrajne wyniosło w 2022 roku 6,5 proc. To ogromny wzrost (o 54 proc.), z 4,2 proc. w zeszłym roku. Oznacza to wzrost osób skrajnie ubogich o aż 859 tys. osób. I powrót do poziomu z 2015 roku, gdy PiS krytykowało poziom ubóstwa w Polsce.

Głównym powodem tego wzrostu jest oczywiście wysoka inflacja. A to czynnik, który przecież nie wygasł. Można więc podejrzewać, że odsetek osób skrajnie ubogich dalej rośnie. Dzieje się to w momencie, gdy prezes NBP śmieje się, że na pewno w Polsce ludzie nie będą głodować.

Tymczasem skrajne ubóstwo to życie poniżej minimum egzystencji. To wskaźnik obliczany przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Wartości są różne dla różnych typów gospodarstw domowych. Ale łączy je jedno – to środki tak niskie, że konsumpcja poniżej tego poziomu zagraża życiu i zdrowiu człowieka. A to oznacza również zagrożenie głodem.

Wzrost płacy realnej prezesa NBP

I dodatkowo te słowa prezes Glapiński wypowiada na pierwszej konferencji po publikacji danych na temat jego zarobków w 2022 roku. W momencie, gdy zarobki większości Polek i Polaków realnie spadają, prezes otrzymał podwyżkę przekraczającą średni poziom inflacji w 2022 roku.

To żadna tajemnica, informację opublikował NBP. W 2022 roku prezes Glapiński zarobił ponad 1,3 mln zł brutto, o 18 proc. więcej niż rok wcześniej. Nie oznacza to, że prezes przyznał sobie nadzwyczajnie wysoką premię. Jego zarobki są ustalane na podstawie ustawy z 2019 roku. Zapisano w niej, że wielkość środków na wynagrodzenia ustalana jest corocznie w planie finansowym NBP na podstawie poziomu płac w sektorze bankowym.

Wysocy urzędnicy państwowi powinni zarabiać dużo, gdyż odpowiedzialność na takich stanowiskach jest wysoka. Do tego dochodzi specyfika sektora bankowego, gdzie zarobki na wysokich stanowiskach menedżerskich są wysokie. Stąd zapis w ustawie.

Ośmieszanie urzędu

Problem w tym, że prezes NBP w takiej sytuacji powinien zachować dużo dalej idącą wrażliwość i unikać takich uwag. Szczególnie że nawet podczas tej samej konferencji potrafi przyznać, że na inflacji najwięcej tracą najubożsi, że to ich należy otoczyć w trudnych czasach odpowiednią opieką. Tymczasem kończy się tym, że jego przekaz bywa niespójny, a ton uwag zupełnie nie na miejscu. Gdybyśmy mieli do czynienia z neutralnym politycznie i profesjonalnym urzędnikiem, takie sytuacje by się nie zdarzały.

Tymczasem zarobki prezesa Glapińskiego i to, jak się o nich mówi, bardzo go przejmują. Do tego stopnia, że do tematu wracał na konferencji kilkukrotnie. I przygotował specjalne wykresy, porównujące jego zarobki do zarobków prezesów banków komercyjnych i innych banków centralnych. Powiedział też, że jego pensja netto to „około 600 tys. zł rocznie”. Problem w tym, że wszystkie te informacje są nie na temat podczas wystąpienia na temat bieżącej sytuacji gospodarczej i decyzji Rady Polityki Pieniężnej na temat stóp procentowych.

Prezes nieustannie ośmiesza swój urząd.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze